Znajomy napisał dzisiaj (18.05) rano e-maila, że na Osiedlu Mazurskim w chamski sposób niszczone są plakaty Andrzeja Dudy. Coś się nie spodobało komuś we wczorajszej debacie?
Nie oglądałam jej, miałam pilniejsze zajęcia. Włączyłam telewizor tylko na moment, na krótką przerwę i wpadłam na cudownie ożywionego Bronisława K. oskarżającego skromnie stojącego Andrzeja D., że opozycja (patrz: zjednoczona prawica) nie ma pomysłu na politykę zagraniczną. Uruchamiając całą swoją wiedzę geograficzną aktualny prezydent wymienił nawet kilkanaście państw, z którymi za rządów PO żyje się nam lepiej. Nie wiem, co w tym zestawie robił Izrael, ale nie wszystko muszę wiedzieć.
Napomknął też m.in. o Ukrainie. Pamięć ludzka jest ulotna i pewnie aktualny prezydent zapomniał jak jego poprzednik Lech Kaczyński pojechał na pierwszy Majdan wspierać pomarańczową rewolucję. To również z jego inicjatywy w sierpniu 2008 roku, do Tibilisi, przyjechali prezydenci Litwy, Estonii, Łotwy i Ukrainy, aby wesprzeć Gruzję podczas wojny w Południowej Osetii. Gdy Jarosław Kaczyński w kilka lat później brał udział w drugim Majdanie Niepodległości, „tłum żegnał go skandowaniem „Kaczyński" i brawami. Ukraińcy traktowali nas bardzo przyjaźnie: słysząc polski język lub widząc polską flagę, zatrzymywali nas i po polsku dziękowali. Mówili, jak ogromne znaczenie ma dla nich wizyta Jarosława Kaczyńskiego, i podkreślali, że pamiętają, ile dla nich zrobił prezydent Polski śp. Lech Kaczyński. Przypominali jego wizytę w Gruzji: dla nich była ona symbolem powstrzymania putinowskiej inwazji. To tak tylko by the way. Dla przypomnienia.
Ale wracając do debaty, zanim wróciłam do komputera, jeszcze tylko kątem oka dojrzałam jak Bronisław ryzykując fiknięciem koziołka (pani Gawryluk zakrzyknęła nawet coś o grożącym niebezpieczeństwie) przedarł się ze swojej platformy na stanowisko Dudy, aby wręczyć mu jakiś papier (pewnie tę aktywność zalecił mu znany spindoktorek Misio Kamiński ). Miał to być b. ważny dokument, jak twierdził, ale równie dobrze mógł to być kwit do pralni, list od cioci, lista zakupów na święta, bo kto tam mógł zobaczyć, co mu z kolei figlarny Nałęcz (kukuryku na nosie to hit nie tylko tego sezonu wyborczego) naszykował. Późnym wieczorem obejrzałam jeszcze kilka migawek ukazujących dramatyczny moment zbliżania się kandydatów do ringu w otoczeniu rozentuzjazmowanych fanów i fanatyków, wśród markowania patriotyzmu flagami, z całym tym entouragem typowym dla widowiska, jakie towarzyszyło ostatnio walce Mayweather – Pacquiao.
W mediach nie ustalono jednoznacznie zwycięzcy tego starcia. Każdy komitet wskazuje na swego kandydata. Na pewno Komorowski zaskoczył przypływem energii, o którą już go nikt nie podejrzewał. Wcale się nie dziwię. Wizja niedopracowania do emerytury na intratnej posadce prezydenckiej musiała zmobilizować i jego i całe otoczenie, z rodziną na czele. {Żna powiedziała pewnie – Bronek, musisz! A któż by się mógł przeciwstawić takiej żonie. Jakby nie patrzeć, pan Bronisław, rocznik 1952, zgodnie z podpisaną przez samego siebie ustawą musi przeharować jeszcze pięć lat z malutkim okładem. Akurat tyle, ile wyniosłaby druga kadencja.
Nie wiem co prosty mgr historii będzie robił, kiedy mu się nóżka w wyborach poślizgnie. Zapisze się na zasiłek dla bezrobotnych*? Założy jakiś skromny biznesik? Z takim prezydentem bez roboty to naprawdę nie lada kłopot. Nie wiadomo, gdzie go ustawić. {Żdna posada w kraju nie jest już go godna, a nie sądzę, żeby Donald znalazł coś odpowiedniego w Brukseli, bo języki obce nie są podobno mocną stroną Komorowskiego. Chodzą słuchy, że zna francuski, ale nikt chyba tego nie słyszał na własne uszy. A nie są to już te czasy, kiedy jakiś ludowy działacz, z serii ani be, ani me po angielsku, bądź francusku, przebujał się ze trzy miesiące, albo i trochę dłużej, na kierowniczej brukselskiej posadzie, zanim wytropiono, że dokumenty, które mu przynoszą są dlań niczym jedna wielka tabula rasa. A i on sam był żywym przykładem na to, że człowiek nie tylko rodzi się nie posiadając w umyśle żadnej wiedzy, ale często trwa w tym stanie do wieku dojrzałego.
Na jedną rzecz chciałabym na koniec zwrócić uwagę. Karol Modzelewski w dzisiejszym ( 18 bm. ) przeglądzie podebatowych opinii na Polsacie, na sam koniec rozmowy zwrócił uwagę na ciekawy casus. Podobno, nie bacząc na fatalną ściągalność podatków, rząd stworzył w tym roku dla paru branż, m.in. metali kolorowych, mały raj podatkowy. Chciałabym tylko wiedzieć, czy czasem wdzięczność tak hojnie uhonorowanych beneficjentów nie wpłynie na stan konta wyborczego kandydata PO na prezydenta. A wybory parlamentarne też tylko patrzeć: tuż-tuż. Krótko mówiąc – trzymajcie się mocno za kieszenie drodzy podatnicy wszelkich innych branż i sektorów. Takie beneficja ktoś przecież będzie musiał długo spłacać. Myślę, a nawet jestem mocno przekonana, że emerytura Komorowskiego będzie kosztowała naród polski znacznie mniej, niż kolejna 5-letnia prezydencja tego pana.
Bożena Ulewicz
*Od redakcji: byli prezydenci otrzymują stałą pensję z budżetu państwa.
Skomentuj
Komentuj jako gość