Debata marzec2023 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 10-686 Olsztyn, ul. Boenigka 10/26.

wtorek, marzec 21, 2023
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Blogi
  • Bogdan Bachmura

Bogdan Bachmura

bachnuraPrzedsiębiorca. Z wykształcenia politolog. W l. 80-tych XX wieku wydawał w podziemiu pisma. Na progu III RP uznał, że jego misja, jako wydawcy, skończyła się. Jednak po kilku latach życia w demokracji coraz dotkliwiej odczuwał deficyt wolności słowa w Olsztynie. Tak narodził się miesięcznik „Debata”, a później portal. Uprawia sport. Można go spotkać biegającego w Lesie Miejskim, albo na korcie tenisowym. Nie przepada za demokracją, czemu daje wyraz w swoich publikacjach.

Znak Bożego skąpstwa

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 27 czerwiec 2022 21:25
Bogdan Bachmura

Malejącej od kilku lat liczbie powołań kapłańskich w naszej archidiecezji towarzyszyła zapewne nadzieja na zmianę. Pewnie dlatego dopiero teraz, gdy ich stan spadł do zera, światło dzienne ujrzał list pasterski rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Olsztynie ks. dra Huberta Tryka.

Jest wiele racji w diagnozie księdza rektora, „że następujący w ostatnich latach spadek powołań kapłańskich to nie przejaw Bożego skąpstwa, ale przejaw kryzysu powołanych, którzy z różnych przyczyn nie odpowiadają na Boże wezwanie. Być może często nawet nie są w stanie tego powołania usłyszeć, a nierzadko brakuje im odwagi, by zdecydować się na tak radykalny krok, którym jest poświęcenie swojego życia poprzez chociażby rezygnację z rodziny.

Listę tych przyczyn, wewnętrznych i zewnętrznych, analizuje na łamach tej „Debaty” Zdzisława Kobylińska. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy może być inaczej? Czy w świecie pogańskim, a z takim mamy do czynienia, seminaria mogą cieszyć się zainteresowaniem? Czy droga odejścia od Boga, na którą człowiek Zachodu wkroczył już dawno temu, ciągle przyspieszając marszu, a który dzisiaj zamienił się w galopadę, może prowadzić do seminarium? Odpowiedź jest taka, że współczesny, przebóstwiony i kompletnie odmieniony duchowo człowiek nie pasuje do wyzwań, jakie stawia przed nim kapłaństwo. Nie tylko nie jest dla niego życiowo atrakcyjne, ale zwyczajnie duchowo obce. Ale ta masowość duchowego przemienienia człowieka tłumaczy jedynie brak tłoku w seminariach. Nie wyjaśnia natomiast, dlaczego ciągle przecież liczna wspólnota katolików nie wydaje z siebie proporcjonalnej liczby kapłanów.

Ks. Tryk twierdzi, że spadek powołań kapłańskich to nie jest przejaw Bożego skąpstwa. Zadaję sobie pytanie, skąd ta pewność. Czy poza innymi, „światowymi” czynnikami, liczba zero na koncie wyświęconych w naszym seminarium kapłanów nie jest znakiem do odczytania? Nikt z nas takiej pewności mieć nie może, ale nie widzę dobrych argumentów, żeby nie dostrzec w tym ręki Bożej. Od kilku lat do modlitwy powszechnej włączono modlitwę o powołania. Może ich odwrotny skutek nie jest przypadkowy?

Kilka dni temu słuchałem w Radio Plus rozmowy ze świeżo wyświęconymi w naszym seminarium diakonami. Jeden z nich mówił o relacjach kapłanów ze współczesnym światem. O ewangelizacji świata z jednej strony, ale też wpływie współczesnego świata na duchowość kapłanów. Pomyślałem wtedy o starożytnym Rzymie. O sytuacji tamtych chrześcijan, którzy, podobnie jak dzisiaj, znaleźli się we wrogim sobie, pogańskim świecie. Co zdecydowało, że ich misja nauczania Chrystusa okazała się tak skuteczna? Oczywiście przyczyn jest wiele, ale jedna, w kontekście dzisiejszej sytuacji Kościoła, wybija się na plan pierwszy: tamci wyznawcy Chrystusa żyli głębokim przekonaniem, że „chrześcijanie mieszkają na świecie, lecz nie są z tego świata”. Oddając Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga, nie zmierzali do kompromisu z tamtym światem. Lojalność wobec cesarza nie oznaczała zgody na jego przebóstwienie. Chcąc prowadzić Rzymian do Chrystusa nie godzili się na wprowadzenie do rzymskiego Panteonu swojego Boga. Słynny spór Symmacha ze św. Ambrożym o obecność posągu bogini Zwycięstwa w auli Senatu był sprzeciwem wobec symbolu rzymskiej tradycji, co podkopywało fundamenty państwa i utrudniało próby jego ratowania. Pomimo to św. Ambroży twierdził, że nie można pogodzić prawdy i fałszu.

Sięgam po tak dalekie, choć moim zdaniem adekwatne do obecnej sytuacji analogie, ponieważ zastanawiam się nad istotnością naszego niepokoju o stan kapłańskich powołań. Daleki jestem od lekceważenia problemu, ale uważam, że cudowny, wymodlony ich wzrost niewiele w sytuacji Kościoła zmieni. Co najwyżej utwierdzi nas w przekonaniu, że wszystko idzie w dobrą stronę.

A przecież nie idzie. Kościół głosi prawdę Ewangelii, ale nie mówi człowiekowi prawdy o nim samym. O jego kondycji i przyczynach tego stanu. Nie mówi o jego bożkach, którymi zastąpił prawdziwą wiarę. O prawach człowieka, równości czy wolności, które, pozbawione wyższego umocowania, stały się językowym rytuałem. Ciągle powtarzanym i zmienianym, w zależności od okoliczności i interesów. Nie mówi wreszcie o pułapce demokracji, bo namawiając chrześcijan do uczestnictwa w jej rytuałach, stał się częścią systemu z zasady wrogiemu Kościołowi.
Czy ważne, ilu kapłanów hierarchicznego Kościoła opuści seminaria, skoro idą nauczać będąc pod wpływem hipnotyzującej siły idei równości? Namawianie wiernych do uczestnictwa w powszechnym głosowaniu (często po sankcją grzechu!) jest pokłonem składanym liczbie, z której nie może wyłonić się żadna jakość. Jest nakłanianiem do uczestnictwa w rytuale, który nie objawia żadnej „woli suwerena”, bo suma woli wszystkich nie tworzy woli powszechnej. Co najwyżej fundament dla partyjnych oligarchii.

Jeżeli nie demokracji, z jej wypaczoną ideą równości i kultem masy, to czemu przypisać postępujące barbarzyństwo obyczajów, powszechne chamstwo, bylejakość, odrzucenie wszelkich, nie tylko religijnych autorytetów, upadek kultury i wszystkiego co w człowieku wyższe i szlachetne? Ile bezskutecznych apeli Episkopatu do polityków jeszcze trzeba, aby dostrzec, że plemienne podziały to żywioł demokracji, a troska o dobro wspólne to pusty, sprzeczny z istotą systemu komunał?

Tak więc mamy demokratycznego człowieka, który wygonił ze swojego życia Boga i nie potrzebuje jego kapłanów, a z drugiej strony Kościół, który wpędza chrześcijan w objęcia pogańskiej demokracji. Czy to zatem przypadek, że galopującej sekularyzacji towarzyszy proces upadku „boga demokracji”?

Jestem przekonany, że człowiek Zachodu, złamany własną pychą i zmęczony chaosem swojego świata wróci do pewników, które wykraczają poza horyzont jego rozumu. I nadzieję, że mój Kościół także wróci do siebie. Z kapłanami prawdy, nie demokracji.

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Znak Bożego skąpstwa

Komentarz (28)

Tysiąc (ankietowanych) w Imieniu Wszystkich

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 30 maj 2022 08:17
Bogdan Bachmura

Jeden z forumowiczów Debaty napisał o panach Grzymowiczu i Szmicie, że „Jeden bez drugiego żyć nie może”. To bardzo trafne spostrzeżenie, ponieważ wyjaśnia, dlaczego właśnie uwagi Jerzego Szmita zostały uznane przez Piotra Grzymowicza za właściwy moment aby podjąć jakakolwiek polemikę wokół sporu o Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej.

Do tej pory tak przywiązany do demokracji prezydent milczał jak zaklęty. Nie zmierzył się z wątpliwościami, choć tych namnożyło się bez liku. „Podeszły mu” natomiast krwiste komentarze szefa regionalnych struktur PiS, bo dały okazję do wyprowadzenia sporu o pomnik na linię politycznego frontu, co daje obu stronom gwarantowane zyski.

Do tej pory nie odnosiłem się szczegółowo do wyników przeprowadzonej na zlecenie prezydenta ankiety, nazywając ją na lamach Debaty „ruskim referendum”. Zwłaszcza spór o sposób liczenia głosów uważam za przystąpienie do tańca w rytm muzyki zagranej przez Grzymowicza. Sankcjonowania czegoś, co unieważnia wszystkie, właściwe dla demokracji, procedury i ścieżki podejmowania decyzji.

Zwłaszcza, gdy sam prezydent, wybrany i demokratycznie delegowany do podejmowania takich decyzji oznajmia jednoznacznie, że ze względu na wynikające z polskiej racji stanu imponderabilia, jest przeciwnego zdania niż znikoma większość z 1000 ankietowanych telefonicznie osób!

Krótko mówiąc, sam fakt zarządzenia tej ankiety jest manipulacją, i jeżeli pan prezydent nie zgadza się z tak jednoznaczną opinią, to zapraszam do publicznego sporu.

Jedyne trzy grosze jakie chciałbym dorzucić do szczegółów tej ankiety jest spór o głosy osób będących za przeniesieniem pomnika na cmentarz. To kolejny, uruchomiony przez prezydenta fałszywy trop. Prezydent pisze, że poza dychotomią „pozostawić-przenieść” jest podział „w Olsztynie” (pozostawić-przenieść) i „poza Olsztyn” (przenieść).

Problem w tym, że w rzeczywistości takiej dychotomii nie ma, o czym sam zainteresowany doskonale wie. Jest tylko dychotomia pozorna, sztucznie wywołana pytaniem ankiety. To wybieg z tego samego arsenału, kiedy to prezydent występował o wykreślenie pomnika z rejestru, wiedząc od dawna, że jedyną drogą jest podpisanie odpowiedniego wniosku o relokację pomnika.

Podczas tzw. konsultacji argumentowałem, dlaczego przeniesienie pomnika na olsztyński cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej jest niemożliwe, a na inne tego typu cmentarze niewskazane. Wiadomym także było, że nie ma możliwości relokacji do muzeum Xawerego Dunikowskiego. Jedynymi możliwymi kierunkami pozostała proponowana przez ministra Piotra Glińskiego Ruda Śląska lub Kozłówek. Z moją argumentacją wszyscy zebrani (w tym pan prezydent) milcząco się zgodzili. Zatem pytanie do prezydenta: dlaczego, będąc świadomym niemożliwego, podejmuje w ankiecie kwestię miejsca przeniesienia, wiedząc, że wyboru praktycznie nie ma? Stawiając sprawę inaczej, co pan prezydent powiedziałby „świętej” ankietowanej większości, gdyby ta uznała, że przeznaczeniem „szubienic” jest olsztyński cmentarz? Jeżeli to nie jest manipulacja, to jak, nie urażając pana prezydenta, inaczej takie metody nazwać?

Co do kwestii ewentualnego samo odpadnięcia płyty z cokołu pomnika, to jakoś słabo wierzę w takie przypadki. W spoinach płyt są wprawdzie wyraźne szczeliny, ale żadna z nich nie wyglądała na bliską odpadnięcia. Poza tym oderwana bez pomocy z zewnątrz płyta powinna zostać w pozycji pionowej. Tak czy owak, prawdy dowiemy się z monitoringu, bo chyba takowy istnieje. Być może od tego zależy dalszy los pomnika.

Decydując się na remont, który tani nie będzie, prezydent może oprzeć się na wykreowanej przez siebie woli ankietowanej większości. Albo zapytać, czy wobec konieczności poniesienia wydatków z publicznej kasy „Tysiąc w Imieniu Wszystkich” jest nadal za jego zachowaniem. Ale z punktu widzenia celu jaki przyświeca prezydentowi raczej bym nie ryzykował…

Posłużenie się przez prezydenta ankietą do rozstrzygnięcia ważnego, odbijającego się echem w całej Polsce sporu o „szubienice”, wyprowadził nas daleko poza bieżący problem pomnika. Wprowadził natomiast w klimat zasadniczego sporu o granice i istotę demokracji. O nowy model lokalnej „demokracji”, w którym wybrany demokratycznie prezydent chwilowo abdykuje na rzecz wymyślonego na własny użytek ankietowanego „suwerena”.

Kiedy namawiałem panią Martę Kamińską, szefową olsztyńskiego KOD-u oraz innych działaczy tego ruchu na zmiany w Konstytucji, usłyszałem, że najpierw trzeba odsunąć od władzy PiS. Jednak życie ma to do siebie, że często weryfikuje nasze prawdziwe intencje. Obrońców demokracji także. Skoro sam prezydent postanowił milczeć, pora usłyszeć, co w tej kwestii (oraz innych, dotyczących wcześniejszych wypowiedzi prezydenta Grzymowicza) mają do powiedzenia ludzie, którzy stają z prezydentem w jednym szeregu obrońców ustroju.

W polemice z Jerzym Szmitem prezydent Grzymowicz narzeka, że podanie przeze mnie nazwisk osób uczestniczących w konsultacjach naraziło je na hejt. Dlatego sam odstąpił od ich upubliczniania. To kolejny, zaskakujący pogląd na demokrację, której sednem i początkiem zawsze była odwaga wyjścia na agorę.

Istota sporu o „szubienice” polega na tym, czy stojący w centrum Olsztyna monument jest pomnikiem jego autora, Xawerego Dunikowskiego, czy też cokołem na który, dzięki Dunikowskiemu, wdrapał się najpierw sowiecki, a teraz rosyjski zbrodniarz, obaj udając, że są pomnikiem. Większość zaproszonych na konsultacje (zwłaszcza architektów) uznała, że pomimo wojny na Ukrainie nic się nie zmieniło i nadal najważniejszy jest Dunikowski. To pogląd trudny do publicznej obrony, bo rodzi pytanie o granice swojego pozbawionego empatii obowiązywania. Ale nie z tego powodu, jak sądzę, pan prezydent buduje wokół tych osób wrażenie oblężonej twierdzy. Nikt nie lubi być wykorzystany do gry, na końcu której jest uznanie od Agencji TASS.

Bogdan Bachmura

Fot. Wojciech Ciesielski

Czytaj więcej: Tysiąc (ankietowanych) w Imieniu Wszystkich

Komentarz (5)

Order od Putina (nie tylko dla prezydenta Grzymowicza)

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 19 maj 2022 20:06
Bogdan Bachmura

Rosyjska Agencja Informacyjna TASS, centralna agencja prasowa ZSRR i Federacji Rosyjskiej, pochwaliła prezydenta Olsztyna za niedopuszczenie do zniszczenia lub przeniesienia Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej. Wcześniej prezydent Piotr Grzymowicz wyznał na Facebooku, że to była jedna z najtrudniejszych decyzji jaką musiał podjąć podczas sprawowania tego urzędu. Aż chciałoby się pogratulować, choć poprzestanę na przyznaniu, że na uznanie ze strony ludzi Putina w pełni zasłużył. Choć pochwała ze strony Rosjan należy się przede wszystkim za wytrwałość, za trwanie przy sprawie, której strażnikiem włodarz naszego miasta był od zawsze.

Do inwazji Rosji na Ukrainę sprawa była prosta. Żeby „szubienice” stały, wystarczyło nie podpisywać wniosku o relokację. Żeby stał samotnie, bez uszczerbku dla „ideowego przesłania pomnika”, należało podtrzymywać nadzieje o budowie wokół pomnika „muzeum miejsca” i rozkładać puste jak miejska kasa ręce. Tego paliwa wystarczyło na kilkanaście lat. Dopiero wojna na Ukrainie wymusiła nowy, znacznie trudniejszy scenariusz. Podczas pamiętnej konferencji prasowej 2 marca 2022 r. łamiącym się ze wzruszenia głosem prezydent oznajmił, że z powodu agresji Rosji na Ukrainę pomnik trzeba przenieść. Ale już kilkanaście godzin później w oświadczeniu dla Polskiej Agencji Prasowej ogłosił się „obrońcą ideowego przesłania i wartości pomnika”. To wtedy zaczęto mówić o „czerwonym prezydencie”. Gdy okazało się, że tragedia Ukraińców to tylko instrument w pokrętnej grze o zachowanie pomnika, ton komentarzy zaczął gęstnieć. Tłumaczenia, że to z powodów charakterologicznych, niechęci do PiS-u czy wpływu środowiska obrońców pomnika, nie wytrzymywały próby konfrontacji ze sposobem w jaki postanowił działać były członek PZPR.

Dlatego Piotrowi Grzymowiczowi należą się pochwały od Rosjan nie tylko za efekt końcowy, ale także za styl. Przecież wystarczyło nie podpisywać wniosku o relokację i ogłosić wolę trwania przy dotychczasowym zamiarze „uczytelnienia” pomnika. A jednak uznano, że lepszy będzie scenariusz z rosyjskiego arsenału kamuflażu i tworzenia fałszywych tropów.

W narracji Putina Ukraińcy to naród bliski Rosjanom, część „ruskiego mira”, który trzeba wyzwolić spod panowania grupy banderowców i nazistów. Jeśli ktoś postanowił stanąć po ich stronie, to sam sobie jest winny. U Grzymowicza podział na dobrych i złych, także jest jednoznaczny. Nie ma złudzeń, kto jest na tej wojnie ofiarą, a kto agresorem. Problem w tym, że efektem końcowym tej właściwej narracji nie jest działanie na szkodę Rosji, ale obrona post sowieckiego pomnika, na chwałę walczącej Ukrainy!

Komu taki scenariusz nie odpowiada, kto ma inny pomysł na demonstrowanie poparcia dla walczącej Ukrainy, tego spotykają z jego strony represje: doniesienia na policję i zawiadomienia do prokuratury.

Ale to nie jedyna broń z rosyjskiego arsenału. W świadomości Rosjan, budowanej od czasu wielkiej wojny ojczyźnianej, zagrażający Rosji i światu faszyści czają się wszędzie.

To pałka na każdego, kto próbuje władzy podskoczyć. Ta fiksacja na faszyzmie nie jest obca Piotrowi Grzymowiczowi. Po zdjęciu z pomnika banera o treści: sierp i młot + „zetka” = swastyka powiedział, że nie dopuści, aby w Olsztynie wisiała swastyka. Ale Prokuratura Rejonowa w Olsztynie w postanowieniu o odmowie wszczęcia dochodzenia wskazała, że nie każde prezentowanie faszystowskich (czy komunistycznych symboli można uznać za przestępstwo – karane jest bowiem nie samo w sobie umieszczenie takich symboli, albo posługiwanie się nimi, lecz istotne jest to w jakim kontekście są one umieszczone i jak się nimi ktoś posługuje – karane jest bowiem publiczne „propagowanie” faszystowskiego (lub innego totalitarnego) ustroju państwa.

Czy w momencie składania doniesienia Grzymowicz i jego prawnik o tym nie wiedzieli? To pytanie pierwsze. Drugie, dlaczego po postanowieniu prokuratury nasłano urzędników ZDZiT i policję celem zablokowania powieszenia banera o tej samej treści?
W systemie władzy Władimira Putina demokratyczne fasady, czyli ludzie lub organizacje, które mają legitymizować jego z góry podjęte zamierzenia pełnią istotną rolę. Piotr Grzymowicz zaprosił na konsultacje 20 osób, z których znakomita większość nie mogła sprawić niespodzianki. Powołał się także na stanowisko dwóch organizacji zrzeszającymi kombatantów, bo tylko tym mógł spojrzeć bez obaw w oczy. No i ten telefoniczny sondaż na „reprezentatywnej próbce”. Takie „ruskie referendum” za jedyne 6000 zł. Tutaj to może i Putin mógłby się czegoś nauczyć.

Powyższe analogie i skojarzenia można uznać za zupełnie przypadkowe. Ale fakty są takie, że wszystkie banery które za sprawą Grzymowicza zdjęto z pomnika, lub których nie udało się zawiesić, nawet ten, który miał wisieć, z krasnoarmiejcem duszącym Ukrainkę, wszystkie dotyczyły bezpośredniego wizerunku rosyjskiego agresora.

Pochwała Agencji TASS dotyczy nie tylko prezydenta Olsztyna. Także tych, którzy w imię nieustającej wiary w możliwość „uczytelnienia” pomnika, zgodzili się na rolę „pożytecznych idiotów”. Treść tablicy, która ma stanąć obok pomnika, to zapowiedź granic tego „uczytelnienia”.
Szczególne zdumienie budzi postawa radnych i lokalnych polityków Koalicji Obywatelskiej. Partii, której przywódca i liderzy niemal codziennie licytują się z rządzącymi na skalę sankcji wobec Rosji. Dzięki głosowaniu w Radzie Miasta już macie należny udział w depeszy Agencji TASS. Na co czekacie, aż Władimir Władimirowicz Putin przyśle waszemu koalicjantowi zasłużony order?

„Rząd zrobił swoje, a co z tego będzie, zobaczymy”. Te słowa Nikodema Dyzmy dedykuję Piotrowi Grzymowiczowi, który swoje zrobił, ale rozpętał konflikt, przed którym go ostrzegałem podczas tzw. konsultacji. Jego zakończeniem będzie przeniesienie, i to rychłe, „szubienic” z centrum Olsztyna. Naiwnością jest bowiem sądzić, że prezydent polskiego miasta, podczas wojny, która wstrząsnęła całą Europą, może utrzymać pomnik, który – jak sam napisał - „gloryfikuje Armię Czerwoną, której spadkobiercą poczuwa się obecna, agresywna armia Federacji Rosyjskiej”.

Bogdan Bachmura

Czytaj więcej: Order od Putina (nie tylko dla prezydenta Grzymowicza)

Komentarz (13)

Polski bałagan i ruski bardak

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 10 maj 2022 23:11
Bogdan Bachmura

Określenie „kacap” towarzyszyło pokoleniom Polaków od dzieciństwa. W tym jednym słowie- pigułce skondensowaliśmy cały negatywny ładunek emocji w stosunku do Rosjan. Wszystkie historyczne traumy, mieszaninę strachu i pogardy oraz poczucie kulturowej wyższości. Tkwiący w nas obraz kacapa-prymitywa umacnialiśmy niezliczonymi opowieściami ojców i dziadów, zwłaszcza z czasów wojny, ośmieszającymi anegdotami i kawałami.

Jeżeli ten archetyp kacapa w ciągu ostatnich dekad nieco przygasł, to teraz, za sprawą wojny na Ukrainie przeżywa prawdziwy renesans. Rosnące poparcie Rosjan dla agresji na Ukrainę, w tym dużej części elity intelektualnej, a przede wszystkim ich zbiorowa podatność na skrajnie prymitywną i mało wyszukaną propagandę zaskakuje i zdumiewa.

Ilość analiz o podłożu cywilizacyjnym, historycznym czy kulturowym pozwala wniknąć w głąb rosyjskiej duszy, zrozumieć rosyjskie DNA. Pojąć źródło ich mocarstwowych tęsknot, stosunek do władzy, a co za tym idzie, bezkrytyczną wiarę w przesłanie oficjalnej propagandy. Im więcej zaś wiemy, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że kacap, to jednak kacap. Nie to co my, kacapa przeciwieństwo. Naród organicznie przywiązany do wolności, której DNA wysysamy z mlekiem matki, którego naturalnym stanem jest utrwalona wiekami niewoli podejrzliwość wobec wszelkiej władzy, a co za tym idzie, jej propagandy. Taki naród zatruć umysłów byle czym sobie nie pozwoli.

Kłopot w tym, że raporty Antoniego Macierewicza nie powstają w Rosji i nie dotyczą zamachu dokonanego na rosyjski samolot w Polsce. Macierewicz i jego permanentnie działająca podkomisja, to nie klon putinowskiej propagandy, lecz produkt jak najbardziej nasz, rodzimy. To nie Rosjanie, ale miliony Polaków, spoglądających z wyższością na łatwowiernych kacapów, łykają jak pelikany zamachową papkę. Czego w niej nie było? Sztuczna mgła, bomba termobaryczna, trotyl, strzały z pistoletu, a ostatnio dwa ładunki wybuchowe: w skrzydle i centropłacie. Okazji, by niebezpiecznie stygnącą potrawę odgrzać na wojennym ogniu walczącej Ukrainy także nie przepuszczono. Wszelkie wątpliwości co do zleceniodawcy zamachu, jeżeli jeszcze istniały, także zostały ostatecznie rozwiane. A to za sprawą wojennych okrucieństw Putina, bo „jest zdolny do wszystkiego”.

„Kucharze”, którzy takie dania do narodowego wierzenia przygotowują, czy to rosyjscy, czy polscy, muszą trafić w poczucie narodowego „smaku”. O specyfice rosyjskiego podniebienia już wspomniałem. Polskie wykształciło się na historycznie uzasadnianym poczuciu krzywdy, głównie ze strony Rosjan i Niemców oraz wynikającej stąd naszej skłonności do uderzania się w cudze piersi. To dlatego miliony Polaków, uważających się za lepszych i czujniejszych od podatnych na prostacką propagandę Rosjan, dało się wkręcić w ten obłędny taniec wokół smoleńskiej brzozy.

– Spotkanie polskiego bałaganu z rosyjskim bardakiem – krócej i trafniej niż to zrobił Rafał Ziemkiewicz nie można było ująć istoty i przyczyny tragedii smoleńskiej. Ale do zamachowej narracji pasuje tylko jedna, rosyjska część tej analizy. Polski bałagan, zwłaszcza jeśli pytania dotyczą kapitana Arkadiusza Protasiuka, budzą nerwowe reakcje. Do tego stopnia, że padają zarzuty o niestosowności atakowania człowieka, który nie może się bronić. Nic dziwnego. Nic tak nie podważa sensu zamachowej narracji jak bezduszne pytania o zachowanie podstawowych procedur.

Protasiuk to najbardziej tragiczna postać smoleńskiej katastrofy. To on, jako drugi pilot, był świadkiem nacisków wywieranych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na kapitana Grzegorza Pietruczuka, który ze względów bezpieczeństwa odmówił w 2008 r lotu do Tbilisi. Nigdy się nie dowiemy, czy twarda postawa tego człowieka nie uratowała wtedy życia prezydentowi Kaczyńskiemu.

Los chciał, że to właśnie kapitan Protasiuk, jako drugi pilot, był świadkiem tego niefortunnego zdarzenia, a później dowodził samolotem lecącym do Smoleńska. Jego śmierć zabrała najważniejsze tajemnice tego feralnego lotu. Gwałtowny bieg wypadków w ostatniej fazie lotu mógł zachwiać równowagą i pozbawić zimnej krwi każdego. Błędy jakie popełnili rosyjscy kontrolerzy lotu są ewidentne, choć sprzęt którym dysponowali uniemożliwiał im precyzyjne naprowadzanie samolotu przy złych warunkach pogodowych.

W 2011 r. Kornel Morawiecki postawił tezę, że rosyjscy kontrolerzy, tak jak polscy piloci chcieli, żeby się udało, żeby odlot na zapasowe lotnisko nie zakłócił zaplanowanej uroczystości. Moim zdaniem to sedno problemu z jakim mierzymy się od tylu lat. Z tego połączonego chciejstwa, bałaganu na wieży kontrolnej i kiepskiego sprzętu jakim dysponowali kontrolerzy lotu wziął się ciąg zdarzeń do jakiego dojść nie powinno. Problem w tym, że to kapitan Protasiuk ostatecznie decydował czy samolot z polską parą prezydencką i wieloma znamienitymi osobami na pokładzie znajdzie się w pobliżu lotniska. A danych, żeby zachować daleko idącą ostrożność było dostatecznie wiele. Polscy piloci mieli pełną wiedzę na temat fatalnego stanu wyposażenia lotniska. Pogoda nad lotniskiem była zmienna, ale ostrzeżenia przed złą widocznością otrzymywali kilkakrotnie. Miarą parcia na lądowanie jest dialog kapitana Protasiuka z polskim pilotem jaka-40, któremu godzinę wcześniej udało się cudem wylądować, zapewne dzięki dużo niższej prędkości nalotu tej maszyny. Rozmowa miała miejsce na 17 minut przed katastrofą TU154.

– Wiesz co, ogólnie rzecz biorąc, to piz... tutaj jest. Widać jakieś 400 metrów i na nasz gust podstawy są poniżej 50 metrów grubo – mówi członek załogi Jaka. Protasiuk odpowiada, że mimo to spróbuje podejścia i ewentualnie odejdzie na drugi krąg. Jak brzmi odpowiedź pilota jaka? „No, nam się udało w ostatniej chwili wylądować. No, natomiast powiem szczerze, że możecie spróbować, jak najbardziej”.

Czy w takiej sytuacji rosyjscy zamachowcy byli jeszcze do czegoś potrzebni?

Teoria zamachu, jeśli potraktować ją serio, rodzi niewygodne pytania. Na przykład, czy organizatorzy zamachu mogli się spodziewać, że polski pilot, nie będąc ich człowiekiem, aż tak bardzo dopasuje się do scenariusza spiskowców? Pytanie drugie, równie absurdalne, ale nie przy teorii zamachu, dotyczy ładunków wybuchowych w samolocie. Miały być założone podczas przeglądu samolotu u przyjaciół Rosjan. Latały z prezydentem przez kilka miesięcy, nie wiemy tylko, dlaczego nie wykryły ich służby pirotechniczne. Jak to się stało, że tak pryncypialny w swoich zamachowych dociekaniach Macierewicz nie badał wątku ewentualnej współpracy polskich służb odpowiedzialnych za kontrolę samolotu z rosyjskimi zamachowcami? Jak to wytłumaczyć? A może ci, którzy podają teorię zamachu do powszechnego wierzenia, sami są ludźmi małej wiary? Może to tylko nagonka, której zlecono niekończącą się pogoń za króliczkiem? Z korzyścią dla partii i – jeszcze większą –Władimira Putina. To ostatnie jest najbardziej upokarzające. Zwłaszcza dzisiaj. Największym beneficjentem partyjnych harców jest bowiem przywódca Kremla. Bez nakładu sił i środków, przetrzymując jedynie wrak samolotu, wywołał rękami polskich „patriotów” wewnątrz narodowe tsunami, którego skutki dźwigać będą pokolenia. Polski bałagan i ruski bardak. Tyle wystarczy, aby zrozumieć przyczyny tej tragedii. Po to, by stało się to, co najważniejsze: żeby wreszcie zapanowała cisza nad tą trumną, a my przestali wychodzić na ruskich kacapów.

Optymistyczne jest to, że samolotem prezydenta Andrzeja Dudy znów dowodzi pilot dla którego procedury mają pierwszeństwo przed klimatem politycznych celów. Spotkanie z prezydentem USA było najważniejszym wydarzeniem dla urzędującego prezydenta Polski. Sztubacka gestykulacja jaką było widać przy powitaniu z prezydentem Bidenem robiła fatalne wrażenie. Andrzej Duda nie musiał tej żaby łykać, gdyby organizatorzy tak ważnych lotów prezydenta brali pod uwagę konieczność ewentualnego użycia samolotu zapasowego. Najważniejsze, że samolot zawrócił, choć mógł próbować, bo „polscy piloci to nawet na wrotach stodoły potrafią lądować”. Może smoleńska danina, stanowczo zbyt wielka, jednak nie poszła na marne.

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Polski bałagan i ruski bardak

Komentarz (23)

Tak się nie robi!

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 06 maj 2022 22:51
Bogdan Bachmura

Kiedy wybieramy się w drogę, nie wiemy kogo i jakie przeszkody na niej napotkamy. Podobnie było gdy papież Franciszek zaproponował świeckim Kościoła drogę synodalną, ku jego odnowie. Wtedy nikt nie mógł się spodziewać, że na tej drodze, naszej i papieża, stanie wojna na Ukrainie. Lekcja na żywo, którą trzeba natychmiast odrobić i zdać z niej egzamin.
Zdawałoby się, że ze wszystkich państw europejskich Watykan dostał zadanie najłatwiejsze. Z jednej strony nie obciążony zmiennymi nastrojami wyborców, uzależnieniem energetycznym i takimi kosztami ubocznymi wojny jak drożyzna czy inflacja. Za to z silnym depozytem ponadczasowej Prawdy i siłą moralnego autorytetu.

Tymczasem stało się zupełnie odwrotnie. Znakomita większość państw zachodnich, nie tylko europejskich, z większym lub mniejszym entuzjazmem, ale zachowała się jak należy. Tymczasem papież Franciszek wystawił nas na próbę, której mało kto się spodziewał.

Na pytanie, dlaczego papież nie potrafi nazwać agresora, za to wyraża troskę o rosyjskich żołnierzy, ostro krytykując państwa NATO za to, że zdecydowały się na zwiększenie wydatków na obronność, pracownicy watykańskiego biura prasowego odpowiadają, że taka jest tradycja Kościoła oraz jego linia dyplomatyczna.

Przekładając to na język konkretów, za poprawnością polityczną papieża i sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolina stoi chęć kontynuowania dialogu ekumenicznego z metropolitą Moskwy Cyrylem i udziału w przyszłych, pokojowych negocjacjach. Sam papież na ten temat milczy.

Na ołtarzu tych celów papież złożył dużo więcej. Wspomniany sekretarz stanu potępił kraje, które przekazują broń Ukrainie. Nie odbierając Ukrainie – zgodnego z nauczaniem Kościoła – prawa do „obrony uprawnionej”, stwierdził: To jest straszne, bo może spowodować eskalację, nad którą nie będzie się dało zapanować. Ale zasada obrony uprawnionej pozostaje. Nieco później kardynał Parolina oznajmia, że choć Ukraina ma prawo się bronić, to „odpowiedź zbrojna w stopniu proporcjonalnym do agresji, jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, może doprowadzić do rozszerzenia się konfliktu , który może mieć katastrofalne i śmiertelne konsekwencje”.

Mylenie agresora z ofiarą, przypisywanie odpowiedzialności za eskalację konfliktu ofierze napaści, jeży włos na głowie. Tym bardziej, że przeczy nauczaniu samego Franciszka, który w encyklice Fratelli tutti stwierdza jednoznacznie, że kochać prześladowcę właściwie, to starać się na różne sposoby, by zaniechał ciemiężenia; to odebrać mu tę władzę, której nie potrafi używać i która go oszpeca jako człowieka.

Nie trudno zauważyć, że szef watykańskiej dyplomacji powtarza argumenty rosyjskiej propagandy. Gorsze jest to, że cel mediacyjny jaki papież chce w ten sposób osiągnąć wydaje się kompletną mrzonką. Nie inaczej rzecz wygląda z ciągnącym się od 60 lat procesem ekumenicznym obu Kościołów. Zabiegi i nadzieja na spotkanie z Cyrylem wyglądają dziś jak akt religijnego poddaństwa i afirmacji duchowego zła. Wygląda to także bardzo źle w kontekście stosunków z Prawosławną Cerkwią Ukrainy i jednością Kościoła z Ukraińską Cerkwią Greckokatolicką. W Liście otwartym rektorów i senatu Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, jego sygnatariusze zwracają uwagę, że Ideologia poprawności politycznej może utożsamiać cierpienie ukraińskiego i rosyjskiego wojska, ale to nie jest emocja ewangeliczna, która zawsze stoi po stronie skrzywdzonych.

Aż ciśnie się do głowy sprawa chińskich katolików, których papież Franciszek poświęcił na ołtarzu porozumienia z chińskimi komunistami w 2018 r. Uznanie Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich i wezwanie do wstępowania w ich szeregi zostało uznane za „sprzedaż” wiernych Watykanowi przez setki lat chińskich katolików i doprowadziło do nasilenia aresztowań i masowego burzenia kościołów.

Warto zauważyć, że szafowanie męczeństwem chińskich katolików, a teraz Ukraińców, przychodzi papieżowi Franciszkowi stosunkowo łatwo. Z drugiej strony odwlekanie pielgrzymki na Ukrainę tłumaczone jest względami bezpieczeństwa papieża. Jak to określił biskup pomocniczy diecezji charkowsko-zaporoskiej Jan Sobiło, papież przyjedzie na Ukrainę jeśli Pan Bóg da sygnał Franciszkowi do pielgrzymki. Rozumiem język dyplomacji biskupa Sobiły, ale do tego grzechu zaniechania, w Kościele ufundowanym na męczeńskiej śmierci Chrystusa i apostołów, Pana Boga bym nie mieszał.

Ta pielgrzymka powinna mieć miejsce przed wszystkimi „pielgrzymkami” polityków na Ukrainę. Z jasnym przesłaniem i świadectwem chrześcijańskiej Prawdy, z którą tak trudno dzisiaj dotrzeć do współczesnego człowieka. Prawdy, która właśnie dzięki przykładowi i ofierze pierwszych chrześcijan doprowadziła do nawrócenia starożytnych Rzymian.

Jedna z nadziei związanych z ofiarą mieszkańców Ukrainy mogła dotyczyć odnowy Kościoła. Jest dla mnie oczywiste, że Franciszek tego znaku nie zrozumiał, nie potrafił go odczytać. Wyostrzając i konkretyzując kolejne wypowiedzi można próbować zatrzeć dotychczasowe wrażenie. Ale szansa na przewodnictwo duchowe i moralne nad Europą zjednoczoną wokół ukraińskiej wojny została zaprzepaszczona. Szkody jakie wyrządził Kościołowi swoją postawą papież Franciszek są trudne do oszacowania, ale będą trwały przez dziesięciolecia. Warto tutaj przypomnieć, ile trwało zdejmowanie z Piusa XII łatki poplecznika nazistów, choć dramatyzm tamtej sytuacji do warunków w jakich podejmuje decyzje Franciszek są nieporównywalne.

Nie jest łatwo katolikowi powiedzieć następcy św. Piotra: tak się nie robi! Robię to z wielkim bólem, ale w przeświadczeniu, że nie tylko w swoim imieniu.

Na szczęście jest także komu dziękować. Mam na myśli postawę Rady Stałej Komisji Episkopatu Polski, która pisała o „barbarzyńskiej decyzji prezydenta Rosji, jak i samej KEP, za jednoznaczne potępienie agresji na Ukrainę. I szczególnie za list arcybiskupa Stanisława Gądeckiego do Metropolity Cyryla, co nie było łatwe, bo sprawy międzynarodowe należą do Stolicy Apostolskiej.

Można oczywiście twierdzić, że ta wojna z trwającym synodem nie ma wiele wspólnego. Że toczy się obok i bez bezpośredniego z nią związku. Ale to nieprawda. Sprawdzian przed którym stanął papież i hierarchowie Kościoła pokazał jedynie obszary, którymi w normalnych okolicznościach byśmy się nie zajęli. W skomplikowanych i długich dziejach Kościoła nie znajdziemy jednego wzorca stosunku do świata polityki. Zmienność czasów wymagała stosowania odmiennej taktyki. Nie wolnych od surowych ocen czy nawet zasługujących na potępienie. Działo się tak zawsze, gdy Kościół odcinał się od własnego fundamentu Prawdy i opartej na niej sile moralnego nauczania. Droga synodalna miała być po to, aby te drogowskazy na nowo postawić.

Bogdan Bachmura

Od redakcji: tekst został oddany do druku 19 kwietnia, ukazał się 22 kwietnia w miesięczniku "Debata"

Czytaj więcej: Tak się nie robi!

Komentarz (17)

Więcej artykułów…

  1. Pukanie od spodu (Bachmura o krętactwach prezydenta Grzymowicza)
  2. Pomnik „wyzwolenia” Ukrainy
  3. Kim Pan jest, Panie prezydencie?
  4. Strażnik, który abdykował (słowo w obronie kard. Gulbinowicza)

Strona 2 z 55

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

A ty, co popierasz... ? https://twitter.com/Jack471776/status/1637620374853632000?cxt=HHwWgIC-gb7D_7ktAAAA

https://kresy.pl/wydarzenia/banderowskie...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
1 godzinę temu
a ty co popierasz moskwę?
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
2 godzin(y) temu
Ale bełkot - chyba poszczepienny.
Przemija postać świata*
3 godzin(y) temu
Źle skopiowany link: https://isws.ms.gov.pl/pl/baza-statystyczna/publikacje/download,3502,14.html
Modlitwa kardynała de Richelie...
4 godzin(y) temu
Nie we wszystkim, co napisał mój kolega Bogdan się zgadzam, ale wnioski mamy podobne...

Najpierw nieco statystyki: Jest też taki dokument opublikow...
Modlitwa kardynała de Richelie...
4 godzin(y) temu
Solidarna Polska Pana Zbigniewa Ziobry jest najlepszym wyborem dla Polski i Polaków. Szkoda tylko, że prawdopodobnie pójdą w koalicji z PiS. Ale może ...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
5 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Modlitwa kardynała de Richelieu Bogdan Bachmura Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z… Zobacz
  • Nienasycenie Adam Kowalczyk Na początku istnienia Rosji, a właściwie Moskwy, niewiele wskazywało na to, że stanie się ziemią ludzi nienasyconych. Ludzi, których mózgi… Zobacz
  • Suwerenność na miarę naszych możliwości Bogdan Bachmura Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o… Zobacz
  • Bezpieczeństwo na Wschodzie Adam Kowalczyk Pół roku temu pisałem o podniesionym przez Marka Budzisza temacie sojuszu, a nawet federacji z Ukrainą. To o czym pisał… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Uchwała Sejmu w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II
  • Prowokacja rosyjskiego ambasadora i "polskich patriotów" w Pieniężnie
  • Łajba "Olsztyn" tonie, a "kapitan" szykuje się do ucieczki
  • Wójt Gietrzwałdu zaatakował lidera komitetu referendalnego. Oświadczenie Jacka Wiącka
  • "Wójt mija się z prawdą i manipuluje mieszkańcami Gietrzwałdu". Sprostowanie wywiadu z J.Kasprowiczem
  • Olsztyńskie Wodociągi nie uzyskały zgody na nowe taryfy. Grożą upadłością
  • Kim jest Marek Żejmo (autor książki "Liderzy podziemia Solidarności")? (cz.2)
  • Polecamy lutowy numer miesięcznika "Debata"
  • Holenderska gazeta zastanawia się, czy olsztyńskie "szubienice" wytrzymają atak polskich ikonoklastów?
  • Debatka czyli polityczne prztyczki i potyczki (3)
  • Ks. K. Paczos: "Czy Kościół umiera?" Zapis audio wykładu w Olsztynie
  • "Prezydencie Olsztyna, pracownicy nie najedzą się pana tramwajami i betonem"

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.