Kiedy muszę kogoś odwiedzić na olsztyńskich Jarotach, to przeżywam wewnętrzny niepokój. Wynika on nie tylko z ćwiczeń cierpliwości i pokory, jakie zaserwowały wszystkim kierowcom władze Olsztyna rozkopując ulice tego miasta do granic nieprawdopodobnych, ale z góry zakładam, że będąc na Jarotach będę się kręcił w kółko, aby znaleźć podany adres.
Budowniczowie tej sypialni Olsztyna robili wszystko, aby wprowadzić maksymalny chaos. Numeracja budynków nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia, na jednej ulicy może stać budynek oznaczony numerem 7, a stojący tuż obok ma numer 33. Tajemną wiedzę tych oznaczeń muszą posiąść przede wszystkim olsztyńscy taksówkarze.
Nie wiem czy w ten sposób nie wywołuje się w ludziach wewnętrznego bałaganu. Ludzie dążą do pewnej racjonalności i logiczności, mają poczucie smaku i przede wszystkim proporcjonalności, które były onegdaj wytycznymi sztuk pięknych. Uważam, że człowiek ma w sobie wpisane poczucie symetrii i w klasycznej zabudowie architektonicznej była ona przestrzegana. Przypadkowość, brak uliczności powoduje poczucie chaosu i zagubienia. Brak harmonii rodzi agresję. Stąd nie dziwię się, że ludzie mieszkający w ciasnych blokowiskach są tak nadpobudliwi i zdenerwowani. Czy ktoś planując takie rozmieszczenie budynków był świadomy, jakie konsekwencje dla ludzi może przynieść budowniczy zaplanowany galimatias, bo najczęściej architekci i budowniczowie robili wszystko, aby na jak najmniejszej powierzchni ulokować jak najwięcej budynków. Ta ciasnota, ta pudełkowatość, architektoniczna monotonność, musi na człowieka oddziaływać. I nie jest to odziaływanie kojące.
Pamiętam prowokującą akcję w czasach Edwarda Gierka, którą zainicjowała polska telewizja. Oto znany plastyk Franciszek Starowieyski umieścił na jednym z wysokich budynków płaskorzeźbę, oczywiście w jego oryginalnym stylu, czyli obyczajowo dość prowokacyjną. Odbyła się wtedy telewizyjna debata. Było wiele wypowiedzi pełnych oburzenia, że jest to szpecące, innym nie podobała się tematyka, a autor przekonywał, że wreszcie jakiś budynek wyróżnia się od innych klocków. W obecnych czasach wszystko pozostało bez zmian, bo jak można zmienić istniejącą już architekturę, tylko przez detale, bo za takowe można uznać malowanie budynków w różne odcienie.
Każde miasto musi mieć swoje przestrzenie oddechu, parki i skwery, wysadzane drzewami aleje i zabytkowe uliczki, które nie tylko cieszą oko, ale nadają miastu swoistą atmosferę, wprowadzają przez swoje piękno w ludzką duszę ład i spokój. Przestrzeń jest dobrem powszechnym. Niestety, przez lata zwykli obywatele nie mogli o jej zagospodarowaniu się wypowiadać, bo komunistyczna władza zawsze wiedziała lepiej czego potrzebują obywatele. Dziś trwa walka o zagospodarowanie przestrzeni, czego przykładem są Jeziorany, gdzie władze lokalne pozwoliły na postawienie elektrowni wiatrowych, a okoliczni mieszkańcy przeciwko temu stanowczo protestują. W Olsztynie ma powstać kolejna galeria handlowa, na co zezwoliły władze miasta, a okoliczni mieszkańcy walczą, aby powstał tu park, gdyż sklepów wielopowierzchniowych w okolicy jest dostatek.
Walka o zagospodarowanie przestrzeni trwa.
Czasami przyjmuje różne oblicza i argumenty. Oto w październiku ubiegłego roku w olsztyńskiej „Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł zatytułowany ""Barbapapa poszukiwana", o próbie odtworzenia rzeźby, a faktycznie była to, o ile dobrze pamiętam, nieczynna fontanna, powszechnie nazywana „Glutem" lub „Barbapapą". W artykule przytoczono opinię następującą: „Kiedy patrzę na te wszystkie orły i krzyże, których pojawia się coraz więcej w Olsztynie, to mam już tego dosyć - mówi Marcin Wakar, prezes Towarzystwa Miłośników Olsztyna. - Ostatnio orzeł pojawił się przy okazji pomnika AK, teraz powstał plan zabudowania ronda Ofiar Katastrofy Smoleńskiej ogromnymi krzyżami, a za taką 'Barbapapą' łezka się w oku kręci. Jestem przekonany, że podobne odczucia ma wielu olsztynian, którzy ją wspominają z sentymentem".
Cóż, ja tej rzeźby z sentymentem nie wspominam, gdyż uważałem ją za maszkarę. Paradoksalnie, pomysłodawcą usunięcia „Gluta" było Towarzystwo Miłośników Olsztyna, któremu onegdaj przez dziesięć lat w sposób medialny bardzo głośny przewodniczył Andrzej Sassyn. Z jego inicjatywy na miejscu rzeźby powstała Kolumna Orła Białego (na zdjęciu). Młodzi działacze jakby w ten sposób kontestowali poczynania swego „ojca", do dziś honorowego przewodniczącego TMO.
Marcin Wakar jest z wykształcenia filozofem, ale zajmuje się historią i trochę mnie dziwi, że ma „dosyć" pomników mających upamiętniać polskich patriotów. Proponuje odtworzenie nieistniejącej i brzydkiej rzeźby. Uważam, że w Olsztynie są miejsca, które aż się proszą o dopełnienie rzeźbami czy elementami plastycznymi. Nie muszą mieć patriotycznej wymowy, mogą być zabawne i dowcipne, aby były estetyczne. Przecież mamy w Olsztynie dobre przykłady takich rzeźb, jak chociażby „Żaba" czy „Ptak" stające w parku nad Łyną. Kiedyś w jednej ze szwajcarskich, górskich wiosek ze zdumieniem zobaczyłem przed kościelnym placem, obok małego cmentarzyka aż cztery rzeźby, dość nowoczesne, a jednak bardzo wymowne. Było to uosobienie czterech pór roku. Piękno cieszy i wpływa na człowieka. Jestem za pięknymi rzeźbami, które niech powstaną w Olsztynie, ale zdumiewa mnie ideologia młodych działaczy Towarzystwa Miłośników Olsztyna.
Zróbmy coś, ale nie z inspiracji pozytywnej, ale jako negacja dotychczasowego nurtu, czyli wyłącznie z przekory. Czy ta negacja patriotycznych pomników i tablic jest rzeczywiście potrzebna, aby postawić jakąś śmieszną rzeźbę? Przecież Andrzej Sassyn, którego działalność nie w pełni akceptuję (przykładowo tę z kętrzyńskich czasów, gdy pełnił tu funkcję kierownika wydziału spraw wewnętrznych) oprócz kolumny Orła Białego był inicjatorem powstania pomnika św. Jana Nepomucena na olsztyńskim moście św. Jana, który onegdaj stał tam przed wojną, choć po drugiej stronie niż stoi obecna figura. Krzysztof Jankun, działający także w TMO, popiera argumentację prezesa: „Te miejsca nabrały bardzo martyrologicznego wydźwięku - twierdzi Jankun. - Pojawiło się mnóstwo miejsc do składania kwiatów, kolejnych i bardzo poważnych pomników. A my chcemy zrobić coś z oddechem, dla ludzi, którzy niekoniecznie muszą codziennie przeżywać tak głębokie doznania".
Niech działacze Towarzystwa Miłośników Olsztyna zrobią „coś z oddechem", nie mam nic przeciwko temu, wręcz popieram takie inicjatywy, ale dziwi mnie negacja tych rzeczy, które powstały w celu upamiętnienia ważnych wydarzeń z życia naszego narodu. W czasach PRL-u dążono do wymazania z narodowej świadomości wielu patriotycznych zrywów i działań, które nie wypływały z komunistycznej inspiracji. Mamy dopiero 25 lat poczucia wolności i przez ten czas z inicjatywy takich stowarzyszeń jak „Pro Patria" upamiętniono wielu zapomnianych bohaterów. Niech działacze olsztyńskiego towarzystwa zajmą się ludycznymi potrzebami mieszkańców miasta. Mają do tego prawo, ale dlaczego krytykują działania innych osób inspirujących się patriotycznymi przesłankami? Niech stawiają wesołe rzeźby, organizują pikniki, tylko dlaczego przeszkadzają im w naszej przestrzeni miasta „te wszystkie orły i krzyże"? Uważam, że można połączyć i jedno, i drugie. Przestrzeń miasta jest własnością jego mieszkańców i tu zawsze powinno się szukać kompromisu w jej projektowaniu i zagospodarowywaniu.
ks. Jan Rosłan
Skomentuj
Komentuj jako gość