"Jasno wyraziła to radna Joanna Sosnowska, stwierdzając, że skoro jesteśmy w Unii Europejskiej, to Kartę nie tylko powinniśmy, ale wręcz jesteśmy zmuszeni przyjąć. Jednak do zamknięcia ust radnej Sosnowskiej wystarczyło krótkie wyliczenie przez prof. Gornowicza rangi dokumentów, jakie jesteśmy jako członek UE przyjąć." Bogdan Bachmura odsłania kulisy głosowania radnych nad przyjęciem Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn i odpowiada na manipulacje Marty Bełzy z Gazety Wyborczej.
Powiedziałem to na ostatniej sesji Rady Miasta i nadal podtrzymuję: głosowanie w sprawie przyjęcia Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym było jednym z najważniejszych głosowań w jej czteroletniej kadencji. Zarówno ze względu na jej przedmiotową zawartość oraz odbiegające od codziennej samorządowej praktyki ideologiczne przesłanie. W rzeczywistości odwrócenie przesądzonych już losów głosowania wcale nie było trudne. Wystarczyło sprowokować otwartą dyskusję na jej temat i nakłonić radnych do uważnego zajęcia się jej 17 stronicową treścią. Cały bowiem scenariusz przyjęcia Karty opierał się na pośpiechu i epatowaniu miłymi dla ucha hasłami równości i europejskości niechętnych do lektury radnych. Jasno wyraziła to radna Joanna Sosnowska, stwierdzając, że skoro jesteśmy w Unii Europejskiej, to Kartę nie tylko powinniśmy, ale wręcz jesteśmy zmuszeni przyjąć. Jednak do zamknięcia ust radnej Sosnowskiej wystarczyło krótkie wyliczenie przez prof. Gornowicza rangi dokumentów, jakie jesteśmy jako członek UE przyjąć. Podobnie łatwym jak radna celem dla krytyków jest sama treść Europejskiej Karty Równości. Dlatego mija się z prawdą Marcin Kulasik, kandydat SLD na prezydenta Olsztyna, twierdząc, że „radni pozwolili ją wyśmiać”. Wystarczy, jak zrobił radny Smoliński, konsekwentnie prosić o wyjaśnienie konkretnego zapisu Karty. Na przykład nakładającego na samorząd, jako sygnatariusza, egzekwowanie od firmy wygrywającej przetarg publiczny (bez względu na formę własności) „obowiązku zapewnienia czy promowania równości między kobietami i mężczyznami, jaki miałby sygnatariusz jeśli dostarczałby usługi bezpośrednio”. Takich „kwiatków” jest tam bez liku, a próba ich wyjaśnienia to zadanie karkołomne dla dużo bardziej wyrafinowanych od Pani Sosnowskiej i jej koleżanek umysłów. Co można na przykład odpowiedzieć na zarzut radnego Lenkiewicza, że dokument ten został napisany znaną z lat ’50 nowomową, łamiącą elementarne reguły języka polskiego? Jedynie to, co powiedziała Pani Monika Falej, pełnomocnik prezydenta ds. równości – że dokument został przetłumaczony przez Biuro Związku Miast Polskich.
Takich fragmentów odnoszących się bezpośrednio do treści Karty zabrakło w relacji Gazety Wyborczej autorstwa Marty Bełzy zatytułowanej „Olsztyn nie dla kobiet” (!) Skonfrontowanie zawartości tego artykułu z rzeczywistym przebiegiem sesji RM to ciekawy materiał dla studentów dziennikarstwa na zajęcia z metod manipulacji. Zadzwoniłem to Pani red. Bełzy z pytaniem, co upoważniło ją do stwierdzenia, że „Bachmura zasugerował, że społecznicy będą zajmować się głównie sprawami mniejszości seksualnych”. I co usłyszałem? Że takie wrażenie odniosła także jej koleżanka Monika Michniewicz (zapomniała dodać, że na sesji to samo powiedziała radna Joanna Sosnowska). A co Szanownym Paniom posłużyło za podstawę do takich przypuszczeń? Ano to, że wśród założycieli rady ds. równości kobiet i mężczyzn, obok Młodych Socjalistów i Zielonych 2004 wymieniłem Kampanię Przeciw Homofonii ! Doprawdy, mogę zrozumieć, że u tak młodych kobiet łatwo o skojarzenia seksualne, ale cóż ja, człowiek żonaty, mogę na to poradzić? Zadałem Pani redaktor kilka innych pytań. Na przykład o przyczyny pominięcia kluczowego, pozwalającego zrozumieć czytelnikom istotę problemu, fragmentu mojej wypowiedzi dotyczącego dwóch, fundamentalnie różnych rodzajów równości. Odpowiedzą była głucha cisza. Za to bezcenna była udzielona wszystkim uczestnikom sesji RM przez Panią Sosnowską lekcja tolerancji. Zakwestionowanie mojego prawa do publicznego wypowiadania się „w tym miejscu” pokazuje nie tylko skalę emocji, ale także granicę cierpliwości „ludzi rozumnych” dla takich typów jak ja. Z ust tej samej osoby, ale już w komentarzu dla Polskiej Agencji Prasowej, dowiedzieliśmy się, że próba przeforsowania Europejskiej Karty Równości wynikała z chęci zdjęcia z Olsztyna odium seksafery. Oczywiście na sesji RM nic takiego od niej nie usłyszeliśmy. Mam za to nadzieję, że chociaż cień szczerości zawiera wypowiedź Pani Moniki Falej, pełnomocnik prezydenta ds. równości (byłej szefowej biura byłej posłanki Joanny Sosnowskiej), która stwierdziła w wywiadzie dla radia, iż wynik głosowania odbiera jako sukces ze względu na duże zainteresowanie problemem równości. Jeżeli tak, to życzmy sobie zawsze takich sukcesów.
PS. Komisja ds. Równości hiszpańskiego parlamentu chce, by rząd zajął się promowaniem zasady równości kobiet i mężczyzn poczynając od szkoły podstawowej m.in. podczas zabaw uczniów na szkolnym boisku. Podobne rozwiązania proponuje odrzucona przez olsztyńską Radę Miasta Europejska Karta Równości. W Hiszpanii coraz częściej mówi się wprost o totalitarnych zapędach rządu. Może czas i u nas, zanim będzie za późno, zacząć nazywać rzeczy po imieniu?
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość