Wygląda na to, że olsztyńska bitwa o handel dobiega końca. Jej kres ma położyć ekspertyza wykonana na zlecenie Ratusza. Wynika z niej, że w naszym mieście jest jeszcze miejsce na dwa centra handlowe, a najkorzystniejsze dla nich położenie to aleja J. Piłsudskiego i ulica Sikorskiego (koło Praktikera). Akurat tam, gdzie ich budowa wiąże się z interesami miasta i Uniwersytetu. Wtedy, według ekspertów, nasycenie centrami handlowymi będzie optymalne, a budowa następnych mogłaby zachwiać równowagą i zagrozić funkcjonowaniu już istniejących centrów handlowych.
Ekspertyza daje pretekst radnym PO do zmiany decyzji w sprawie zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, a tym samym odblokowania planowanej budowy centrum handlowego na gruncie UW-M i zakończenia niezręcznego dla Ratusza sporu z Uniwersytetem. Zamyka też drogę innym konkurentom mogącym w przyszłości zagrozić interesom ratuszowego centrum handlowego przy al. Piłsudskiego.
Wersja o przypadkowości takiej ekspertyzy jest dobra dla tych, którzy swą dobrą wolę lubią napinać do maksimum. Dla pozostałych nie oznacza niczego więcej poza dbałością o interes zlecającego. Dużo mniejsze zaufanie ma do niej na przykład Andrzej Ryński, dyrektor PGM, reprezentujący interesy właściciela gruntu przy ul . Kacprzaka (inwestora Centrum Handlowego Alfa), który od dawna bezskutecznie zabiega o pozwolenie na budowę kolejnego centrum handlowego w tym właśnie miejscu. Nie mam oczywiście wątpliwości, że zamiana „punktów siedzenia” panów Grzymowicza i Ryńskiego skutkowałaby zmianą „punktów widzenia” na sprawę lokalizacji centrów handlowych i nasycenia nimi rynku. Obrażałbym inteligencję tych panów, przypisując im wiarę w takie ekspertyzy. Nawet ich pezetpeerowska przeszłość nie pozwala przypuszczać, że w czasach nowej wiary w wolny rynek mogą poważnie traktować wyliczenia, ile i jakich sklepów potrzebują obywatele. Kiedyś państwo określało, przedstawiając stosowne ekspertyzy, ile potrzebowaliśmy butów, papieru toaletowego, pralek i samochodów. Ich celem było wykazanie wyższości gospodarki socjalistycznej nad wolnym rynkiem. Obecnie władza sięga po ekspertyzy, gdy trzeba dowodu na to, że wolny rynek wolnym rynkiem, a racja jest po jej stronie. Czas na ekspertyzy był wtedy, gdy rozważano choćby pozwolenie na budowę galerii handlowej „Alfa”, dla zbadania wpływu wzrostu natężenia ruchu na wydolność komunikacyjną centrum miasta. Ale mało kogo to wtedy obchodziło, bo ważniejsze były inne, prywatne interesy.
Pewnym problemem dla władzy mogą być dopiero ekspertyzy dotyczące spraw bardziej niż procesy wolnorynkowe policzalnych. Tak, jak to miało miejsce w przypadku słynnych już lidzbarskich term. Tu postanowiono niekorzystną dla zamiarów władzy ekspertyzę po prostu zignorować, licząc na brak dalszego nią zainteresowania. Gorzej, gdy pech nie odstępuje i zatrudnieni urzędnicy, fachowcy – muzealnicy w nieoczekiwanym przypływie odwagi staną na drodze interesom i odmówią zgody na dewastację najcenniejszego w regionie zabytku, robiąc z tego na dodatek sprawę publiczną.
Wiecznie żywy socjalizm i niejasne związki władzy z biznesem nie znikną tylko dlatego, że ogłosiliśmy panowanie wolnego rynku i państwa prawa Tak się stanie dopiero wtedy, gdy władza, także samorządowa, ograniczy swoją obecność do właściwego dla niej miejsca.
To elementarz, ale trudny do przeczytania, gdy w olsztyńskim Ratuszu i Urzędzie Marszałkowskim zwycięża pokusa faworyzowania swoich pomysłów na działalność gospodarczą albo zwyczajna prywata.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość