Znane łacińskie przysłowie mówi: dziel i rządź. Każda władza od wieków wykorzystuje tę zasadę, aby łatwiej podporządkować sobie społeczeństwo. Kościół jest w jakimś stopniu monolitem opartym na centralnym jednoosobowym kierownictwie, oczywiście przy pewnych elementach demokratycznych. Im jednak więcej tej demokracji w Kościele, tym więcej zamieszania i niezrozumienia pewnych wypowiedzi i decyzji hierarchów przez wiernych.
Komuniści chcieli zawładnąć w pełni ludźmi, także ich duszami, stąd jak mogli, różnymi sposobami zwalczali Kościół. Próbowali przeciągnąć na swoją stronę niektórych księży, aby w ten sposób tworzyć wewnętrzną opozycję przeciwko biskupom. Władze państwowe tworzyły przeróżne organizacje mające zrzeszać tak zwanych postępowych kapłanów, inaczej zwanych księżmi patriotami, którzy mieli rozumieć, że socjalizm jest szczytem społecznego rozwoju, najwybitniejszym i najsprawiedliwszym ze wszystkich politycznych ustrojów. Niestety, jakaś grupa duchownych dała się zwieść i zawisła na lepie partyjnej propagandy, czerpiąc oczywiście z tego określone korzyści. W skali kraju, jak się oblicza, była to grupa około 10 procent wszystkich księży. Z różnych względów najsilniejsze skupiska tzw. księży patriotów były na tzw. ziemiach odzyskanych, z Wrocławiem na czele.
Dziś też dochodzi do prób dzielenia Kościoła katolickiego i napuszczania świeckich przeciwko biskupom albo lansowania niektórych księży, którzy popadli w konflikt ze swymi biskupami. Od wielu lat czyni to środowisko „Gazety Wyborczej" i „Tygodnika Powszechnego". Od wielu lat operują oni podziałem na Kościół otwarty, który uważają, że sami reprezentują i Kościół zamknięty, tworzony przez większość duchowieństwa i polski Episkopat. Jan Maria Rokita dokonał onegdaj podziału polskiego Kościoła na łagiewnicki i toruński. Był to podział według kryteriów politycznych. Kościół łagiewnicki to ówczesna Platforma Obywatelska, która przecież nawet organizowała oficjalne rekolekcje dla swoich parlamentarzystów, a w roku 2003 pielgrzymkę partyjną z Donaldem Tuskiem do Rzymu z opiekunem duchowym ks. Kazimierzem Sową. Kościół toruński to oczywiście mohery, niewykształceni katolicy przywiązani do narodowej tradycji, popierający skrajną prawicę, czyli PiS, a może jeszcze i bardziej skrajne ugrupowania. Jak bardzo politycy PO chcieli podporządkować sobie duchownych świadczą listy wysyłane do proboszczów w Małopolsce przez tę partię, informujące, jak bardzo aktyw partyjny dba o kościelne zabytki i dobrą współpracę z Kościołem, dając jednocześnie do zrozumienia, w jaki sposób proboszczowie powinni się odwdzięczyć partii. Gdyby takie listy wysłał PiS lub inna partia, media miałyby temat do jazgotu przynajmniej na miesiąc.
Dziś zginął Kościół łagiewnicki, a Stefan Niesiołowski za kolejny obiekt do opluwania wybrał kard. Stanisława Dziwisza, wszak skrytykował on posłów PO za przyjęcie ustawy o in vitro i tzw. konwencji antyprzemocowej. Czyżby politycy PO naiwnie liczyli, że znajdą się biskupi, którzy poprą liberalną ustawę dozwalającą na eugeniczne zabójstwa zarodków, ich mrożenie i wszczepianie kobietom, które sobie tego zażyczą, bez ograniczeń wiekowych. Jednak znaleźli się księża, którzy są bardziej wierni osobistym przyjaźniom i partyjnym powiązaniom. To rektor kościoła wizytek w Warszawie, ks. Aleksander Seniuk, będący jednocześnie delegatem kard. Kazimierza Nycza ds. kultury, ks. Kazimierz Sowa, ks. Andrzej Luter i ks. Stanisław Opiela, jezuita. To oni sprawowali dziękczynną Mszę św. za kadencję prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Oficjalny komunikat zapowiadający mszę zamieszczono na stronach diecezjalnych Katolickiej Agencji Informacyjnej, gdzie podano: „Msza w intencji prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, wieńcząca jego posługę jako głowy państwa zostanie odprawiona w ostatnim dniu urzędowania, 6 sierpnia..."
Po nagłośnieniu tej informacji, organizatorzy zmienili intencję z dziękczynnej na „z prośbą o błogosławieństwo prezydenta i jego żony", choć rektor kościoła dodał, że msza będzie „sprawowana za jego służbę narodowi i Boże błogosławieństwo na przyszłość". Pamiętamy, że po podpisaniu przez prezydenta ustawy o in vitro Prezydium Konferencji Episkopatu Polski wydało oświadczenie, w którym stwierdzono: „wyrażamy nasze najgłębsze rozczarowanie i głęboki ból".
W kazaniu ks. Luter powiedział, że Bronisław Komorowski decyzję podejmował „kierując się przy tym zawsze chrześcijańską intuicją i wiarą". A prof. prawa kanonicznego, ks. Wojciech Góralski, powiedział wprost: „Głosowanie za ustawą in vitro i podpisanie jej przez prezydenta to ewidentny publiczny grzech ciężki", a ksiądz Luter uważa, ze popełnienie publicznego grzechu ciężkiego to kierowanie się „chrześcijańską intuicją i wiarą". To może oburzać wielu wiernych. Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – Prawo do życia powiedział: „To jest sygnał do ludzi: można łamać prawo moralne i jednocześnie być dobrym katolikiem i otrzymać za to błogosławieństwo Kościoła. To jest obraz pewnej schizofrenii. (...) Jeśli księża podtrzymują go (B. Komorowskiego - J.R) w fałszywym przekonaniu, że czynił dobrze, to jest to krzywda, którą mu się wyrządza".
Znalazła się grupa księży, która pochwala działania niemoralne, która nie zna, a bardziej zna, ale odrzuca teologię moralną Kościoła katolickiego. Oczywiście czyni to w imię popierania pewnej politycznej opcji oraz kierując się prywatnymi względami. Tak jawnego odejścia od zasad i publicznego głoszenia nauki sprzecznej z katolicyzmem podczas sprawowania nabożeństwa dawno nie było. Ks. Sowa tłumaczył potem, że „przeprosiny są naszą prywatną inicjatywą", a podczas tych przeprosin padły słowa wypowiedziane przez ks. Seniuka: „W ostatnim czasie spotkało pana, panie prezydencie, wiele niesprawiedliwości, także tych bardzo podłych. I niestety były one wypowiedziane przez ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła. Zostały przez nich samych wypowiedziane i innych, z ich błogosławieństwem (...) My nie jesteśmy episkopoi (z greckiego biskupi), my jesteśmy tylko presbiteroi (kapłani) (...), a jednak czujemy się odpowiedzialni na naszą miarę za te niesprawiedliwości rzucane na pana. (...) Mówię to w imieniu, myślę, wielu kapłanów - przepraszamy was, prosimy o wybaczenie nam i także tym wszystkim, którzy nie wiedzą co czynią". Kapłan nigdy nie wypełnia swoich funkcji prywatnie. Sprawując Mszę św. zawsze reprezentuje i tworzy Kościół. Czterej kapłani uznali, że mogą sprywatyzować liturgię i podczas niej wygłaszać sądy o politycznym nacechowaniu, sprzeczne z oficjalnym stanowiskiem biskupów i nauczaniem Kościoła. Nawiązanie do Listu biskupów polskich do niemieckich z roku 1965 jest nieuprawnione, jak też porównanie Komorowskiego do... Chrystusa...(przez cytat biblijny „nie wiedzą co czynią").
Biskup Wiesław Mering wyraził opinię wprost o kapłanach, którzy jako wzór postawy katolickiej stawiają byłego prezydenta. W wywiadzie dla „Naszego Dziennika" powiedział: „niestety, jest grupa duchownych, którzy uważają, że im bardziej oprą się stanowisku Episkopatu czy poszczególnych biskupów, tym większą ściągną na siebie uwagę". I dodał: „Niestety, muszę również z pewnym żalem odnieść się do przełożonych tych duchownych. Przecież po to jest biskup, aby zwrócił uwagę, upomniał, żeby jasno nazwał sytuację (...). Nie można udawać, że nic się nie dzieje przez całe lata i nie przywołać pewnych osób do opamiętania". Większość biskupów publicznie nie wypowiadała się w sprawie księży fetujących Bronisława Komorowskiego i wychwalających jego katolicyzm.
Ks. Sowa wreszcie znów znalazł się w świetle reflektorów. Od razu udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej", gdzie bronił swego postępowania, a ks. Luter w „Tygodniku Powszechnym" bronił zachowania czwórki kapłanów. Ks. Kazimierz Sowa zaczynał swoją dziennikarską karierę w „Gościu Niedzielnym". Zaistniał w obszarze ogólnopolskim, gdy został szefem Radia Plus skupiającym 20 rozgłośni diecezjalnych. Była to próba zbudowania ogólnopolskiego radia katolickiego, które miało być przeciwieństwem dla Radia Maryja. Próba nieudana, bo Radio zbankrutowało. Potem ks. Sowa został szefem kanału Religia TV w stacji TVN. Miał to być kanał konkurencyjny dla Telewizji „Trwam", ale też po kilku latach upadł, bo nie osiągnął wymaganej oglądalności. Dziś ks. Sowa jest nadal ozdobą stacji TVN, gdzie jawnie wspiera PO i atakuje PiS. Jest niezmiernie aktywny na forach internetowych. To chyba najbardziej upartyjniony ksiądz polski, gotów usprawiedliwić każdą decyzję władzy, nie dostrzegając przyjmowanego prawa sprzecznego z podstawową nauka Kościoła katolickiego. Swoją karierę budował na wystąpieniach krytykujących o. Tadeusza Rydzyka instytucjonalnie i publicystycznie.
A były prezydent Bronisław Komorowski ma się dobrze. Właśnie udzielił wywiadu „Tygodnikowi Powszechnemu", który zawsze go wspierał. Na pytanie o przyjmowanie Komunii św. po podpisaniu ustawy o in vitro, odpowiedział: „W takich sytuacjach odpowiadam, że decyduje biskup miejsca, w którym mieszkam. Póki co, jestem spokojny". Biskupem miejsca dla byłego prezydenta jest kard. Kazimierz Nycz.
Wydawać by się mogło, że w tak podstawowej sprawie, jak stosunek do in vitro, postawa kapłanów będzie jednoznaczna, zgodna z nauczaniem papieża i kościelnymi dokumentami. Okazuje się, że mamy kontestatorów, z których pierwszym był ks. Wojciech Lemański, choć ks. Sowa nie zauważa żadnych powodów dla których ks. Lemański został zasuspendowany przez swego biskupa. Niestety, nie tylko „Gazeta Wyborcza", ale przede wszystkim uważający się za katolicki „Tygodnik Powszechny" lansują postawy i poglądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Inne czasopisma katolickie czasami są ortodoksyjne („Niedziela" czy „Idziemy"), czasami unikają kontrowersyjnych tematów, ale są i takie, które lansują posłów i senatorów czynnie zaangażowanych w ustanawianiu prawa sprzecznego z podstawowymi zasadami poszanowania życia. Oto olsztyński „Posłaniec Warmiński" (dodatek do „Gościa Niedzielnego") oczywiście nie poinformował, jak głosowali posłowie i senatorowie z naszego regionu w sprawie ustawy o in vitro. Jednak tuż po jej przyjęciu przez Senat, dziennikarz Łukasz Czechyra zamieścił artykuł „Kiedy na piechotę za daleko" o propozycji miejskich rowerów finansowanych z budżetu obywatelskiego.
Zamieszczono w artykule zdjęcie z podpisem: „W projekt angażuje się m. in. senator Ryszard Górecki, rektor i Paweł Papke prezes PZPS". Co mają parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej, senator i poseł, do olsztyńskiego budżetu obywatelskiego, chciałoby się zapytać. Jest to tak zwana miękka propaganda, lansowanie w katolickim piśmie polityków rządzącej partii. Tylko zarówno poseł Papke, jak i senator Górecki, głosowali za przyjęciem ustawy o in vitro, ale o tym w katolickim tygodniku ani słowa, bo po co psuć dobry humor. Ale gdyby autor artykułu rzeczywiście zgłębił temat, to nie napisałby wyłącznie laurki chwalącej senatora i posła, a musiałby wspomnieć o działaniach Marka Kuchty, który zwrócił uwagę olsztyńskim radnym, że system miejskich rowerów, kosztujący milion złotych, nie może być realizowany w ramach olsztyńskiego funduszu obywatelskiego, a wyłącznie z funduszy miasta, gdyż jego utrzymanie generuje koszty, których pokrycie będzie niemożliwe z tego funduszu, jeżeli chce się przestrzegać przepisów. Dziennikarz „Posłańca Warmińskiego" jednak o tym nie wspomniał ani słowa. Sprawdziłem, jak głosowali posłowie i senatorowie w sprawie ustawy o in vitro. Czesław Czechyra, poseł PO, głosował za przyjęciem ustawy. Wymieniam nazwisko tego posła, brzmiące tak samo, jak autora artykułu tylko dlatego, że ta zbieżność nie jest przypadkowa.
Ks. Jan Rosłan
PS
Na niektórych portalach (np. eioba. pl, Monitor Polski czy Gazeta Warszawska w przebudowie), a także w drukowanym w Kanadzie „Głosie Polskim", nie wspominając już o licznych linkach przesyłanych osobom prywatnym, zaistniał tekst podpisany moim imieniem i nazwiskiem zatytułowany „Plan carycy Katarzyny II". Jako źródło tekstu jest podawany adres mego blogu albo portal „Debaty". Niniejszym oświadczam, że to nie ja jestem autorem tego tekstu i nie mam z nim nic wspólnego. Moją próżność łechce fakt, że ktoś pod moim nazwiskiem rozpowszechnia jakiś tekst, być może chcąc mu nadać większą rangę, ale w imię uczciwości i prawdy, nie chcę aby przypisywano mi nie moje zasługi.
Tekst ukazał się we wrześniowym numerze miesięcznika "Debata". Drukujemy za zgodą autora.
Skomentuj
Komentuj jako gość