"Najgorzej w nowej sytuacji odnajdują się świeżo wybrani olsztyńscy radni. W ostatnich, poruszających tyle publicznych emocji sprawach obecność radnych jest niemal śladowa. Co więcej, na tłumnie odwiedzanych konsultacjach społecznych nikt specjalnie do radnych się nie odwołuje i nie szuka ich wsparcia. Jakby się pod ziemię zapadli." -pisze Bogdan Bachmura
Trudno powiedzieć, czy trwająca od niedawna podwyższona aktywność obywatelska mieszkańców Olsztyna ma charakter trwały. Czy tłumna obecność na społecznych konsultacjach dotyczących spraw miasta, samoorganizacja mieszkańców i zdolność do artykułowania swoich oczekiwań nie okaże się zjawiskiem przejściowym. Z pewnością jednak mamy do czynienia ze zjawiskiem nowym, niespotykanym w naszym mieście od 20 lat.
Nie trudno zdiagnozować przyczynę dla której demokracja lokalna w Olsztynie stała się choć trochę autentyczna i prawdziwa. Po prostu czara goryczy spowodowana wieloletnim niszczeniem przestrzeni publicznej miasta została przelana. Jeżeli stan podwyższonej społecznej gotowości do patrzenia władzy na ręce i prewencyjnego reagowania na jej poczynania nabierze charakteru trwałego, to dotychczasowe schematy sprawowania władzy w naszym mieście będą musiały ulec istotnej korekcie. Na razie mamy do czynienia z próbą sił. Dzięki niej udało się skorygować ścieżkę rowerową nad Jeziorem Długim, trwają dyskusje na temat Placu Jana Pawła II i parku Podzamcze. Czas pokaże, jakie będą rezultaty szczerej, męskiej rozmowy przedstawicieli siedmiu stowarzyszeń z prezydentem Grzymowiczem. Siłą rzeczy to on głównie odczuł skutki rzeczywistej demokracji i na niego też w pierwszej kolejności spadło zadanie uporania się z nową siłą społecznej aktywności i protestów. On też ma w związku z tym najwięcej do zyskania, ale też do stracenia. Wszystko zależy od umiejętności współpracy i porozumienia z ludźmi łączącymi wrażliwość na sprawy lokalnej wspólnoty z brakiem zainteresowania udziałem we władzy i interesami krążących wokół niej lokalnych sitw. Mówiąc inaczej od tego, na ile ludzie wybrani w demokratycznych wyborach będą potrafili odnaleźć się w warunkach prawdziwej demokracji, gdzie wybory to jedynie jeden z elementów artykulacji wspólnych interesów i wartości. Na razie trzeba mieć nadzieję, że Piotr Grzymowicz weźmie przykład z prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka, którego 87 proc. zwycięstwo w ostatnich wyborach jest wynikiem rzeczywistego zaproszenia mieszkańców do współpracy i współdecydowania o sprawach miasta. Dla którego „kluczem do lokalnej samorządności, do lokalnej demokracji jest…więcej demokracji”.
Na razie najgorzej w nowej sytuacji odnajdują się świeżo wybrani olsztyńscy radni. W ostatnich, poruszających tyle publicznych emocji sprawach obecność radnych jest niemal śladowa. Co więcej, na tłumnie odwiedzanych konsultacjach społecznych nikt specjalnie do radnych się nie odwołuje i nie szuka ich wsparcia. Jakby się pod ziemię zapadli. Aby lepiej zrozumieć problem warto przypomnieć sobie olsztyńskich radnych I kadencji III RP. Bez względu na indywidualne oceny byli to, jako całość, pierwsi i ostatni radni zdolni do samodzielnej i swobodnej artykulacji swoich poglądów. Później już było coraz gorzej. Pod naciskiem partyjnej dyscypliny i grupowych interesów systematycznie powracał syndrom radnego – bezradnego. Znikome zainteresowanie poczynaniami lokalnych władz było wygodnym tłem dla wyborczej fasady demokratycznych wyborów, ratuszowo – partyjnych przepychanek i staro – nowych układów i sitw. Dzisiaj widać, jak upartyjnienie wyborów lokalnych i proporcjonalny system wyborczy nie pasuje do spontanicznej, społecznej aktywności mieszkańców. Jak mocno zostało nadszarpnięte zaufanie mieszkańców do ich demokratycznie wybranych reprezentantów. Tacy ludzie jak Elżbieta Fabisiak, radna poprzedniej kadencji, potrafiący łączyć pasję społecznej aktywności z zachowaniem własnej podmiotowości są dzisiaj na politycznym wymarciu. Zastępują ich ludzie, którzy swoją bezczynność i brak odwagi rozgrzeszają na partyjnych zebraniach pochwałami dla ratuszowych „pał” i mostu nad Jeziorem Długim. Jako człowiek małej wiary w rzeczywistą, obywatelską demokrację, obawiam się że w tych warunkach najtrudniejszym zadaniem będzie utrzymanie wysokiej, społecznej aktywności i uczynienie z niej stałego, dobrze funkcjonującego mechanizmu. Dlatego wiele będzie zależało od prezydenta i – trzeba mieć nadzieję – może kilku radnych, którzy w porę zorientują się, co jest naprawdę grane.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość