Lubię czytać wywiady z pisarzami, ludźmi sztuki czy naukowcami. W takich wywiadach dużo zależy od prowadzącego dziennikarza, jego znajomości tematu czy twórczości rozmówcy. Czasami bezpośrednio zadane pytanie odsłania więcej z poglądów rozmówcy niż cała jego twórczość. Bo wywiad dobrze prowadzony to bezpośrednia rozmowa, gdzie czasem trzeba odpowiedzieć wprost na pytania, a nie kryć się za wielomównością czy niedopowiedzeniami.
W „Gazecie Wyborczej" z 19-20 grudnia ub.r. przeczytałem obszerny wywiad Marka Górlikowskiego ze Stefanem Chwinem. To profesor zwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego, prozaik, krytyk literacki, eseista, człowiek analizujący teksty i konteksty, uczulony na wymiar słowa. Tytuł wywiadu: „Gra o krew". Ale nie o literaturze jest to rozmowa, a o polityce. Dziennikarz oczywiście od razu zdradza swój gazetowowyborczy światopogląd. Zadaje pytania, które są dominującą tezą w publicystyce tej gazety, a przecież rozmówca należy także do jej autorów, więc rozmowa przebiega sprawnie. - „Polska nie chce uchodźców, bo nie rozliczyła się ze zbrodni na Żydach". „Może trzeba z nimi rozmawiać tak jak Jan Tomasz Gross w ‘Die Welt’ - prowokując". To miało być niby pytanie, ale faktycznie bez znaku zapytania. Zobaczmy co dziennikarz mówi o Polakach „trzeba z nimi rozmawiać”, czyli sam stawia się poza polskim narodem. Piszę specjalnie narodem, bo przecież to słowo ma w „GW” konotacje negatywne i jest zawsze zastępowane słowem społeczeństwo. I jak na to niby pytanie czy bardziej propozycję działań, odpowiada prof. Chwin? Krytykuje Jana Tomasza Grossa, ale nie za antypolonizm i fałszywe oskarżenia, które on rozpowszechnia w świecie przeciwko polskiemu narodowi, a krytykuje go tylko za argumentację, z jaką to czyni. „Opinii, że myśmy wymordowali więcej Żydów niż Niemców, którą wypowiedział na łamach ‘Die Welt’, nie da się, niestety, obronić". Prof. Chwin wypowiada się jako Polak, używa formy my, ale boleje, że NIESTETY - fałszerstw i oszczerstw Grossa nie da się obronić, ale go za to nie potępia, broń Boże! Można napisać, że mówi z pewnym ubolewaniem: szkoda, że tego udowodnić się nie da! Prof. Stefan Chwin jest wybitnym filologiem i zna znaczenie słów, ich kontekst, wydźwięk i składnię. Mógł w rozmowie rzucić to „niestety", ot jako przerywnik zdania czy forma przecinka, czasami wszak używamy tak nieświadomie tego słowa. Ale przecież ten wywiad autoryzował, a za słowo drukowane i powielane ponosi się szczególną odpowiedzialność. Ja, niestety, odczytuję tę wypowiedź jako pewien żal, że historycy nie potrafią potwierdzić kłamstw Grossa. A tak by to pasowało do propagandy o antysemickich cechach Polaków. Dalsza część wypowiedzi o Grossie: „Dlatego większość Polaków uważa, że on w większym stopniu chce nas zranić niż powiedzieć nam prawdę". Jaką prawdę można powiedzieć posługując się kłamstwem, chciałoby się zapytać.
Dalej jest krótka wypowiedź o książce Grossa „Sąsiedzi". Oczywiście do jej wartości merytorycznej profesor nie ma żadnych zastrzeżeń. On uważa, że „część ludzi z Jedwabnego była przekonana, że dokonuje czynu patriotycznego. Oni byli w dużym stopniu ofiarami polityki endeckiej, która przez 20 międzywojennych lat edukowała ich do zdecydowanego rozwiązania kwestii mniejszości w Polsce. Kiedy zabijali, czynili to w swoim pojęciu dla ‘dobra narodu’. W tekście Grossa nie ma o tym mowy". To jedyna krytyka Grossa, że nie oskarżył endecję o inspirację ideologiczną morderstwa. A prawda jest oczywiście o wiele bardziej skomplikowana. Przecież to Niemcy rządzili wtedy w Polsce i to oni są odpowiedzialni za zbrodnię w Jedwabnem, ale oczywiście prof. Chwin tak nie uważa. Można w internecie znaleźć jeszcze świadectwo pani Wilczewskiej, mieszkanki Stanów Zjednoczonych, która jako dziecko była świadkiem tamtych wydarzeń. Mówi wprost, że organizatorem pogromu byli Niemcy, a Polacy musieli być świadkami pod przymusem. Zapomina się też, że zrobiono wszystko, aby nie wyjaśnić faktycznie tamtych wydarzeń. Gdy rozpoczęła się ekshumacja, mająca na celu określenie liczby ofiar i wykopano łuski po nabojach używanych przez niemieckich żołnierzy, prace wykopaliskowe zostały od razu wstrzymane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na żądanie religijnych Żydów. Niektórzy naukowcy z Izraela, a i polscy historycy, dziwili się, że w Polsce obowiązuje religijne prawo judaizmu. W ten sposób do dziś można żonglować liczbą ofiar w Jedwabnem oraz oskarżać Polaków o ten mord. Prof. Chwin uważa, że Polacy uczestnicząc w pogromie Żydów w Jedwabnem kierowali się „dobrem narodu". To pojęcie, kiedy użył go w sejmie Karol Morawiecki, stało się trefne. W „Dużym Formacie" z 31 grudnia ub. r.(to dodatek do „Gazety Wyborczej") Stefan Chwin odpowiadając na ankietę „Słowo roku" stwierdził, że jest nim „dobro narodu". Formalnie są to dwa słowa, a faktycznie jest to zwrot i dziwię się, że profesor polonista tego nie zauważył, choć inni uczestnicy analizowali rzeczywiście jedno słowo. Ale to taki niuans. Oczywiście prof. Chwin przeciwstawił pojęcie „dobra narodu" zwrotem „przestrzeganie prawa". Czy Polacy, jeżeli nawet brali udział w mordowaniu Żydów pod niemieckim przymusem, rzeczywiście kierowali się dobrem narodu? Czy nie jest to kolejna projekcja ideologiczna mająca deprecjonować to pojęcie?
W dalszej części wywiadu prof. Chwin przeciwstawia się tezie, że nie należy łączyć polskiej niepodległości z katolicyzmem, stąd też powinniśmy przyjmować islamskich imigrantów, bo to nie zagraża naszej niepodległości. Profesor powiedział, że był świadkiem demonstracji w Gdańsku prowadzonej przez „czterdziestu krzykaczy", którzy wykrzykiwali „rynsztokowe wezwania do wieszania ‘islamistów’". Nie wiem, czy był to subiektywny odbiór profesora czy rzeczywiście tak było, ale prowadzący tę rozmowę na to stwierdzenie dopowiedział: „Wydaje mi się, że elektorat PiS to w większości właśnie klasa średnia, oportuniści, a nie wykluczeni przez Polskę macochę biedacy, jak wciska nam lewica. Te matki z dziećmi po wezwaniu do mordu poszły do kościoła na niedzielną modlitwę". No proszę, dziennikarz „GW" wie wszystko. Protestujący przeciwko przyjmowaniu islamskich imigrantów to elektorat PiS, to oczywiście katolicy wzywający do mordów. Prowadzenie wywiadu jest niezmierne subtelne. Profesor oczywiście bierze w tym udział i się na to godzi. W Jedwabnem Żydów mordowali Polacy - katolicy uwiedzeni przez endecję, jak twierdzi prof. Chwin, a dziennikarz Górlikowski zapowiada, że islamistów w Polsce będą mordować Polacy - katolicy ulegli ideologii PiS. Czy to zestawienie nie jest przerażające? A przecież jakże jest fałszywe. I te subtelne supozycje profesor potwierdza, bo dla niego wprowadzenie elementu religijnego do „tożsamości narodowej" to umacnianie „postawy radykalnej". Tylko profesor, który zajmuje się literaturą, a nie religioznawstwem czy politologią, w swojej subtelności nie zauważa, że prawie we wszystkich krajach arabskich religia jest kośćcem tożsamości narodowej. A on zarzuca to Polakom! Profesor dostrzega źdźbło u innych, ale belki dostrzec nie potrafi. A tak naprawdę po prostu nie chce, bo wtedy nie mieściłby się w nurtach propagandowej gazety, którą wspiera swymi tekstami. Ślepota jest czasem ceną za istnieniem w niektórych środowiskach.
W tym samym numerze „Gazety Wyborczej" zamieszczono jeszcze obszerniejszy, bo liczący aż trzy strony wywiad z Maciejem Stuhrem. Aktor może nie jest aż tak wysublimowany w wypowiedziach, jak profesor, ale oczywiście będzie robić wszystko , aby „bronić tej zabawy, do której się kiedyś zapisaliśmy". Oczywiście, nie wszyscy się do niej zapisali, ale o tym aktor pamiętać już nie chce, bo przecież na wstępie ogłasza, że "nie głosowałem na partię zwycięską". Oczywiście jest przeciwko „dobru narodu", bo on jest za prawem. I wróży: „Byliśmy parę lat zieloną wyspą, a teraz będziemy czarną". Maciej Stuhr oczywiście atakuje hurtowo i już 20 grudnia pojawił się z nim wywiad na portalu Wirtualnej Polski zatytułowany „Wkurzyłem się. Nowa władza zaczęła jak najgorzej". Oczywiście jest dumny ze swych osiągnięć, a o „Pokłosiu", w którym grał główną rolę i potem tak bronił, powiedział: „Niczego nie żałuję. Chociaż nie, przesadziłem. Nie żałuję niczego poza kretyńską wpadką z wiedzy historycznej. W każdym razie, poza ‘Cedynią’ nie wycofałbym żadnych słów, które wtedy powiedziałem". Przypomnę, że w „Debacie" nr 12/2012 opublikowałem felieton „Bronię Mazurów", który pojawił się potem na kilku portalach internetowych, gdzie polemizowałem z niektórymi wypowiedziami aktora, przede wszystkim ze stwierdzeniem, że dziś na Mazurach czy Podhalu postawy pewnych ludzi są takie same, jak ukazane w filmie Władysława Pasikowskiego, "oszalałych ludzi, antysemitów". Maciej Stuhr dalej tak uważa, że Podhale i Mazury zamieszkuje wataha antysemitów., Cóż, intelektualnymi mistrzami młodego Stuhra, jak sam przyznaje w wywiadzie, jest prof. Środa i prof. Hartman.
Maciej Stuhr żali się, że gdy grali skecz ośmieszający Jana Pawła II, to publiczność nie tylko się nie śmiała, ale odczuwał od niej chłód i niestety musieli z tego numeru zrezygnować. Jest zaskoczony, dlaczego Polacy nie chcą oglądać kpin z ludzi, których uważają za największe autorytety. Przecież prof. Środa z Hartmanem uważają to za słuszny, artystyczny kierunek, a Polacy jakoś nie ulegają temu postępowi, który w kabarecie próbuje uskuteczniać Stuhr. Ale politycznie nadal jest na kursie i stwierdził: „Nawet gdybyśmy byli faszystami, nie mamy możliwości wyrzucenia uchodźców". Czy ten człowiek wie, co to jest faszyzm, chciałoby się zapytać. Ale na pewno odpowie, że wie, bo przecież czyta „Gazetę Wyborczą". Przypomnę, że Maciej Stuhr zakpił sobie z ekipy realizującej film „Smoleńsk" podczas gali Polskich Nagród Filmowych i teraz jest zdziwiony, że producent tego filmu nie podaje mu ręki. Kopał przecież leżącego, ale był po słusznej politycznej linii. Wszak jego ojciec odrzucił wniosek o dofinansowanie tego filmu jako ekspert, a faktycznie jako lider, jak sam o sobie mówi, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. A na festiwalu opolskim z katastrofy smoleńskiej kpiła Krystyna Janda tekstem Stanisława Tyma i potem też się dziwiła, że ludzie się od niej odwracali. Czy naprawdę niektórzy aktorzy, obojętnie jak sławni, nie rozumieją, że pewnych rzeczy się nie robi, jeżeli chce się zasłużyć nie na tanie brawa, ale na szacunek publiczności? Wreszcie aktor się przyznaje: „Szczerze zacząłem się trochę bać, bo widzę, że państwo i wartości, w które wierzę, może za chwilę przestać istnieć". Ciekawi mnie, w jakie wartości wierzy Maciej Stuhr? Mam nadzieję, że nie w te, które prezentuje jako aktor w rosyjskim serialu „Bezsenność"?
Oczywiście, nie mógł nie przemówić w tak ważnym momencie dziejowym dla Polski i Jerzy Stuhr. W „Gazecie Wyborczej" wyznał: „Jak ja bym się tak dobrze zakręcił to mógłbym zostać prezydentem". No proszę! „Mówię pani, jakbym przemówił na rynku, to masy by poszły. Połączyłbym Kukiza z panią Szydło i z panem Kaczyńskim. I zawrócił ludziom w głowach". Kiedyś Tomasz Lis powiedział dziennikarską prawdę: myślicie, że telewidzowie są głupi? Oni są znacznie głupsi niż sądzicie! Maciej i Jerzy Stuhrowie jakby mówili to samo: ludzie są głupi, potrzebują szczurołapa, który ich poprowadzi i pójdą za nim. I my jak potrzeba wypełnimy tę rolę. Szczególnie napalony jest do niej senior Stuhr, ale czy się nie pomylił oceniając polski naród? Skoro sam wspomniał o kręceniu ludźmi, to wspomnę, że ostatnim filmem jaki nakręcił był „Obywatel'. Mimo wielkiej kampanii reklamowej poniósł frekwencyjną klapę, bo twórca filmu potraktował polskie społeczeństwo tak, jak wypowiada się o nim w wywiadach. I tu społeczeństwo po raz kolejny zawiodło wybitnego, według salonów, reżysera. Przerażające. Trzeba to społeczeństwo albo ukarać, albo wychować, a może jedno i drugie, dwa w jednym, najlepiej przez pokazywanie w publicznej telewizji na okrągło filmów z udziałem Stuhrów. Tylko trzeba byłoby jeszcze wprowadzić obowiązek ich oglądania, co przy nowej władzy będzie niemożliwe. I stąd ten ból, że idą nowe czasy...
Ks. Jan Rosłan
na zdjęciu Jan Tomasz Gross na wiecu KOD-u.
Skomentuj
Komentuj jako gość