Wczoraj po południu zadzwonił do mnie Tomasz Kurs, dziennikarz olsztyńskiej „Gazety Wyborczej”. Prosił o wypowiedź na temat listu Stowarzyszenia „Święta Warmia” do prezydenta Grzymowicza w sprawie zabawy sylwestrowej na pomniku Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej (dawniej Wdzięczności Armii Radzieckiej). Rozmawialiśmy także o wcześniejszej promocji miasta (również pomysłu dyrektora Rytczaka) poprzez wizerunek Mikołaja Kopernika z czapką Che Guevary.
Po ok. pół godzinie red. Kurs zadzwonił powtórnie. Tym razem z pytaniem o to, czy moja firma realizowała zamówienie M. Rytczaka (wtedy jeszcze szefa wydziału promocji olsztyńskiego Starostwa) na wykonanie odświeżaczy z wizerunkiem Kopernika w czapce Che Guevary.
Potwierdziłem coś, czego nigdy nie ukrywałem. Realizacja zamówień reklamowych przedstawiających wymyślone przez klientów projekty to zadanie mojej firmy. Realizujemy w ten sposób kilkaset zamówień rocznie. Dyrektor Rytczak trafił do mnie z własnej inicjatywy. Nigdy ze swojej strony nie składałem mu żadnych ofert. Do moich zadań nie należy komentowanie pomysłów klientów. W tym przypadku zrobiłem jednak wyjątek i podczas dwukrotnych długich rozmów wyraziłem swoją dla niego dezaprobatę.
Co zrobił z tą prostą informacją red. Kurs można przeczytać w środowej Gazecie Wyborczej w artykule „O spokój dla szubienic”. Powołując się na anonimowego rozmówcę zasugerował brak oficjalnego stanowiska Stowarzyszenia „Święta Warmia” w sprawie Kopernika moim prywatnym interesem.
Nie budzi mojego zdziwienia podłość, jakiej dopuścił się Kurs. Sprostytuowanie zawodu dziennikarza można porównać jedynie do stanu świata polityki. Przerażające jest natomiast, jak szybko tak młody człowiek nauczył się lekceważenia czytelników, ich inteligencji i zdolności wyciągania wniosków. Każdy przecież może zadać mu pytanie o motywy zamieszczania w „jego” gazecie sponsorowanych tekstów i reklam (także wyborczych) z którymi ani on, ani redakcja się nie utożsamiają, a nawet prowadzą ostre polemiki. Ktoś dociekliwy mógłby także chcieć wiedzieć, jak na moje interesy wpłynie krytyka pomysłu pana dyrektora Rytczaka i podpisany przeze mnie w imieniu Stowarzyszenia protest w sprawie zabawy sylwestrowej. Red. Kurs liczy na to, że nikt mu tych pytań nie postawi. A gdyby nawet, to o co chodzi? Przecież on nic takiego nie napisał! To tylko „jeden z jego rozmówców” miał wątpliwości w tej sprawie. Rzeczywiście, red. Kursowi żadnych wątpliwości, czy cienia własnej opinii zarzucić nie można, bo ich, zgodnie z tradycją olsztyńskiego dziennikarstwa, zręcznie unika. On jest tylko sprytnym kronikarzem odpowiednio dobranych cytatów konkretnych osób lub anonimowych „rozmówców”.
I tylko szkoda, że czasy trochę się zmieniły. Dawniej ludzie z takimi kwalifikacjami robili w zawodzie prawdziwe kariery.
Skomentuj
Komentuj jako gość