Radość z Mariana Banasia
- Szczegóły
- Opublikowano: niedziela, 20 czerwiec 2021 19:58
- Bogdan Bachmura

Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Jeżeli ktoś do tego znanego wszystkim powiedzenia pasuje, to jest nim na pewno prezes NIK Marian Banaś. Podejrzewam, że niewielu Polaków jest zachwyconych jego stylem sprawowania tej szacownej funkcji. Byłoby także lepiej, gdyby Banaś kierował się w swoich poczynaniach innymi niż osobiste motywami, o błędach w jego zeznaniu majątkowym nie wspominając. To wszystko prawda, ale także prawdą jest, że żelazna logika rozwoju Polskiej demokracji lepszego scenariusza nie przewiduje. Tylko nieprzewidziany splot okoliczności może spowodować, że partyjne sito zawiedzie, i przepuści kogoś z niezatartym genem niezależności. Ale na tym nie koniec. Żeby wbrew woli partii uchować się na cudem zajętym stanowisku, trzeba jeszcze wykazać się determinacją i siłą woli „pancernego Mariana”, właściciela czarnego pasa karate. Tak czy owak, Marian Banaś to prawdziwy prezent od losu. Tylko w taki sposób, dzięki potknięciu partii Jarosława Kaczyńskiego w marszu przez instytucje państwa, mogliśmy doświadczyć, co w praktyce oznacza system ich równowagi i wzajemnej kontroli. Osobiste pobudki, którymi kieruje się Marian Banaś, mają tu drugorzędne znaczenie.
Jeśli po 30 latach „dojrzewania” polskiej demokracji osobiste urazy wewnątrz obozu władzy oraz chęć zemsty determinują właściwą pracę instytucji państwa, to nie ma co wybrzydzać. Zwłaszcza, że w przypadku prezesa NIK bilans wychodzi zdecydowanie na plus. Jedyny bowiem twardy zarzut wobec niego, to nieprawidłowo sporządzone zeznanie majątkowe. Za to złożone przez NIK doniesienie do prokuratury w sprawie organizacji wyborów kopertowych to materiał na prawdziwe studium władzy.
Ale to nie starannie udokumentowane fakty najbardziej porażają. Te są oczywiste i od dawna znane. Wszystkie decyzje podejmowane przez premiera, szefa MSWiA, ministra aktywów państwowych oraz szefa Kancelarii Premiera, związane z organizacją wyborów kopertowych, nie posiadały żadnych umocowań prawnych. Poczta Polska i PWPW wydawały dziesiątki milionów publicznych pieniędzy bez podpisanych umów.
Naprawdę w fotel wbijają dopiero wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. W wywiadzie dla „Sieci” prezes PiS odkrywa, że jest wielkim błędem naszego systemu prawnego, że człowiek, wobec którego toczą się poważne śledztwa, może być prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Kłopot w tym, że Mariana Banasia Sejm powołał 243 głosami, w tym prawie wszystkich członków klubu Zjednoczonej Prawicy, jeszcze przed zakończeniem postępowania sprawdzającego. Komu więc Kaczyński usiłuje robić wodę z mózgu?
To jednak dopiero początek złotych myśli obecnego wicepremiera. W wywiadzie dla „Wprost”, na pytanie o zarzuty NIK wobec premiera Morawieckiego, odpowiada tak: Może nie wygląda to dobrze, ale pro publico bono różne rzeczy trzeba robić. Uważam, że premier zachował się jak mężczyzna (...) i podpisał odpowiednie rozporządzenia. Minister Dworczyk też zachował się jak mężczyzna i podpisał to, czego wymagała sytuacja.
I na koniec wisienka na torcie. Oto sam Kaczyński, po złożeniu przez NIK doniesienia w prokuraturze, dołącza do grona prawdziwych mężczyzn oświadczeniem, że to była jego osobista decyzja.
Tak więc, w największym skrócie mówiąc, z perspektywy naczelnika Kaczyńskiego wygląda to tak: na fotelu prezesa NIK posadziły Banasia krasnoludki (szkoda, że nie miały legitymacji Platformy w kieszeni), różne rzeczy trzeba robić - byle w szczytnym celu, a gdyby komuś wydawało się inaczej, to piszcie na Berdyczów, bo polecenia wydawał szeregowy poseł Kaczyński, a temu – jak u Stanisława Barei - można skoczyć na warstat.
Jednak wyciąganie z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego wniosków o przyznaniu się do łamania prawa w imię wyższej konieczności byłoby błędem. Wprost przeciwnie. Problemem był brak większości w Sejmie dla tej sprawy – przyznaje pan prezes. Nie mając mandatu do działania ze strony Sejmu, rząd samodzielnie, na jego polecenie, heroicznie wystąpił w obronie prawa i Konstytucyjnego terminu przeprowadzenia wyborów.
Warto mieć Mariana Banasia w Najwyższej Izbie Kontroli aby to wszystko usłyszeć. Nie po to, żeby po raz kolejny rozdrapywać sprawę wyborów kopertowych, lecz by zorientować się w stanie umysłów ludzi kierujących naszą państwową nawą.
A jest o czym mówić, bo problemem nie jest opowiadanie ckliwych bajek o zatroskaniu porządkiem konstytucyjnym, podczas gdy wszyscy wiedzą, że wyścig dotyczący terminu wyborów spowodowany był obawą o słabnące z powodu pandemii poparcie dla kandydatury Andrzeja Dudy. Takie opowieści to w polityce rutyna. Prawdziwy niepokój budzi ewolucja myślenia polityków o państwie. Cechą państwa ontologicznie neutralnego, a takim jest Polska, jest możliwość posługiwania się nim dla realizacji celów rządzącej w danym momencie ekipy. Jedynym systemowym ograniczeniem jest równowaga władz, ale to zabezpieczenie zostało w dużym stopniu rozmontowane. Do tej pory swoje najbardziej kontrowersyjne decyzje Jarosław Kaczyński uprawomocniał reprezentowaną przez większość sejmową wolą abstrakcyjnego, ludowego suwerena. Dopóki większościowa maszynka do głosowania funkcjonuje sprawnie, opór wobec takiego państwa staje się iluzoryczny. Gdy maszynka się zacięła, tak, jak to miało miejsce przy wyborach kopertowych, cel polityczny rządzącej partii próbowano osiągnąć na skróty, z pominięciem Sejmu, za pomocą rządu, Poczty Polskiej i PWPW. To groźny precedens, przesuwający omnipotencję państwa poza dotychczasowe granice.
Jarosław Kaczyński może być tymczasem spokojny. Prokuratura stanęła na wysokości zadania i postępowania w sprawie wyborów kopertowych nie będzie. Ale Marian Banaś na razie w NIK pozostanie. Oby jak najdłużej, bo obawiam się, że nic lepszego nas tymczasem nie spotka.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
zewczyka