Czasami w „Gazecie Wyborczej” ukaże się jakiś tekst, który może wywołać zdumienie i zaskoczenie, bo wreszcie ktoś powie kilka zdań o minionym okresie rządów Platformy Obywatelskiej, które są prawdziwe. Ostatnio ze zdumieniem przeczytałem wywiad Grzegorza Sroczyńskiego z Michałem Bonim zatytułowany „Byliśmy głusi”, a w nadtytule: „Trzeba się wyspowiadać, żeby iść do przodu”, zamieszczony w numerze z 2-3 kwietnia br.
Michał Boni jest doktorem polonistyki, więc przez Donalda Tuska został skierowany na odcinek głównego doradcy strategicznego, to on miał wyznaczać kierunki rozwoju naszego kraju. Potem był ministrem administracji i cyfryzacji, a dużo wcześniej jako działacz Unii Wolności był zastępcą Jacka Kuronia w ministerstwie pracy, a potem sam został tam ministrem.
Prominentny i wpływowy polityk dziś jakby trochę się bił w piersi (trochę bardziej w cudze niż swoje). On chciał dobrze, ale przeszkadzali mu inni. Można się tylko cieszyć, że choć obecnie Boni trochę otworzył oczy i zrozumiał, dlaczego jego formacja tak sromotnie przegrała wybory. Przede wszystkim było to świadome dążenie do tego, aby za transformację ustrojową zapłacili zwykli obywatele, ludzie pracy, a obłowili się przeważnie zagraniczni pracodawcy. Jednym z pierwszych takich działań rządu była zmiana kodeksu pracy pozwalająca na zawieranie tzw. umów śmieciowych, co doprowadziło do tego, że dziś mamy najwyższy wskaźnik takich umów w całej Europie. To co miało działać tylko dwa lata, a co wymusili na rządzie Tuska pracodawcy, trwa do tej pory. Doprowadziło to do sytuacji wykluczenia milionów młodych ludzi zatrudnionych na umowach-zleceniach, którzy nie mogli wziąć żadnego kredytu, nie mieli płatnego urlopu czy zasiłku chorobowego. Cieszyli się tylko pracodawcy, a szczególnie zagraniczne korporacje, które swój finansowy sukces opierały na taniej sile roboczej w Polsce. To było świadome działanie rządu. Boni dziś stwierdza: „Parę miesięcy temu bym tego nie powiedział, bo lojalność wobec własnego obozu, Donald i tak dalej”. Co się stało, że wreszcie powiedział, to co każdy wiedział od dawna. Skąd dzisiaj taka odwaga u eurodeputowanego, chciałoby się zapytać?
Michał Boni przyznaje się, że był pomysłodawcą ujednoliconego podatku VAT na wszystkie produkty na poziomie 19 procent, co dałoby państwu ponad 20 mld zł. Oczywiście wiązałoby się to z podwyżką podstawowych artykułów żywnościowych, jak chleb czy nabiał, co uderzyłoby przede wszystkim w osoby najbiedniejsze. Niby Tusk był za, ale Bielecki (główny podpowiadacz ekonomiczny Tuska) i Rostowski byli przeciw. Trzeba pamiętać zdanie Tuska (o czym oczywiście Boni nie wspomina), że każdego członka rządu, który zaproponuje podwyższenie podatków od razu pozbawi funkcji. I tak premier sam siebie powinien zdymisjonować, bo nie tylko nie obniżył podatków co obiecywał, ale podwyższył podatek VAT, oczywiście niby tylko okresowo, a jest taki do dziś.
Czy ktoś mógłby się spodziewać, że Boni skrytykuje Leszka Balcerowicza? Chociaż to może zemsta za licznik państwowego długu, jaki ten uruchomił pod koniec rządów Tuska. Powiedział o nim: „Leszek miał taką fazę, że w ogóle nie rozumiał procesów rozwojowych (...). Prywatyzujcie kolej, prywatyzujcie pocztę, a potem nastanie szczęśliwość”. To była metoda Balcerowicza: prywatyzacja wszystkiego, czyli oddanie zagranicznemu kapitałowi, co zapoczątkował od wysprzedaży polskich banków i hut. „Dla mnie neoliberalizm to już historia” – dziś mówi Boni. Dopiero teraz zauważył klęskę tej ideologii, na której przecież opierała swoje rządy PO na spółkę z Peeselem?
Czy jednak Michałowi Boniemu należy tak bezwzględnie wierzyć? Czy nie jest to kolejna prawda etapu? Dziennikarz zapytał go także o podpisanym zobowiązaniu do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL, co ujawnił w roku 1992 Antoni Macierewicz, a czemu konsekwentnie przez lata zaprzeczał Boni, aby jednak się do tego przyznać, gdy możliwy był dostęp do teczek dla dziennikarzy i naukowców. Podpisał zobowiązanie, bo był szantażowany, wszak miał żonę, dziecko i do tego kochankę. Zresztą, swoich romansowych historii Boni nie ukrywa, wręcz się nimi szczyci, skoro pozwala na fotografie i opisy w tabloidach swoich poczynań. Ostatnio uczynił to biorąc już chyba trzeci ślub, gdy szykował się do Brukseli, gdzie pracuje jego partnerka. Ostatnio, po zamachu terrorystycznym w Brukseli, Boni zaistniał w internetowej przestrzeni, gdyż internauci od razu wykpili jego buńczuczną deklarację, że właśnie opracowuje ostrą dyrektywę antyterrorystyczną dla europejskiego parlamentu. Wcześniej przecież też przygotowywał niezmiernie ważne raporty dla Donalda Tuska, jak „Młodzi 2011” i „Polska 2030”, o których dużo mówił we wcześniejszych wywiadach, jakim to krajem szczęśliwości będziemy pod kierownictwem światle nam panującej Platformy Obywatelskiej. Teraz dowiadujemy się, że jest twórcą antyterrorystycznych dyrektyw, które na pewno zaprowadzą pełny pokój w Europie. Czasami zastanawiam się, jak nieograniczone jest ego niektórych ludzi, którzy przecież są wykształceni, przeczytali tyle książek, a jednak polityka zrobiła z nimi osoby całkowicie oderwane od rzeczywistości.
W latach 70. ubiegłego wieku Michał Boni zapowiadał się jako zdolny krytyk literacki. Pisywał recenzje w tygodniku „Literatura” kierowanym przez Jerzego Putramenta. Potem poszedł w naukę i politykę, z polonisty przekształcił się w ekonomistę, socjologa, prognostyka rozwoju, planistę, a na koniec w specjalistę od cyfryzacji. Zdjęcie jego biurka, na którym leżały stosy papierów, a nie było komputera, z podpisem, że jest ministrem administracji i cyfryzacji najlepiej charakteryzuje tego człowieka. Jest człowiekiem papieru. Ale jednak gdzieś coś wrażliwego pozostało mu w duszy, bo nie boi się przyznać do rzeczy, których interpretacją powinien zająć się jakiś psychoanalityk. Okazuje się, że cały czas przeżywa traumę związaną z faktem podpisania współpracy z SB, a potem publicznego przyznania się do tego. To było bolesne i wywarło ślad w psychice, bo w komputerze o sobie może ciągle przeczytać, że był kapusiem. Druga trauma to Smoleńsk: „W okolicach 10 kwietnia mam dwa tygodnie snów. Trzymam czyjeś ciało na rękach i ono się powoli rozpada”. No tak, ja pamiętam głos premiera Tuska i marszałka Komorowskiego, jak się chwalili, że państwo dobrze zdało egzamin po tej katastrofie, a tu takie sny ma ówczesny szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. Ale Michała Boniego prześladuje jeszcze jeden koszmar: „Męczące, trudne uczucie, że nam wszystko PiS odbiera. I też mam sny (...), że mnie ścigają pisowcy. Samochodem. Uciekam, przeskakuję jakiś mur i budzę się na podłodze obok łóżka”. Czego tak bardzo boi się Boni? „Bo znamy Kaczyńskiego. To jest dopiero rozgrzewka. Zacznie wsadzać przeciwników politycznych. Zobaczy pan. Tomek Arabski pójdzie siedzieć”.
Michał Boni ujawnia zbiorową podświadomość rządzącej ekipy PO. Mają poczucie winy za Smoleńsk i boją się, że zostaną rozliczeni za osiem lat rządów ekipy, która przede wszystkim dbała sama o siebie, kosztem dobra Polski. Dziś jakby Boni zaczynał rozumieć, że ludzie mieli poczucie bezpieczeństwa, tę ciepłą wodę w kranach, ale była to mała grupa tych „99 proc. naszych znajomych”, mówi do dziennikarza, bo przecież trzeba pamiętać o wypowiedziach celebrytów, którzy mówili, że nie znają nikogo, kto głosowałby na PiS i stąd nie rozumieją, co się stało w tych wyborach. Michał Boni świadomie czy nieświadomie ujawnił wielkie pokłady strachu, które dziś zalegają w duszach czołowych polityków PO. Nie wspomina w rozmowie o markowych zegarkach, o ośmiorniczkach, nawet o cyfryzacji Komendy Głównej Policji (co przecież wiązało się z potężną aferą łapówkową). Oni naprawdę się boją. Nie dziwmy się więc, że Grzegorz Schetyna językiem hitlerowskiej propagandy zapowiada totalną opozycję wobec demokratycznie wybranego rządu.
W roku 2014 Marcin Król udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, który był zatytułowany: „Byliśmy głupi...”, teraz Michał Boni mówi: „Byliśmy głusi”. Ale to tylko chwilowa samokrytyka dokonana przez jednostki. Przecież rządy PO to złote lata dla Polski, jak zapewnia i zapewniał Bronisław Komorowski i pozostali prominenci PO. Co więc się stało Michałowi Boniemu? Może te sny otwierają mu oczy na prawdziwą rzeczywistość?
Ks. Jan Rosłan
Ks. Jan Rosłan
Mózg rządu PO: „Byliśmy głusi”
- Szczegóły
- Ks. Jan Rosłan
Komentarze (2)
-
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredniWszystko to zalatuje mysim zapachem – MB ocknął się i JR też ocknął się. Rzeczy były znane od dawna, ale nie wypadało powiedzieć. Chroniło się układy, bo nie chciało się stracić. A pieniądze szły nawet bez paragonu. Kościół dał się kupić tak dalece, że duchowni głosowali na SLD i PO (są badania). Mówiło się inaczej, a robiło inaczej - nie po raz pierwszy zresztą. Kto więc ulega paranoi, jeśli wszyscy robili to świadomie i z założeniem? Teraz Kościół wyostrza spojrzenie, widząc tylko cudze błędy, aborcję i tym podobne uzdy na naród? Może warto powiedzieć: Narodzie, wspólnie byliśmy głupolami, ale tak było nam dobrze i nie przypuszczaliśmy, że może nam być jeszcze lepiej.
Rzecz właśnie w tym, że MB to wzorcowa postać w rządzie DT. Po pierwsze, pomazaniec ŚKŻ. Po drugie, cwany, ale kompletnie niekumaty w tym, co ma robić. Pierwsze jest poza dyskusją, bo to tylko kwestia wyboru a nie zarzutu. Drugie to kwestia specyfiki polskiego neoliberalizmu – mózg w ŚKŻ a wykonawstwo polskie, ale przez wybranych – najlepiej przez naród i przez ŚKŻ.
Sądzę, że człowiek zasiadający w konfesjonale zdaje sobie sprawę, że spowiedź nie zapobiega dalszym patologiom. Ludzie układają sobie scenariusze spowiedzi, żeby z jakichś powodów (np. rekomendacji na stanowisko) dobrze wypaść. Sądzę, że duchowni są podatni na wszelkie sposoby uwodzenia i przed tym przestrzegam. Otóż, są sprawy, które trzeba znać, piętnować zawczasu, żeby nie narażać się na śmieszność, że wyważa się otwarte drzwi.0 Lubię -
Gość - Gość
Odnośnik bezpośredniTo stare zdjęcie, bo jeszcze nie widać śladów spoliczkowania przez JKM.
I stało się lub stanie się:http://opinie.newsweek.pl/michalski-rozpad-kukiz-15-wzmocni-kaczynskiego,artykuly,384294,1.html To jednak jest smutne, nie z tego powodu, że posłów tego klubu weźmie ktokolwiek, ale to, że wyborcy poproszą jeszcze Palikota, żeby powrócił. Natura nie znosi próżni. I warto to w tym kontekście powiedzieć, bo Kościół robi dużo, by tak się stało.0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość