Przeszukując niedawno szuflady natrafiłam na list, który kiedyś w pierwszej chwili wydał mi się wyłącznie ofertą handlową. Niejaki Georgy Zaytsev, gdyż tak właśnie skreślił podpis w swoim napisanym po angielsku piśmie, na arkusiku o niepełnym formacie A4, przekazał mi i mojemu mężowi parę komplementów za fotoreportaż o obwodzie kaliningradzkim, publikowanym w dodatku Gazeta Turystyczna do GW. List datowany był na 17 sierpnia 2008.
Rzeczywiście, w czerwcu tamtego roku byłam na objeździe po obwodzie zorganizowanym przez Polską Izbę Turystyki i razem z grupą rosyjskich dziennikarzy zażywaliśmy rozmaitych atrakcji przygotowanych przez departament turystyki administracji obwodowej. Większość uczestników podróży pochodziła z Moskwy. Byli związani z tamtejszymi mediami i firmami turystycznymi. Co ciekawe, prawie każdy z nich miał jakieś koneksje z wojskowością. Owocem tej podróży, w czasie której mogłam gruntownie zwiedzić obwód przez całe dziesięciolecia mający status wojskowej zony niedostępnej dla obcych, były dwa teksty. Pierwszy stał się inspiracją dla pana Zajcewa. W końcowych zdaniach swego listu zaproponował zakup swojej książki „Königsberg – Kaliningrad. Information for Consideration" za sumę 25 euro. Kwota wydała mi się stanowczo przesadna po przejrzeniu kilkudziesięciu załączonych stron kserówki autorskiego dzieła. Wrzuciłam plik do szuflady. Tym razem postanowiłam uważniej zapoznać się z tekstem. Przeczytałam go od deski do deski, a następnie zaczęłam się zastanawiać, co przeświecało autorowi, żeby przesłać mi właśnie te a nie inne fragmenty książki. Rozdział pierwszy był to galop przez historię. Na 6 i pół stronach pan Zajcew opowiedział historię Królewca (pozwolicie Państwo, że wybiorę sobie tę właśnie wersję nazwy miasta nad Pregołą ) od założenia przez Zakon Krzyżacki w roku 1255, aż po zdobycie miasta przez sowieckie dywizje w kwietniu 1945 roku. Z tym, że kilka wieków historii miasta zmieścił na 2 stronach (odnotował m.in. fakt hołdu złożonego przez Albrechta Hohenzollerna wujowi, Zygmuntowi Staremu, i konsekwencji tego aktu dla dalszych dziejów księstwa pruskiego), a wypadki związane z II wojną zajęły mu 4 i pół strony.
Kolejny rozdział był opisem politycznych działań tzw. wielkiej trójki, które zadecydowały o przekazaniu tego obszaru Stalinowi. Według pana Zajcewa, stało się to może nie tyle wbrew Stalinowi, ale ku jego wielkiemu zaskoczeniu. Poczciwy Churchill sam się wyrwał z tym pomysłem deklarując, że nie ma żadnych przeciwwskazań, aby nie dać Rosjanom w prezencie kilku nie zamarzających portów. Cóż miał Józef Wissarionowicz robić? Przyjął hojną ofertę sojusznika. Ten sam epizod sir Winston ( Lord Strażnik Pięciu Portów) opisał w swych pamiętnikach trochę inaczej. Königsberg miał być warunkiem dla realizacji jego autorskiej koncepcji co do dalszych losów Polski. Zanosiło się, że ta część Prus Wschodnich w całości znajdzie się w powojennych granicach Polski. Jak ostatecznie było, każdy wie, a pan Zajcew w swojej książeczce wydanej przez Moscow Interbook Business w 2007 roku napomknął tylko, że teherańsko-jałtańskie ustalenia zostały potwierdzone Układem Poczdamskim przez nieco inną trójkę: Stalina, Trumana i Attlee'go, 2 sierpnia 1945 r. i to na wieki wieków amen.
W sumie niczego nowego się nie dowiedziałam z tego wstępu. Bardziej znaczące przy powtórnej lekturze okazały się dwa ostatnie akapity tego rozdziału. Autor odwołał się do roku 1975 i aktu końcowego podpisanego w Helsinkach przez Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie przytaczając cytat z tego dokumentu, w którym strony uznały jako nienaruszalne granice w ich aktualnym (1975!) kształcie i potwierdziły wolę zaniechania jakichkolwiek rewizji teraz i w przyszłości. Jak konkludował pan Zajcew, po tym politycznym fakcie nikt nie może kwestionować prawa Federacji Rosji do Königsberga.
Zadumałam się, co skłoniło Pana Zajcewa do wysłania listu i załączenia takich, a nie innych fragmentów książeczki, w której zabrakło nazwy „Królewiec". Co powinnam rozważyć, czy wziąć pod uwagę? Może dywagacje na temat relacji między Rosjanami, a pozostałymi w obwodzie Niemcami po roku 1945? W opisie autora jawią się nieledwie idyllicznie, jakkolwiek przyznaje, że tuziemcy musieli zamienić swoje miłe, przytulne domki i mieszkanka na strychy i sutereny. Ale nie mieszkali w gettach – zastrzega się Zajcew – i nie byli traktowani jak niewolnicy, czy służący. Mężczyźni byli zatrudniani jako siła robocza w fabrykach i na budowach, a kobiety pracowały jako kucharki, fryzjerki, pielęgniarki i sprzątaczki ulic. Zdarzało się, że z braku wysoko kwalifikowanych rosyjskich fachowców otrzymywali pracę lekarzy i inżynierów. Deportacja rozpoczęła się dopiero w październiku 1947 roku. Najwięcej pociągów do Niemiec odjechało rok później. Fachowców przytrzymano nieco dłużej. Część z nich opuściła region dopiero po roku 1951. Podobno nie wszyscy rwali się do powrotu. Zajcew przytacza przykład starego profesora Zirke, który kategorycznie odmówił wyjazdu i musiano go siłą zapakować do pociągu. Osobiście pamiętam rozmowę z młodym stypendystą Borussi, którego babcia po wyjeździe z Prus Wschodnich nigdy nie rozmawiała z rodziną o tym, co tam przeżyła.
W swoich tekstach o obwodzie oczywiście odwoływałam się do różnych okresów z historii regionu przytaczając fakty dotyczące także polskiej obecności na tych terenach. Porównałam również obwód, czyli dawną Sambię oraz parę staropruskich krain po stronie dzisiejszego województwa warmińsko-mazurskiego do dwóch połówek jabłka, które w nienaturalny sposób zostały rozdzielone. W sumie nic odkrywczego. Przytaczałam też polskie nazwy miejscowości na równi z rosyjskimi i niemieckimi. Dzisiejszy Znamiensk, to przecież Welawa (Wehlau). Tu przecież podpisano jeden z traktatów zwanych welawsko-bydgoskimi, na mocy których, niestety, Rzeczpospolita zrzekła się swych wpływów na Prusy Hohenzollernów. Krótko mówiąc w diabły poszedł hołd pruski. W artykułach nie brakowało ironicznych dywagacji na temat społeczno-ekonomicznej kondycji rosyjskiej enklawy oraz niewyobrażalnych kontrastów. Kto zna obwód ten wie, że oprócz nielicznych wyremontowanych zabytków i eleganckich hoteli są tam wioski i miasteczka wyglądające tak jakby dopiero co front przeszedł albo huragan Katrina.
Było więc sporo wątków do podjęcia dyskusji i może to właśnie sprawiło, że pan Zajcew ze swojej pewnie bogatej w różne informacje książki wybrał dla mnie wyłącznie passusy potwierdzające obecny status quo zawiadywanego przez Rosjan obwodu, oparty na porozumieniu wielkiej trójki, ale jakże daleki od tego, co wydarzyło się w Europie środkowo-wschodniej po roku 1989. Mam tu na myśli dekonstrukcję krajów bloku wschodniego. Nie da się ukryć, że porozumienie KBWE z 1975 r. nijak się ma do aktualnej geopolityki obwodu wciśniętego pomiędzy Litwę, Polskę i Białoruś. Warto przypomnieć, że w roku 1995 w Budapeszcie KBWE przekształciło się w OBWE. Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie była w latach 70-ch i 80-ch forum dialogu i negocjacji między Wschodem a Zachodem. Po roku 1990 miała hamować konflikty głównie na terenach byłego Związku Radzieckiego. Spoglądając na poczynania Rosji na Ukrainie, mam na myśli aneksję Krymu i wojnę domową we wschodnich obwodach, można odnieść wrażenie, że rosyjska racja stanu nadal opiera się o Akt Helsiński z 1975 roku. Oczywiście pan Zajcew wysyłając mi list z fragmentami książki daleki był od tak znacznej antycypacji, ale zasygnalizował mi coś, co dzisiaj jest nazywane doktryną Putina, a polega na chorobliwej woli powrotu do rosyjskiej dominacji w dawnej strefie wpływów.
A może postsowieckiemu emerytowi chodziło tylko o sprzedaż książki za 25 euro? Niezawodny google dostarczył mi trochę informacji na jego temat. W notatce wspomina się o długoletnim doświadczeniu zawodowym autora w przemyśle rybołówczym. Co konkretnie robił i czym się zajmował, nie wiadomo. Kto wie, może coś tam łowił.
ps. Jaki jest rzeczywisty stosunek Rosjan oraz środowisk uzależnionych od rosyjskiej racji stanu do OBWE świadczą przypadki, jakie trapią przedstawicieli tej organizacji na terenach Ukrainy objętych wojną domową. Nawet teraz, po zestrzeleniu samolotu malezyjskiego, kiedy cały świat domaga się niezależnego śledztwa, a nie cyrku pod nadzorem MAK i jenerałowej Anodiny, obserwatorzy OBWE mają utrudniony dostęp do miejsca katastrofy. To, co będzie się działo wokół tej tragedii będzie sprawdzianem dla wszystkich: USA i UE, zwłaszcza Niemiec, czy są w stanie wyegzekwować od Rosji zaprzestanie sponsorowania separatystów, i dla Rosji - czy włączy się w międzynarodową mediację, czy wybierze rozwiązanie siłowe grożące kolejną światową zawieruchą.
Bożena Ulewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość