Czasami odnoszę wrażenie, że poszczególni ministrowie prześcigają się w wydawaniu rozporządzeń których jedynym celem jest utrudnianie życia obywatelom. Oczywiście jest to wrażenie subiektywne, niewątpliwie jestem zaślepiony jakąś antyrządowa ideologią i jak mogę staram się zweryfikować moje pesymistyczne i spiskowe interpretacje dziejów. Tym bardziej staram się poprawić, że przyjąłem do serca zdanie prezydenta RP Bronisława Komorowskiego wypowiedziane podczas ostatniej jego konwencji wyborczej odbytej 7 marca, które brzmiało: "Niemądrzy są ci, którzy mówią o odbudowywaniu Polski ze zgliszcz, trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, że żyjemy w złotym okresie dla Polski!"
Więc patrzę, jak zwycięża sprawiedliwość w naszym kraju. Oto sędzia Remigiusz Chmielewski z Sadu Okręgowego w Olsztynie skazał komornika Sebastian Sz. z Działdowa za zmowę z kupującym i zaniżenie wartości zajętego dłużnikowi sprzętu na rok i 4 miesiące więzienia w zawieszeniu i pięcioletni zakaz wykonywania zawodu. Nieuczciwy komornik zapłaci też grzywnę i pokryje koszty sądowe. Wyrok jest prawomocny, choć nie został odnotowany w ogólnopolskich mediach. Staram się patrzeć pozytywnie, jak widać, choć cała Polska zna sprawę łódzkiego komornika i jego asesora, którzy będąc w zmowie z kupującymi rekwirowali samochody i ciągniki, które w ogóle nie należały do dłużników, a do ich sąsiadów lub firm, które dawniej mieściły się w pomieszczeniach, które teraz użytkują okradzione przez komornika przedsiębiorstwa. W proceder ten zaangażowani byli sędziowie, policjanci i prawnicy. Paradoksalnie, to nie komornik wzywał policjantów , ale czyniły to osoby, którym rekwirowano a faktycznie kradziono sprzęt, a policjanci biernie się temu przyglądali i nie stanęli w obronie właścicieli majątku. Odwołania od decyzji komornika do sądu nie skutkowało, bo auto czy traktor zostały już sprzedane. I tak można okradać w majestacie prawa, pod osłona policji i sędziów, rolników czy przedsiębiorców , a tak naprawdę każdego obywatela.
W obronie pokrzywdzonych stanął tylko olsztyński adwokat Lech Obara i posłanka PO Lidia Staroń. Podziwiam posłankę, bo należała do trzech posłów, którzy będąc w klubie PO zagłosowali przeciwko tzw. konwencji antyprzemocowej, a tak faktycznie konwencji genderowej i tym sam naraziła się, że nie znajdzie się na listach wyborczych PO do sejmu, czym ponoć straszyła Ewa Kopacz. W sprawach światopoglądowych PO ponoć nie stosuje dyscypliny partyjnej, ale jest inna dyscyplina: lojalnościowa. Gdy ktoś nie posłucha zaleceń czy poleceń premierki i szefowej partii, to konsekwencje są wiadome. Ale oczywiście, nie można tu mówić o żadnym mobbingu.
Zadziwia mnie, że prawie wszystkie telewizje pokazywały proceder łódzkiego komornika, a nikt z rządu, z ministerstwa sprawiedliwości czy nawet Komendy Głównej Policji, o władzy sądowniczej nie wspominając, nie występuje i nie reaguje na jawną niesprawiedliwość. Normalny obywatel okradany w majestacie prawa jest bezbronny. Według mnie, świadczy to o kompletnej impotencji organów państwa. Cwaniacy wykorzystują luki prawne, albo wprost łamią prawo wiedząc, że mają za sobą wspomagające instytucje państwowe. Tworzą się kartele wzajemnie się wspomagające i ukrywające działania przestępcze. Jak silny jest to związek świadczy to, że pokrzywdzony i okradziony przez komornika rolnik jest mobbingowany przez prywatnych detektywów, a Lidia Staroń na internetowych forach odczytała, że komornicy podobną akcję planują wobec niej. Mówiła o tym publicznie w telewizji i żadnych reakcji władz. Poseł publicznie mówi, że chcą go zastraszyć, a żadnej reakcji tzw. czynników.. Ale przecież "żyjemy w złotym okresie..." dla komorników, ich asesorów i podobnych cwaniaków, którzy tworzą z nimi sztamę.
Minister finansów Mateusz Szczurek odniósł kolejne zwycięstwo. Oto głosami rządzącej koalicji został odrzucony projekt podwyższenia kwoty wolnej od podatku, która obecnie w Polsce wynosi 3.091 zł. rocznie, w Niemczech 33.902 zł., a w Wielkiej Brytanii 50.600 zł. Na oficjalnej stronie internetowej Platformy Obywatelskiej pojawiło się wyjaśnienie tej decyzji: "Zwiększenie kwoty wolnej od podatku nie tylko nie poprawiłoby zatem sytuacji obywateli w najtrudniejszej kondycji finansowej i społecznej, ale nawet by ją pogorszyło". Ot co, PO tak dba o najbiedniejszych, że zabiera im pieniądze i twierdzi, że czyni to dla ich dobra, bo gdyby im pozostawić tych kilkaset złotych, to pogorszyłaby się ich sytuacja życiowa. Wśród wszystkich krajów europejskich kwota wolna od podatku jest najniższa w Polsce.
Na portalu "Gazety Wyborczej" chciano poprawić wizerunek rządu i podano kwoty wolne od podatku w wybranych krajach, ale aż w dziesięciu przypadkach sfałszowano dane znacznie te kwotę obniżając. Tę manipulację zauważyli od razu polscy internauci, którzy w tych krajach obecnie mieszkają i do razu pisali sprostowania. W naszym kraju tylko ten, który zarabia miesięcznie do 258 zł nie zapłaci podatku. W innych krajach jest to najczęściej kwota, tzw. minimum społecznego zapewniająca przeżycie. Dodajmy, że w Tanzanii kwota wolna od podatku wynosi 12.384 zł., a w Zambii 12.878 zł. Jesteśmy nie tylko ostatni w Europie, ale także daleko za Murzynami. Ale przecież "żyjemy w złotym okresie..." dla bogatych.
Minister Szczurek dba o budżet. Wydał rozporządzenie, że od stycznia w barach mlecznych nie wolno stosować żadnych przypraw oprócz soli i pieprzu. W Polsce bary mleczne są dofinansowane przez państwo w wysokości 20 mln zł. rocznie. Korzystają z nich emeryci, studenci i miłośnicy tej kuchni. Minister, jak za czasów socjalistycznych odgórnie chce zarządzać nawet przyprawami w tych lokalach. dopłaty mają być stosowane wyłącznie do dań jarskich (co pewnie ucieszy zwolenników pewnych ideologii), już skwarek do pierogów podawać nie będzie można. W jakim kraju żyjemy, gdzie minister finansów określa recepturę w mlecznych barach, gdzie pewnie będzie wysyłał kontrolę, aby stwierdzić, czy jest ona przestrzegana? Odpowiadam: "żyjemy w złotym okresie dla Polski".
Posłowie koalicji znów zatroszczyli się o budżet i znacząco podwyższyli mandaty za wykroczenia drogowe, łącznie z karą odebrania czasowego prawa jazdy za przekroczenie szybkości. Oczywiście, podwyższenie mandatów tłumaczy się tym że ma to wpłynąć na wzrost bezpieczeństwa na drogach i zmniejszenie wypadków. Jednak jak wykazał raport NIK, takiej zależności wcale nie ma. Im więcej lepszych dróg, tym mniej wypadków. Stąd ilość wypadków na Polskich drogach ciągle maleje, bo jednak stan dróg się poprawia.
Mamy jednak w Polsce poważniejsze zjawisko, o którym wcale się nie mówi. Jest to zastraszający wzrost liczby popełnianych samobójstw. Codziennie w Polsce odbiera sobie życie 17 osób, co rocznie daję liczbę ponad 6200 osób. Dlaczego o tym się milczy? Może dziwić, jak ludzie mogą tracić nadzieję, wpadać w depresję, popełniać samobójstwo skoro" żyjemy w złotym okresie dla Polski"?
Ryszard Bugaj, profesor ekonomii, onegdaj poseł, szef lewicowej Unii Pracy stracił prawo jazdy, gdyż nie zauważył nowo postawionych fotoradarów. Musiał ponownie zdawać egzamin i sam się przekonał, jak obecnie jest on idiotyczny. Oblał go raz i drugi mimo, że jest wieloletnim kierowcą. A od stycznie jeszcze bardziej ten egzamin utrudniono, już nie w testach, ale podczas jazdy wprowadzając m. in. tzw. jazdę ekologiczną. Po co to zrobiono? Aby oblać na egzaminie więcej zdających, aby w ten sposób zarobić więcej pieniędzy na egzaminach poprawkowych. Wszak "żyjemy w złotych czasach..." dla poborców podatkowych z kierowców.
Kierowcy to złota żyła dla budżetu. Płacą podatek drogowy, akcyzę w cenie benzyny, płacą mandaty i za przejazdy autostradami. Mamy najwyższą opłatę w całej Europie za przejazd w przeliczeniu na kilometr autostradą A4 z Krakowa do Katowic. a rząd przygotowuje kolejne haracze. Oto chce zabronić wjazdu do centrów miast autom wyprodukowanym przed rokiem 2005. Kto chciałby wjechać do centrum takim samochodem musiałby ponieść dodatkowe koszty. Czyli dzisiaj 70 procent aut zarejestrowanych w Polsce nie mogłoby wjeżdżać do centrów miast albo kierowcy musieliby wnosić dodatkowe opłaty. W kogo uderzą te nowe przepisy? Oczywiście w najuboższych, bo bogaci mają nowe auta. To kolejna próba opodatkowania najbiedniejszych. Z danych Fundacji Centrum Analiz Ekonomicznych wynika, że to najbiedniejsi najbardziej odczuli wzrost podatku VAT-u. W Polsce najbiedniejsi wydają aż 16,3 swoich dochodów na podatek VAT, a dla bogatszych to stanowi tylko 6,9 procent ich dochodów.
W dniu, w którym prezydent ogłaszał, że "żyjemy w złotym okresie dla Polski", na portalu Na Temat ukazał się artykuł o Iwonie Frasek z gminy Ozimek, rolniczce, która chciała produkować sok z własnych jabłek. Zaczęła wypełniać poszczególne wymagania, aby uzyskać pozwolenie na produkcję i sprzedaż soku z tak idiotycznymi, jak budowa oddzielnej łazienki dla personelu zakładu, choć żadnego personelu zatrudniać nie miała w planie, aż po wymiary lodówki. Mimo starań i poniesionych kosztów, zrezygnowała, bo nowe wymagania, które wciąż stawiali urzędnicy, były nie do pokonania. To znaczy inwestycje, których żądano, nigdy by się nie zwróciły z domowej produkcji soku. Polski rolnik nie może nawet sprzedać szklanki mleka lub butelki śmietany, bo takie ma ograniczenia. Takich ograniczeń nie ma rolnik niemiecki czy francuski, ale polscy urzędnicy prześcigają się przecież w wydawaniu zarządzeń, których jedynym celem jest ścisła kontrola ludzkich poczynań.
Iwona Frasek może się tylko pocieszyć, że według rankingu TMF Group opublikowanego w internecie w lutym tego roku, Polska zajęła chlubne pierwsze miejsce w Europie i siódme w świecie pod względem najbardziej skomplikowanych przepisów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej. Ale przecież "żyjemy w złotym okresie dla Polski" o czym pewnie do 7 marca nie wiedziała pani Iwona.
Pani Frasek nie przemogła się, nie przebiła i nie pokonała tylu przepisów i zarządzeń, które musiała wykonać, aby produkować sok z własnych jabłek. Bo przecież nasze państwo bardzo dba o każdego obywatela i musi opleść go gąszczem przepisów, zaleceń i postanowień. Oto Polska w roku ubiegłym pobiła rekord europejski i wyprodukowała ponad 25 tysięcy stron przeróżnych przepisów i zarządzeń. Czy ktoś jest w stanie to wszystko przeczytać, skoro aż 10 tys. stron tych przepisów dotyczy działalności gospodarczej, o czym wspomina Henryka Bochniarz w liście do "Gazety Wyborczej?"
Najnowszym wymysłem administracyjnym obowiązującym od stycznia w urzędach stanu cywilnego jest zarządzenie o ograniczeniu wydawania do jednego egzemplarza aktu zgonu czy urodzin. Do tej pory otrzymywało się trzy egzemplarze takich aktów. Kto obecnie chce otrzymać duplikat lub trzeci egzemplarz musi za to zapłacić. To jeszcze można zrozumieć, ale
żeby skomplikować sprawy najprostsze i dodać pracy urzędnikom, zarządzono aby otrzymać duplikat trzeba napisać podanie do urzędu. Następnie trzeba udać się do innego urzędnika, aby kupić znaczki opłaty skarbowej i czekać aż pani te znaczki naklei na podanie i to podanie pozytywnie rozpatrzy. Myślę, że już niedługo, aby kupić znaczki skarbowe, też wcześniej trzeba będzie napisać podanie. A przecież "żyjemy w złotym okresie" ,dla urzędników przynajmniej.
Jednak i niektórzy urzędnicy nagle zostali pozbawieni tronu. Myślę tu o Urzędzie Miasta w Piszu, gdzie onegdaj pracowało na różnych formach zatrudnienia - jak podaje "Gazeta Olsztyńska" - 458 osób, a nowy burmistrz pozostawił tylko 170, a chce jeszcze ograniczyć zatrudnienie do osób 70. Przerażające, że aż 288 urzędników i pracowników fizycznych nagle okazuje się w urzędzie niepotrzebnych. A kto będzie wypełniał te wszystkie zarządzenia i sprawdzał wypełnianie przeróżnych przepisów, które na 25 tysiącach stron w roku ubiegłym wyprodukowali urzędnicy rządowi, ministerstwa i sejm? Pisz bliski jest bankructwa, jak też i dużo miast w Polsce, a o zadłużonych samorządach już nie wspominam, ale przecież "żyjemy w złotym okresie dla Polski", o czym mieszkańcy Pisza, gdzie jest 30-procentowe bezrobocie, pewnie jeszcze nie wiedzą
Ja już wiem, że "żyję w złotym okresie", więc trochę z niedowierzaniem wysłuchałem na tej samej konwencji wyborczej przemówienia pani premier Ewy Kopacz, która stwierdziła: "Powiedziałam już, czasy są trudne, ta trudna sytuacja to rzeczywistość tuż za naszymi granicami. Na te czasy mamy dobrego prezydenta Bronisława Komorowskiego..." Pani premier uważa, że czasy mamy trudne, a pan prezydent uważa, że mamy złoty okres.... Jakiś dysonans nastąpił w tej analizie rzeczywistości. Nie uzgodnili wcześniej narracji? Czy Komorowski jest dobrym prezydentem na złoty okres, który teraz mamy dzięki niemu oczywiście, czy też na trudne czasy, jakie teraz mamy, według pani premier? Prezydent rzekł: ..." trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, że żyjemy w złotym okresie dla Polski". Czyżby pani premier była ślepa i tego nie widziała? Choć nie wiem dlaczego, ale słuchając tych słów prezydenta, przypomniałem sobie, co przed laty mówił będąc marszałkiem sejmu, o ślepym snajperze, który nie potrafił... A może to nasz prezydent ma kłopoty ze wzrokiem i nie potrafi dobrze odczytać problemów naszej rzeczywistości i pod powiekami widzi tylko złote refleksy światła żyrandola, w który jako strażnik z polecenia premiera Tuska jest ciągle wpatrzony.
ks. Jan Rosłan
fot. screenshot z TVN24
Skomentuj
Komentuj jako gość