„GO" piórem Ewy Mazgal wzięła w obronę pomnik kata Żołnierzy AK, gen. Czerniachowskiego. Bogdan Bachmura odniósł się do cytowanych w tym tekście wypowiedzi historyka Tadeusza Baryły z OBN-u i Tomasza Omańskiego, który prowadzi w Kaliningradzie swój biznes pod nazwą: „Polskie Centrum Kultury" (nazwy tej używa bez zgody polskiego MSZ czy MKiDN, wprowadzając w błąd klientów).
Spóźniona lekcja historii
Radni Pieniężna podjęli w czwartek uchwałę wyrażającą wolę rozebrania pomnika gen. Iwana Czerniachowskiego, który w 1945 r. zginął pod tą miejscowością. Wiele wskazuje na to, że ten najmłodszy generał Armii Czerwonej zginął marną i mało chwalebną jak na żołnierza śmiercią, bo celowo zabity z pocisku wystrzelonego z kolumny radzieckich czołgów w odwecie za dokonanie samosądu nad dowódcą czołgistów. O trzydziestodziewięcioletnim generale wiadomo jeszcze, że brał udział w rozbrajaniu oddziałów AK na Wileńszczyźnie. Biorąc powyższe pod uwagę oraz totalitarną i zbrodniczą symbolikę pomnika bohatera Związku Radzieckiego decyzja radnych wydaje się jak najbardziej oczywista.
Zdumienie może wywoływać jedynie przewlekły, trwający już niemal ćwierć wieku i obciążający Polskę demokratyczną grzech zaniechania. Wiele można wytłumaczyć trwającym kilka pokoleń uwikłaniem milionów Polaków w zainstalowany przez Stalina system władzy oraz upowszechniającym się w miarę rozwoju demokracji nihilizmem. Jednak przypadek pomnika gen. Czerniachowskiego jest szczególny. Rzadko się bowiem zdarza, aby wszystko co nakazuje stawiać ludziom pomniki znalazło swoje zaprzeczenie w jednym monumencie. Nie mamy tu przecież bohatera, bo nic nie wiemy na temat jego chwalebnych dokonań. Nie ma wielkiej, porządkującej życie społeczne idei ani ofiary złożonej w jej imieniu. Żołnierze gen. Czerniachowskiego nikogo też od ucisku dotychczasowej władzy nie wyzwalali, ani tym bardziej przekładem honorowych zdobywców nie świecili.
Ot, horda wschodnich barbarzyńców przybyła zainstalować, nie przebierając w środkach, najbardziej destrukcyjny w historii ludzkości system polityczny i społeczny, a „bohaterskie" okoliczności śmierci człowieka, któremu postawiono pomnik doskonale istotę tego systemu oddają. Jak się można było spodziewać podobne argumenty nie do wszystkich przemówią i znajdą się obrońcy pomnika, którzy chcieliby go dla przyszłych pokoleń w tym miejscu zachować.
Nie w tym rzecz, lecz w argumentach jakie przy tej okazji padają. Kiedy bowiem czytam, że pan Tadeusz Baryła, historyk z Ośrodka Badań Naukowych zapewnia, iż zburzenie pomnika „nie wyrwie i nie zaorze historii", to tęsknię za śmiałkiem, który swoje przywiązanie do podobnych monumentów wytłumaczy szczerym przywiązaniem do ideowego przesłania jakiemu służyły. Lepsze to, niż tyleż przebiegła co fałszywa sugestia, że przeciwnikom pomnika przyświeca nadzieja wyrwania i zaorania czegokolwiek.
Pomnik gen. Czerniachowskiego to żadne świadectwo historii, lecz przejaw buty systemu, który dzięki poczuciu własnej siły i bezkarności nie musiał się liczyć z elementarną prawdą nawet o własnych bohaterach. Jego usunięcie to nie akt bezradnej zemsty na historii lecz sprzeciw wobec utrwalania jej fałszywego obrazu w świadomości przyszłych pokoleń. Można tylko ubolewać, że pokomunistyczne pomniki, których racją powstania było komunistyczno-internacjonalistyczne przesłanie ideowe w rzeczywistości demokratycznej uzyskały nowe uzasadnienie: stały się pożądanym świadectwem historii.
Nie mniej zastanawiająca jest troska o pomnik gen. Czernichowskiego wyrażona przez pana Tomasza Omańskiego, właściciela firmy "Polskie Centrum Kultury" w Kaliningradzie. Pan Tomasz, zaalarmowany pytaniami o losy pomnika przez rosyjskich dziennikarzy dziwi się publicznie „zapalczywej determinacji ludzi walczących z pomnikami".
Moim zdaniem nazwa jaką przypisał swojej prywatnej firmie pan Omański powinna go raczej prowadzić do krytycznej wyrozumiałości wobec zapalczywej determinacji z jaką Rosjanie czczą pamięć i symbole tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej oraz jej fałszywych bohaterów, a nie przyjmowania niezmiennie chętnie podrzucanej przez Rosjan roli „pożytecznego idioty".
Tymczasem larum wokół pomnika spod Pieniężna dotarło do samego gubernatora Kaliningradu, który wraz z delegacją ma dzisiaj przyjechać do Pieniężna. Oferta burmistrza Kazimierza Kiejdo dotycząca zabrania przez Rosjan pomnika jest jak najbardziej na miejscu. Historia obu narodów i państw tak się ułożyła, że wspólnota symboli rzadko między nami występuje i tymczasem nic tego nie zmieni. Jak widać Rosjanie to dobrze dostrzegają, widząc w pomnikach swoich bohaterów coś więcej niż świadectwo historii. Szkoda tylko, że sprawy takie jak pomnik gen. Czernichowskiego porządkujemy z takim opóźnieniem. To musi wywoływać nie tylko u Rosjan uzasadnione zdziwienie.
Bogdan Bachmura
PS. Przy okazji warto przypomnieć, że w pod olsztyńskich Kieźlinach stoi głaz ku czci szeregowego Armii Czerwonej Piotra Diernowa, którego śmierć na skutek bohaterskiego zasłonięcia własną piersią gniazda karabinu maszynowego podczas „wyzwalania" Olsztyna to kolejny mit stworzony na użytek komunistycznej propagandy. Szeregowy Diernow ma także cały czas swoją ulicę oraz wiodący Lasem Miejskim żółty szlak. To kolejna lekcja historii, której nie odrobiliśmy, a radni z Pieniężna przypomnieli, że nigdy nie jest za późno.
_____________________________________________________________________________________________________
Skomentuj
Komentuj jako gość