W ostatnim numerze „Debaty” napisałem, że jeśli zobaczymy Czesława Jerzego Małkowskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich, to są podstawy do przypuszczeń, iż współczesny, wychowany w demokracji człowiek stał się moralnym idiotą, zdolnym wystawić pozytywne świadectwo nawet najgorszej kanalii. Oczywiście takich świadectw w historii demokracji było znacznie więcej. Od wyboru Hitlera poczynając, a na Andrzeju Lepperze kończąc.
Mimo wszystkich różnic, połączenie zbiorowego otumanienia, odporności na wiedzę i braku elementarnej moralnej wrażliwości przynosiło zawsze ten sam opłakany rezultat. Dlatego ludzie pokroju Małkowskiego mnożą się w polityce jak grzyby po deszczu. Nie mają żadnych zahamowań. Najważniejsze, aby „jestem niewinny” zabrzmiało wystarczająco wiarygodnie. Wtedy nawet słowa z jego wyborczego plakatu „Żeby ludzi łączyć, a nie dzielić” przestają brzmieć bezczelnie i absurdalnie. Hołubiony latami przez lokalny Kościół, nietykalny dla mediów, wychwalany i broniony przez ludzi uważanych za miejscową elitę, stał się absolutnie nieprzypadkowym i niestety najbardziej znanym wizerunkiem promocyjnym naszego miasta. A to przecież dopiero początek. Zanim go powtórnie wyprowadzą z Ratusza, będziemy mieli do czynienia z Małkowskim triumfującym. Bez względu na wynik drugiej tury wyborów to on właśnie jest zwycięzcą. Już osiągnął to na czym mu zależało – otrzymał świadectwo moralności i niewinności przed najwyższym Ludowym Trybunałem. Wcześniej napisał „List otwarty do Olsztynian” w którym kolejny raz zapewnił o swojej absolutnej niewinności. Poskarżył się na pomówienia, fałszerstwa oraz manipulacje. Na tyle skutecznie, że jako ich ofiara powrócił do ratusza z czteroosobową kompanią. Wyniki pozostałych kandydatów na prezydenta okazały się łatwe do przewidzenia. Piotr Grzymowicz uzyskał maksimum tego, co dawały mu sondaże. Zaś mizerne rezultaty Janusza Cichonia i Jerzego Szmita wskazują, że na dzisiaj partie mają im do zaoferowania znacznie więcej, niż oni partiom. Stosunkowo słaby wynik komitetu Piotra Grzymowicza i blamaż Prawa i Sprawiedliwości praktycznie zdeterminowały przyszłą koalicję prezydenta Grzymowicza z radnymi Platformy. Dzięki temu nie zobaczymy wprawdzie ludzi Małkowskiego w roli języczka u wagi, ale dotychczasowa samodzielność prezydenta Grzymowicza zostanie poważnie przykrojona. Prawdopodobne iskrzenie po stronie rządzącej koalicji będzie musiało zastąpić realną opozycję, bo ekumeniczne hasła Czesława Małkowskiego mogą nie wystarczyć na zorganizowanie wspólnie z radnymi Prawa i Sprawiedliwości realnej przeciwwagi dla rządzącej koalicji.
Nieprzypadkowo zakładam zwycięstwo w drugiej turze Piotra Grzymowicza. Inny rezultat, ze względu na wyborców PO oraz Prawa i Sprawiedliwości jest na szczęście mało prawdopodobny. Poza tym mamy dwa tygodnie. Przede wszystkim na pytania do Czesława Małkowskiego. Wiele konkretnych pytań, które dotychczas zbywał ogólnikami. Ale także do jego wyborców. O to na przykład, jak wyobrażają sobie pracę radnych i funkcjonowanie ratusza z prezydentem oskarżonym o gwałt i molestowanie seksualne. Mark Twain twierdził, że „gdy kłamstwo jest w połowie drogi dookoła świata, prawda dopiero zakłada buty”. Może więc warto wiedzieć, od czego, zatroskany o dobro wspólne i jedność ludzi Czesław Małkowski uciekał, że nie czekając na wyrok sądu zdał się na wątpliwy osąd demokracji. Dlaczego cudownie nawróconemu na katolicyzm i rozdającemu różańce byłemu komuniście, prezentującemu się w wyborczym spocie z wizerunkiem Jana Pawła II, zabrakło normalnej dla człowieka wierzącego pokory, umiaru i zwykłej przyzwoitości? Z trudem, ale mogę sobie wyobrazić, że usatysfakcjonowany wynikami wyborów Czesław Małkowski rezygnuje z mandatu radnego. Byłby to kompromis pozwalający w spokoju przeczekać do ostatecznego wyniku rozprawy sądowej. To mało realne, ale wstyd, którego byśmy sobie w ten sposób zaoszczędzili powoduje, że warto próbować.
Bogdan Bachmura
Czytaj również tekst Łukasza Adamskiego "Dziś wstydzę się, że mieszkam w Olsztynie".
Zdjęcie widoku z wieży jest autorstwa Jacka Strużyńskiego.
Skomentuj
Komentuj jako gość