Nie wiadomo, co bardziej zdecydowało o lokalizacji Campusu Polska Przyszłości w Olsztynie. Na pewno atrakcyjność położenia i sprzyjająca infrastruktura miasteczka akademickiego, nowoczesne wyposażenie i zwarta struktura, umożliwiająca bliskość zakwaterowania i spotkań.
Nie bez znaczenia był zapewne sprzyjający politycznie teren. Samorząd wojewódzki w rękach koalicji PO-PSL i podobna sytuacja w Radzie Miasta. O prezydencie Olsztyna, coraz wyraźniej deklarującym swoje sympatie po stronie opozycji nie wspominając.
Campus Polska okazał się organizacyjnym sukcesem, co podkreślali niemal zgodnie akredytowani dziennikarze, także „nasz” Adam Socha. I – to co najważniejsze dla Platformy – imprezę skrojoną pierwotnie pod przywództwo Rafała Trzaskowskiego, przekuto na polityczny sukces całej partii. Nowe okoliczności, związane z powrotem Donalda Tuska i tchnięciem w marniejący organizm Platformy nowego ducha, wymusiły korektę scenariusza Campusu. Rafał Trzaskowski, zamiast kopać się z partyjnym koniem, powściągnął swoje aż nadto widoczne, przywódcze ambicje, i zagrał z Donaldem Tuskiem na dwóch politycznych fortepianach. Debata między partyjnymi rywalami oraz jej okoliczności, to coś zupełnie nowego w polskiej polityce. Niewyobrażalnego za „poprzedniego” Tuska, i ciągle niemożliwego w obozie politycznego konkurenta.
Przedstawienie wymyślono i odegrano z dbałością o szczegóły i podział na role. Postarano się, aby podziały wewnątrz partii tworzyły wrażenie kompatybilnej, uzupełniającej się całości. Rafał Trzaskowski to człowiek uosabiający przyszłość partii, odwołujący się do młodszego pokolenia i przesuwający programowy rdzeń partii pod jego coraz bardziej progresywne poglądy.
Donald Tusk ma na początek „pogonić PiS”. Wyciągnął wnioski ze swojej porażki zbyt szybkiego przechyłu partyjnej szalupy na lewą stronę. Akceptuje (w ślad za poparciem większości Polaków) związki partnerskie, ale namawia młodzież, aby w sprawie małżeństw osób tej samej płci spróbowała najpierw przekonać swoje babcie. - Zwróćcie swoim babciom paszport i uszanujcie ich moherowe berety – zdaje się dzisiaj mówić Tusk. Wracamy do korzeni. Na Platformę – jak w 2002 roku – zapraszamy każdego. Wtedy przeciwko partyjniactwu wszystkich partii, teraz do walki z panowaniem jednej.
Jednak pokrywki nad buzującymi wewnątrz partii ideologicznymi namiętnościami nie udało się do końca utrzymać. Sławomir Nitras, człowiek z drużyny Trzaskowskiego, dał sygnał do wymierzenia Kościołowi uczciwej kary opiłowania z pewnych przywilejów. Jak ten przygłuchy dziadek grający w ludowej orkiestrze na oboju, z pamiętnej komedii „Nie lubię poniedziałku”, który wyrywał się do grania, choć mówiono mu: nie teraz!
Z kolei prof. Leszek Balcerowicz zderzył się boleśnie ze światem odrzucenia autorytetów. Niegdyś słuchany z nabożną estymą rynkowo-ekonomiczny guru sympatyków Platformy, uparcie, nie zważając na nowe okoliczności, jedzie starą, wolnorynkową płytą. Tymczasem jako były marksista powinien pamiętać, jak wielkie nadzieje wiązał „wielki filozof” z demokracją, przepowiadając zwycięstwo socjalizmu wszędzie tam, gdzie uda się demokrację wprowadzić. Na dodatek pan profesor nie potrafił złożyć samokrytyki przed nowym, zielonym proletariatem z powodu swoich błędnych poglądów na źródła globalnego ocieplenia. Na oskarżenie o wspieranie morderców ludzkiego gatunku odpalił: Więcej pokory, a mniej klaskania! Na szczęście Balcerowicz to polityczny emeryt, więc obietnica Donalda Tuska oddania władzy młodym zaraz po rozprawieniu się z PiS-em niezbyt ucierpiała.
Sukcesem Campusu Polska było nowatorskie połączenie konferencji, letniej szkoły i swobodnej wymiany poglądów. Atrakcyjna forma, zamknięty charakter imprezy i wybrana na podstawie listy zgłoszeń młodzież dały efekt spontaniczności w granicach możliwej kontroli.
Rzucając ideę Campusu Rafał Trzaskowski zapowiadał poszukiwanie razem z młodymi ludźmi odpowiedzi na najważniejsze pytania. Dlatego zastanawia lista spraw fundamentalnych, które usunięto w strefę milczenia. Być może takie kwestie jak służba zdrowia, zapaść demograficzna, uspołecznienie TVP czy naprawa ustroju państwa, z powodów taktycznych i historycznych skojarzeń z rządami PO uznano za rafy, które najlepiej ominąć. Odpowiedzi nie doczekała się krytyka obecnej Konstytucji oraz postulat koniecznych zmian, skierowane z sali do prof. Andrzeja Rzeplińskiego, jednego z jej ojców założycieli.
Najważniejsze dla polityków Platformy słowa pochodziły od Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego. Najistotniejszy przekaz jaki usłyszała młodzież z całej Polski padł z ust prof. Marcina Matczaka.
Tusk przyjechał na Campus z obietnicą „pogonienia PiS”. Prekursor politycznej plemienności przybył zewrzeć partyjne szeregi. Na początek oznajmił, że nie znosi symetryzmu. – Trzeba się opowiedzieć! – grzmiał jeszcze przed przyjazdem do Olsztyna. Nowy, tym razem wspólny dla PO i PiS wróg został zdefiniowany. To siejący zwątpienie w partyjnych szeregach defetyści. Nie rozumiejący mądrości etapu wichrzyciele, popisujący się, na szkodę ogółu, samodzielnością myślenia i wnioskowania.
Prof. Matczak mówił jak człowiek z innej planety. Wierzący i praktykujący katolik, przestrzegał przed podziałami na nienawistne plemiona, które są większe niż za komuny. – Nie ufajcie politykom, którzy dzielą ludzi, to krok w kierunku totalitaryzmu – zwracał się do młodzieży Matczak. Nie wiem, co ci dwaj ludzie robili na jednej, partyjnej imprezie. Rzecznik kapitulacji rozumu przed masowymi emocjami i ktoś, kto przed takimi „złymi rewolucjonistami” przestrzega. Ale dobrze, że ktoś o tym pomyślał.
Donald Tusk uniknął pytań o symetryzm, o to, kto ten termin wymyślił i jaką treść zawiera. Z obawy przed autorytetem wodza czy z powodu milczącej akceptacji jego poglądów? Mam nadzieję, że to pierwsze. Bo jak nie, to demokratyczny soft zamordyzm będzie kiełkował coraz szybciej. Nie łamiąc despotycznie woli, ale ją stopniowo naginając ośmieszając swobodę poszukiwania prawdy i resztki zdrowego rozsądku. Przykryty, jak w metaforze Platona, kolorową, demokratycznie uwodzicielską szatą. To Platformie Tuska wychodzi znacznie lepiej niż partii Kaczyńskiego. Ale demokracji i wolności słowa można szkodzić na różne sposoby. Warto o tym pamiętać, gdy średnio raz w tygodniu słyszymy o ich upadku pod ciosami Kaczyńskiego. Warto obserwować, kto najgłośniej krzyczy „łapcie złodzieja!”
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość