„Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą”. I choć zajęcie to kozom chwały nigdy nie przynosiło, to chętnych do tego wątpliwego zaszczytu nigdy nie brakowało. Kozy to stworzenia bojaźliwe, więc na dogodną okazję nieraz muszą czekać długo, ale gdy pada sygnał do ataku, „chłop żywemu nie przepuści”. W Olsztynie pod tym względem nigdy łatwo nie było. Bezkarne odgrywanie roli kozaka przy tak skomplikowanym splocie interesów lokalnych sitw i zależności nie jest zadaniem łatwym.
Nic zatem dziwnego, że takiej okazji jak złożony przez Forum Rozwoju Olsztyna, Stowarzyszenie Konserwatorów Zabytków i Stowarzyszenie Architektów Polskich wniosek o wpisanie do rejestru zabytków budynku olsztyńskiego dworca PKP lokalne „kozy” przepuścić nie mogły.
Nie chodzi oczywiście o kwestionowanie czyjegokolwiek prawa do oceny wartości architektonicznej i zabytkowej olsztyńskiego dworca. Prawdę mówiąc sam nie jestem entuzjastą tego obiektu i bez żalu zobaczyłbym na jego miejscu coś bardziej funkcjonalnego i niosącego więcej estetycznej satysfakcji. Ale wieża Eiffla też mi się nie podoba i choć nie jestem w tym odosobniony, o planach jej zburzenia nic nie słyszałem. Dlatego z zainteresowaniem słucham argumentów wnioskodawców, bo to w większości ludzie z dorobkiem kierunkowego wykształcenia i zawodowej praktyki.
Moje największe zastrzeżenia budzi zbyt późno złożony wniosek, co skutkuje niepotrzebnymi komplikacjami i niepewnością co do dalszych losów inwestycji. Nie usprawiedliwia to nagonki w jaką zamieniła się potrzebna przecież dyskusja na ten temat. Mam tu szczególnie na myśli łamy Gazety Olsztyńskiej, gdzie zajadłość krytyki w sprawie wniosku o wpisanie dworca PKP do rejestru zabytków szczególnie kontrastuje z nachalnym, uprawianym od dawna, lobbingiem na rzecz tej inwestycji i tradycyjną spolegliwością „spadkobierców Seweryna Pieniężnego” wobec źródeł władzy i pieniędzy.
Narzędziami, którymi posługują się dziennikarze GO jest sarkazm i drwina. Linią, której nie należy przy ich stosowaniu przekroczyć jest granica dobrego smaku i manipulacji. O ile w pierwszym przypadku odpowiedni dystans udało się zachować, to pokusy manipulacji czytelnikiem uniknąć się nie udało. Chodzi mi o uporczywe, powtarzające się w kolejnych tekstach, określanie wnioskodawców jako „trzech niewielkich stowarzyszeń”. W jednym przypadku jest to nawet „niewielka grupa ludzi skupionych wokół trzech niewielkich olsztyńskich stowarzyszeń”. Ta konsekwencja w deprecjonowaniu znaczenia wnioskodawców nie jest przecież przypadkowa. Nazywanie wnioskodawców „kpiarzami”, którzy „robią z nas...jaja” i piszą uzasadnienia od których „mózg wiotczeje”, dobrze koresponduje z przyklejoną im łatą samozwańców „skupionych wokół trzech niewielkich olsztyńskich stowarzyszeń”. Poinformowanie czytelników, że wnioskodawcy to Stowarzyszenie Architektów Polskich Oddział w Olsztynie, Stowarzyszenie Konserwatorów Zabytków Oddział Warmińsko-Mazurski i Forum Rozwoju Olsztyna mogłoby przyprawić czytelników o niepotrzebny dysonans poznawczy. Osłabić siłę narzuconej narracji, a nawet skłonić ich do samodzielnego myślenia. A przecież nie takie są oczekiwania wobec tych publikacji.
Dodatkowy kłopot to opinia eksperta, prof. Jana Salma, sporządzona na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Gazeta Olsztyńska ogranicza się do informacji, że pan profesor „nie podejmuje się jednoznacznie określić, czy obiekt jako całość powinien być wpisany do rejestru zabytków”. Jednak z ostrożności bardziej szczegółowa wiedza na ten temat pozostaje dla czytelników niedostępna.
Przyznać trzeba, że dziennikarze GO dobrze wyczuli rzadko nadarzającą się okazję. Taka sposobność uwiedzenia czytelników iluzją wolności słowa, bezpiecznej, a jednocześnie podobającej się komu trzeba, może długo się nie trafić. Mam nadzieję, że w tym neofickim zapale zachowali świadomość, że swoją życiową rolę zawdzięczają „trzem niewielkim stowarzyszeniom”.
Niestety, jak każda, i ta manipulacja ma swoje konsekwencje. Autorzy tekstów nie zauważyli bowiem, że wpadli w zastawione na siebie sidła absurdu. Deprecjonując wielkość trzech stowarzyszeń zaprezentowali się jako zwolennicy tezy, że prawdopodobieństwo prawdziwości poglądów rośnie wraz z masowością ich wyznawców.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość