W Radiu Olsztyn dzieją się dziwne rzeczy. W roku ubiegłym w audycjach nadawanych w języku ukraińskim czczono Stepana Banderę. Jako pierwszy zwrócił uwagę na propagowaniu w publicznym radiu treści godzących w polska racje stanu prof. Selim Chazbijewicz. W kwietniu w audycji nadawanej tym razem w języku niemieckim dopuszczono się propagowania rewizjonizmu. I to wszystko ma miejsce w państwowym, publicznym radiu.
Paweł Sieger jest Niemcem od kilku lat mieszkającym w Polsce. Nakręcił on film "Polskie obozy koncentracyjne" i o nich opowiadał w audycji, ale za największą tragedię uznał nie "masowe morderstwa dokonywane na ludności cywilnej", ale to, że państwo pruskie zginęło z mapy świata. I tu się odgraża:
"Niech Polacy, Ukraińcy wiedzą, że to nasza ziemia, nasze Prusy, nasza tradycja. Trzeba walczyć o swoje".
Niektóre ziomkostwa propagowały kult państwa pruskiego i podtrzymywały roszczenia terytorialne. Przez lata powojenne Polska walczyła o uznanie aktualnych granic. Dziś nikt rozsądny nie kontestuje powojennego podziału Europy, a tu u nas w Polsce, w publicznym radiu dopuszcza się propagowania wypowiedzi godzących w polska rację stanu.
"Nie mam zamiaru wycofać się ani z jednego słowa" - powiedział "Wyborczej Olsztyn" Paweł Sieger. To jest najlepsze świadectwo, że jego wypowiedzi były starannie przemyślane. Tylko dlaczego dopuszczono je do emisji, skoro audycja wyemitowana w niedzielę została dostarczono do rozgłośni we czwartek. Czyżby nikt jej z redakcji wcześniej nie przesłuchał?
Niestety zbieramy plon polityki kulturalnej i historycznej obecnej ekipy rządzącej i ich poprzedników. Od wielu lat dokonuje się proces przeprogramowania myślenia o przeszłości, a w szczególności o drugiej wojnie światowej. Powstają książki o tzw. historii alternatywnej, jak to dobrze byłoby, aby Polska sprzymierzyła się z Hitlerem, niektórzy historycy wprost piszą, że powinniśmy to zrobić. Mało tego, coraz częściej Polaków oskarża się współodpowiedzialnością za zbrodnie, które na terenie Polski popełnili niemieccy okupanci.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski przeanalizował zmieniający się tok narracji o holocauście. Oto w pierwszych latach powojennych wszyscy wiedzieli, że za eksterminację narodu żydowskiego i jej sprawcami są hitlerowskie Niemcy. Potem zaczęto wprowadzać kategorie świadków. Byli nimi Polacy. I zaczęto mówić o moralnej odpowiedzialności świadków zbrodni, bo nie reagowali,, bo milczeli. Tylko jednocześnie zapomina się o jednym, że tylko w Polsce za jakakolwiek pomoc udzielona Żydom karano śmiercią. Następnie zaczęto używać już pojęcia współuczestnictwa lub współudziału albo pomocniczości i zarzutu czerpania materialnych korzyści z ludobójstwa. Na koniec zaczęto Polakom przypisywać kategorię nawet sprawców zagłady Żydów.
Niestety, taką narrację powielają polskie władze, mało tego, same propagują takie przekazy finansują takie filmy jak "Pokłosie" czy "Idę' i następnie propagując je poza granicami kraju, w czym czynny udział miały polskie ambasady mobilizowane do tego przez Radosława Sikorskiego.
To "Gazeta Wyborcza" przez lata propagowała politykę wstydu. Pamiętny jest artykuł Michała Cichego, który wywołał szczególną reakcję wśród weteranów Armii Krajowej, bo autor, który po latach przepraszał za ten tekst, oskarżył w nim tę formację, że w czasie Powstania Warszawskiego, polowała na ukrywających się Żydów. Wypowiedz Obamy o polskich obozach śmierci, a teraz szefa FBI o współodpowiedzialności Polaków za Holocaust to przecież konsekwencje polskiej polityki historycznej. Przecież szef FBI powtórzył tylko tak lansowanego o honorowanego w Polsce Tomasza Grossa, który znów stał się bohaterem dla Tomasza Lisa i w "Newsweeku" powtarza swoje bałamutne tezy. "Nigdy nie wyzwoliliśmy się jako naród z pieta antysemityzmu" - mówi dziś Gross, a Lis to upowszechnia. "Zawsze byliśmy antysemitami i nimi będziemy" - to teza upowszechniania w polskojęzycznym tygodniku wydawanym przez niemiecki koncern. Tomasz Lis jest zachwycony obecnym obrazem Polski w świecie, gdzie przedstawia się nas jako antysemitów odpowiedzialnych za holocaust. "Polska nigdy w historii nie miła tak dobrego wizerunku"- stwierdził Lis, rządowy polityk do spraw propagandowej manipulacji czyli Michała Kamiński w "Polsat News" zachwycony stwierdził: "Myślę, że inne kraje zazdroszczą nam polityki historycznej".
A popatrzmy na prezydenta Bronisława Komorowskiego. To on na piśmie stwierdził:
"naród ofiar musiał uznać tę prawdę, że bywał także sprawcą".
To z listu w sprawie zbrodni w Jedwabnem. Prezydent RP przyjął taką narrację, jakiej używają oskarżyciele naszego narody. Propaganda zrzucania odpowiedzialności na Polaków za zbrodnie na narodzie żydowskim odniosła sukces. Tylko nieliczni zareagowali na słowa prezydenta. Zrobili to ostatnio: Zofia Romaszewska, Jan Olszewski, Wiesław Johann i prof. W. Biernacki. Stwierdzili:
"Przypisywanie Polakom sprawstwa w zagładzie jest tożsame z tym, co powiedział amerykański urzędnik wysokiego szczebla i co wywołało szerokie oburzenie w naszym kraju". I dalej: "O ile nam wiadomo jest pan jedynym prezydentem w dzisiejszym świecie, który pozwolił sobie obrazić własny naród obarczając go winami niepopełnionymi, używając retoryki niszczącej jego wizerunek i poczuciem wartości".
Od lat systematycznie prowadzona przez Niemcy, a także część społeczności żydowskiej polityka zrzucania odpowiedzialności na Polaków za Holocaust niestety święci triumfy, Niestety, polscy administratorzy kulturą, polscy dyplomaci, a nawet polski prezydent, nie wspominając o dziennikarzach w propagowaniu tych nikczemności mają znaczący udział. Polityka oczerniania polskiego narodu ma niestety też miejsce w olsztyńskim radiu. Po wpadce z pochwałą dokonań Bandery, odpowiedzialnego przecież za rzeż Polaków na Wołyniu, zwiększono zatrudnienie w redakcji ukraińskiej. Czy konsekwencja propagowania niemieckiego rewizjonizmu będzie zatrudnienie kolejnej osoby w olsztyńskim radiu, która zna niemiecki?
ks. Jan Rosłan
Skomentuj
Komentuj jako gość