Zamiar zamknięcia „Posłańca Warmińskiego”, jedynego na Warmii lokalnego czasopisma katolickiego, dojrzewał na tyle długo, że wszyscy zainteresowani zdążyli się z tą myślą oswoić. Kompletnym natomiast zaskoczeniem była diagnoza arcybiskupa Wojciecha Ziemby, odczytana we wszystkich kościołach archidiecezji, na temat obecnego stanu pisma i przyczyn jego zamknięcia.
Według arcybiskupa powodem dzisiejszej utraty czytelników i trudności z kolportażem jest zatrudnienie w stanie wojennym dotkniętych represjami i pozbawionych pracy ludzi z solidarnościowej opozycji. Ceną za ówczesną wielkoduszność czasopisma miało być odejście od niego zwłaszcza tych czytelników, którym pismo katolickie było potrzebne do budowania fundamentów wiary oraz wiedzy o Kościele.
Kapłani i hierarchowie kościoła katolickiego przyzwyczaili nas do powściągliwości, umiaru i ostrożności w formułowaniu sądów i opinii w daleko ważniejszych sprawach. Ostatecznie jednak nie gładkość formy lecz dążenie do prawdy i sprawiedliwe oceny są tym, czego oczekujemy, jako katolicy, od zwierzchnika lokalnego kościoła i czemu winniśmy pokorę i szacunek. Jednak nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby dostrzec brak związku pomiędzy obecną sytuacją „Posłańca Warmińskiego”, a wpływem jaki wywarli nań w latach ’80 autorzy związani z solidarnościową opozycją. Równie ryzykowny jest pogląd, że ludzie ci mieli destrukcyjny wpływ na budowanie fundamentów wiary i wiedzę o Kościele.
Nie tylko w „Posłańcu” i nie tylko na terenie naszej diecezji ludzie prześladowani przez władze komunistyczne znajdowali w Kościele otuchę i oparcie, korzystając z łamów kościelnych czasopism, znajdując w jego murach gościnne miejsce na odczyty, koncerty i przedstawienia. To jeden z najwspanialszych w historii polskiego kościoła okresów budowania wspólnoty wiernych i poszukiwania drogi wiary. Pamięć o tym wspaniałym skupieniu Polaków wokół Kościoła, utrwalona w wielu dokumentach i publikacjach, do dzisiaj pozostała w sercach milionów Polaków, a ofiara ks. Jerzego Popiełuszki i jego obecne wyniesienie na ołtarze jest najlepszym tych faktów przypomnieniem.
W trudnym okresie stanu wojennego „Posłaniec Warmiński” był przede wszystkim jedynym w regionie tak potrzebnym, legalnym obszarem wolnego słowa, godzącym komentarze do bieżących wydarzeń z ewangelizacyjną misją czasopisma. Podobnie jak schronienie i wsparcie udzielane ludziom prześladowanym nie przeszkadzało ks. Julianowi Żołnierkiewiczowi, ks. Tadeuszowi Janowi Borkowskiemu, ks. Bronisławowi Siekierskiemu i wielu innym wspaniałym kapłanom w głoszeniu Słowa Bożego.
Kilkadziesiąt lat od tamtych wydarzeń, w przeddzień 30 rocznicy powstania „Solidarności”, arcybiskup Ziemba, chyba jako pierwszy w Polsce, przedstawił bilans strat poniesionych za sprawą osób, którym Kościół udzielił pomocy, wystawiając za dawną wielkoduszność gorzki rachunek. Niedorzeczność przedstawionych argumentów jest tak oczywista, że nie sposób podejmować z nimi polemiki. Abp. Wojciech Ziemba ma władzę zamknięcia czasopisma diecezjalnego i z niej suwerennie, pomimo wielu próśb, skorzystał. Jednak władza to także odpowiedzialność za podjęte decyzje. Pospieszne szukanie kozła ofiarnego i naprędce sklecone alibi to zły sposób na dźwiganie jego ciężaru.
Piszę z bólem te słowa, jako katolik i człowiek szczerze oddany Kościołowi. Nigdy nie pracowałem i nie pisałem do „Posłańca Warmińskiego”, więc nie mogę się słowami arcybiskupa czuć bezpośrednio dotknięty. Jednak wiem dokładnie, jak wielu ludziom jego słowa sprawiły ból, zawód i rozczarowanie. Jak były niepotrzebne i krzywdzące. Nie wiem i nie zamierzam dociekać, jaki były rzeczywiste powody tak mocnych słów pod adresem dawnych współpracowników „Posłańca Warmińskiego”. Wiem natomiast, że powinnością duszpasterza jest wspólnotę budować, a nie ją dzielić. Za komuny krzyż, zgodnie z polską tradycją, jednoczył ludzi do walki o wolność i niepodległość. Dzisiaj, w demokracji, walka z krzyżem coraz częściej jednoczy wrogów Kościoła. W takiej sytuacji nie ma nic gorszego, jak szukanie ich wśród swoich i dawanie satysfakcji prawdziwym przeciwnikom Kościoła.
Skomentuj
Komentuj jako gość