Wirtualna Polska, która zafundowała sobie ostatnio extra kampanię medialną („Lodowce topnieją w Polsce") znowu rzuciła coś na żer. A ponieważ nekrofilna tematyka przyciąga całe stada sępów, osoba zmarłej aktorki Anny Przybylskiej, na której odejście czyhały dyżurne dziennikarskie hieny, zdominowała portal.
Zresztą, nie tylko ten. Wokół zmarłej od paru dni trwa tabloidalna rewia. Wszystko nadaje się do opisania - walka z chorobą, życie prywatne, przygotowania do pogrzebu. To smutne, kiedy walkę z chorobą przegrywa młoda, ładna i miła kobieta, ale takich zgonów codziennie jest wiele. Pani Przybylska dała się poznać jako aktorka w paru serialach i filmach. Trudno mówić o znaczących osiągnięciach na tym polu. Może dlatego, że bardziej poświęciła się rodzinie (troje dzieci). Teraz, na parę dni została wykreowana na pierwszoplanową postać w Polsce, na której temat wypowiadają się lekarze, jej przyjaciele i zalewają łzami fani.
W cieniu tej wiadomości dosłownie przemknął wczoraj wieczorem (6 października) komunikat PAP o śmierci wybitnego rzeźbiarza Igora Mitoraja. Tak wybitnego, że aż w Polsce mało znanego, choć mamy kilka jego realizacji, m.in. gigantyczną głowę spoczywającą na bruku krakowskiego Starego Rynku. Oczywiście była i nadal jest krytykowana, jak to w Polsce.
Artysta był regularnie kąsany przez rodzimą krytykę, która dostaje ekstazy na widok wypchanych szkap i penisów zawieszonych na krucyfiksie. Czyniono to w poczuciu bezinteresownej zawiści za sukces artystyczny i nie ukrywajmy, także finansowy, który wypracował sobie lokując swoje najwybitniejsze prace w najlepszych kolekcjach we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Uważano, że jest za klasyczny, za nadto czytelny, a pod koniec życia nawet religijny. Nie można gorzej w czasach gdy apoteozy, przez tzw. znawców sztuki, doznają wytwory szpetne, niezrozumiałe, najlepiej jeszcze obrażające wrażliwość ludzi wierzących i raniące elementarne poczucie estetyki. Niedawno na jednej z liczących się aukcji sprzedano instalację w postaci rozbebeszonego wyra artystki w otoczeniu polibacyjnego szkła, rozrzuconych prezerwatyw i nadpalonych jointów. Niewykluczone, że również ze śladami womitów autorki.
Sztuka Mitoraja była protestem wobec pseudoartystycznej hucpy. W jednym z wywiadów powiedział: „Jeżeli za poważną sztukę uważa się dziś obieranie ziemniaków w galerii, to ja dziękuję, wolę być outsiderem i nie mieć z tym nic wspólnego. Dzisiejszą sztukę zaanektowała niewielka grupa ludzi, aroganckich technokratów, narzucających gusty i systemy wartości, dla których jedynym celem jest zysk. Wszystko jest na sprzedaż: duch, ciało. Bez zahamowań." Nic dziwnego, że takie poglądy nie mogły się podobać. Napastliwość i presja krytyków nie zmieni jednak faktu, że to właśnie z rzeźb Mitoraja bije siła, harmonia i piękno, rzadki towar we współczesnym świecie sztuki.
Nie znam całego dorobku twórczego artysty. Oglądałam trochę zdjęć z jego najważniejszych prac. Bezpośrednio zetknęłam się z dziełami Mitoraja zaledwie parę lat temu przy okazji poświęcenia drzwi jego autorstwa i zarazem daru (bo zabrakło sponsorów) dla kościoła ojców Jezuitów na Świętojańskiej w Warszawie (Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej). Było to w roku 2009, z okazji 400-lecia kościoła. Inspiracją były wcześniejsze o trzy lata i bez wątpienia słynniejsze drzwi prowadzące do rzymskiej Bazyliki Matki Bożej Anielskiej i Męczenników - choć znam osoby, które w hierarchii ważności przedkładają warszawskie dzieło. Ten niezwykły kościół przy Placu Republiki, z niepozorną fasadą wklejoną w mury antycznych term Dioklecjana, to niesamowity sojusz geniuszu antycznych anonimowych budowniczych i nowożytnych twórców. Świątynię dedykowaną męczennikom chrześcijaństwa zaprojektował Michał Anioł i stworzył dzieło niezwykłe. Uderzający jest szacunek, jaki okazał monumentalnym pogańskim ruinom nadając jej wnętrzom nową funkcję – miejsca kultu. Było to jedno z ostatnich realizacji Buonarottiego. Zmarł rok później, tuż po rozpoczęciu budowy.
Igor Mitoraj, przyjmując propozycję wykonania drzwi do tej rzymskiej bazyliki, zostawił na nich mocny akcent ręki współczesnego artysty. Wykonane z pozłacanego brązu wrota prowadzą do wnętrza liczącego ponad 1700 lat, które dla kościoła katolickiego przeprojektował geniusz renesansu. Jak mówił w przypomnianym dziś w nocy reportażu Małgorzaty Ziętkiewiecz, cały rok wahał się z przyjęciem tego zaproszenia. „Współcześni twórcy na ogół nie zajmują się tematami religijnymi. Dawne kościoły, muzea mają wszystkie najwybitniejsze dzieła sztuki, trudno z nimi konkurować."
Trudno też nie zgodzić się z tą opinią, ale cieszę się, że polski rzeźbiarz zmierzył się z tym wyzwaniem, bo stworzył wybitne i ponadczasowe dzieło. Bardzo trudno wśród natłoku turystów i przekupniów znaleźć stosowny moment, żeby mu się spokojnie przyjrzeć. Środki wyrazu są równie proste jak przesłanie. Z zewnętrznego narożnika lewego skrzydła wyłania się archanioł Gabriel pochylając się ku zginającej kolana do przyklęknięcia Maryi, która skłania głowę przed posłańcem Pana. Nic więcej i aż tyle.
O warszawskich drzwiach artysta tak mówił: "Niektórych może szokować zupełnie inny niż tradycyjny wizerunek Madonny, która spogląda z góry na dwa uchwycone w ruchu anioły". Nie szokują. Chłodne, wyważone piękno wycisza i tworzy właściwy klimat zachęcający do uchylenia drzwi i wniknięcia w świat, który artysta podświadomie zdawał się wyczuwać.
Igor Mitoraj przeżył 70 lat. Z Polski wyjechał w roku 1968. Czekało go 46 lat twórczej pracy. To więcej, niż wynosi okres aktywności zawodowej przeciętnego człowieka, tzw. najlepsze lata. Nie zmarnował ich. W pełni wykorzystał pozostawiając dzieła, które będą żyły znacznie dłużej. Prawdziwa sztuka nie zna granic czasu.
Bożena Ulewicz
Od redakcji
7 października zmarł, w wieku 88 lat, Siegfried Lenz – niemiecki pisarz, urodzony w (Lyck) Ełku w 1926 roku. Opuścił go mając 17 lat, ale wracał do niego w swoich książkach m.in. w Muzeum Ziemi Ojczystej, Lekcji niemieckiego i Słodkich Sulejkach.
Zdaniem izraelskiego autora Amosa Oz Lenz był "wielkim pisarzem, którego twórczość wyróżnia głęboki humanizm, dobro, tolerancja i współczucie".
Oz nazwał powieść "Lekcja niemieckiego" (Deutschstunde) jedną z najważniejszych książek XX wieku. Podkreślił, że utwór Lenza pomógł mu bardziej niż jakakolwiek inna książka przezwyciężyć czarno-biały obraz Niemiec. Lenz opisał w swej powieści historię prześladowanego przez nazistów niezależnego malarza, któremu pomocy udzielił syn miejscowego policjanta.
Pierwszy raz, mieszkający w Hamburgu Lenz, przyjechał do Ełku, po prawie 70 latach, by w 2011 roku odebrać tytuł Honorowego Obywatela Ełku.
Siegfried Lenz podobnie jak Guenter Grass, był zdecydowanym przeciwnikiem niemieckich roszczeń terytorialnych wobec Polski. Popierał politykę kanclerza Willy'ego Brandta zmierzającą do pojednania z Polską i uznania powojennych granic. W swoich utworach poruszał tematy rozliczenia z hitlerowską przeszłością i historii Mazur.
Jego książki przetłumaczono na 30 języków i wydano w ponad 20 milionach egzemplarzy.
Drzwi Igora Mitoraja (zdjęcia Elżbiety Kaczmarek):
Skomentuj
Komentuj jako gość