"Zamykanie ust straszakiem procesów sądowych grożących wysokimi odszkodowaniami stało się zjawiskiem systemowym nazywany wprost sądową cenzurą. Dawna dyspozycyjność części sędziów wobec życzeń władzy, obowiązującej ideologii oraz wrażliwość na aktualny układ sił i dominujące „trendy” uległy jedynie koniecznym modyfikacjom i udoskonaleniom nic nie tracąc ze swej uniżonej przydatności"
Po doświadczeniach z komunistycznymi sądami celem podstawowym tych, którzy walczyli o wolne słowo był ustrój w którym prawo będzie stało po stronie wolności słowa. Będzie gwarantem bezpieczeństwa na wypadek, gdyby ktokolwiek, zwłaszcza władza, miał na ten temat inne zdanie.Wyrok sądu przeciwko prof. Andrzejowi Zybertowiczowi z powództwa Adama Michnika, w sprawie publikacji ks. Gancarczyka w „Gościu Niedzielnym” na temat Alicji Tysiąc, a zwłaszcza ostatnio przeciwko wydawnictwu Acana, wydawcy biografii Lecha Wałęsy autorstwa Pawła Zyzaka, każą zadać zasadnicze pytanie o stronę po której dzisiaj stoi polskie sądownictwo.
Zamykanie ust straszakiem procesów sądowych grożących wysokimi odszkodowaniami stało się zjawiskiem systemowym nazywany wprost sądową cenzurą. Dawna dyspozycyjność części sędziów wobec życzeń władzy, obowiązującej ideologii oraz wrażliwość na aktualny układ sił i dominujące „trendy” uległy jedynie koniecznym modyfikacjom i udoskonaleniom nic nie tracąc ze swej uniżonej przydatności.
Wyrok sądu przeciwko wydawnictwu Acana zawiera niemal wszystkie cechy kojarzące się z sądownictwem komunistycznym. Przede wszystkim zupełny brak zainteresowania prawdą materialną. Przed peerelowskimi sądami fakty, nawet najlepiej udokumentowane, nigdy nie miały wpływu na winę i wymiar kary. Liczyło się oficjalne stanowisko władzy i instytucji państwa. Sędzia wymierzająca „sprawiedliwość” Acanom zarzucając umieszczenie w kalendarium książki informacji o zarejestrowaniu Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika nie wyraziła zainteresowania wiadomością, że taki fakt miał miejsce, jest naukowo udokumentowany, a informacje na ten temat były wcześniej publikowane. Do uznania „nieistnienia” tych dokumentów, a tym samym naruszenia godności córki Lecha Wałęsy, wystarczył wyrok sądu lustracyjnego z 2000 roku, choć ten kwestią rejestracji Lecha Wałęsy w ogóle się nie zajmował, a stan wiedzy na ten temat zmienił się od tego czasu diametralnie.
Drugie podobieństwo ustrojowe, to czuły jak membrana serwilizm cechujący się umiejętnością odczytywania najskrytszych oczekiwań władzy i establishmentu bez konieczności wywierania na sędziów jakichkolwiek nacisków czy nawet sugestii. Całostronicowe, zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” przeprosiny urażonej córki naszego narodowego bohatera pewnie skutecznie zniechęcą niejednego amatora rozpowszechniania niepoprawnych treści. W zgodzie z tzw. standardami praw człowieka, dopuszczającymi ruinę finansową niepoprawnych bez angażowania źle kojarzących się więziennych strażników.
Za kilka miesięcy będziemy obchodzić okrągłą, 30 rocznicę rejestracji NSZZ „Solidarność”. Pewnie wspomnieniom z czasów walki o wolne słowo nie będzie końca. Zostaną przypomniane czyny tego, co „zatrzymał komunizm”, choć w demokracji nie potrafił powstrzymać córeczki przed walką z prawdą na swój temat i wolnością słowa. Niestety, po wyroku na wydawnictwo Arcana cena dobrego samopoczucia dla tych, co wypną niedługo piersi po ordery i odznaczenia znacznie wzrosła. Oczywiście mam na myśli tych dawnych rewolucjonistów, którzy jeszcze – mówiąc słowami Alexisa de Tocquevilla – „nie odziedziczyli cech kultury politycznej poprzedniego ustroju” i nie nabrali wprawy w tłumaczeniu każdej podłości dziejową koniecznością ochrony swoich, demokratycznych mitów i autorytetów. „Ceną wolności jest nieustanna czujność” i demokracja, niestety, nie jest wyjątkiem od tej reguły.
Skomentuj
Komentuj jako gość