Nawet nasi najwierniejsi czytelnicy mają pewnie dość własnych problemów aby pamiętać, że pierwszy numer „Debaty” ukazał się równo piętnaście lat temu, w październiku 2007 r. Gdy mam okazję komuś o tym przypomnieć, niezmiennie słyszę: to już piętnaście lat? Prawdę mówiąc, sam tego do końca nie ogarniam. Pomysł, którym podzieliłem się kilka miesięcy wcześniej z kilkoma osobami przy kawiarnianym stoliku w „Staromiejskiej”, na dłuższe życie szans większych nie miał. Brak stabilnego, zewnętrznego finansowania plus grupka entuzjastów deklarujących pisanie bez złotówki za wierszówkę, to co najwyżej recepta na satysfakcję z podjętej mimo wszystko próby.
Dlatego gdy równo rok później, Piotrek Kardela wygłosił pamiętne: teraz to już nie wstyd upaść, mieliśmy nie tylko satysfakcję z wykonanej roboty, ale uwolniliśmy się od presji kolejnego numeru. Życie „Debaty” potoczyło się dalej, przez kolejne, trzy okrągłe rocznice, zawsze ze zdumieniem, że jeszcze istniejemy.
Nie modliliśmy się o nią do Pana Boga, co najwyżej o jej przetrwanie. Ale mam wrażenie, że „Debatę” w jakimś sensie od Niego dostaliśmy. Zbyt wiele bowiem sprzyjających okoliczności nam przez te kilkanaście lat towarzyszyło, abym mógł przypisywać ten sukces jedynie naszym staraniom.
Na winiecie „Debaty” umieściliśmy słowa Józefa Mackiewicza: Tylko prawda jest ciekawa. Uznaliśmy je za nasze credo nie z przekonania o szczególnej bliskości jej posiadania, ale ze świadomością, że nasz wysiłek tylko wtedy ma sens. Że pożytek z myślenia i działania występuje tylko wtedy, gdy staramy się oddzielić prawdę od pozoru. Gdy trzymamy się tradycji greckich filozofów, z Platonem jako patronem dążenia do prawdy na czele, i religijnego uświęcenia prawdy poprzez wiarę.
Nie mnie oceniać, na ile temu zdaniu sprostaliśmy. To zadanie dla naszych czytelników. Dość, że tym właśnie chęcią oddzielenia prawdy od pozoru, kierowaliśmy się kilkanaście lat temu. Tymczasem procesy gnilne naszej cywilizacji nabrały takiego przyspieszenia, że wątpliwości zgłoszone pięć wieków temu przez Niccolo Machiavellego co do sensu potrzeby prawdy w życiu publicznym, dzisiaj stają się powszechną normą. Gdy kłamstwo jest w połowie drogi dookoła świata, to prawda dopiero zakłada buty. Ten zgrabny aforyzm napisał Mark Twain w czasach, kiedy świadomości nierychliwości prawdy towarzyszyła wiara w skuteczność jej oddziaływania. Co dzisiaj napisałby Twain? Zapewne coś równie błyskotliwego, o zbiorowych złudzeniach wytwarzanych przez liczne i wprawne grono iluzjonistów, tak skutecznie imitujących prawdę, że tej ostatniej nawet butów nie chce się zakładać.
W takich „okolicznościach przyrody” nasza ciekawość prawdy, którą obiecaliśmy sobie na starcie „Debaty”, nabiera zupełnie innego wymiaru. Nawet Oświecenie z jego „uśmierceniem Boga” i narodzinami bożka Rozumu nie wyeliminowało prawdy jako fundamentu poznania i moralnych działań. Prawdziwe wrota piekieł otworzyły się dopiero wtedy, gdy po usunięciu w cień Boga, z tronu zleciał Rozum, a na ich miejscu rozgościła się zasada pożyteczności. Jej głównymi wyznawcami i praktykami stały się partie polityczne, a realizowany przez ich funkcjonariuszy „interes partii” stał się wartością nadrzędną. A gdy ich interes podąża za zmiennością sondaży, to prawda staje się ciężarem, a fikcja nie tylko przestaje być groźna, ale staje się sojusznikiem. W nowej, przystępnej szacie, zgodnie z regułami „sztuki marketingowej”, stała się „produktem”. Nie znaczy to, że prawda zupełnie zanika. Ona również staje się „produktem”, podobnie jak pożądany w danej chwili „wizerunek”.
Dla Józefa Mackiewicza prawda mogła być ciekawa, bo ciekawość ta została zbudowana na tradycyjnej, platońskiej dychotomii prawdy i złudzenia. Co robić w sytuacji, gdy wybory jakich dokonujemy na publicznej agorze dotyczą różnicy i jakości wizerunków? Czy wizerunek może być ciekawy? Jak najbardziej, jak zastępujące rzeczywistość obrazki.
To nie jest ten sam świat fikcji z którym mieliśmy do czynienia za komuny. Tamten opierał się na przemocy i prymitywnym kłamstwie, stąd jego konstrukcja była krucha, podatna na ciosy prawdy, bo granica między prawdą a złudzeniem była oczywista.
Tak się złożyło, że kończę ten tekst 19 października. Równo 38 lat temu porwano, a następnie zamordowano ks. Jerzego Popiełuszkę. Prawda jest nieśmiertelna, a kłamstwo żyje krótką chwilą - te słowa ks. Jerzego skierowane do milionów rodaków nie zostawiały wtedy cienia wątpliwości. Komuniści wobec jej siły byli bezradni, dlatego musieli niezłomnego kapłana zamordować.
Nie wolno zdradzić prawdy – przestrzegał i apelował ks. Popiełuszko tuż przed męczeńską śmiercią. Najwyższy czas, abyśmy ogłupiani i podzieleni partyjną propagandą, zajrzeli do własnych serc i sumień i odpowiedzieli sobie na pytanie, co zrobiliśmy z jego apelem i ofiarą.
Sofiści, zdeklarowani zwolennicy demokracji, oddali prawdę we władanie retoryki. Zakładali, że wola złudzenia może przybrać postać woli prawdy. Prawdą jest zawsze tylko to, co za prawdę uchodzi. Co przynosi korzyść. To oni wyznaczyli standard życia publicznego, który dzisiaj się upowszechnił, zyskując status normy. W takiej rzeczywistości nie ma miejsca dla ludzi ideowych, przekonanych, że ich działanie może służyć jakiemuś trwałemu, wyższemu dobru. Ich miejsce zajmują ludzie cwani i przebiegli, tworząc nowe zastępy klasy próżniaczej. Co z tym zrobić, nikt dzisiaj nie wie. Karawana pędzi w nieznane, tylko psy szczekają coraz rzadziej.
Mam świadomość, że nasi czytelnicy to przede wszystkim średnie i starsze pokolenie. Ludzie z którymi możemy rozmawiać zgodnie z dawnymi regułami myślenia. Inaczej nie potrafimy i nie chcemy. Na pytanie jak długo to będzie jeszcze możliwe, odpowiedzi nie mam. Nikt nie ma, bo rozmawiamy o upadku cywilizacji i jego dramatycznych objawach. Jedyne co pozostaje, to nadal robić swoje. „Umierać, ale powoli”, w oczekiwaniu na zmianę, na coś, co tchnie w nas nowego ducha.
Na sukces „Debaty” składa się wewnętrzna pasja i chęć wspólnego działania, dzięki którym, pomimo różnicy poglądów i temperamentów, udało nam się przetrwać jako środowisku. Rzecz druga, to szczególna więź z czytelnikami. Coś dla mnie niebywałego i niespodziewanego, dzięki czemu rozwinął się spontaniczny kolportaż „Debaty”, kojarzący mi się z czasami podziemnego kolportażu bibuły, która „sama się rozchodziła”. Za to wszystko wielkie Bóg zapłać.
Na koniec bardzo istotna informacja. Niestety, od listopadowego numeru „Debaty” jesteśmy zmuszeni do przejścia na sprzedażową formę kolportażu. Mam świadomość, że nasi czytelnicy przywykli do wygodnej, darmowej dystrybucji. Jednak do tej zmiany zmusiły nas lawinowo rosnące koszty wydawnicze. Mam nadzieję, że proponowana cena 5 zł. nawet w tych trudnych czasach będzie do udźwignięcia. Punkty sprzedaży „Debaty” znajdziecie Państwo w tym numerze.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość