Od kilku tygodni media, zwłaszcza internetowe, grzeją temat zakupu czołgów. I rzeczywiście, 14 lipca 2021 roku podczas wizyty w 1 Brygadzie Pancernej w Wesołej Jarosław Kaczyński, przewodniczący Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych oraz Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak ogłosili plan zakupu czołgów M1A2 SEP v3 Abrams. Zakupione czołgi mają za kilka lat trafić do tworzonej obecnie 18 Dywizji Zmechanizowanej. Na zakup przeznaczono kwotę 23,3 mld zł spoza budżetu MON.
Sprawa z miejsca wzbudziła kontrowersje. Pomijam tu głosy anonimowych internetowych głupków w stylu: zamiast na czołgi można przeznaczyć te pieniądze na przedszkola czy szpitale, albo pomoc komuś tam. Pojawiły się jednak głosy poważniejsze podważające zasadność zakupu oraz głosy popierające. Wśród tych ostatnich dość głośny stał się raport sporządzony przez Redutę Dobrego Imienia. Autorzy tego raportu obszernie, na 22 stronach, rozwodzą się nad licznymi zaletami tego, według nich najlepszego na świecie czołgu, i nad tym, jak to wzmocni on siłę naszej armii. Zwraca uwagę namolne uzasadnianie przyjętego z góry założenia, że jest to najlepsze co mogło nam się przytrafić. Piszę tyle o tym raporcie, bo jest on przejawem postawy dość charakterystycznej dla ludzi, którzy nie ogarniając całości zagadnienia albo bardzo nie chcąc mówić o realnych problemach, zajmują się detalami czy wręcz, przepraszam za określenie, duperelami.
Prawie całość raportu stanowi opis licznych zalet tego czołgu. Od razu zaznaczam, że podawane parametry są jak najbardziej prawdziwe. Nie zamierzam tu podważać dobrej opinii o nim. To naprawdę dobry czołg, choć jego konstrukcja pochodzi z lat osiemdziesiątych, to do dziś zachował potencjał modernizacyjny i ciągle powstają jego nowe odmiany. Z opinią, że jest to najlepszy czołg świata byłbym jednak ostrożny, bo nie ma czegoś takiego. Czołgi, jak każdą inną broń, konstruuje się pod potrzeby konkretnego pola walki i określona broń doskonała np. na afrykańskiej pustyni niekoniecznie będzie dobra na zamarzniętej Alasce.
Jak już napisałem, pierwsze nowe czołgi już w przyszłym roku mają znaleźć się na wyposażeniu 18 Dywizji Zmechanizowanej. Wraz z czołgami zakupione zostaną wozy wsparcia technicznego, mosty oraz znaczny zapas nowoczesnej amunicji programowalnej. Zgryźliwie dodam, że z tą amunicją to dobry znak, bo do Leopardów, które mamy z Niemiec, do dzisiaj nie mamy zapasu amunicji przeciwpancernej, a do PT-91 i T 72 też brakuje nowoczesnej amunicji. Ciągle mamy tą z PRL.
Wracając do Abramsów to minister Błaszczak wielokrotnie podkreślał, że Abramsy zdecydowanie wzmocnią obronę wschodniej części kraju. Wizja ta mnie mocno niepokoi, bo sugeruje ulokowanie czołgów na wschód od Wisły, co wystawia je na zniszczenie w pierwszych godzinach konfliktu. Czołgi nie są bronią obronną lecz ofensywną, zdolną do kontrataku czy potężnego uderzenia. Do obrony to się niezbyt nadają. I tu kłania się cała chora struktura polskiego wojska, a raczej sposobu zarządzania nim przez różnej proweniencji cywilnych polityków nasyłanych na wojsko przez kolejne partie polityczne. I tu taka drobna informacja. Żaden z ministrów obrony po 1989 r. nie służył w wojsku. A to ministrowie decydują o wojsku, a Błaszczak to nawet prowadzi politykę kadrową w Sztabie Generalnym pozbawiając na to realnego wpływu szefa sztabu. Piszę o tym, bo decyzje o zakupie sprzętu podejmowane są przez cywilnych polityków z pominięciem wojska. Powiem nawet złośliwie, że decyzję o zakupie czołgów podjęto po to, żeby minister mógł zrobić sobie zdjęcie na tle pancerza.
Historia uzbrajania naszego wojska w nowoczesne czołgi to, według mnie, historia realizowania cudzych interesów kosztem interesów Polski. Po PRL odziedziczyliśmy liczną i dość nowoczesną broń pancerną. Budowaliśmy też własne czołgi PT-91 stanowiące rozwiniecie licencyjnych radzieckich T 72. Ostatnim takim produktem był budowany na eksport do Malezji PT-91M Malaj, już z nowoczesnym zachodnim działem 120 mm. Przygotowywano program głębokiej modernizacji czołgów przez polski przemysł zbrojeniowy. I wtedy pojawił się dobry wujek z Niemiec oferując nam „za darmo” czołgi Leopard 2A4. Ówczesny wiceminister ON Romuald Szeremietiew, jedyny cywilny polityk, który kształcił się wojskowo (studiował na Akademii Obrony Narodowej), stawił opór. Konkretnie podważał warunki transakcji m.in. Ograniczenie prawa Polski do remontów i modernizacji, jako kosztowne i niebezpiecznie uzależniające nas od niemieckiego łańcucha logistycznego w czasie wojny. Oskarżono Szeremietiewa o korupcję i zwolniono ze stanowiska. Wybronił się przed sądem, ale jego następca, Janusz Onyszkiewicz, nie miał żadnych wątpliwości, że niemiecka wersja umowy jest dobra. Nie muszę chyba dodawać, że po otrzymaniu używanych poniemieckich czołgów program modernizacji polskich czołgów upadł, a wraz nim zaczął konać polski przemysł zbrojeniowy. Dla pewności doprowadzono do upadłości zakłady PZL Wola, jedynego w Polsce producenta silników czołgowych.
Z czasem też okazało się, że Szeremietiew miał rację. Program pozyskania Leopardów okazał się być spektakularną klęską. Mamy łącznie 247 Leopardów i ta liczba wymieniana jest we wspomnianym raporcie jako ilość sprzętu jakim dysponujemy. Trudno o większą lipę. Używane Leopardy pozyskaliśmy z rezerw Bundeswehry w 2002 r. Potrzeba jest modernizacja. Wspólnie z Niemcami przygotowano modernizacje do standardu Leopard 2PL. No i okazało się, że coś z tą współpracą jest nie tak. Połowa polskich Leopardów jest niesprawna, w trakcie modernizacji. Nie wiem czy to z winy Bumaru czy też Niemców, którzy remontują podzespoły, ale remontowane jest 10 sztuk rocznie. Ładna perspektywa – będą gotowe za kilkanaście lat.
Według niektórych komentatorów nagły zakup Abramsów bez przetargu, zbierania ofert itd. jak to zwykle przy zakupie od Amerykanów, podyktowany jest pilną potrzebą uzupełnienia sprzętu w obliczu narastającego zagrożenia. Może i tak jest. Zwracam jednak uwagę, że w efekcie mamy kompletny horror logistyczny. Mamy w linii czołgi T 72 i PT-91. Do tych czołgów wszystko produkowaliśmy sami, więc łańcuch logistyczny jest prawie kompletny. Prawie, bo zapasy silników się kończą (patrz los PZL Wola), a pasujące nowe możemy zakupić w sympatyzującej z Rosją Serbii albo na Białorusi czy wręcz w Rosji. Słaba opcja w razie wojny z Rosją, o której ciągle gadamy. Wiemy przynajmniej tyle, że póki co, my sami zdecydujemy o użyciu tych czołgów.
Gorzej z Leopardami. Nie dość, że czynna jest połowa z nich, to jeszcze w razie konfliktu o ich użyciu na większą skalę zadecyduje nie polski Sztab Generalny lecz rząd RFN. Jesteśmy związani z ich łańcuchem logistycznym, i już widzę jak Niemcy pchają się w konflikt z Rosją, tracąc gaz i zyski z Nord Stream tylko dlatego, że zachciało się nam wojować z Rosją o jakąś Litwę czy choćby Suwałki.
Trzeci łańcuch logistyczny to Abramsy. To już prawdziwa perełka. Producent czołgów i dostawca części zamiennych znajduje się za oceanem, a my będziemy jedynymi użytkownikami tych czołgów w Europie. Podobno jednym z kandydatów na centrum naprawczo-serwisowe dla polskich Abramsów mogą być Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne w Poznaniu, które mają duże doświadczenie w naprawie Leopardów. Być może i są, ale tu trzeba zorganizować wszystko. Nawet zwykłe klucze, śrubki i nakrętki muszą być inne, bo Amerykanie nie stosują systemu metrycznego tylko calowy odziedziczony po imperium brytyjskim. Z poważniejszych spraw wspomnę tylko o silnikach turbinowych stosowanych w Abramsach. Tego w Polsce nie serwisuje nikt. Tylko Wojskowe Zakłady Mechaniczne nr 1 w łodzi serwisują silniki odrzutowe, no bo o zakładach Lufthansy w Środzie Śląskiej, robiących przeglądy silników do samolotów, to chyba nie ma co mówić. To wszystko trzeba będzie zorganizować od zera i wyszkolić, też od zera, ludzi. W razie działań wojennych to koszmar tym bardziej, że nasz przeciwnik będzie się starał nam to wszystko zniszczyć. I znowu nawet nie ma co myśleć o prowadzeniu samodzielnej wojny, co najwyżej cudzą.
No i taka jeszcze sprawa. Ponieważ zaczęto w Polsce mówić o potrzebie zakupu nowych czołgów zgłosili się do nas Koreańczycy. Ich oferta okazała się być interesująca. Mianowicie zaproponowali uruchomienie w Polsce produkcji najnowszego w tej chwili na świecie czołgu K2 w zmodyfikowanej pod polskie potrzeby wersji K2PL. Zaoferowali przekazanie nam wszystkich technologii i daleko idącą pomoc. Mamy z nimi dobre doświadczenia przy produkcji licencyjnej podwozi do armatohaubicy Krab. Ich interes polega na tym, że dzięki nam wchodzą do Europy. Produkcja może ruszyć w 2028 r. Sprawa K2PL wydaje się być pogrzebana wobec nagłego zakupu Abramsów, które też będą dostępne za kilka lat tym bardziej, że dopiero wysłano list intencyjny do Amerykanów. Przed nami jeszcze uzyskanie zgody Kongresu USA na sprzedaż nam czołgów, o którą producent czołgów General Dynamics jak na razie nie wystąpił.
Jeszcze słowo o 18 Dywizji Zmechanizowanej. Ta dywizja jest tworzona od kilku lat z dość marnym rezultatem. Dla picu oddelegowano kilka pododdziałów wyłączonych z innych jednostek, ale problemem jest brak żołnierzy. Mści się zaniechanie poboru do wojska i brak chętnych na żołnierzy zawodowych. Kto obsadzi te czołgi?
Jak się słucha naszych polityków to widać, że przygotowują się do odparcia uderzenia kolumn pancernych Armii Czerwonej idących na Berlin. Szykują się do wygrania II wojny światowej w oparciu o naszych zachodnich sojuszników. Może warto pamiętać jak nas wtedy oni potraktowali.
To wszystko jest postawione na głowie. Nie zaczyna się od zakupu uzbrojenia. To ostatnia i, paradoksalnie, mniej istotna rzecz. Pierwsza i absolutnie podstawowa sprawa to przygotowanie teoretyczne odpowiedzi na pytanie, jaka to będzie wojna. Czy będzie to powtórka z II wojny światowej z użyciem nowszych zabawek? Wojna w licznym gronie sojuszników, ale taka znana nam z filmów wojennych? Czy może jednak wojna nowej generacji z użyciem zupełnie innych środków, nie mająca na celu okupacji kraju lecz „tylko” przekonanie go, żeby realizował interesy agresora zamiast własnych?
Gdy już dowiemy się jaki rodzaj wojny jest najbardziej prawdopodobny, zapytamy wojskowych o to, jaki sprzęt jest im potrzebny. Po przeprowadzeniu gier wojennych wojskowi będą wiedzieli, rzeczą polityków jest dostarczyć im potrzebnych narzędzi. Kolejność musi być taka, a nie inna. Jeśli jednak ktoś myśli, że wydając pieniądze na nagły i niespodziewany zakup w USA, kupimy sobie przyjaźń prezydenta Joe Bidena albo Kamali Harris to jest w koszmarnym błędzie. Pieniądze od frajerów przyjmą, ale nic w zamian za to nie uzyskamy. Nawet roszczeń żydowskich nie przestaną popierać.
Pan minister Błaszczak podnieca się obecnością żołnierzy amerykańskich w Polsce. Moim celem jako szefa MON jest doprowadzenie do tego, żeby Polska była bezpieczna. Dzięki czołgom Abrams poziom tego bezpieczeństwa znacznie wzrośnie. Mamy w Polsce wysunięte Dowództwo V Korpusu Sił Lądowych USA, polski generał obejmuje właśnie obowiązki zastępcy dowódcy tego korpusu. Współpraca polsko-amerykańska znacząco się rozwija. Tworzymy warunki do przyjęcia większej liczby żołnierzy USA w Polsce. – stwierdził minister Mariusz Błaszczak w wypowiedzi dla portalu Wpolityce.pl. Mogę tylko zapytać pana ministra jak myśli, czyje rozkazy będą wykonywać żołnierze amerykańscy w Polsce jeśli my uznamy, że powinniśmy walczyć, a rząd USA będzie akurat innego zdania? W końcu trwają zabiegi chińskie o rosyjskie wsparcie przeciwko USA, a Amerykanie starają się o wsparcie rosyjskie przeciwko Chinom. Rosjanie mogą i będą łudzić i jednych i drugich, ale nie są tak durni, żeby tych umizgów nie wykorzystać. I może tak być, że w trakcie poważnych rozmów amerykańsko-rosyjskich coś się wydarzy. Np. rozwinie się w Kaliningradzie nowa mutacja koronawirusa i z Rosji ruszy przez Białoruś i Litwę kolumna sanitarna z pomocą medyczną nie czekając na zgodę Litwy. I nagle okaże się, że w miejscowości Łoździeje, po przejechaniu Druskiennik, pokazała się kolumna sanitarna ochraniana przez uzbrojonych Wagnerowców. Próba zatrzymania powoduje reakcję Rosji. Litwa potrzebuje naszej pomocy, bo czas nagli, a tylko my jesteśmy pod ręką. I co? Zaczynamy wojnę? Jeśli tak, to czy taką wojnę będziemy toczyli ze wsparciem militarnym i logistycznym Amerykanów i Niemców czy może sami? Może prezydent Biden wstrząśnięty wiadomością, że Rosjanie są Łoździejach wyśle swoich marines. Może. Ja obstawiam jednak, że tę wojnę stoczymy sami. A jak sami, to zapomnijmy o obsłudze logistycznej z zagranicy.
Jest jeszcze gorzej. Sami będziemy ślepi. Jest takie odwieczne pytanie jakie zadają sobie dowódcy wojskowi na polu bitwy: co jest po drugiej stronie wzgórza? My nie wiemy. Wojsko Polskie nie ma ani jednego satelity. Nawet Aleksandr Łukaszenka zafundował Białorusi własnego, niezależnego od Rosjan, satelitę wojskowego. A my nic. My polegamy na Amerykanach. Do dzisiaj nie dorobiliśmy się własnego systemu świadomości sytuacyjnej. Nasze czołgi, nieważne czy to PT-91, Leopardy czy Abramsy muszą wiedzieć do kogo mają strzelać. To nie druga wojna światowa, te dane dostarczają satelity i drony. Bez tych informacji nawet Abramsy będą stanowić tylko cel dla przeciwpancernych pocisków kierowanych, przeciwnika nawet nie zobaczą.
I to jest główny powód dla którego uważam, że priorytetem jest budowa własnego systemu świadomości sytuacyjnej, a nie zakup Abramsów, samolotów F35 czy budowa kolejnej fregaty. Tym bardziej, że stać nas na to. Za cenę jednego F35 możemy mieć taki system oparty na satelitach i dronach. Nie twierdzę, że to jest łatwa sprawa. Pierwsi będą przeciwni Amerykanie, bo to zmniejsza nasza zależność od nich. Będą naciski żeby tego nie robić. Jednak musimy ten system zbudować, bo póki go nie mamy, to zakup czy to Abramsów czy F35 jest tylko podstawianiem pod nos Rosjanom celów pozwalających na spektakularne zwycięstwo.
Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”
Skomentuj
Komentuj jako gość