Na stronie olsztyńskiego WUS znalazłam ostatnio nowiutki materiał „Gdańsk, Olsztyn, Kaliningrad i Sankt Petersburg w liczbach 2017”. Jak spod igły. Wprawdzie Winston Churchill wierzył tylko w te statystyki, które - jak mawiał ten wybitny mąż stanu, z pewnością żartobliwie - sam sfałszował, ale osobiście darzę pewnym zaufaniem profesjonalnie wyliczone zestawy liczb i odpowiednio skrojone wykresy, zwłaszcza gdy widzę, że zawierają dane bez wątpienia prawdziwe. Do tej kategorii należy przypisać fakt, iż metro jak element komunikacji miejskiej funkcjonuje jedynie w Sankt Petersburgu, przewożąc rocznie ponad 700 mln pasażerów. Inna sprawa, że już tylko z tego powodu połączenie wspólną statystką tych czterech miast, tak różnych pod względem wielkości i dynamiki rozwoju, wydało mi się przedsięwzięciem dość karkołomnym. Wystarczy tylko porównać liczbę mieszkańców Olsztyna, ok. 174 tys. , Kaliningradu - 450 tys., Gdańska - 582 tys. z gigantem, ponad 5 –milionowym Sankt Petersburgiem, aby zwątpić w zasadność takiego opracowania. Zaczęliśmy od metra, ale zajmijmy się ludźmi.
Dane demograficzne w dzisiejszych czasach ze względu na starzenie się społeczeństw i migracje wysysające z mniej atrakcyjnych ośrodków najbardziej wartościowy kapitał ludzki są wręcz strategiczne dla przyszłości państw i tworzących je regionów. Przyjrzyjmy się bilansowi urodzin oraz zgonów określającemu przyrost naturalny danego ośrodka. Po stronie polskiej, porównując rok 2017 do roku 2010, był to wynik dodatni. Dla Gdańska w roku 2010 wyniósł 488 in plus, a w roku 2017 - nawet 655. Dla Olsztyna było to odpowiednio plus 413 (2010) i 380 (2017) Odwrotnie przedstawiają się te wskaźniki w przypadku Kaliningradu, gdzie w 2010 r. odnotowano 1487 zgonów więcej niż urodzeń, choć w roku 2017 już tylko o 400 więcej, co może wydać się dość zaskakującą różnicą, oczywiście w miarę pozytywną dla miasta nad Pregołą. Dla Sankt Petersburga w roku 2010 różnica między zgonami, a urodzeniami wyniosła 5832 osób, na niekorzyść tych ostatnich, ale w roku 2017 nastąpił cud demograficzny i urodziło się 66 500 dzieci, a zmarło 60 690 osób, co oznacza, że bilans, tym razem in plus, wyniósł 5810. Przy ponad pięciomilionowej populacji takie odwrócenie tendencji demograficznych jest możliwe. Aliści w tym przypadku zaczęłam się nieco przychylać do zacytowanej na wstępie opinii Churchilla. Dodam jeszcze, że demograficznie łączy te wszystkie miasta jeden szczegół - wszędzie populacja kobiet przeważa nad męską.
Sprawdźmy jak wygląda sprawa małżeństw, nieodzownych dla rozwoju normalnej rodziny. W Gdańsku liczba związków zalegalizowanych wzrosła o 80, a w Olsztynie, niestety zmniejszyła się o 192. W tej kategorii Kaliningrad z kolei odnotował wzrost o 164, a Sankt Petersburg o 3153. Niewątpliwie wzrost zawartych małżeństw przełożył się na poprawę demografii w obu rosyjskich miastach.
Jak wygląda społeczność czterech miast według grup wieku. We wszystkich odnotowano wzrosty w grupie wiekowej przedprodukcyjnej, do 17 lat. Jednocześnie zmniejszyła się liczba osób w wieku produkcyjnym. Najbardziej w Olsztynie, o ponad 6 punktów, podczas gdy w trzech pozostałych o blisko 5 pkt. Patrząc na zestawienie „nieprodukcyjni na 100 osób w wieku produkcyjnym” widzimy, że w Gdańsku było ich 69, w Olsztynie - 64,3, w Kaliningradzie 74,3 , a w Sankt Petersburgu - 73,3 osób, co jak wiadomo nie jest dobrym prognostykiem, bo oznacza, że malejąca grupa pracujących musi utrzymywać rosnącą w liczbę grupę niepracujących. Zwłaszcza, że we wszystkich czterech miastach wydłużyło się przeciętne trwanie życia. Najbardziej znacząco wśród pań – 82 lata w Gdańsku i 81,5 w Olsztynie. Średnia wieku Rosjanek też się wydłużyła do 78 lat w Kaliningradzie i 79,4 w mieście nad Newą. Średnia wieku mężczyzn również uległa poprawie. W omawianych polskich miastach wynosiła 76,1 lat w Gdańsku i 73,3 w Olsztynie. W przypadku miast rosyjskich było to odpowiednio 68,6 ( Kaliningrad ) i 70,9 ( Sankt Petersburg ). Z pewnością większe miasta oferują lepszą sieć placówek służby zdrowia, a także łatwiej narzucają modę na zdrowy tryb życia.
Co się dzieje na rynku pracy? Bezrobocie w Gdańsku i Olsztynie na koniec grudnia 2017 r. wynosiła odpowiednio 10 i 8 proc. Statystyka rosyjska wygląda znacznie optymistyczniej. Ministerstwo Polityki Społecznej obwodu kaliningradzkiego i Komitet Zatrudnienia Sankt Petersburga pokazały, że w tym pierwszym mieście od 2010 do 2017 bezrobocie spadło z 6 do 4 procent, a w drugim z 2 do blisko 0 proc. Z załączonego wykresu widać, że nie jest to zero absolutne, ale krzywa wyraźnie zmierza ku tej wartości. Trochę dziwnie wygląda to na tle innego zestawienia, gdzie zarejestrowani bezrobotni, również z Sankt Petersburga, przedstawieni są w rozbiciu na grupy wiekowe. Na wykresie widzimy bowiem, że w tym mieście, na koniec grudnia 2017 r., największą grupę (33,4 proc) stanowiły osoby bezrobotne w grupie wiekowej 45-54 lata, a 28,2 proc. bezrobotni w wieku 35-44 lat. Nie wiem, jak dało się podzielić tak precyzyjnie ok. 0 proc. z poprzedniego wykresu. Nie jestem matematykiem, ale gdzieś wypatrzyłam, że dzielenie to nic innego jak mnożenie przez odwrotność danej liczby, zatem 0 : x = 0/x = 0 * 1/x = 0. Czyli wynikiem dzielenia 0 na dowolną liczbę jest zawsze 0. Czyżbym znowu musiała oddawać szacunek Churchillowi? Cytowane zero, bądź ok. zero, wynika z wypowiedzi premiera Dmitrija Miedwiediewa, który na forum w Soczi w roku 2017 miał obwieścić, że w Rosji nie ma bezrobocia. Aliści aktualna średnia bezrobocia w Rosji to 4,4 proc. (kwiecień 2019), co oznacza 3,6 mln osób bez pracy; w roku 2017 wskaźnik ten wynosił 5,6 proc. Ten rok ma być dla Rosji czasem spowolnienia w gospodarce i znacznych zwolnień - pracę może stracić nawet 1,1 mln osób.
No to przejdźmy do tego, co przeciętnego Kowalskiego i Kowaliowa interesuje najbardziej, do płac. Przeciętne wynagrodzenie, przeliczane w euro na podstawie średniorocznych kursów Europejskiego Banku Centralnego, pokazuje, że w roku 2017 średnia płaca w Gdańsku wynosiła 1248 euro, a w Olsztynie 1040 euro. W Kaliningradzie była to kwota 588 euro, w Sankt Petersburgu 817. Poza Kaliningradem najlepiej zarabia się w branży informatycznej oraz finansowej. Przeciętna emerytura na koniec 2017 r. wyceniana była w Gdańsku na 480 euro, w Olsztynie na 442, w Kaliningradzie 194, a w Sankt Petersburgu 217. Patrząc po cenach, jakie przedstawiono w materiale, można zaryzykować konkluzję, że na pewno emerytom rosyjskim żyje się trudniej. Wprawdzie cena zimnej wody w sieci jest mniejsza niż w Polsce o połowę, tańsze są też benzyna i papierosy, ale kawa, piwo, czekolada i jabłka o wiele droższe, kawa nawet trzykrotnie. Nieco droższe jest również mleko, a chleb porównywalny w cenie. Nie wiem, czym się kierowano dobierając taki skład koszyka. Przydałoby się jeszcze sprawdzić ceny mięsa, wędlin, a także leków.
Jak się zarabia to chce się podwyższyć standard życiowych udogodnień, w tym również mieszkań. Niemal wszędzie odnotowano wzrost liczby oddanych mieszkań. W roku 2017 tylko w Olsztynie stwierdzono niewielki spadek. Za to w Gdańsku wybudowano ok. 3 tys. mieszkań więcej niż w 2010, o ponad 2 tysiące w Kaliningradzie , a w Sankt Petersburgu oddano do użytku przeszło 25 tysięcy więcej niż przed 7 laty.
Jest rodzina, jest dom, są dzieci. Można je wysłać do przedszkola. Poza Kaliningradem liczba tych placówek wszędzie wzrosła; najwięcej w Gdańsku ze 181 do 279. O tyle może być dziwne, że w Kaliningradzie pomimo zmniejszenia liczby placówek o dwie, zdumiewająco wzrosła liczba miejsc przedszkolnych, z 14 tys. do 26 tysięcy. Jak to jest możliwe? Odwołuję się do Państwa wyobraźni. Może maluchy chodzą na dwie zmiany? Nie wiem.
Z przedszkoli przeskoczymy od razu na studia wyższe, bo zabrakło analizy statystycznej ze szkolnictwa podstawowego i ponadpodstawowego. Wszędzie zmniejsza się liczba studentów. Tu też kłania się demografia. Uniwersytetów III Wieku do tej statystyki raczej nie wpisano. W przeliczeniu na 1000 ludności liczba studentów w Gdańsku spadła z 180 do 147 osób, w Olsztynie z 221 na 130, w Kaliningradzie z 97 na 50, nawet w wielomilionowym w Sankt Petersburgu z 88 na 55, co może wydać się zdumiewające.
Z oświaty do kultury niedaleko. Co zatem dzieje się w kulturze? We wszystkich badanych miastach zmniejszyła się liczba woluminów w bibliotekach. Jasne, każdy woli siedzieć z nosem w smartfonie i stamtąd czerpać mądrość. Za to w Olsztynie, Gdańsku i Kaliningradzie wzrosła liczba eksponatów w muzeach, natomiast nad Newą odnotowano brak wiarygodnych danych. I nad Łyną i nad Pregołą wystąpił lekki spadek przedstawień i koncertów.
W Gdańsku z kolei wzrosła liczba czytelników w bibliotekach publicznych, których nie zraziły najwyraźniej mniejsze zakupy książkowe. Może siedzą w audibookach. W pozostałych miastach czytelnictwo spadło. W Gdańsku odnotowano ogromny wzrost odwiedzających muzea z 907 do 2 587 osób. O blisko tysiąc poprawiła się w tej kategorii statystyka w Sankt Petersburgu. W Olsztynie nastąpił niewielki spadek. Do teatru i filharmonii chodzono wszędzie chętniej niż w roku 2010, zwłaszcza w miastach nad Newą i Motławą. Tę frekwencję napędzają w jakiejś części turyści. Widać to po stopniu wykorzystania miejsc noclegowych w Gdańsku i Olsztynie. Natomiast po stronie rosyjskiej odnotowano znaczny spadek, największy w Kaliningradzie. Niemniej jednak niezrażeni Rosjanie wybudowali w ciągu dwóch lat (turystykę w opracowaniu porównano zestawiając rok 2017 w stosunku do roku 2015) aż 75 nowych obiektów noclegowej bazy turystycznej, w tym 50 hoteli. Dla porównania w tym samym czasie w Olsztynie powstał 1 nowy obiekt. Niesłychane, ale aż 603 obiekty bazy noclegowej, w tym 481 hoteli wybudowano w Sankt Petersburgu! W ciągu 2-3 lat! I tu znowu słyszę cichy chichot pana Churchilla.
A że zdrowy duch potrzebuje zdrowego ciała, spójrzmy na dane dotyczące ochrony zdrowia. Oglądając stosowną tabelkę ze zdumieniem zauważyłam kropki w części dotyczącej Olsztyna, w kategorii szpitale ogólne w przeliczeniu na 10 tys. ludności. W objaśnieniu znaków umownych w tym opracowaniu jedna kropka oznacza brak danych, a trzy kropki – brak informacji wiarygodnych. Dla wyjaśnienia tego dziwnego faktu zadzwoniłam do olsztyńskiego WUS wprawiając statystyków w lekką konsternację. Ostatecznie kropka okazała się błędem, a właściwa wartość to 2015 r. – 0,4, 2017 r. – 0,5. Niestety, nie dało się wyjaśnić wielokropków w Sankt Petersburgu w kategorii przychodnie i apteki. W Olsztynie poprawił się wskaźnik przychodni z 9 do 10 pkt. Dobrą informacją jest wzrost liczby pracowników (lekarze, dentyści, położone, pielęgniarki) aż o 10 pkt. Liczba lekarzy najbardziej wzrosła w mieście Piotra Wielkiego. Nie wychwycono znaczących różnic w wykazie łóżek szpitalnych.
Transport i komunikacja. Wierzcie, nie wierzcie, ale w nieco ponad 600-tysięcznym Kaliningradzie w 2017 r. na 1000 mieszkańców przypadało 388 zarejestrowanych samochodów, podczas gdy w przeszło pięciomilionowym Sankt Petersburgu 301. Ale cóż to jest w porównaniu z 577 autami w Gdańsku i 506 w Olsztynie. Poza tym w Kaliningradzie odnotowano 756 autobusów. Wzrost o ponad setkę. W tym czasie w Sankt Petersburgu przybyło tylko 12, ale skoro się ma parę nitek metra.... Z kolei w Olsztynie liczba autobusów spadła o 12, za to przybyło 19 tramwajów. Gdańsk poprawił swój tabor autobusowy zaledwie o osiem sztuk. Przy tylu samochodach osobowych nie ma co się dziwić. Poza tym Trójmiasto słynie z szybkiej kolejki.
Komunikacja to także wypadki, a tu wszystkich bije na głowę Kaliningrad. To znaczy może nie wszystkich, bo dane z Sankt Petersburga zostały wykropkowane potrójnie, a zatem zakwalifikowane jako mało wiarygodne. Nad Pregołą na 10 tys. pojazdów silnikowych liczba wypadków to 40,6 w 2010. W 2017 nastąpił spadek do niespełna 30. W Gdańsku z 23,9 wypadkowość zmniejszyła się do 16, a w Olsztynie wzrosła z 18,4 do 22,6. Ofiary śmiertelne i ranni na terenie Rosji wielokrotnie przewyższają nasze statystki.
Kończąc kwestie bezpieczeństwa omówmy jeszcze przestępczość (dane za 2015 i 2017). Wzrosty odnotowano w Gdańsku i Kaliningradzie, a spadki w Olsztynie i Sankt Petersburgu. Na wschodzie, w palecie przestępstw dominują kradzieże i handel narkotykami. Co u nas – nie podano. Zdumiewająco skuteczna jest za to wykrywalność przestępstw w Polsce za rok 2017 - 54,4 proc. w Gdańsku i 60,7 proc. w Olsztynie. W Kaliningradzie z 38,8 proc. w 2015 r. spadła do 29,7 proc. w 2017. Sankt Petersburg podał dane niewiarygodne, więc je po prostu wykropkowano.
Jakie wnioski wypływają z tej lektury? Nadal mam wątpliwości, czy dobrym pomysłem było zestawienie czterech miast i tak bardzo różnych wielkościach i potencjale. Chociaż i na takim materiale da się wypatrzyć pewne tendencje. Pod warunkiem, że w rubryczkach tabelek nie będzie ani pojedynczych, ani tym bardziej potrójnych kropek.
Bożena Ulewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość