Jeden z forumowiczów Debaty napisał o panach Grzymowiczu i Szmicie, że „Jeden bez drugiego żyć nie może”. To bardzo trafne spostrzeżenie, ponieważ wyjaśnia, dlaczego właśnie uwagi Jerzego Szmita zostały uznane przez Piotra Grzymowicza za właściwy moment aby podjąć jakakolwiek polemikę wokół sporu o Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej.
Do tej pory tak przywiązany do demokracji prezydent milczał jak zaklęty. Nie zmierzył się z wątpliwościami, choć tych namnożyło się bez liku. „Podeszły mu” natomiast krwiste komentarze szefa regionalnych struktur PiS, bo dały okazję do wyprowadzenia sporu o pomnik na linię politycznego frontu, co daje obu stronom gwarantowane zyski.
Do tej pory nie odnosiłem się szczegółowo do wyników przeprowadzonej na zlecenie prezydenta ankiety, nazywając ją na lamach Debaty „ruskim referendum”. Zwłaszcza spór o sposób liczenia głosów uważam za przystąpienie do tańca w rytm muzyki zagranej przez Grzymowicza. Sankcjonowania czegoś, co unieważnia wszystkie, właściwe dla demokracji, procedury i ścieżki podejmowania decyzji.
Zwłaszcza, gdy sam prezydent, wybrany i demokratycznie delegowany do podejmowania takich decyzji oznajmia jednoznacznie, że ze względu na wynikające z polskiej racji stanu imponderabilia, jest przeciwnego zdania niż znikoma większość z 1000 ankietowanych telefonicznie osób!
Krótko mówiąc, sam fakt zarządzenia tej ankiety jest manipulacją, i jeżeli pan prezydent nie zgadza się z tak jednoznaczną opinią, to zapraszam do publicznego sporu.
Jedyne trzy grosze jakie chciałbym dorzucić do szczegółów tej ankiety jest spór o głosy osób będących za przeniesieniem pomnika na cmentarz. To kolejny, uruchomiony przez prezydenta fałszywy trop. Prezydent pisze, że poza dychotomią „pozostawić-przenieść” jest podział „w Olsztynie” (pozostawić-przenieść) i „poza Olsztyn” (przenieść).
Problem w tym, że w rzeczywistości takiej dychotomii nie ma, o czym sam zainteresowany doskonale wie. Jest tylko dychotomia pozorna, sztucznie wywołana pytaniem ankiety. To wybieg z tego samego arsenału, kiedy to prezydent występował o wykreślenie pomnika z rejestru, wiedząc od dawna, że jedyną drogą jest podpisanie odpowiedniego wniosku o relokację pomnika.
Podczas tzw. konsultacji argumentowałem, dlaczego przeniesienie pomnika na olsztyński cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej jest niemożliwe, a na inne tego typu cmentarze niewskazane. Wiadomym także było, że nie ma możliwości relokacji do muzeum Xawerego Dunikowskiego. Jedynymi możliwymi kierunkami pozostała proponowana przez ministra Piotra Glińskiego Ruda Śląska lub Kozłówek. Z moją argumentacją wszyscy zebrani (w tym pan prezydent) milcząco się zgodzili. Zatem pytanie do prezydenta: dlaczego, będąc świadomym niemożliwego, podejmuje w ankiecie kwestię miejsca przeniesienia, wiedząc, że wyboru praktycznie nie ma? Stawiając sprawę inaczej, co pan prezydent powiedziałby „świętej” ankietowanej większości, gdyby ta uznała, że przeznaczeniem „szubienic” jest olsztyński cmentarz? Jeżeli to nie jest manipulacja, to jak, nie urażając pana prezydenta, inaczej takie metody nazwać?
Co do kwestii ewentualnego samo odpadnięcia płyty z cokołu pomnika, to jakoś słabo wierzę w takie przypadki. W spoinach płyt są wprawdzie wyraźne szczeliny, ale żadna z nich nie wyglądała na bliską odpadnięcia. Poza tym oderwana bez pomocy z zewnątrz płyta powinna zostać w pozycji pionowej. Tak czy owak, prawdy dowiemy się z monitoringu, bo chyba takowy istnieje. Być może od tego zależy dalszy los pomnika.
Decydując się na remont, który tani nie będzie, prezydent może oprzeć się na wykreowanej przez siebie woli ankietowanej większości. Albo zapytać, czy wobec konieczności poniesienia wydatków z publicznej kasy „Tysiąc w Imieniu Wszystkich” jest nadal za jego zachowaniem. Ale z punktu widzenia celu jaki przyświeca prezydentowi raczej bym nie ryzykował…
Posłużenie się przez prezydenta ankietą do rozstrzygnięcia ważnego, odbijającego się echem w całej Polsce sporu o „szubienice”, wyprowadził nas daleko poza bieżący problem pomnika. Wprowadził natomiast w klimat zasadniczego sporu o granice i istotę demokracji. O nowy model lokalnej „demokracji”, w którym wybrany demokratycznie prezydent chwilowo abdykuje na rzecz wymyślonego na własny użytek ankietowanego „suwerena”.
Kiedy namawiałem panią Martę Kamińską, szefową olsztyńskiego KOD-u oraz innych działaczy tego ruchu na zmiany w Konstytucji, usłyszałem, że najpierw trzeba odsunąć od władzy PiS. Jednak życie ma to do siebie, że często weryfikuje nasze prawdziwe intencje. Obrońców demokracji także. Skoro sam prezydent postanowił milczeć, pora usłyszeć, co w tej kwestii (oraz innych, dotyczących wcześniejszych wypowiedzi prezydenta Grzymowicza) mają do powiedzenia ludzie, którzy stają z prezydentem w jednym szeregu obrońców ustroju.
W polemice z Jerzym Szmitem prezydent Grzymowicz narzeka, że podanie przeze mnie nazwisk osób uczestniczących w konsultacjach naraziło je na hejt. Dlatego sam odstąpił od ich upubliczniania. To kolejny, zaskakujący pogląd na demokrację, której sednem i początkiem zawsze była odwaga wyjścia na agorę.
Istota sporu o „szubienice” polega na tym, czy stojący w centrum Olsztyna monument jest pomnikiem jego autora, Xawerego Dunikowskiego, czy też cokołem na który, dzięki Dunikowskiemu, wdrapał się najpierw sowiecki, a teraz rosyjski zbrodniarz, obaj udając, że są pomnikiem. Większość zaproszonych na konsultacje (zwłaszcza architektów) uznała, że pomimo wojny na Ukrainie nic się nie zmieniło i nadal najważniejszy jest Dunikowski. To pogląd trudny do publicznej obrony, bo rodzi pytanie o granice swojego pozbawionego empatii obowiązywania. Ale nie z tego powodu, jak sądzę, pan prezydent buduje wokół tych osób wrażenie oblężonej twierdzy. Nikt nie lubi być wykorzystany do gry, na końcu której jest uznanie od Agencji TASS.
Bogdan Bachmura
Fot. Wojciech Ciesielski
Skomentuj
Komentuj jako gość