Pan Marek Skolimowski dość mocno zareagował na mój artykuł. W związku z powyższym czuję się zobligowany do wyjaśnienia mojego widzenia historii. Trudno mi polemizować z Autorem z powodu różnych płaszczyzn, na których się poruszamy. Pan Skolimowski zwraca uwagę na szczegóły, skupia się na Polsce i sąsiadach pomijając jednocześnie szerszy kontekst wydarzeń. Upraszczając sprawę można Go odczytać trochę zgodnie z warszawską szkołą historyczną – sąsiedzi postanowili nas zniszczyć bo tak chcieli i już. Nic nie można było zrobić a racja moralna była po naszej stronie. Ta racja wychodzi gdy pisze: „Dziwne, że Autor oburza się, że w Polsce trwała brutalna nagonka na Katarzynę II. A za co Polacy mieli ją kochać? Za rozbiory, bezprawne porywanie polskich posłów, senatorów i biskupów i więzienie ich w Rosji ? Za to, że ambasadorzy rosyjscy w Warszawie mieli większą władzę niż król polski, a może za zsyłki na Syberię konfederatów barskich? Trudno wymienić wszystkie krzywdy, które wyrządziła Rzeczpospolitej i jej obywatelom. Doprawdy nie rozumiem Autora.”
Rzeczywiście się nie rozumiemy. Pomijam to, że ja się nie oburzam tylko oceniam postępowanie ówczesne jako błąd. To jest polityka a nie spór pomiędzy ludźmi. Polska nie powinna była pyskować na Katarzynę bo nie miała siły. Tak po prostu. Gdybyśmy mieli siłę moglibyśmy pyskować do woli. W polityce nie ma racji moralnych jest za to stosunek sił oraz umiejętność rozpoznania o co toczy się gra.
Ta umiejętność nie istnieje w Polsce co najmniej od początku XVIII wieku aż do dzisiaj zresztą. Dlatego od ponad trzystu lat przegrywamy swoje szanse. Przegraliśmy Rzeczpospolitą w XVIII wieku, przegraliśmy Księstwo Warszawskie, potem Królestwo Kongresowe, II Rzeczpospolitą i teraz przegrywamy obecną Polskę.
Wracając do końca XVIII wieku zwracam uwagę, że Polska mogła prowadzić aktywną politykę dającą jej szansę na przetrwanie. Była słaba, to prawda. Dlatego nie mogła przeciwstawić się sąsiadującym mocarstwom ale też robić tego nie musiała. To nie jest jednak tak, że mocarstwa jak Rosja i Austria, czy silne państwa jak Prusy, mogły robić co chciały. Otóż nie mogły. Tak wtedy jak i dzisiaj toczyły się na świecie rozgrywki na europejską a nawet globalną skalę przy których sprawa Polski była marginalna. W te gry były i są zaangażowane silniejsze od nas państwa. W takiej sytuacji mogliśmy albo wspierać w takiej grze sąsiadujące z nami mocarstwo, albo podstawić mu nogę. W pierwszym wypadku byliśmy użyteczni i mogliśmy wygrać czas na wzmocnienie się no i na doczekanie zmiany koniunktury międzynarodowej. Zmiana ta zresztą rychło nastąpiła ale nasza niecierpliwość i naiwność spowodowały, że Polski już nie było.
W drugim przypadku stawaliśmy w poprzek czyjejś drogi i zostaliśmy rozdeptani. Nasze racje nic nam nie dały.
Jednym z funkcjonujących mitów jest przekonanie o wspólnocie interesów zaborców w sprawie Polski. Nie było niczego takiego. Wręcz przeciwnie, między nimi była sprzeczność interesów. Państwem konsekwentnie dążącym do rozbioru Polski były Prusy. Te same, które wybraliśmy sobie na sojusznika. Już wcześniej rozpoczęły swoją drogę do pozycji mocarstwa i taką uzyskały w latach 1740–1763 roku w trzech wojnach odbierając Austrii jej najbogatszą prowincję czyli Śląsk. Następnym krokiem było wyciągnięcie łap po polskie Pomorze (1772-73) i Wielkopolskę (1793). Dopiero wtedy stały się prawdziwym, europejskim mocarstwem. Austria nie miała w tym żadnego interesu bo rozbiór Polski wzmacniał ją minimalnie, jeśli w ogóle. Dla niej istnienie Polski było na rękę bo ograniczało śmiertelnie niebezpieczne Prusy. Dla Rosji korzystna była nienaruszona ale zwasalizowana Polska bo wtedy jej wpływy sięgały zachodnich granic Wielkopolski. To my swoją nieroztropną polityką zburzyliśmy ten układ na korzyść Prus.
Inna sprawa to podziw jaki należy się królom Prus Fryderykowi II i Fryderykowi Wilhelmowi II za fenomenalne rozegranie sprawy polskiej w taki sposób, że inni uczestnicy wydarzeń sprowokowani zostali do działania wbrew swoim interesom co im w przyszłości zaszkodziło. Chapeau bas.
Dlatego dla mnie to, że ktoś coś tam powiedział w jakimś momencie, niewiele znaczy. Liczy się gra interesów. Sprowadzanie wszystkiego do tego, że Katarzyna czegoś tam chciała czy nie chciała jest błędem. Toczyła się wtedy wielka gra na kilku poziomach. Trzeba było wiedzieć z kim grać ale żeby to robić trzeba było mieć świadomość tej gry. A tą miał tylko król.
Występowanie przeciwko nurtowi i w efekcie własnym interesom ma w Polsce długą tradycję. Tak było w XVIII wieku. Tak było gdy wywołaliśmy Powstanie Listopadowe w 1830 roku a nie w np. 1828 gdy Rosja toczyła wojnę z Turcją i zmagała się z buntem dekabrystów. Potem w 1863 gdy przeszkodziliśmy zbliżeniu rosyjsko-francuskiemu w interesie Prus. Tak było i w 1939 roku gdy na ochotnika zgłosiliśmy się jako pierwsi pod nóż w kolejnej wojnie. Za każdym razem słyszymy, że nie można było inaczej. Pytanie dlaczego inni mogli a my jedni nie mogliśmy inaczej?
Dla mnie jest oczywiste, że w każdym okresie mogliśmy prowadzić inną politykę z zupełnie innymi rezultatami. Czy to było w wieku XVIII, czy w XIX czy też w XX. Obecnie również. Sprowadzanie wszystkiego do złych intencji sąsiadów jest nieporozumieniem. Pożądliwość sąsiadów jest czynnikiem stałym. Takie są wilcze prawa polityki. Objawia się ona jednak wtedy gdy jesteśmy słabi i jednocześnie swoim postępowaniem podstawiamy komuś nogę.
Wracając do interesów Katarzyny II. Pan Skolimowski pisze „Sojusz z Polską nie był Rosji do niczego potrzebny”. Raz był a innym razem nie był. Zapytam o coś innego. Czy Katarzynie była potrzebna granica z Prusami na Bugu i Austriacy w Galicji? Naprawdę chciała podnieść Prusy sprowadzone przez jej poprzedniczkę do parteru, do rangi mocarstwa? Jaki miała w tym interes? To było do wykorzystania ale tego nie zrobiliśmy.
Podsumowując – kompletnie nie zgadzam się powszechnym przekonaniem, że musiało tak być jak było bo źli sąsiedzi itd. To nieprawda. Mogło być inaczej tylko spapraliśmy sprawę. I wcale nie jest to pesymizm. To podejście optymistyczne. Optymistyczne bo znaczy, że mieliśmy wtedy i mamy dzisiaj większe możliwości niż nam się zdaje. Trzeba się tylko nauczyć wykorzystywać pojawiające się okazje.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość