Trwa nagonka na Kościół. Ataki są organizowane z różnych stron. Tu nic nie jest przypadkowe. Wszystko jest dokładnie zaplanowane i przeprowadzone z jednym zamiarem: upokorzyć ludzi wierzących, podważyć zaufanie do Kościoła hierarchicznego, zakwestionować nawet potrzebę zaspokojenia potrzeb duchowych, mistycznych, jakie daje modlitwa, sakramenty, wspólnota wierzących.
Wystąpienie Leszka Jażdżewskiego 3 maja w uroczystość Matki Boskiej Królowej Polski, poprzedzające mowę Donalda Tusku było starannie zaplanowane i przeprowadzone za wiedzą Tuska. To on sam wybrał organizatora spotkania oraz przedmówcę. Znali się dużo wcześniej. Jażdżewski startował nieskutecznie w wyborach do sejmu z listy PO w roku 2007. Był organizatorem akcji wyprowadzania nauczania religii ze szkół, która było wspomagana przez „Gazetę Wyborczą”. W roku 2014 złożył bezskuteczne doniesienie do prokuratury w sprawie przekazania przez Ministerstwo Kultury dotacji na budowę muzeum przy świątyni Opatrzności Bożej, W roku 2013, gdy sejm odrzucił projekt ustawy dotyczącej związków partnerskich, przy 46 głosach PO przeciwko projektowi, Jażdżewski rozpętał akcje protestacyjną. Jak taki człowiek, nie mający chyba nic wspólnego z Kościołem publicznie może twierdzić, że polski Kościół zaparł się Chrystusa oraz porównać ludzi wierzących i hierarchów do świń tarzających się w błocie. I ta wypowiedź wulgarna, kłamliwa, napastliwa, operująca językiem nienawiści i wykluczenia była nagradzana brawami przez polityków PO, wykładowców Uniwersytetu Warszawskiego, a także Władysława Kosiniaka-Kamysza szefa PSL, a nawet przez ks. Kazimierza Sowę, który wpierw zamieścił aprobujący i podziwiający Jażdżewskiego wpis, aby po fali krytyki, delikatnie się z niego wycofać.
Można zapytać: dlaczego Donald Tusk zorganizował tę antykatolicką akcję? Do czego zmierza? Według niektórych analityków politycznych Jażdżewski ma stanąć na czele nowej siły politycznej organizowanej przez Tuska, która ma wystartować w jesiennych wyborach parlamentarnych, a potem wspierać Tuska w wyborach na prezydenta RP. Trzeba więc robić wyścigi w antyklerykalizmie, bo przecież na tym zaistniała Wiosna Roberta Biedronia, która jednak coraz bardziej traci zwolenników. Donald Tusk bardzo dobrze opanował polityczna kuchnię. To on sam stał za wszystkimi chamskimi wypowiedziami i zachowaniami Janusza Palikota, który był przecież wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Jak zdradził sam Palikot, wszystkie jego prowokacje, szczególnie odnoszące się do Lecha i Jarosława Kaczyńskich były uzgadniane z Donaldem Tuskiem.
Tusk swój program wygłosił 3 maja i on streszcza się do jednego zdania, które wypowiedział: Mamy przeszkadzać i nie popierać. To jest jego polityka: przeszkadzanie rządowi, dzielenie społeczeństwa, szkodzenie Polsce, doprowadzenie do chaosu, a wszystko tylko po to, aby w tym chaosie przejąć władzę. Koszty się nie liczą. Stąd Tusk nie odciął się od chamskiego wystąpienia Jażdżewskiego, bo przecież musiałby odciąć się od własnej taktyki. Oburzył się natomiast na to, że władze państwowe zareagowały na profanację przedmiotu kultu religijnego czyli Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Stanął w obronie prowokatorki, która swoimi działaniami nie tylko obraziła uczucia religijne milionów Polaków, ale złamała prawo deprecjonując i znieważając symbol kultu religijnego. To prowokatorka, która Obraz Matki Boskiej z tęczową czyli homoseksualna aureolą umieszczała na śmietnikach i toaletach, co najlepiej świadczy o jej intencjach znieważania symbolu religijnego. Dużo wcześniej uczestniczyła we wszystkich antyrządowych manifestacjach. Ostatnio protestowała przeciwko telewizji publicznej. I ta prowokatorka znalazła swoją obronę u Donalda Tuska. Znaleźli się też i inni obrońcy, jak dziennikarze „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego” i przedstawiciele warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Dla nich profanacja świętego, otoczonego od wieków kultem obrazu nie jest czynem godnym napiętnowania, to tylko taka wypowiedź, a może też rozpowszechnianie kultu, jak niektórzy intelektualiści próbowali odwrócić kota ogonem. Chyba trochę otrzeźwiała ta grupa sympatyków profanacji religijnych, gdy w oświadczeniu Forum Żydów Polskich stwierdziło: Argument, że sześciokolorowa tęcza symbolizuje ruch LGBT jest jakiś w sposób zgodna z symbolami biblijnego Przymierza (siedmiokolorowa tęcza), jest kłamliwy – lub co najmniej – błędny. To dwie tęcze, te dwa symbole pozostają w kulturowym konflikcie.
Natomiast Jerzy Kwaśniewski ze stowarzyszenia Ordo Iuris przypomniał orzeczenie Trybunału w Strasburgu, gdzie stwierdzono, że wolność słowa związana jest z odpowiedzialnością w tym z poszanowaniem wolności wyznania. Gdy wypowiedzi mogą wzniecić religijną nietolerancję, w razie obraźliwego ataku na obiekt kultu, państwo może zastosować proporcjonalne środki. Gdy państwo polskie takie środki zastosowało w stosunku do sprawczyni profanacji, zaczęły się głosy protestu. Okazuje się, że według niektórych środowisk i to czasem nawet tych, które uważają się za katolickie, profanacje i prowokacje mogą uchodzić bezkarnie, jeżeli dotyczą katolików.
Ostatnie antyreligijne incydenty są kolejnymi, które mają miejsce od dłuższego czasu w naszym kraju. Tym razem ta profanacja wywołała oburzenie ludzi wierzących, gdyż tak faktycznie stoi za nią ideologia niektórych partii politycznych i parasol ochronny Donalda Tuska. To on przed laty wyśmiewał się z ludzi słuchających Radia Maryja nazywając ich moherowymi beretami. Dziś powrócił do tej retoryki.
Ta antykatolicka kampania w Polsce dopiero się rozpoczyna. Niektórzy na jej prowadzeniu chcą zbić polityczny sukces, aby potem po przejęciu władzy w sposób instytucjonalny ograniczyć działalność Kościoła katolickiego i nie dopuścić do obecności religii w przestrzeni publicznej, jak to jest praktykowane we Francji. Niektórzy o tym mówią wprost. Stanisław Obirek (ex jezuita) i Artur Nowak w „Gazecie Wyborczej” prowadzą antykatolicką krucjatę, ale doszli do wniosku, że zmienić Kościół można jedynie poprzez ingerencję państwa, a co za tym idzie, dokonanie konkretnych zmian w prawie. Żadnego innego sposobu, niestety, nie ma. Robi się wiec teraz doświadczenie, na ile można się posunąć w upokarzaniu katolików, a aby w przyszłości mocą prawa ograniczyć wolność Kościoła. Tu wcale nie chodzi o autonomię Kościoła i państwa, jak niektórzy głoszą, a chodzi wyłącznie o podporządkowania Kościoła państwu, aby w ten sposób ograniczyć jego oddziaływanie w społeczeństwie. Ex dominikanin Tadeusz Bartoś, który od lat prowadzi antykościelną krucjatę znów się ożywił. Onegdaj jako dominikanin (jak też i S. Obirek) pisał atakujące Kościół artykuły w „Tygodniku Powszechnym” i „Gazecie Wyborczej”. Obaj byli zakonnicy w sposób szczególny atakowali Jana Pawła II. Dziś Bartoś uważa, że Kościół ma negatywny wpływ na funkcjonowanie demokracji w Polsce, czyli w imię demokracji chce wyeliminować Kościół z życia publicznego. To nie jest demokracja, to jest ideologiczny terror, który znamy już od czasów rewolucji francuskiej z roku 1789. Ale Bartoś jest zapatrzony we Francję. Tam w roku 1905 państwo przejęło świątynie katolickie, a dziś ksiądz czy siostra zakonna nie mogą pojawić się w stroju duchownym na ulicy. Bartoś chciał nawet zaskarżyć Kościół katolicki w jakiś trybunałach praw człowieka i posuwa się do postulatu: Kościół nie powinien im (ludziom – J.R) mówić co jest dobre, a co złe. Czyli wręcz chce zakazać prowadzenia nauczania przez Kościół i głoszenia Ewangelii.
Kard. Stefan Wyszyński przewidywał: Jeżeli przyjdą zniszczyć Naród, zaczną od Kościoła, bo Kościół jest siła tego Narodu. Ta walka już się toczy. Trochę dziwi milczenie polskich biskupów na temat tych antykatolickich i antyreligijnych akcji przeprowadzanych w naszym kraju. Wojnę Kościołowi wypowiedziano już dawno. Wystarczy przejrzeć numery „Gazety Wyborczej”, aby zobaczyć, że od 30 lat ukazywania się jej, chyba nie ma numeru, w którym by nie było artykułu krytykującego Kościół w Polsce, a Radio Maryja w szczególności. Dziś ta wojna z Kościołem jest bardziej widoczna, bo nie ogranicza się tylko do artykułów prasowych, ale także prowokacyjnych, profanacyjnych działań ludzi, bo niektórzy chcą zbić na tym polityczny kapitał. Faktycznie od lat toczy się wojna cywilizacyjna: moralnego relatywizmu próbującego wyzwolić człowieka ze wszelkich norm etycznych i zasad moralnych z etosem odpowiedzialności za własne czyny i chrześcijańskimi zasadami życia. Kościół przeszkadza tym siłom, które chcą zniewolić człowieka, przeszkadzał wszystkim systemom totalitarnym, tak samo przeszkadza partiom mającym dyktatorskie zapędy. Ale Kościoła nikt nie pokona. Założył go Chrystus i jest w nim obecny. I jak zapowiedział Zbawiciel: zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.(Mt 16.18b)
Ks. Jan Rosłan
Były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, obecnie redaktor naczelny „Debaty”, publicysta, autor pięciu książek
Tekst ukazał się w majowym wydaniu miesięcznika Debata, przed premierą filmu Sekielskich
Skomentuj
Komentuj jako gość