logodebata

Wspomóż jedyny portal na Warmii i Mazurach, który nie boi się publikować prawdy o politykach i jest za to ciągany po sądach. Nigdy, przez prawie 18 lat istnienia, nie dostaliśmy 1 grosza dotacji publicznej. Redaktorzy i autorzy są wolontariuszami. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

sobota, lipiec 19, 2025
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Blogi
  • Bogdan Bachmura

Bogdan Bachmura

bachnuraPrzedsiębiorca. Z wykształcenia politolog. W l. 80-tych XX wieku wydawał w podziemiu pisma. Na progu III RP uznał, że jego misja, jako wydawcy, skończyła się. Jednak po kilku latach życia w demokracji coraz dotkliwiej odczuwał deficyt wolności słowa w Olsztynie. Tak narodził się miesięcznik „Debata”, a później portal. Uprawia sport. Można go spotkać biegającego w Lesie Miejskim, albo na korcie tenisowym. Nie przepada za demokracją, czemu daje wyraz w swoich publikacjach.

Wybory jak gorący kartofel

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 25 kwiecień 2020 21:14
Bogdan Bachmura

Gdy piszę ten tekst zaczyna się permanentne noszenie maseczek i choć szczyt zachorowań ciągle przed nami, to w poniedziałek wpuszczą nas do lasu czy parku, nawet do sklepu w większej liczbie wejdziemy. Ale na majowe wybory, sieroty po demokracji, pójść nie mamy jak.

Sprawa rozbija się o terminy i okoliczności w jakich mamy obchodzić święto demokracji. Jarosławowi Kaczyńskiemu pasuje załatwić wszystko w maju, więc przeprosił się z wyborami korespondencyjnymi i robi wszystko aby prawo jeszcze raz było po jego stronie. Opozycja próbuje przekonać prezesa Kaczyńskiego do stanu klęski żywiołowej, bo w tym stanie ma być możliwa normalna kampania wyborcza i spotkanie za kilka miesięcy na ubitej ziemi z Andrzejem Dudą.

O koniecznych konsultacjach w tej sprawie z koronawirusem na razie opozycja milczy.

Na stole jest jeszcze pomysł Jarosława Gowina odłożenia wyborów o dwa lata, teraz już złożony jako własny projekt przez PiS, wcześniej już odrzucony przez opozycję z powodu koniecznych zmian w Konstytucji.

Wszyscy myślą, że w coś grają, ale głównym rozgrywającym jest strach. Lęk wywołany nie dającą oddechu medialną histerią, często wykluczający zdolność racjonalnego myślenia, stał się piaskiem rzuconym w tryby polskiej demokracji.

Z sondaży wynika, że prawie 80 proc. Polaków jest przeciwko organizowaniu majowych wyborów. W ślad za tym nagle okazało się, że wybory, do niedawna przedstawiane jako najważniejsze od 30 lat, stały się dla wszystkich problemem trzeciorzędnym. Że to nie moment na jakiekolwiek głosowanie. Demokratyczny czas się zatrzymał. To, co było pewnikiem, niczym wschodzące słońce o poranku, stało się problemem. Gorącym kartoflem, którym przerzucają się zwaśnieni kapłani demokratycznego obrządku. Tymczasem na trzy tygodnie przed obowiązującym terminem wyborów nic się nie zmieniło. Nadal obowiązują przepisy na postawie których Państwowa Komisja Wyborcza powinna przygotowywać wybory w normalnym trybie. Dlaczego żaden z kandydatów i popierających ich partii nie bierze tego pod uwagę? Dlaczego nikt po prostu nie zaproponował pójścia do urn wyborczych 10 maja? Jak zawsze, osobiście, choć, ze względu na szczególne okoliczności, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności: w maskach, z użyciem odkażającego płynu lub rękawiczek, wchodząc kolejno, w zależności od możliwości lokalowych, z odpowiednio zabezpieczonymi członkami komisji wyborczych. Ewentualnie z możliwością głosowania korespondencyjnego dla osób powyżej 60 roku życia.

Medialny terror wszystkich odmian specjalistów i ekspertów jest tak paraliżujący, że nikt ze strachu przed publicznym linczem nawet o tym nie pomyśli, choć tak naprawdę wybory to jak jeszcze jedna wizyta w dobrze chronionym sklepie, do których dostęp właśnie ułatwiono.

Owszem, podniosą się liczne głosy oburzenia na niską frekwencję wywołaną strachem, który przecież nagle nie zniknie. Zgadza się. Ale skoro epidemia to także czas pozytywnych przewartościowań, to może także mitowi wyborczej frekwencji warto spojrzeć w oczy. W 1949 roku T. S. Eliot napisał: Jak frazes brzmi obecnie twierdzenie, że wzrost liczby uprawnionych do głosowania oznacza zagładę demokracji, że wraz z każdym dodanym głosem waga każdego głosu maleje. Następne siedemdziesiąt lat to ponury proces jakościowej degradacji wybieralnych elit, którego nic nie potrafiło zatrzymać. Powszechne głosowanie stało się prawem, a nie połączonym z odpowiedzialnością przywilejem i zaszczytem, choć o zaszczycie często publicznie się mówi.

Co ma do tego koronawirus? To proste. Daje niepowtarzalną szansę wyboru prezydenta głosami tych, którym naprawdę zależy. Którzy wiedzą po co idą do urn i są świadomi wagi tych wyborów. Świadomi, że warto mieć to za sobą, bo idą czasy trudne i odkładanie (jak chce opozycja) wyborów o kilka miesięcy, to skazywanie się na ciągły, kampanijny jazgot, na dodatek bez gwarancji, że wybory wtedy się odbędą.

Zdaję sobie sprawę, że taki koronawirusowy cenzus patriotyzmu, będący testem rzeczywistego przywiązania Polaków do demokracji, to pomysł mocno ryzykowny. Bo nagle może się okazać, że demokratyczny król, którego nagość wszyscy przeczuwają, naprawdę tak wygląda. Może w tym panicznym, zgodnie nakręcanym strachu przed prawdziwym świętem demokracji, gdy wybór jest wyborem, a nie stadnym rytuałem, o to właśnie chodzi?

Kolejny, podnoszony przez wszystkich konkurentów Andrzeja Dudy problem, to nierówność szans w kampanii wyborczej. Owszem, szanse nie są równe. Jak zawsze, gdy w trudnych czasach naród skupia się wokół aktualnej władzy. Ale w życiu tak bywa, że najważniejsze jest znaleźć się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. W 2004 r. Jose Luis Zapatero dostał prezent w postaci władzy w Hiszpanii, bo w odpowiednim dla niego czasie podłożono bombę w madryckim metro. Zrządzenie losu chciało, że dzisiaj w Polsce okoliczności sprzyjają obecnemu prezydentowi. Takie jest życie i konia z rzędem temu, kto zagwarantuje, że któryś z jego konkurentów na jego miejscu zachowałby się inaczej. To prawda, że związane z epidemią ograniczenia w praktyce wygasiły kampanię bezpośrednią. Ale czy brak możliwości wiecowania ogranicza wiedzę Polaków na temat od dawna znanych, najważniejszych kandydatów? Czy brak bezpośredniego kontaktu z wyborcami uchronił panią Kidawę-Błońską przed pokazaniem swojej niekompetencji? A może wręcz zapobiegł dalszym stratom? Czy Władysław Kosiniak-Kamysz, zamiast satysfakcji z zaszczytnego trzeciego miejsca nie stał się głównym problemem Andrzeja Dudy? Co do reszty kandydatów, od początku pozbawionych szans na końcowy sukces, sprawa jest prosta. Swoje kalkulacje na polityczne wypromowanie siebie i swoich partii przy okazji wyborów po prostu trzeba odłożyć. Wraz z milionami Polaków, dla których nie tylko najbliższe plany, ale często dorobek życia okazał się iluzją.

Pamiętają państwo niedawno odbytą, ogólnonarodową debatę na temat korespondencyjnych wyborów w Bawarii? Oto nagle niemieccy politycy stali się wzorem do naśladowania dla partii Jarosława Kaczyńskiego! Tymczasem w Korei Południowej, również walczącej z pandemią, właśnie wyborcy poszli do urn. Mierzono temperaturę, obowiązywały maseczki i rękawiczki oraz stosowne odstępy. Frekwencja: dwie trzecie uprawnionych do głosowania. Najwięcej od początku lat 90. W Polsce o tym cicho sza! Bo nikomu ten przykład nie pasuje! Środki masowego rażenia histerią pierwsze nabrały wody w usta.

Jak to zrobili Koreańczycy? Przede wszystkim porozumieli się ponad partyjnymi podziałami.

Wyobrażacie sobie Państwo coś takiego w Polsce? Że te zwaśnione plemiona zgarną z ust pianę i zgodnie coś nam zaproponują? Warto tą lekcję demokracji zapamiętać, bo za trzy lata wybory do parlamentu i może czas cały ten śmietnik posprzątać?

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Wybory jak gorący kartofel

Komentarz (21)

Wybory prezydenckie jak gorący kartofel

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 23 kwiecień 2020 06:30
Bogdan Bachmura

Gdy piszę ten tekst zaczyna się permanentne noszenie maseczek i choć szczyt zachorowań ciągle przed nami, to w poniedziałek wpuszczą nas do lasu czy parku, nawet do sklepu w większej liczbie wejdziemy. Ale na majowe wybory, sieroty po demokracji, pójść nie mamy jak.

Czytaj więcej: Wybory prezydenckie jak gorący kartofel

Komentarz (14)

Wszyscy umoczeni

Szczegóły
Opublikowano: niedziela, 22 marzec 2020 22:28
Bogdan Bachmura

Olsztyn spiskami stoi. Zwrócił mi na to uwagę ostatnio jeden ze stałych czytelników „Debaty” z odległego regionu Polski. Faktycznie. Zenon Procyk, Jerzy Czesław Małkowski, a teraz Katarzyna i Tomasz Kaczmarkowie. To wszystko ofiary spisku. Tak przynajmniej sami twierdzą.

O ile jednak kulisy dwóch pierwszych knowań skrzętnie zakryły sądowe wyłączenia jawności, to Katarzyna Kaczmarek publicznie wskazuje, kto był spirytus movens kłopotów rodziny Kaczmarków. Po pierwsze Jerzy Szmit - bo Tomasz Kaczmarek, znany jako agent Tomek, zagrażał jego pozycji szefa regionalnych struktur PiS. Po drugie Maciej Wąsik - ten knuł z zazdrości, bo jego przyjaciel Tomek w 2011 roku dostał się do Sejmu, a Wąsikowi się nie udało.

Ale sprawa Helpera, obok spiskowej, ma też drugą, moim zdaniem znacznie ciekawszą stronę medalu. Tu nie ma spisku, jest za to sprytnie utkana, przemyślana w każdym szczególe sieć polityczno-towarzyskich powiązań, mająca w razie potrzeby zabezpieczać przed działaniami instytucji państwa. Filarem tej misternie zbudowanej konstrukcji jest poseł Iwona Arent, przyjaciółka Kaczmarków, która nie kryje wzajemnej zażyłości. Każdy, kto stanie na drodze interesów Helpera ma automatycznie z nią do czynienia. Już w 2015 r. podejrzewa spisek przeciwko Helperowi w Prokuraturze Okręgowej w Olsztynie oraz KWP i składa w tej sprawie zawiadomienie do Prokuratora Generalnego, oskarżając prokuratora Jana Przybyłka, rzecznika prokuratury Zbigniewa Czerwińskiego oraz jednego z funkcjonariuszy KWP. Mimo iż rewelacje poseł Arent nie znajdują potwierdzenia, będące na ukończeniu śledztwo zostaje przeniesione do świeżo utworzonej przez ministra Ziobrę Prokuratury Regionalej w Białymstoku.

W czerwcu 2016 r. pojawia się tam poseł Arent w towarzystwie Tomasza Kaczmarka, gdzie miała domagać się odsunięcia olsztyńskiej policji od sprawy Helpera. Z kolejną odsieczą Helperowi ruszyła pani poseł po ogłoszeniu przez UW w Olsztynie wyników kontroli domów prowadzonych przez to stowarzyszenie. Tym razem zawiadomienie do prokuratury dotyczyło podejrzenia przekroczenia uprawnień przez dyrektora Wydziału Polityki Społecznej UW.

Logika postępowania poseł Arent nie mogła ominąć „Debaty”. Red. Socha został oskarżony o naruszenie jej dóbr osobistych. Oskarżenie zostało wprawdzie przez Sąd Okręgowy w Olsztynie oddalone, ale bat na nas i tak się znalazł. Poszło o zamieszczoną na portalu „Debaty” kopię pozwu poseł Arent, na którym był adres pani poseł, a którego przez nieuwagę nie zasłoniliśmy. Na jej interwencję mogliśmy to zrobić natychmiast. Ale przecież nie o to chodziło. Adam trzy, ja dwa i od dawna nie związani z portalem Adam Kowalczyk oraz Łukasz Adamski. Tyle razy byliśmy w tej sprawie przesłuchiwani na policji. W taki sposób, abyśmy nie mieli złudzeń po co tam naprawdę jesteśmy. Na rozprawie poseł Arent łamiącym się głosem opowiadała o nie przespanej nocy i traumie jaką wtedy przeżyli. Tymczasem okazało się, że jej adres zwyczajnie można odnaleźć w KRS-e jednej z fundacji.

Narastające kłopoty Kaczmarków oraz rosnące prawdopodobieństwo prawdziwości stawianych im zarzutów nie skłaniały do refleksji i bynajmniej nie zniechęcały poseł Arent. Ten daleko posunięty brak ostrożności i powściągliwości może zadziwiać, ale jedynie postronnych obserwatorów. Ci bliżej kuchni wiedzą, że, jak u Barei w Alternatywach 4, bez swojego „towarzysza Winnickiego”, partia by jej na takie harce nie pozwoliła.

Ale nie ten parasol w tej układance jest najciekawszy. „Podwieszenie” pod swojego patrona na partyjnej „górze” stało się standardem, bez którego nie sposób pociągać za sznurki lokalnej polityki. Skalę przemyślności i konsekwencji z jaką realizowano „projekt Helper” najlepiej obrazują zdjęcia z hucznie i z przytupem obchodzonego w 2015 r. jubileuszu 5-lecia powstania Helpera. Na scenie prof. Ryszard Górecki, senator PO, wojewoda Marian Podziewski z PSL, no i oczywiście Iwona Arent z PiS. Na sali wypełnionego po brzegi Centrum Konferencyjnego UWM znamienici goście: arcybiskup senior Edmund Piszcz, ks. Henryk Błaszczyk od Kawalerów Maltańskich, posłowie PiS: Adam Lipiński, Marek Suski, Andrzej Jaworski, Stanisław Szwed oraz włodarze gmin Olsztyn, Purda, Jedwabno i Reszel, w których Helper prowadził swoje ŚDS-y. Katarzyna Kaczmarek szczególnie serdecznie dziękuje za wsparcie poseł Iwonie Arent oraz rektorowi Ryszardowi Góreckiemu. Poseł Arent i senator Górecki mówią o ponadpartyjnym porozumieniu na rzecz Helpera: posła z PiS, senatora z PO i wojewody z PSL. Wojewoda Podziewski w tym czasie już wie, że od kilku miesięcy prokuratura i Wydział Przestępczości Gospodarczej Komendy Wojewódzkiej prowadzi śledztwo w sprawie 12 mln zł. Pomimo to z Urzędu Wojewódzkiego, via samorządy, na konto Helpera płynie wartki strumień pieniędzy. Z 102 mln zł. które w sumie otrzymało 70 SDS-ów na Warmii i Mazurach za urzędowania wojewody Podziewskiego, niemal połowę, czyli 50 mln zł. Otrzymał Helper, prowadzący tylko 6 domów opieki.

Gdy „Debata”, piórem Adama Sochy, zamieszcza kolejne publikacje na temat Helpera, staje się rzecz zdumiewająca. Czyhająca na wszelkie, prawdziwe czy wykreowane, potknięcia polityków PiS opozycja nagle nabiera wody w usta. Nikt nie grzmi w zaprzyjaźnionych mediach, nie składa interpelacji poselskich. Reguły wojny polsko-polskiej nagle przestały obowiązywać. Nawet włączenie poseł Arent do komisji Amber Gold nie podnosi żadnego larum. Dlaczego siedzą cicho? Bo wiedzą, że wszyscy są „na haku”. Że każde publiczne pytanie o poseł Arent to miecz obosieczny, którego drugi koniec dosięgnie „naszych”.

Uważam, że to najciekawsza strona sprawy Helpera. Autentyczna perełka dla studentów politologii (gdyby oczywiście ich wykładowcy mieli odwagę ją na zajęciach wykorzystać).

Sprawa Helpera to soczewka, w której skupiła się prawda o polskiej polityce. O teatralizacji konfliktu, którego twarde reguły nagle idą w kąt, gdy milczenie leży we wspólnym interesie partii.

Co w takim razie poszło nie tak? Trzecie prawo Murphy’ego powiada: Jeśli myślisz, że idzie ci dobrze - na pewno nie wiesz wszystkiego. Jeżeli na dodatek pycha kroczy przed upadkiem, a tutaj mamy do czynienia z przypadkiem modelowym, to recepta na porażkę gotowa.

Śledztwem w sprawie Helpera objętych jest 40 osób. Nie wiem czy wśród nich jest poseł Iwona Arent. Wiem za to na pewno, że, obok głównych oskarżonych, to właśnie ona ma najwięcej do wyjaśnienia. Nie tylko prokuraturze, ale przede wszystkim wyborcom i ludziom, którzy składają się na jej poselskie uposażenie i partyjne fundusze. Z nami pani poseł nie chce rozmawiać. W ogóle jakby zapadła się pod ziemię. Ale mandat posła to nie piaskownica, skąd w każdej chwili zabiera się zabawki. Z każdego kroku trzeba się rozliczyć, zwłaszcza jeśli zrobiło się ich o kilka za dużo.

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Wszyscy umoczeni

Komentarz (19)

Ciszej nad trumną demokracji

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 22 luty 2020 22:50
Bogdan Bachmura

Co mogą zrobić zwykli ludzie, obywatele z resztkami wiary, że może jednak żyjemy w demokracji, gdy widzą, jak elity zwarły się w sporze o sądownictwo, którego ofiarą są najważniejsze instytucje państwa? Odpowiedź wydaje się prosta: zorganizować spotkanie, zaprosić strony sporu i zapytać, jak zamierzają nas z tej kabały wyplątać.

Tak też zrobiliśmy. Zaprosiliśmy parlamentarzystów, lokalnych polityków oraz sędziów i adwokatów, aby wysłuchać, co mają w tej sprawie do powiedzenia. Bo gdzie rozmawiać, jak nie w mieście sędziego Pawła Juszczyszyna i prezesa Macieja Nawackiego?


Gdy okazało się, że z pierwszym terminem spotkania trafiliśmy w sesję Sejmu, szybko to skorygowaliśmy, bo obecność parlamentarzystów, choćby po jednym ze stron sporu, wydawała nam się oczywista i konieczna. Niestety, poza Jarosławem Słomą z PO (o czym później) nie zjawił się nikt. Z diametralnie inną reakcją spotkaliśmy się ze strony sędziowsko-adwokackiej. Bo choć nie wszyscy zaproszeni mogli przybyć, to swoją obecnością zaszczycili nas: Ewa Kurasz, sędzia Sądu Rejonowego w Bartoszycach, wiceprezes Olsztyńskiego Oddziału SSP Iustitia, Maciej Wasilewski, sędzia Sądu Okręgowego w Olsztynie w stanie spoczynku, prezes Olsztyńskiego Oddziału SSP Iustitia, Bogdan Bieniek, sędzia Sądu Najwyższego, Rafał Jerka, sędzia Sądu Okręgowego w Olsztynie, mec. Wojciech Wrzecionkowski, radca prawny Szymon Topa, Stefan Śnieżko, zastępca prokuratora generalnego RP w stanie spoczynku, były senator RP.

„Polskie sądownictwo: spór o władzę czy o Rzeczpospolitą?”. W tym tytule debaty zawarliśmy nasz zamiar oddzielenia ziarna koniecznych reform sądownictwa od plew partyjnych interesów i propagandowych manipulacji. W ostatecznym bowiem rozrachunku oczekiwania Polaków wobec reformy polskich sądów sprowadzają się do trzech kwestii: zachowania niezawisłości, realnej możliwości dyscyplinowania sędziów oraz likwidacji przewlekłości sądowych postępowań.

Co na to uczestnicy debaty? Do mnie osobiście najbardziej przemówiła sugestywna wypowiedź mec. Wrzecionkowskiego dotycząca prawnych uregulowań sądowych postępowań. Według pana mecenasa zmiana 250 artykułów postępowania cywilnego doprowadziła do formalizmu, z którym przegrywają ludzkie racje, a przede wszystkim sprawiedliwość. – Mamy głupie prawo. To powoduje, że człowiek wychodzi wkurzony z sądu, mimo że ma rację. Doprowadzimy do tego, że wszyscy będą wychodzili z sądu wkurzeni. Tylko cwaniacy będą wygrywali sprawy, a przeciętny obywatel sobie nie poradzi. I obywatele będą oskarżać sądy za to, bo nie wiedzą, że to ustawodawca uchwalił złe przepisy, a sędzia musi je stosować – mówi mec. Wrzecionkowski.

Warto zajrzeć na portal Debaty, gdzie znajduje się pełne nagranie dźwiękowe spotkania, także dalszy ciąg wypowiedzi mec. Wrzecionkowskiego, z której dowiedzą się państwo jak „zreformowano” procedurę ugodową, „przyspieszono” procedurę odwoławczą, albo „ulżono” przedsiębiorcom w sądach gospodarczych.

Moje największe rozczarowanie przebiegiem debaty dotyczy kwestii dyscyplinowania sędziów. Pomimo wysiłków nie usłyszeliśmy na ten temat żadnych konkretów. Owszem, pani sędzia Kurasz odesłała nas do projektu złożonego w Senacie, ale okazało się, że to praktycznie powrót do dawnego status quo, kiedy to sędziowie sami Izbę Dyscyplinarną wybierali i sami się dyscyplinowali. To oczywiste, że funkcjonowanie obecnej Izby Dyscyplinarnej jako ekspozytury ministra sprawiedliwości jest nie do przyjęcia. Nie oznacza to jednak, że podjęcie tego tematu przez ministra Zbigniewa Ziobrę nie było słuszne. Powszechne postrzeganie środowiska sędziowskiego przez pryzmat swoistego poczucia wyższości oraz łatwość z jaką „kupiono” medialną kreację sędziowskiej „kasty” nie bierze się znikąd. Nieliczne wprawdzie, ale przemawiające do wyobraźni przypadki ratowania zagrożonych dyscyplinarkami sędziowskich bonzów oraz obrażające elementarne poczucie sprawiedliwości kolesiostwo zrobiło swoje. Uderzenie TSUE i SN w obecną Izbę Dyscyplinarną, nawet jeśli okaże się skuteczne, nie może oznaczać powrotu do starego systemu zamiatania środowiskowych brudów pod dywan.

Inny, charakterystyczny wątek debaty, który zapewne nie tylko mi pozostał w pamięci, to wypowiedź działacza PO Jarosława Słomy, którego obecność, na tle gremialnej rejterady polityków, zasługuje na pozytywne podkreślenie. Co chcieliśmy usłyszeć od przedstawiciela najważniejszej część parlamentarnej opozycji? Przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, dlaczego, zamiast pakietu systemowych i ustrojowych rozwiązań problemów polskiego sądownictwa, Platforma Obywatelska ograniczyła się do roli politycznej tuby sędziowskich protestów? Niestety, bez powodzenia. W zamian za to usłyszeliśmy stały, wiecowy zestaw oburzenia z powodu łamania przez władzę Konstytucji, i obietnic, jak skończą w przyszłości prezydent Andrzej Duda i prezes Jarosław Kaczyński.

Słuchając Jarosława Słomy, a przede wszystkim obserwując, jak zabrał się do reformowania sądownictwa PiS, jestem przekonany, że naprawę polskiego sądownictwa należy zacząć od naprawy polskiej polityki. To tutaj gra na władzę i interes partii wszelkimi dostępnymi środkami wzięła górę nad interesem Rzeczpospolitej. Przekonanie, że granie na nucie pojednania i kompromisu się nie opłaca, że własny elektorat lepiej kręci pokazywanie konkurencji środkowego palca, to patent na politykę zaaplikowany u nas przez Donalda Tuska. Jarosław Kaczyński jego zalety tylko twórczo rozwinął. To właśnie zachwianie proporcji między normalną w polityce grą złudzeń i mistyfikacji, a światem realnych problemów powoduje, że nie tylko sprawy sądownictwa nie znajdują prostych, racjonalnych rozwiązań. Warunek pierwszy: trzeba przyjść i rozmawiać. Uwaga ta dotyczy zwłaszcza parlamentarzystów i działaczy Zjednoczonej Prawicy, bo piłka w tej grze jest teraz po waszej stronie. Zbyt dobrze pamiętam o jaką demokrację nam chodziło wtedy, gdy większość z was co najwyżej koszulę w zębach nosiła. Jeśli zaś wróciliśmy do czasów dyscypliny partyjnego wojska, to przynajmniej, proszę, ciszej nad tą trumną demokracji!

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Ciszej nad trumną demokracji

Komentarz (13)

Ktoś trzeci potrzebny od zaraz

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 24 styczeń 2020 22:06
Bogdan Bachmura

Romans na wieży,
Na kostkach gacie,
Będzie ciąg dalszy?
Nadzieja w elektoracie

Nadzieja, z jaką powraca odrodzony jak feniks z popiołów po uniewinniającym wyroku Czesław Jerzy Małkowski ma swoje uzasadnienie. Szczęśliwa gwiazda, która towarzyszyła Piotrowi Grzymowiczowi od momentu, gdy jego kolega i polityczny mentor wystawił go do wiatru, zgasła w najmniej odpowiedniej chwili. Wygląda to tak, jakby dawni kumple umówili się na zmianę warty w olsztyńskim Ratuszu, a polityczne harakiri, które na raty popełnia ostatnio prezydent Grzymowicz, zostało na moment uniewinnienia Małkowskiego precyzyjnie zaplanowane.

Referendum, drugie w politycznej karierze Małkowskiego, może być więc tym razem nie początkiem końca, lecz końcem początku marzeń o powrocie tam, skąd go zabrano w kajdankach. Adam Socha poprosił byłego prezydenta, i wiernego czytelnika „Debaty” zarazem, o wywiad. Niestety, spotkał się z odmową, uzasadnioną obawą, że to może mu zaszkodzić. Trochę mnie to zmartwiło, bo byłoby niezmiernie frapujące wspólnie poszukać prawdy z człowiekiem, który „Wyznaje zasadę: Nie ma pytań, których nie można zadać, nie ma odpowiedzi, których nie można udzielić” (cytat z niedawnego spotkania Małkowskiego z mieszkańcami Olsztyna). Cieszy mnie natomiast, że zdaniem Małkowskiego, pomimo wyroku uniewinniającego, „Jest jeszcze parę rzeczy do wyjaśnienia”, w czym jesteśmy absolutnie zgodni. Tym większy żal, że oddzielać ziarno od plew będziemy musieli na własną rękę, bez współpracy z człowiekiem, który „Chce, aby prawda do końca ujrzała światło dzienne”.

Obserwując uczestników spotkania z Jerzym Małkowskim, ich podniosły, pozbawiony znamion wątpliwości entuzjazm, zadałem sobie pytanie, jak zareagowaliby, gdyby jednak okazało się, że w aktach sprawy (jak wiadomo niejawnych), wbrew zapewnieniom Małkowskiego, nie ma ekspertyz świadczących o zmanipulowaniu słynnych nagrań „z wieży” i zdjęcia w fotelu prezydenta Olsztyna.

Czy odwróciliby się od swojego idola, gdyby okazało się, że owszem, ekspertyzy są, ale jednoznacznie świadczące o autentyczności obu materiałów? Czy nadal pchaliby do Ratusza człowieka z takim bagażem dewiacji i winą za profanację Urzędu Prezydenta Miasta oraz działania na szkodę wizerunku miasta?

Zadaję te pytania nie tylko dlatego, że moim zdaniem Małkowski w tych dwóch kwestiach zwyczajnie kłamie. Problem jest znacznie poważniejszy. Triumfujący po uniewinnieniu od zarzutu gwałtu Małkowski, poczuł się uwolniony od wszelkich ograniczeń. Nie chodzi tylko o karygodne ujawnienie danych osobowych i adresu zamieszkania swojej byłej kochanki, która go oskarżyła o gwałt. Małkowski postawił się w roli jedynego arbitra tego, co znajduje się w tajnych przecież aktach sprawy. Budując z gruntu chorą teorię spisku, wciągnął w nią wszystkie osoby, które świadczyły przeciwko niemu. Kobiety, których oskarżenia o molestowanie się przedawniły, lekarza, sędziów, prokuratora, dziennikarzy, a nawet swojego byłego adwokata. To samo dotyczy dowodów w sprawie: wspomnianych wcześniej nagrań, zdjęć czy ekspertyz lekarskich.

Małkowski ma świadomość, że w aktach sprawy znajdują się zeznania wstrząsające, których ciężar i wymowa zburzyłaby jak domek z kart jego autorską narrację. Zeznań, które nie dotyczą gwałtu, ale pokazują, z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Nie bez powodu przecież nasz entuzjasta prawdy uciekał z podkulonym ogonem, gdy na spotkaniach przedwyborczych pojawiała się jedna z kobiet skarżących go o molestowanie.

Małkowski dał sobie przyzwolenie na opowiadanie o tym, co jest w tajnych aktach, mówiąc jednocześnie, że jest za ich ujawnieniem. Ale sam tego nie robi, licząc na to, że nikt, kto jest w ich posiadaniu nie powie: sprawdzam, i prawa nie złamie. Zatem Małkowski jest czysty jak ta lelija. No, poza jedynym romansem. Ale też nie do końca. Tacy krystaliczni ludzie nie romansują. Oni „wpadają w towarzystwo, którego powinni unikać”.

Nie jestem oczywiście tak naiwny, aby twierdzić, że ukazanie całego oblicza sprawy radykalnie zaszkodziłoby politycznym planom Małkowskiego. Jerzy Czesław Małkowski to uczeń bystry i pojętny. Można powiedzieć: człowiek ustrojowego renesansu. Już dawno, jeszcze jako gminny sekretarz partii, a później szef wojewódzkiej cenzury zrozumiał, że prawdę albo się głosi, albo nią zarządza. I – co najważniejsze- że za demokracji, poza udoskonaleniem narzędzi masowego rażenia „prawdą”, niewiele się zmieniło. Poza jednym – że dawne, tradycyjne reguły, pozwalające odróżnić prawdę od złudzenia, przestały mieć sens. a pojęcia prawdy i moralności przestały istnieć.

Czy w świecie fikcji, gdzie pojęcie prawdy zastąpiły „różne wersje rzeczywistości”, referendum ma jeszcze sens? Zobaczymy. Dwukrotnie apelowałem do Małkowskiego, aby nie startował w wyborach jako osoba oskarżona o gwałt i tym samym oszczędził Olsztynowi wątpliwej promocji. Bezskutecznie. Teraz powraca do politycznego życia prawnie oczyszczony, więc wygląda na to, że tę żabę będziemy jeść do końca (choć nie wiadomo, czy danie zakończy się na frekwencyjnej klapie, czy wyborczym starciu). Z drugiej strony może to i dobrze. W ostatnich dwóch kampaniach prezydenckich, choć wygranych przez Grzymowicza, tak naprawdę łódką huśtał Małkowski. Grzymowiczowi cudem udało się z niej nie wypaść. Tym razem jest podobnie, choć woda zaczyna wlewać się ze wszystkich stron. Małkowskiemu potrzebna jest prezydentura, aby się odegrać na wszystkich, i za wszystko. Olsztynowi natomiast potrzebny jest nowy prezydent, bo gołym okiem widać, że dla Piotra Grzymowicza obecna kadencja to „O jeden most za daleko”. Wniosek jest prosty: ktoś trzeci jest potrzebny od zaraz.

Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta

Czytaj więcej: Ktoś trzeci potrzebny od zaraz

Komentarz (45)

Więcej artykułów…

  1. Ziobro i jego sojusznicy
  2. A drugiego Franco nie widać…
  3. Polska jest tylko snem
  4. Uwiedzeni socjalizmem

Strona 9 z 55

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • 11
  • 12
  • 13
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

Ale aktywnością na sesjach rady miasta nie grzeszy. Prawie się nie odzywa.
Możdżonek zostanie jednym z do...
8 godzin(y) temu
Ukry przejmują nasz Kraj
https://www.magnapolonia.org/dotacje-dla-ukraincow-zakladajacych-firmy-w-polsce/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR7TxZoOz0RhDRSfDJ...
Co radny Bobek dostał od Kosin...
10 godzin(y) temu
Wypij 2.0
Taki sam typ człowieka co wypij. Zresztą co się dziwić jak zadaje się z Radosławem W. Z inwarmii i Kacperkiem który robi fotki Królowi
Możdżonek zostanie jednym z do...
10 godzin(y) temu
Jest parcie na szkło. Były fotki z Mateckim i pikniki za kasę służb PiSu, potem wybory samorządowe i słaby wynik jego listy, radny typu "selfie" bez o...
Możdżonek zostanie jednym z do...
20 godzin(y) temu
Ten to akurat już tylko w długi obrasta. Sam wolnego stołka szuka. Sprawozdanie majątkowe wykazało niecały tysiąc na koncie i sporo zobowiązań. A spół...
Co radny Bobek dostał od Kosin...
21 godzin(y) temu
Bożenna Ulewicz – redaktor naczelna tzw. „Echa Pojezierza”. http://naszepojezierze.olsztyn.pl/
Co radny Bobek dostał od Kosin...
23 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Barbarzyński atak "silnych ludzi" Tuska na praworządność Zbigniew Lis Motto Tuska: Będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy, czyli uchwałami Sejmu i rozporządzeniami zmieniać ustawy, wg zasady –… Zobacz
  • Co trzeba zrobić, żeby PiS wygrało kolejne wybory? Zbigniew Lis Wielu Polaków głosujących nie za opozycją, tylko przeciw PiS, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ich decyzji oraz z powagi… Zobacz
  • Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury Bogdan Bachmura Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest… Zobacz
  • Polska racja stanu - refleksje po obejrzeniu "Resetu" Zbigniew Lis Do napisania tego artykułu skłoniły mnie bulwersujące fakty i ujawnione dokumenty, przedstawione podczas emisji serialu dokumentalnego "Reset" w TVP1, który… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Skandal w Sejmie. Poseł Cichoń nie ogłosił wyniku głosowania i uciekł
  • Wyborcza sporządziła listę osób do zwolnienia z pracy, związanych z PiS
  • Kicermanowie i Koch wpłacili na Trzaskowskiego, Orzechowska i Szmit na Nawrockiego
  • Czy przejdzie wniosek radnych PiS o odwołanie przewodniczących Sejmiku?
  • Co radny Bobek dostał od Kosiniaka-Kamysza za uratowanie koalicji PO/PSL w Sejmiku?
  • Dyrektor WOMP w Olsztynie zatrzymany pod zarzutem korupcji (ustawiania przetargów)
  • Gołdap ma zwrócić 18 mln zł za niezrealiowaną budowę zakładu przyrodoleczniczego
  • Po 8 latach dojrzeli. Chcą zbudować w Olsztynie szpital kliniczny za 1 miliard zł
  • Dyrektorzy WORD w Elblągu (PSL) i Olsztynie (PO) zarabiają po 30 tys. zł
  • W gronie zatrzymanych syn znanego biznesmena z Olsztyna
  • Prezydent Szewczyk: „Nie ma miejsca na gloryfikację zbrodni Armii Czerwonej w centrum Olsztyna”
  • Campus Polska Przyszłości w tym roku się nie odbędzie. Czy Niemcy uznali, że nie warto dalej inwestować?

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.