Znajomi poinformowali mnie, że w Internecie znajduje się wywiad ze mną, który ich bardzo mocno zadziwił - przede wszystkim z powodu stylu, chaotyczności wywodu i licznych błędów. Byłem zaskoczony tą informacją, ale przeglądając internetowe strony rzeczywiście natrafiłem na fragment wywiadu jakiego onegdaj, 20 maja 1993 roku, udzieliłem Zenonowi Złakowskiemu. Byłem wtedy proboszczem w Gryźlinach, a Z. Złakowski przygotowywał książkę o olsztyńskiej „Solidarności" i przyjechał także do mnie, bo przecież byłem w roku 1981 etatowym pracownikiem Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność".
Fragment wywiadu dotyczący pogrzebu Marcina Antonowicza zamieścił nieżyjący już Mirosław Krupiński. Byłem tym faktem mocno zdziwiony, gdyż zostały w tym fragmencie opublikowane rzeczy, które zastrzegłem, że publikowane być nie mogą. Opowiedziałem Zenonowi Złakowskiemu o pewnych sprawach, aby przybliżyć klimat wydarzeń i nigdy nie spodziewałem się, że jednak tak poważny człowiek nie dotrzyma danej obietnicy. Mało tego, publicznie zostaną ujawnione rzeczy z dopiskiem: „Nie publikować!"
Skontaktowałem się z Zenonem Złakowskim, aby powiedzieć o swoich zastrzeżeniach. Byłem zaskoczony niezmiernie, że w ogóle rozmowa ze mną została spisana i opublikowana – nie tylko bez mojej wiedzy i zgody, ale także i żadnej autoryzacji. W książce, którą Z. Złakowski opublikował, dwukrotnie przytacza moją wypowiedź. Muszę przyznać, że włożył w moje usta słowa, których nie powiedziałem, bo znalazłem w przypisywanej mi wypowiedzi błąd, którego popełnić nie mogłem. Ale przytaczana w książce wypowiedź też autoryzowana nie była, a błąd uznałem za ludzką pomyłkę i nawet go nie prostowałem. Teraz jednak sprawa nabrała innego wymiaru.
Zenon Złakowski powiedział mi, że dał do przepisania rozmowę ze mną nieżyjącemu już Andrzejowi Pawłowskiemu, który pewnie rozesłał ją droga mailową i przekazał też Mirosławowi Krupińskiemu. A cały wywiad ze mną, jak i inne materiały zebrane do książki, Z. Złakowski przekazał Ośrodkowi Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie. Obiecał mi, że opublikuje przepraszające mnie oświadczenie, ale minęło już dwa miesiące od tej rozmowy, więc sam postanowiłem napisać to wyjaśnienie.
Dotarłem do całego 18-stronicowego spisanego wywiadu, którego miałem udzielić Zenonowi Złakowskiemu przed 23 laty. Moje zdumienie nie miało granic. Tak niechlujnie napisanego tekstu nie czytałem bardzo dawno - liczba błędów stylistycznych i nielogiczności wręcz przerażają. Do tego oczywiste błędy faktograficzne, których popełnić nigdy nie mogłem, a które popełnił albo Z. Złakowski, przeprowadzający wywiad, albo zatrudniony do przepisywania tekstów Andrzej Pawłowski. Najgorsze jest to, że błędy dotyczą nazwisk. Oto wspominam posła z czasów PRL Edmunda Męclewskiego, a czytam: „pan Malewski, był wówczas posłem na Sejm". Jak można pomylić tak różnie brzmiące nazwiska! Jest w wywiadzie: „był ks. Tarda", a ja mówiłem o rektorze WSD „Hosianum", ks. Kazimierzu Torli. Jak można pisać tak bez sensu: „(...) kiedy zdawało się paszport, trzeba było od razu zdać rozmowę", albo: „Łukomski - przeciwko dziennikarzowi. Sam jesteś Tumanowicz - Samitowski Tumanowiczowi z „Dziennika Telewizyjnego", który nakręcił reportaż (...)."
Nie dziwię się moim znajomym, że nie uwierzyli, iż są to moje wypowiedzi. Ze zdumieniem i niesmakiem przeczytałem tekst wywiadu. Czasami w czasie rozmowy ze Złakowskim dodawałem jakieś opinie czy podawałem fakty, z zastrzeżeniem, aby tego nie publikował, a w tekście znalazłem wprowadzenie do wypowiedzi, dopisek, następującej treści: „(Nie podawać - przyp. J.R.)". To wprowadzenie sugeruje, że tekst ten czytałem i taki przypis sam zrobiłem, co jest nieprawdą. Takich głupot, jak przytoczona wypowiedź, popełnić nie mogłem: „I tam pracowałem w gazecie, którą Jarek także wydawał - to Trybuna Pracy w Sztandarze Młodych". Trzeba rzeczywiście mieć fantazję, aby tworzyć tak bezsensowne i nie mające żadnego pokrycia w rzeczywistości struktury stylistyczne.
Z niezmiernym zaskoczeniem i zdziwieniem dowiedziałem się, że bez mojej wiedzy i zgody, nieautoryzowany przeze mnie wywiad, zawierający masę błędów, stanowi materiał archiwalny i korzystają z niego niektórzy historycy, w tym pracownicy olsztyńskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Oficjalnie oznajmiam, że materiał ten nie może być w żadnym fragmencie przytaczany i nie należy się na niego powoływać jako źródło, gdyż jest nieautoryzowany, a przypisywane mi wypowiedzi niejednokrotnie uległy przeinaczeniu. Najlepiej, gdyby Zenon Złakowski, który pod wywiadem się podpisał jako notujący i przeprowadzający i który później wywiad ten przekazał OBN-owi, sam wycofał go ze zbioru, jako materiał niewiarygodny. Tak spisany wywiad, z licznymi błędami, narusza moje dobre imię. Jednocześnie czuję się zawiedziony tym, że zaufanie, jakim obdarzyłem Zenona Złakowskiego, mówiąc mu o pewnych rzeczach, zastrzegając, że nie są do publikacji i wiadomości publicznej, on nadużył. Do tej pory ceniłem go jako pracowitego i rzetelnego dziennikarza. Wiem, że za książkę o olsztyńskiej „Solidarności" zapłacił, bo przegrał proces sądowy z jedną z funkcjonariuszek ówczesnego aparatu tzw. sprawiedliwości. Nie sądziłem jednak, że nadużyje mojego zaufania i udostępni rzeczy, które zastrzegłem.
Naprawdę piszę to z bólem. Do tej pory nie wiedziałem nawet, że taki spisany ze mną wywiad istnieje. Nie wiedziałem też, że jest udostępniany w OBN, a także jest w Internecie. To naruszenie moich praw. Zabraniam więc wykorzystywania go i powoływania się na niego w jakiejkolwiek formie i miejscu.
Piszę to z goryczą, ale muszę bronić swojego dobrego imienia. Specjalnie nie podaję tu innych sprostowań, np. nazwisk, których błędne brzmienie zamieszczono w wywiadzie, sprostowałem tylko dwa, aby pokazać skalę przeinaczeń, a nie literowych tylko błędów. Autoryzacja wywiadu jest czymś tak oczywistym, że dziwię się, iż Z. Złakowski tego nie uczynił. Dlaczego? Nie chciałbym snuć żadnych domysłów.
Niestety, tym wywiadem uczynił krzywdę nie tylko mnie, ale i sobie. Bo złamał dwie fundamentalne zasady dziennikarskie: autoryzacja w celu starannej weryfikacji faktów (tu ją pominął), po drugie: nadużył zaufania, jakim go obdarzyłem. Przykro mi, że ten tekst musiałem napisać. Ale łacińskie przysłowie mówi, że zawsze powinna być bliższa prawda niż przyjaciel. W imię prawdy to czynię.
Ks. Jan Rosłan
Tekst ukazał się w lipcowym numerze miesięcznika "Debata", publikujemy na prośbę autora
Skomentuj
Komentuj jako gość