„Zarządzenie, niestety, nie precyzuje, czy nakazy i zakazy obowiązują urzędnika jedynie w godzinach pracy, czy również w czasie wolnym. Nie wiadomo więc, czy grillując na działce wolno mu tłuc dzieci i manifestować życzliwość do Kongresu Kobiet, albo np. czy niekasowanie biletów w olsztyńskim MPK jest już wykroczeniem w oczach Premiera, czy tylko w świetle kodeksu wykroczeń”- pisze Mariusz Korejwo
Gdzieś na przestrzeni czasu pomiędzy byciem premierem, nie byciem premierem i ponownym byciem premierem, Pan Premier wydał premierowskie zarządzenie.
Rzecz jest szalenie poważna oraz zawiera myśli Słuszne i Prawe, traktuje bowiem o etyce urzędniczej. Etycznie poprawny referent jest grzeczny, miły i uprzejmy, potrafi liczyć, nigdy nie mówi źle o szefie, broń Boże nie dorabia na boku i w żadnym przypadku nie zadaje się z politykami. Pracuje rzetelnie, dokształca się po nocach i chociaż, co oczywiste, korzysta z pełni praw obywatelskich z wyborczymi włącznie, nie wolno mu w żaden sposób ujawniać preferencji politycznych. No, chyba że chodzi o aktualny rząd (§ 16.2).
Zarządzenie, niestety, nie precyzuje, czy nakazy i zakazy obowiązują urzędnika jedynie w godzinach pracy, czy również w czasie wolnym. Nie wiadomo więc, czy grillując na działce wolno mu tłuc dzieci i manifestować życzliwość do Kongresu Kobiet, albo np. czy niekasowanie biletów w olsztyńskim MPK jest już wykroczeniem w oczach Premiera, czy tylko w świetle kodeksu wykroczeń. W akcie premierowskim brakuje również elementarnego czynnika składowego każdego z poważnych norm prawnych, tzw. uchyleń. Nie jest więc do końca jasne, czy Donald Tusk wprowadzając własne normy etyczne zniósł poprzednie: od Sokratesa począwszy na prof. Hołówce skończywszy.
Nie wiadomo również, czy Premier tworząc swe kolejne dziełko nie czuł mrowienia w plecach. Przynajmniej przy niektórych frazach. Np. tej o kierowaniu się zasadą bezinteresowności. Albo tej o racjonalnym gospodarowaniu środkami publicznymi. Bo są i inne, jakoś dziwnie trafione. Choćby ta, o konieczności działania w sposób pogłębiający zaufanie obywatela do „organów administracji publicznej”.
Chciałoby się rzec, że zasady etyczne wyznaczać powinien ktoś, kto sam je stosuje. Ale może Premier woli być raczej owym diogenesowskim drogowskazem, który sam stoi w miejscu, innym wskazując drogę. Łatwo poganiać i piętnować tabuny referentów, bo oni i tak dla publiczności dzielą się na złośliwych pawianów i obezwładniających nieudaczników.
Nie ma mowy o etyce przy liście płac, która nie pozwala na normalne funkcjonowanie, a robotę po godzinach bierze się aby odgonić kolejną ratę kredytu; tę samą która przez dwadzieścia – trzydzieści lat zżerać będzie lwią część dochodów i czynić tegoż referenta „officum adscripti”.
Nie ma mowy o racjonalności, bo urzędy coraz bardziej i w coraz większym stopniu zmuszone są zajmować się same sobą; owe wszystkie „zarządzania kryzysowe”, „zarządzania ryzykiem”, „zarządzania jakością”, „audyty” „budżety zadaniowe” (hipostaza: nikt tego nie widział, wszyscy o tym gadają) rzucane z wielkopańska z odrealnionych, mgławicowych central nie mają nic wspólnego z pracą prawdziwą, nie służą niczemu i nic z nich nie wynika. Hordy urzędników ślęczą godzinami nad niepojętymi wykresami, tabelami, sprawozdaniami i raportami w doskonałej świadomości, że cała ich robota psu na budę.
Wciskanie takiego stanu rzeczy w kolejny gorset budzi pusty śmiech i kpiny uprawiane wcale nie z cicha i wcale nie po kątach. Ciekawe, czy pisanie podobnych zarządzeń naprawdę daje komukolwiek złudzenie kreowania rzeczywistości. Poprzedni premier był łaskaw wydać zarządzenie dotyczące godzin urzędowania. Konia z rzędem czy, wyłączywszy najbardziej zatwardziałych gryzipiórków, ktokolwiek ma pojęcie, że ono istnieje ?
PS: uprzejmie donoszę, że jako urzędnikowi służby cywilnej nie wolno mi udzielać się politycznie, z czego jasno wynika, że powyższy tekst nie jest tekstem politycznym.
Mariusz Korejwo, dr historii, pracownik Archiwum Państwowego w Olsztynie
Skomentuj
Komentuj jako gość