Czytelnik naszego forum podpisujący się nickiem Gość wezwał mnie do tablicy. Cóż mi pozostaje – oto jestem. To, że różnimy się pod względem światopoglądowym rzeczywiście nie ma tu nic do rzeczy. Żeby ładnie, lub nawet brzydko, się różnić trzeba mieć własne, wolne państwo. Bez niego te nasze różnice zdadzą się psu na budę.
Na początek chcę ustalić pewne założenia podstawowe, o których już chyba zapomniano. Na to wskazuje treść i poziom naszej debaty publicznej w wykonaniu polityków.
Po pierwsze – biologiczne przetrwanie narodu.
Po drugie – zachowanie naszych własnych obyczajów i stylu życia.
Na trzeciej pozycji jest zachowanie własnego państwa jako najskuteczniejszego środka do obrony dwóch pierwszych pozycji.
Czwarta jest suwerenność gwarantująca zdolność państwa do obsługi naszych interesów.
Państwo polskie i ludzie je zamieszkujący, czyli my, mają swoje interesy wynikające nie z woli wybitnych lub tępych jednostek lecz z położenia geograficznego, stopnia rozwoju gospodarczego i potencjału intelektualnego społeczeństwa.
Przypomnę to co już kiedyś powiedziałem. Mężczyźni mają honor a państwa mają interesy. Nie wolno mieszać tych dwóch materii.
Kolejną a pomijaną w Polsce prawdą jest to, że w polityce wdzięczność nie jest walutą.
Zwracam też uwagę na to, że politycy, w tym przywódcy największych mocarstw jak Stany Zjednoczone, Chiny czy Rosja wcale nie mają wolnej ręki przy podejmowaniu decyzji. Uwarunkowania geograficzne, obecność innych potężnych i słabszych graczy wiąże im ręce. Margines w podejmowaniu decyzji nie jest wielki. Uwarunkowania geopolityczne przypominają wielką rzekę. Jej nurt niesie nas w określonym kierunku, daje się korygować kurs, czasem nawet ruszyć pod prąd ale wymaga to wielkiego wysiłku i przynosi efekt niewspółmierny do tego wysiłku i pociąga za sobą ryzyko.
Teraz mogę przystąpić do omówienia tego co się stało.
W roku 1989 upadł komunizm a w 1991 rozwiązano Związek Radziecki i pozostało tylko jedno wielkie mocarstwo, jeden hegemon światowy. Hegemon ustanowił obowiązujące na świecie reguły i wymusił na wszystkich wolny handel a bezpieczeństwo morskich szlaków komunikacyjnych zapewniała US Navy. Symbolem potęgi były strzegące tych szlaków lotniskowce, ściślej lotniskowcowe grupy bojowe, każda o potencjale militarnym większym od potencjału większości państw świata. USA finansowały to z zysków jakie osiągały dzięki swoim przewagom handlowym, cokolwiek zresztą wymuszanym. Było tak fajnie, że Francis Fukuyama napisał słynne dzieło „Koniec historii i ostatni człowiek”. Jak przystało na myśliciela z Zachodu dzieło było wybitne w swojej durnocie, coś na kształt „Kapitału” Karola Marksa. Fukuyama prorokował, że historia się skończyła bo cały świat stanie się demoliberalny i pozostanie nam tylko dobrobyt i wieczna szczęśliwość. Z mojej prywatnej perspektywy to nawet fajnie wyglądało. Gdy chciałem zobaczyć Maritime Museum w Londynie to po prostu wsiadłem w samolot. W Londynie zamieszkałem u przyjaciół, zwiedziłem muzeum, National Galery i obserwatorium. Wracając do domu wpadłem do Barcelony gdzie obejrzałem działa Gaudiego a potem zwiedziłem opactwo Matki Bożej w Montserrat. Nie miałem z tym żadnych kłopotów. No, może tylko taki, że mój hiszpański okazał się, jakby to delikatnie ująć, do kitu...
Polska jako państwo też miała dobrze bo Rosja miała swoje wyznaczone miejsce i za bardzo podskoczyć nie mogła. Słowem raj.
Okres hegemonii USA i wolności gospodarczej spowodował bezprzykładny rozwój gospodarczy świata. Sami tego doświadczyliśmy. Ale świat nie tkwi w miejscu. Okazało się, jak zwykle zresztą, że kraje rozwijają się w różnym tempie. Np. my rozwijamy się szybciej od reszty UE w tym Niemiec. Nie każdemu się to podoba.
Wolność żeglugi czyli handlu światowego spowodowała przeniesienie produkcji z krajów bogatych, jak Stany Zjednoczone, do krajów o taniej sile roboczej, jak Chiny. Dzięki temu można było żyć po części na koszt chińskiego robotnika.
Przeoczono kolejną starą prawdę – niewolnik, któremu powierzyliśmy ważne zadanie staje się naszym partnerem. A ten, któremu powierzyliśmy zadanie, od którego zależy nasze życie – staje się naszym panem.
Po ćwierćwieczu okazało się, że Chiny, i kilka innych państw, rozwijają się o wiele szybciej niż się spodziewano. Okazało się również, że gospodarka Chin urosła do tego stopnia, że Chiny korzystają na wolności handlu w większym stopniu niż Zachód w ogóle a USA w szczególe. A przecież wolność gospodarcza miała wzmacniać Stany a nie Chiny. I nastąpiło odwrócenie ról. Totalitarne Chiny potrzebują wolności przepływu towarów, która zaczyna z tego samego powodu przeszkadzać Stanom Zjednoczonym. Ciśnienie rośnie i wcześniej czy później coś trzaśnie. Będzie wojna. Na razie jest to wojna gospodarcza i polityczna. Ciśnienie rośnie bo okazało się, że hegemonia amerykańska natrafiła na opór i konieczność podporządkowania się prymatowi USA przestała być oczywista. Chiny są za silne. Żeby odzyskać przewagę USA muszą ograniczać swoją obecność w mniej istotnych miejscach i skupić się na głównym przeciwniku. A to oznacza, że inni, np. Rosja i Niemcy uzyskują trochę swobody. W dodatku Rosja z głównego wroga stała się nagle potencjalnym sojusznikiem w walce z Chinami. Gdyby tak oddać Niemcom Europę a Rosję przekabacić na swoją stronę. Na początek, dla zachęty, Amerykanie odpuszczają dalsze sankcje. Ale Rosja póki co flirtuje z Chinami. Dziś to wzmacnia jej pozycję ale w dalszej perspektywie zamieni ją w wasala Chin. Rosja zmieni front gdy się jej za to zapłaci. Czym? No przecież nie Teksasem czy Kalifornią. Rosja zaczęła się targować. Na początek chce coś ugrać za darmo, bez zmiany frontu. Robi to świetnie. Próbuje pokazać, że NATO nie jest gwarantem bezpieczeństwa na wschodzie Europy. Stąd zapewne pomysł z zatrzymaniem samolotu na polskich znakach. Zrobiono to rękami Białorusi, która została, jak sądzę, zmuszona do tego. Efekt? Rękami Zachodu Białoruś została jeszcze bardziej uzależniona od Rosji, która jakby co to nie ma z tym nic wspólnego. Drugi efekt to pokazanie bezradności Zachodu. No bo co zrobić może Polska? Żebrać o interwencję Zachodu? A kogo we Francji, Hiszpanii czy Niemczech obchodzi jakaś Białoruś? Czy oni w ogóle wiedzą gdzie ona leży? Jakiś zakaz lotu, może w Brukseli kredkami na asfalcie namalują protest.
Amerykańskie odpuszczenie sankcji kojarzy mi się z układem w Locarno. Przypomnę, że 1925 roku Zachód zawarł porozumienie z Niemcami gwarantujące nienaruszalność granicy francusko-niemieckiej i belgijsko-niemieckiej. O wschodnich granicach Niemiec nie było ani słowa. Wskazano w ten sposób Niemcom kierunek ekspansji. Podobnie obecne porozumienie. Stany Zjednoczone mają swoje interesy a tereny mniej ważne pozostawiają w spokoju, np. dla Niemiec i Rosji.
I tu przechodzimy do spraw polskich.
Z bólem przyjmujemy decyzje prezydenta Stanów Zjednoczonych dotyczące Nord Stream 2; uważamy, że kwestia utrzymania sankcji byłaby istotna - skomentował w środę wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. Posypały się komentarze polityków i dziennikarzy o tym jaki to błąd popełnił prezydent Biden. Nawet nas o zdanie nie zapytał. Dobre sobie. To czy popełnił błąd czy nie nie zależy od tego czy nam zaszkodził. To zależy od interesów USA. Przecież to chyba oczywiste, że działa w interesie Stanów Zjednoczonych a nie w naszym. Od lat już kilku dr Jacek Bartosiak powtarza, że codziennie powinniśmy sprawdzać czy USA są jeszcze naszym sojusznikiem czy też nim być przestały. Kwestia Nord Stream 2 pokazała, że w tym przynajmniej wypadku interesy nasze i amerykańskie się rozjechały. I Amerykanie wybrali swoje. Kogoś to dziwi?
Czas zrozumieć, że o nasze interesy powinniśmy zadbać sami bez oglądania się na rzekomych sojuszników. Piszę rzekomych bo dla USA jesteśmy tylko mniej ważnym wasalem, któremu można sprzedać broń z magazynu, wypuścić na jakąś wojenkę i sprzedać go gdy można coś za to utargować.
Sytuacja rozwija się w nieciekawą stronę. Skoro amerykańska kontrola Europy słabnie to kraje duże i średnie będą ustawiać swoją pozycję od nowa. Tych słabych nikt o zdanie nie zapyta. Jak na razie najwyraźniej widać to na przykładzie Rosji i Turcji, potem Niemiec. Rosja praktycznie wchłonęła Białoruś, zablokowała możliwość przystąpienia do NATO Gruzji i Ukrainy. Przed Turcją jakoś czuje respekt. Następnym jej krokiem będzie działanie mające na celu pokazanie, że republiki bałtyckie czyli Łotwa i Litwa a zwłaszcza Estonia, nie mogą liczyć na realną obronę. I rządy tych państw zanim coś zrobią to zastanowią się czy leży to w interesie Rosji. A jak nie leży to robić to przestaną. Następnym krokiem będzie przekonanie o tym samym Ukrainy i Polski.
Zwracam uwagę na Turcję. Z Turcją liczą się wszyscy, zarówno Rosja jak i USA. A przecież Turcja to kraj o PKB niewiele większym od Polski. W 2019 roku miała PKB 754 mld $ a Polska 592 mld $. I Turcja z takim PKB potrafiła zbudować armię wpływającą na cały region a my gadamy o obronie terytorialnej.
Różnice sięgają głębiej. To kwestia mentalności i propagandy. My od lat jęczymy, że jesteśmy ofiarami, że Rosjanie i Niemcy nam sprali kilka razy. Żebrzemy o współczucie. Nikt nie szanuje ofiar. Można im współczuć, czasem dać jałmużnę, ale uznać za partnera – nigdy.
Może czas przypomnieć o tym, że nie zawsze nas bito. Że potrafiliśmy zdobyć Moskwę, że Mołdawia byłą naszym lennem, że praliśmy się z Turcją a Węgry i Czechy rządzone były przez Jagiellonów. A nawet to, że w 1598 roku w jedenastu ludzi zdobyliśmy Sztokholm. Naprawdę w polityce lepiej mieć opinię rozbójnika niż wiecznej ofiary.
No to czas już najwyższy wziąć się do roboty. Skoro na wschodzie Europy czynnikiem rozstrzygającym nie jest kultura, słuszność czy dobre serca ale bagnety, to trzeba odbudować nasz potencjał militarny. I to nie wojsko, które ma być użyte na misjach pokojowych w ramach NATO ale wojsko zdolne do samodzielnej walki tu, na wschodzie. Mając siły zbrojne porównywalne z tureckimi będziemy mogli samymi zdolnościami wojskowymi wpływać na sytuację w regionie. Wtedy będziemy mieli szanse na samodzielną decyzję czy wchodzimy do przyszłej wojny czy nie. Bo teraz to decyzję podejmą za nas inni.
Ostatnia wizyta Prezydenta RP w Turcji i zakup tam dronów budzi moją nadzieję na przebudzenie naszych polityków. Chcę wierzyć, że to początek myślenia o wykorzystaniu naszego naturalnego potencjału. Stać nas na siły zbrojne, których potencjał i zdolności wymuszą zapraszanie nas do stołu obrad gry rozstrzygane są sprawy dotyczące naszego regionu. Stać nas na wymuszenie poszanowania dla naszych interesów. Sąsiedzi muszą wiedzieć, że gdy nas zignorują to my im ten stolik kopniakiem wywrócimy.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość