„Dziwny jest w świat, w którym nawet wielokrotne puszczanie się na boku jest legalne, ale już mówienie o tym (podobnie jak np. zakwestionowanie potencjału intelektualnego sąsiada) prowadzi za kraty (art. 212 KK). Dziwny jest świat, w którym Szef Rządu kantuje, zwodzi i łże, pozostając w zupełnej zgodzie z prawem stanowionym, ale już np. pomyłka obywatela przy wypełnianiu urzędowego świstka to nawet pięć lat w ciupie (art. 270 KK)”- pisze Mariusz Korejwo
Domofon to takie urządzenie, którego wyłączyć się nie da. Można zepsuć, ale nie wyłączyć. Toteż każdej soboty budzi mnie o nieludzkiej porze przenikliwy dźwięk uruchamiany przez faceta oferującego ziemniaki i jaja. W erze przeddomofonowej gość miał utrudnione zadanie. Stawał przed frontem budynku i wydzierał się o tych jajach i ziemniakach, budząc mieszczan równie skutecznie jak dzisiaj. Jedno się nie zmieniło: i teraz, i wówczas na furmanie z której handluje, nie sposób uświadczyć kasy fiskalnej, a klient odejdzie bez paragonu nawet jeśli nabędzie pełen wór kartofli.
Znaczy się, szara strefa. Znaczy się, facet uszczupla dochody państwa. Znaczy się, nie dokłada do bezzwrotnej pożyczki, którą my, naród, obdarujemy inne (dwukrotnie bogatsze) bratnie narody akwenu śródziemnomorskiego. Dzięki przenikliwości ministra Jacka Jana Antony’ego Vincenta wiemy, że taka postawa prowadzi prostą drogą do globalnego konfliktu zbrojnego. Jako człowiek miłujący pokój, jaj z furmanki nie kupuję, ale swoją drogą: dziwny jest świat w którym jeden nieodpowiedzialny pośrednik ziemiopłodów może doprowadzić do Armagedonu.
Dziwny jest w świat, w którym nawet wielokrotne puszczanie się na boku jest legalne, ale już mówienie o tym (podobnie jak np. zakwestionowanie potencjału intelektualnego sąsiada) prowadzi za kraty (art. 212 KK). Dziwny jest świat, w którym Szef Rządu kantuje, zwodzi i łże, pozostając w zupełnej zgodzie z prawem stanowionym, ale już np. pomyłka obywatela przy wypełnianiu urzędowego świstka to nawet pięć lat w ciupie (art. 270 KK).
Zgoda, pyskowanie władzy zawsze było niebezpieczne: można było stracić język, albo i głowę; w PRL traciło się np. możliwość drukowania książek, ale to i tak miękko, bo u Czechów posiadacze niewyparzonych gęb lądowali na przodku kopalni.
Tymczasem cudzołóstwo wyszło z kanonu czynów karalnych, choć na zdrowy rozum nie wiadomo dlaczego: mitem jest, że damsko – męskie tentego to interes bezpośrednio zainteresowanych. A rozbite rodziny ? Zdemolowane psychicznie dzieci ? A koszty (każdego typu) zdradzanych ?Może niekoniecznie, wzorem starotestamentowych Żydów i zupełnie współczesnych muzułman, należałoby chodliwe małżonki od razu kamieniować, ale owa reymontowska wieś, która w końcu przegoniła Borynową Jagnę, chyba trochę racji miała.
Summa summarum, idzie o to, że prawo miast być regulatorem życia, staje się (stało się) dziwotworem niepojętym dla tych, którym miało służyć. Oto stalowe chaszcze pełne zadziorów, podstępnych pułapek i zaostrzonych kolców ukrytych w ciemnościach. Wędruje się przez ten labirynt z poczuciem bezsiły i narastającego wyobcowania wobec jego konstruktora. Tak państwo pozbywa się autorytetu, a władza bez autorytetu może oprzeć się wyłącznie na przemocy (H. Arendt, „O przemocy”).
Nie jest to detal; nieskuteczne państwo sprowadza się nieuchronnie do policyjnej pały. Oglądałem ostatnio te ze Stanu Wojennego. Zwykłe patrolówki, niespełna półmetrowe („banan”), zrobiono z gumy, która nie parcieje mimo upływu 30 lat i nadal ciągnie aż miło. Szturmówki były dłuższe, bo 75 centymetrowe; milicjanci ochrzcili je imieniem Lola. Pała była generalnie biała, ale czarne też się zdarzały, mamy taką na składzie (do patroli nocnych ?). Koleżanka, która zna się na rzeczy, stwierdziła, że współczesne tonfy są dużo lepsze. Poprzeczne ramię pozwala lać, a gdy trzeba, to i przydusić łobuza, dużo mniejszym nakładem sił funkcjonariusza.
Skuteczne użycie pały wszelkich modeli uzależnione jest od stopnia opanowania właściwego regulaminu. Te milicyjne wskazywały konkretnie, gdzie lać, aby śladów nie było, a bolało. Pojęcia nie mam, jak taki regulamin wygląda dzisiaj, ale przekonałem się na własnej skórze, że naukowa metoda pałowania doprowadzona została do perfekcji. Dostałem za przejście na czerwonym oraz za to, że pomimo nalegań patrolu, dyspozytor z miejskiego monitoringu za żadne skarby nie chciał potwierdzić mojego przewinienia.
Poznałem swoje miejsce w drabince i teraz z większym szacunkiem oglądam Przedstawicieli Władzy w telewizorze.
No i lepiej zrozumiałem pana Marcina, bo jak i jemu, złe mi się śni.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość