Na tytuł artykułu Bogdana Bachmury „Mój Kościół”, zamieszczonego w poprzedniej „Debacie” odpowiadam tytułem: Nasz Kościół. Bo Kościół to wspólnota i ważne jest, aby każdy katolik z tą wspólnotą – jak z rodziną – się identyfikował. Jak w rodzinie są swary, nieporozumienia, tak też w społeczności wiernych dochodzi do dyskusji, sporów, różnic, ale wszystko to powinno doprowadzić poprzez dialog do osiągnięcia konsensusu, do utrwalania wspólnoty zbudowanej z różnorodnych elementów.
O Kościele można pisać na dwa sposoby. O jego problemach wewnętrznych, personalnych, dyscyplinarnych, dogmatycznych, ale też można konfrontować Kościół i jego przesłanie ze światem współczesnym. I takiej konfrontacji dokonał B. Bachmura, stwierdzając, że polski Kościół nie odnalazł się w dobie demokracji. Ponadto etos współczesnego świata, etos indywidualizmu, oryginalności za wszelką cenę, a jednocześnie hedonizmu i materializmu oraz pełnej wolności z odrzuceniem wszelkich norm moralnych faktycznie jak fala pociąga za sobą coraz więcej osób. Ludzie zabijają w sobie potrzebę metafizycznych przeżyć, zastępują to używkami, muzyką i szukaniem przyjemności zmysłowych. Przy wielkich kryzysach światowych - a niewątpliwie taki mamy dzisiaj - duża część społeczeństwa nie zadaje sobie pytań eschatologicznych, wręcz przeciwnie, chce jak najpełniej używać życia. Znamy to z historii, że podczas zarazy czy kataklizmów jedni pokutowali, wznosili modły do Boga, odmienili swoje życie widząc kruchość tego świata materialnego, drudzy wręcz przeciwnie, dopiero w pełni zaczęli używać życia nie przestrzegając żadnych norm moralnych czy obyczajowych. Tak faktycznie od roku 1968 (od rewolty studenckiej czy rewolucji hippisowskiej) żyjemy w świecie, gdzie zakwestionowane są odwieczne zasady poznawcze. Nikt dziś w filozofii już nie pyta o prawdę, prawda obiektywna nie jest ważna i nie jest potrzebna. Liczy się wyłącznie subiektywne przeżywanie i odczuwanie rzeczywistości. Zostały rozbudowane szkoły filozoficzno - antropologiczne, których teorie szybko zostały przeniesione przez psychoterapeutów, dziennikarzy, a nawet niektórych księży i psychologów, że świat wokół ciebie się nie liczy, najważniejszym jesteś tym sam, twoje odczuwanie, twoje potrzeby, które masz prawo, a nawet obowiązek realizować. Stąd w pewnym czasie nastąpił tak szybki rozwój szkół buddyzmu wśród środowisk akademickich i artystycznych, bo buddyzm odrzuca Boga, najważniejszy jesteś ty sam i sam się zbawiasz. Bóg człowiekowi nie jest potrzebny, bo to człowiek zajmuje miejsce Boga. To przesłanie sączone jest w magazynach dla kobiet i młodzieży, w filmach i serialach, upowszechniane przez celebrytów. Skoro Bóg człowiekowi nie jest potrzebny, to także Kościół jest zbyteczny. No, może czasem jest potrzebny, aby uczestniczyć w pięknym rytuale ślubu czy pogrzebu, bo Kościół umie zorganizować uroczyste celebry.
Oczywiście były w historii czasy, w których całkowicie starano się wyeliminować Kościół z życia społecznego, przykładem epoka Oświecenia, co zaowocowało Rewolucją Francuską, gdy z powodów filozoficzno-politycznych starano się zniszczyć Kościół katolicki mordując księży, siostry zakonne i niszcząc kościoły. Ze względów ideologicznych całkowicie starano się wyeliminować Kościół, a przede wszystkim potrzebę odwoływania i odnoszenia się do Boga, w sowieckiej Rosji i krajach komunistycznych. Dziś ma to miejsce w Chinach. Ale dzisiejsza sytuacja jest trochę inna. Dziś laicyzacja nie ma charakteru politycznego, a kulturowy. I chyba Kościół na taką formę ateizacji nie był przygotowany. Mało tego, chce jakby dostosować się do świata coraz bardziej odchodząc od ortodoksji, myślę tu o uleganiu protestantyzmowi. Ale czy w ten sposób zatrzyma się wiernych? Wątpię.
B. Bachmura napisał: Jak dalece polski Kościół politycznie „odleciał”, pokazuje unieważnienie małżeństwa Jacka Kurskiego, a następnie jego ślub w Łagiewnickim sanktuarium. W unieważnieniu dwóch małżeństw (Kurskiego i jego obecnej żony) nie doszukiwałbym się czynników politycznych, choć ostentacyjny ślub nabrał takiego charakteru. To niestety papież Franciszek doprowadził do tego, że dziś faktycznie prawie każde małżeństwo katolickie może być uznane za nieważnie zawarte. Dawniej do unieważnienia małżeństwa potrzebne było orzeczenie dwóch instancji sądowych. Dziś, gdy strony nie składają apelacji ważny jest wyrok pierwszej instancji. A tu dochodzić może do przeróżnych nadużyć, wszak sędziowie są tylko ludźmi. Wystarczy, że oficjał jako przewodniczący składu wyznaczy jeszcze dwóch sędziów (taki jest wymóg), z których jeden jest znany z tego, że nigdy nie czyta akt i jest na tyle wiekowy, że nawet nie wie, jaki jest dzień tygodnia, ale podpisze wszystko co podsunie oficjał. Do tego biegłym sądowym zostaje ustanowiona rodzona siostra oficjała i wtedy faktycznie jeden człowiek decyduje o ważności lub nieważności małżeństwa, bo głos trzeciego sędziego już jest nieistotny. Opisuję ten przypadek nie w kategorii hipotetycznej.
Jednak, to co się dzieje w Kościele, jak niejako „ustawia” się on do świata w dużym stopniu zależy od hierarchii. Powszechnym jest narzekanie, że Kościół w Polsce utracił młodzież. Pytanie dlaczego? Czy przez katechizację w szkole? Może częściowo, bo niestety duża część księży nie była przygotowana to tego, aby uczyć w szkole. Nie chcę wymieniać przyczyn, ale jedną z nich – i nie wiem czy nie podstawową – jest brak pedagogiczno-metodycznego przygotowania kleryków w seminariach. Kiedyś mieliśmy silny ruch oazowy zainicjowany przez ks. Franciszka Blachnickiego. Dlaczego faktycznie wolno oazy zanikają? Duża część biskupów nie była do tego ruchu przekonana, opierał się on na zapaleńcach, a tych wolno ubywało. Zajęcia oazowe są niezmiernie czasochłonne. Kończą się wyjazdową, wakacyjną oazą, których coraz mniej. I nie wynika to tylko z obostrzeń sanitarnych, pewną rezerwą księży przed kontaktami z młodzieżą, ale skoro ksiądz ma spędzić dwa tygodnie na wyjeździe będąc przez 24 godziny odpowiedzialnym za młodzież, to jest wyczerpująca praca. Jednak większość biskupów tej pracy nie uznaje i uważa, że winna być wykonana w ramach urlopu księdza. Czyż trzeba się dziwić, że coraz mniej jest takich ochotników? Przed laty został w naszej archidiecezji zlikwidowany referat młodzieżowy. Kierował nim ksiądz pracujący poza parafią, stąd mógł urzędować w kurii. spotykać się z księżmi tzw. Młodzieżowcami, rozprowadzać materiały duszpasterski, itp. Podobnie z ruchem pielgrzymkowym. Gdy kierownikiem pielgrzymki był ksiądz pracujący poza parafią, był dużo sprawniejszy organizacyjnie, miał czas odwiedzić grupy pielgrzymkowe. Gdy kierownikiem został wiejski proboszcz czy wikariusz, jego oddziaływanie jest bardziej ograniczone. I tak decyzje strukturalne podejmowane przez biskupa (czasami nawet nie zawsze rozumiane przez księży) wpływają na kształt życia religijnego diecezji.
B. Bachmura zaznaczył w artykule (choć słabo to wybrzmiało) brak wewnątrzkościelnego dialogu. Niektórzy uważają, że jest on niepotrzebny, wszak biskupi wszystko wiedzą, mają swoich stałych, zaufanych doradców i kontakt ze świeckimi, a także i duchowieństwem sami bardzo ograniczają. Czy ktoś mógłby cokolwiek powiedzieć o II Polskim Synodzie Plenarnym, który trwał w latach 1991 - 1999, a dokumenty końcowe opublikowano w roku 2012? Pierwszy taki synod odbył się 26- 7 sierpnia 1936 r. w Częstochowie z udziałem tylko duchowieństwa. Drugi synod zainicjował Jan Paweł II będąc w Warszawie na jego rozpoczęciu i zakończeniu. Synod miał obudzić polski laikat w duchu Soboru Watykańskiego II, miał być wielkim darem dla Kościoła w Polsce, jak często powtarzano A tak faktycznie czym był? Wielką, niewykorzystana szansą. Dlaczego? Z powodów strukturalnych. Przewodniczącymi komisji synodalnych w diecezjach zostali biskupi pomocniczy, a sekretarzem generalnym bp Tadeusz Pieronek o którym powszechnie wiedziano, że współpraca z ówczesnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu kard. Józefem Glempem nie układa mu się najlepiej. Biskupom diecezjalnym wcale nie zależało na prowadzeniu działalności synodalnej, a pomocniczy nie mieli takiej siły, aby przekonać proboszczów do tworzenia synodalnych zespołów i prowadzenia dyskusji na przygotowane wcześniej tematy. A wiele z nich bezpośrednio dotyczyło ludzi świeckich, jak dokument: Kościół wobec rzeczywistości politycznej czy Kościół wobec życia społeczno-gospodarczego lub powołanie i posłannictwo świeckich. Uważam, że wielu polskich biskupów dobrze znając Kościół niemiecki, gdzie czasami świeccy nie tylko kierują parafią, ale też dyrygują proboszczem obawiała się wzmocnienia roli świeckich w Kościele polskim i z tego powodu sabotowało synod, na którym tak bardzo zależało Janowi Pawłowi II. Dziś są to martwe dokumenty, a najbardziej dziwiło mnie to, że polscy biskupi pisząc tak liczne listy pasterskie chyba nigdy nie powołali się na dokumenty II Polskiego Synodu Plenarnego. A czy ktoś słyszał kazanie, w którym ksiądz przytoczył choć jedno zdanie z tych dokumentów? Wielka szansa obudzenia polskich katolików została niewykorzystana i winę za to ponoszą polscy hierarchowie.
Uważam, że zmarnowaną szansą była też reaktywacja Akcji Katolickiej, a tak faktycznie powołanie nowego stowarzyszenia, które z przedwojenną Akcją nie ma nic wspólnego. Przed wojną Akcja skupiała faktycznie wszystkie stany i organizacje oraz stowarzyszenia katolickie łącznie z kółkami różańcowymi, bractwami, trzecimi zakonami i sodalicją mariańską. Akcja wydawała liczne książki o tematyce religijno-filozoficznej i społeczno-ekonomicznej. Wydawała też czasopisma. Przy tworzeniu powojennej Akcji Katolickiej robiono wszystko, aby nie czerpać z przedwojennych, sprawdzonych wzorów. Znów bano się, że tak zorganizowana Akcja będzie potężną siłą społeczno- polityczną. Członkowie Akcji nawet początkowo startowali w wyborach samorządowych z szyldem Akcji Katolickiej, ale chyba już tego zabroniono, aby broń Boże świeccy katolicy pod osłoną hierarchicznego Kościoła nie wdawali się w polityczną działalność. Pamiętam ogólnopolskie zebranie w Warszawie w Galerii Porczyńskich, gdzie byli delegaci z całej Polski. Omawiano projekt statutu stowarzyszenia. Pracował nad nim zespół ze Szczecina. Prezentował jeden z profesorów. Podsumowujący obrady delegat Episkopatu Polski ds. Akcji Katolickiej bp Piotr Jarecki powiedział, że jest tak zapracowany, że nie miał czasu zapoznać się z projektem statutu, ale leżąc wczoraj w łóżku przejrzał go i nie akceptuje. Statut opracuje więc powołana przez niego grupa warszawska. Na głosy krytyki z sali odpowiedział, że jako biskup nie popełnił nigdy żadnego błędu. I tak zakończył wszelką dyskusję. Siedzący obok mnie dyrektor wydziału duszpasterskiego w Toruniu ks. Józef Nowakowski głośno do mnie powiedział:- słyszałeś? Ogłosił swoją nieomylność! Słyszał to siedzący obok bp Edward Frankowski i tylko się uśmiechnął. Będąc początkowo zaangażowany w tworzenie Akcji Katolickiej szybko z tego zrezygnowałem widząc jak tłumiona jest wszelka inicjatywa i aktywność świeckich przez młodego wtedy bp. P. Jareckiego Dziś można zapytać wychodzącego z kościoła katolika: czym zajmuje się Akcja Katolicka albo czym zajmował się II Polski Synod Plenarny, a na pewno otrzyma się odpowiedź: nie wiem.
Dziś świeccy sami inicjują wiele ogólnopolskich akcji, co spotyka się czasem ze zrozumieniem, czasem z obojętnością, a czasem z negowaniem tych działań przez hierarchów. Oddolną inicjatywą są orszaki Trzech Króli czy też akcja modlitewna różaniec do granic lub narodowy dzień pokuty. Żadnych z tych przedsięwzięć nie organizowała Akcja Katolicka czy któreś z oficjalnych duszpasterstw. Najczęstszą inicjatywą biskupów jest rozpoczynanie peregrynacji po parafiach czy rodzinach coraz innych obrazów czy figur, choć przynosi to coraz mizerniejsze efekty. Nie można bezkrytycznie powtarzać tego, co się sprawdziło 60 lat temu. Myślę tu o inicjatywie kard. Stefana Wyszyńskiego o peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, która przerodziła się w wielkie duchowe święto i narodowe rekolekcje.
Kościół nigdy nie zginie na tym świecie, bo żyje w nim Chrystus. Po wielokroć w trudnych czasach zapowiadano upadek Kościoła katolickiego, ale on się zawsze odradzał. I mam nadzieję, że nastąpi to także teraz. Za moich czasów w seminarium było nas 180 kleryków, dziś jest dziesięciokrotnie mniej. Ale to może któryś z nich za kilka lat będzie filarem odnowy polskiego Kościoła. Bo czasami jeden człowiek potrafi ponieść wielkie brzemię. Pan da i proroków i gorliwych pasterzy, gdy będziemy Go o to gorliwie prosili.
Ks. Jan Rosłan
Były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, obecnie redaktor naczelny „Debaty”, publicysta, autor sześciu książek
Skomentuj
Komentuj jako gość