Od XVIII w. część Polaków ogarnął jakiś obłęd nakazujący im szukać sojuszników daleko. I pozostało nam to do dzisiaj. Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał takie sojusze egzotycznymi. Jak pisze Cat: Jeśli utrata niepodległości przez jakieś państwo pociąga utratę niepodległości innego państwa, to sojusz pomiędzy tymi dwoma państwami jest sojuszem naturalnym, wskazanym. Jeśli jednak utrata niepodległości przez Polskę nie jest groźna dla naszego sojusznika, to jest to sojusz egzotyczny. I, tak naprawdę, niewiele lub nic nam nie dający.
Dla przykładu taka niezbyt interesująca się Polską Wielka Brytania w końcu XVIII w. nagle doceniła Polskę jako sojusznika w tworzonej razem z Prusami koalicji antyrosyjskiej. Polska poszła w to jak w dym, lecz do Londynu pojechał poseł Katarzyny II Siemion Woroncow i wyperswadował Anglikom te pomysły. Z całej tej koalicji pozostała jedynie wojna polsko-rosyjska, w której Polska została pobita i poddana II rozbiorowi przez Rosję i niedoszłego sojusznika Prusy.
Jednak Polacy są niezdolni do uczenia się na błędach, nawet własnych. Już dwa lata później polscy patrioci zaangażowali się z porozumienie z Francją. Tadeusz Kościuszko spotkał się z ministrem spraw zagranicznych Francji i dowódcą Armii Centralnej generałem Charles François Dumouriez. Zamierzał uzyskać pomoc rewolucyjnej Francji dla planowanego powstania. Francuz oczywiście pomógł. Najlepiej mu jednak wyszło przekazanie planów Insurekcji Prusakom, a ci natychmiast przekazali je Katarzynie. Polskę oczywiście szlag trafił, ale za to wojska pruskie zamiast do Francji wkroczyły do Polski.
Niczego nas to nie nauczyło i do końca trzymaliśmy z Napoleonem. Zresztą nie tylko z nim. Przez cały wiek XIX liczyliśmy na pomoc Francji i Wielkiej Brytanii, które nic nam dać ani nie chciały, ani nie miały możliwości. Jeden z nielicznych przytomnych polityków polskich margrabia Zygmunt Wielopolski zapytał kiedyś ironicznie gorącogłowych patriotów czy flota brytyjska podpłynęła już pod Częstochowę.
Rozsądek zdawał się zwyciężać kiedy w roku 1921 zawarliśmy sojusz z Francją skierowany przeciwko Niemcom. Potem, gdy Francja zaczęła kombinować jak by tu się wypisać z sojuszu zostaliśmy niejako w zawieszeniu. I nagle, w obliczu nadchodzącej wojny, gdy III Rzesza szykowała się do uderzenia na Zachód, przypomniano sobie o nas. W początkach 1939 r. Anglicy nagle zaoferowali nam sojusz. Był to typowy sojusz egzotyczny. Utrata niepodległości przez Polskę bynajmniej nie pociągała za sobą utraty niepodległości Anglii. Przeciwnie, w XIX w. nie było państwa polskiego, a dla Anglii były to czasy rozwoju i potęgi. Poszliśmy w to jak w dym. Nikt nie zastanawiał się nad tym, że Wielka Brytania miała wprawdzie wielką flotę ale wojska na Wyspach raptem 6 dywizji (Polska ok. 40). Zgodnie z brytyjskimi (nie naszymi) przewidywaniami Niemcy odwrócili kierunek pierwszego uderzenia, Zachód zyskał 8 miesięcy, a zgodnie ze słowami margrabiego Wielopolskiego flota brytyjska nie pomogła nam ani pod Częstochową, ani w bitwie nad Bzurą. Ironią losu było to, że to nasza mała flota wojenna ewakuowana na Zachód wspierała najpotężniejszą flotę świata, wspaniałą Royal Navy. Potem kazali sobie zapłacić za amunicję zużytą w ich obronie.
Po wojnie potwierdziły się słowa Cata. Niepodległość Francji i Wielkiej Brytanii nie była niczym zagrożona, natomiast Polska stała się państwem wasalnym w stosunku do Związku Radzieckiego.
W końcu jednak zmieniła się koniunktura międzynarodowa i Polska odzyskała pełną swobodę ruchów. Zdawałoby się, że czegoś powinniśmy się byli nauczyć. Niestety, jeżeli z historii można
wyciągnąć jakąś naukę to tylko taką, że jeszcze nigdy Polacy z historii niczego się nie nauczyli.
Postawiliśmy na sojusz z USA. Dalej już znaleźć kogoś trudno było chyba, że Australijczyków na kangurach. Sojusz z USA jako taki jeszcze mógł być uzupełnieniem jakiegoś normalnego aliansu, takim zabezpieczeniem żeby nam inny sojusznik nie zhardział za bardzo. Ale taki numer to nie z nami. Jak z USA to z USA. Musimy po swojemu. Wpierw palimy wszelkie mosty na wschodzie. Bez mała ogłaszamy wojnę z Rosją, rwiemy wszelkie stosunki handlowe i drażnimy Moskwę jak tylko potrafimy. No i ogłaszamy, że Rosjanie są nam wrodzy i knują. Nie lubią nas. A niby za co? Jak to mi powiedział mój angielski Polak obserwujący sytuację na odległość – „A co ty byś myślał gdybyś ciągle miał pod nogami chomika, który myśli, że jest lwem i ciągle próbuje ugryźć cię w mały palec u nogi?” Polska zachowuje się jak taki chomik. Tak to wygląda z daleka.
Po takim przygotowaniu swojej pozycji błagamy Amerykanów, żeby nas ratowali przed Rosją. Stany Zjednoczone to sprawdzony, i to boleśnie, sojusznik. Byli naszym sojusznikiem w czasie wojny czego dali wyraz w porozumieniach ze Stalinem w Teheranie i w Jałcie. Nie mieli nic przeciwko oddaniu Polski Stalinowi i zagarnięciu przez ZSRR polskich Kresów, ale w zamian za to protestowali, nieskutecznie na szczęście, przeciwko granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Gdybyśmy jeszcze mieli jakieś wątpliwości co do rzetelności USA przypomnijmy sobie argentyńsko-brytyjską wojnę o Falklandy w 1982 r. Stany Zjednoczone były sojusznikiem obu walczących stron. Dla przyzwoitości powinny chociaż zachować neutralność w tym konflikcie. Może i powinny, ale wsparły Anglików logistycznie i wywiadowczo.
Teraz są naszym jedynym liczącym się sojusznikiem. Skoro tak to my jak w dym. Wojna z tradycyjnie przyjaznym Polsce Irakiem? Idziemy się bić za amerykańskie interesy. Nasi żołnierze giną, a w nagrodę Amerykanie wyganiają w diabły polskie firmy z Iraku. Jakie wnioski wyciągnięto w Warszawie? Ano takie, że chyba za mało się dla nich staramy. Ścichło więc skomlenie o zniesienie wiz i wysłaliśmy wojsko na kolejną wojnę. Tym razem w Afganistanie. Dzięki tej sojuszniczej wojnie w pewnym momencie zdołaliśmy wysłać z Polski wszystkie zmodernizowane śmigłowce bojowe. U nas nie zostało nic. Przy okazji okazało się, że utknęła modernizacja armii bo pieniądze wydaliśmy na Afganistan. Tyle było szumu i pyskowania, że wojsko jest uzbrojone w poradziecki szmelc, a teraz okazuje się, że ten „ruski szmelc” jest na wyposażeniu naszej armii do dnia dzisiejszego, czyli po 29 latach wspierania nas przez sojusznika. Więc albo nie był to wcale taki szmelc albo... jesteśmy zwyczajnie bezbronni.
Sojusznik ciągle jakby nie do końca z nas zadowolony więc posłaliśmy samoloty – w tym wszystkie cztery F16 w pełni wyposażone elektronicznie – na kolejną wojnę do Syrii. Tam pomagamy obalić legalny rząd prezydenta Baszszara al-Asada bo nie spełnia oczekiwań amerykańskich. Tu trafiła kosa na kamień, bo Asad poprosił o pomoc Rosję i sprawa się rypła. Asad wygrywa pomimo jawnej już pomocy udzielanej przez USA terrorystom z ISIS.
Po tych wszystkich doświadczeniach wyszło na to, że my ciągle musimy dla Amerykanów wojować, a oni nawet wiz nam nie zniosą. Ale za to będą umierać w obronie Polski. W tej jednak sprawie jestem niedowiarkiem.
Przyszedł nagle czas na sprawdzenie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Takie sprawdzenie na sucho, w małej sprawie. Ot, zwykła klasówka. Pierwsze symptomy złego mieliśmy w samym szczycie histerii antyrosyjskiej, kiedy to Rosjanie mieli w czasie wspólnych manewrów zająć Białoruś i zaraz potem uderzyć na Polskę w celu zajęcia przesmyku suwalskiego. Tak przynajmniej gadał Antoni Macierewicz i kilku innych nawiedzonych.
Wtedy w amerykańskiej TV było o tym sporo i CNN zaprosiła do studio generała Colina Powella byłego przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów (1989–1993), doradcę prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego (1987–1989) i sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych (2001–2005). To człowiek naprawdę zorientowany w sprawie polityki i zamiarów USA. Otóż ten pan oświadczył wprost, że cała ta sprawa nie ma większego znaczenia. Powiedział, że w razie czego Rosjanie w ciągu trzech dni dojdą do Odry i tam zostaną zatrzymani. Wiedzą o tym dobrze i dalej pchać się nie będą. Faktycznie, w Waszyngtonie można odetchnąć. Tylko nam się może zrobić duszno. Ale to powiedział emeryt więc najwygodniej było zlekceważyć go zupełnie.
Ale jak zlekceważyć sytuację z ostatnich dni?
Zostaliśmy z zaskoczenia i bezceremonialnie zaatakowani politycznie przez Izrael. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że polski rząd treść uchwalanego prawa uzgadniał z Izraelem i ze Stanami Zjednoczonymi, co w połączeniu z pobytem wojsk amerykańskich w Polsce stawia pod znakiem zapytania naszą suwerenność. Wyjątkowo aroganckie zachowanie Izraela zostawmy na boku.
Zajmijmy się zachowaniem naszego głównego sojusznika, którego sami poprosiliśmy o wprowadzenie wojsk do Polski. Otóż ten nasz „sojusznik” ni mniej ni więcej tylko zażądał zawetowania ustawy o IPN. Oczywiście wypowiadali się bardzo dyplomatycznie.
Jesteśmy także zaniepokojeni, że reperkusje, które wprowadza projekt ustawy, mogą mieć wpływ na strategiczne interesy Polski a także jej relacje - również ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem. Tłumacząc to na język mniej dyplomatyczny jest to zwyczajna groźba.
To oczywiście nie wszystko. Nie zamierzam tu pisać o różnych listach podpisywanych przez kongresmenów pod ogólnym hasłem dajcie Żydom szmal. Są grubsze sprawy.
W rozmowie na falach RMF FM ambasador Stanów Zjednoczonych w Warszawie, Paul Jones mówi: W sprawie nowelizacji ustawy o IPN jesteśmy gotowi do dialogu [...] To nie jest dla nas nowa sprawa, nie trzeba nam tłumaczyć samego prawa ani jego uzasadnienia. Rozmawialiśmy o tym kanałami dyplomatycznymi od wielu miesięcy. [...] Nasze stanowisko było jasne. Mówiąc wprost, oczekiwaliśmy że to prawo zostanie zmodyfikowane i pewne uwagi, nasze i innych, zostaną wzięte pod uwagę.
Ponadpartyjny Zespół ds. Zwalczania Antysemityzmu Kongresu USA (Congressional Antiemitism Task Force) wysłał list do Andrzeja Dudy, w którym kongresmeni apelują, by głowa państwa polskiego zawetowała nowelizację ustawy o IPN. Jesteśmy zaniepokojeni uchwaloną niedawno przez Sejm i oczekującej na rozpatrzenie przez Senat ustawą, która przewiduje karanie za doniesienia o polskim współudziale w nazistowskich zbrodniach przeciw Żydom podczas okupacji Polski w czasie II wojny światowej.
Jesteśmy głęboko zaniepokojeni, ponieważ może mieć to wpływ na dialog, stypendia i odpowiedzialność w Polsce za Holokaust. […] Mamy nadzieję, że prezydent opowie się przeciwko tej ustawie i zawetuje ją. Oczekujemy na zaangażowanie i odpowiedź.
Swoją drogą czemu w USA nie ma zespołu ds. zwalczania antypolonizmu?
W lutym 2017 r. odbyła się Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa z udziałem m.in. prezydenta Andrzeja Dudy i senatora Johna McCaina. W piątek 17 lutego podczas panelu dyskusyjnego McCain niespodziewanie zwrócił się do prezydenta Dudy mówiąc: Myślę, że jednym z krajów, który zostanie poddany pewnej presji, jest pański.
Ani Prezydent Duda, ani jego współpracownicy nie wyjaśnili o co tak naprawdę chodziło, zasłaniając się ogólnikami i wskazując na napiętą sytuację na świecie. Nie pomogły także formalne wnioski opozycji o wyjaśnienie sprawy.
Niespodziewanie Polskę poparły Niemcy. Federalny Minister Spraw Zagranicznych Sigmar Gabriel powiedział odnośnie polskiej ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (03.02.2018):
„Pełne rozliczenie z własną historią i z własną odpowiedzialnością jest dla nas Niemców stałym moralnym zobowiązaniem w obliczu zbrodni popełnionych przez Niemców i przez Niemcy także w Polsce.
Nie ma najmniejszej wątpliwości co do tego, kto jest odpowiedzialny za obozy zagłady, kto je prowadził i kto zamordował w nich miliony Żydów europejskich – a mianowicie Niemcy. To nasz kraj i nikt inny popełnił to zorganizowane masowe morderstwo. Pojedynczy kolaboranci nic tu nie zmieniają.”
Kolejną niespodzianką była odsiecz ze Wschodu. Polskę poparł szef Czeczenii Ramzan Kadyrow oraz Siergiej Żelezniak, zastępca sekretarza Rady Generalnej partii Jedna Rosja, z której wywodzi się prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin. Naród polski cierpiał przez wszystkie okropności nazizmu i zapłacił za to tysiącami niewinnych żyć. Decyzja legislacyjna polskiego Senatu odzwierciedla opinię obywateli polskich, którzy nie chcą powtórki z tragedii II wojny światowej i którzy protestują przeciwko zmartwychwstaniu nazizmu na sąsiedniej Ukrainie – stwierdził rosyjski parlamentarzysta.
Podsumowując musimy stwierdzić, że w sprawie w sumie naprawdę drobnej, która nie powinna być przedmiotem zainteresowania USA, Stany Zjednoczone otwarcie wystąpiły przeciwko Polsce tylko dlatego, że Izrael tego sobie życzy. Nawet Niemcy, którzy mają interes w zamazaniu swojej odpowiedzialności, uznali, że trzeba poprzeć Polskę.
W takiej sprawie nasz „sojusznik” wystąpił przeciwko nam, stał się naszym przeciwnikiem. Wystarczył głos jakichś krzykaczy z Izraela w sprawach niedotyczących USA.
Czy ktoś przytomny na umyśle sądzi, że w sytuacji prawdziwego zagrożenia naszych interesów, gdy trzeba będzie położyć życie Amerykanów na szali, pomogą nam?
Spójrzmy prawdzie w oczy. Ten sojusz to wydmuszka potrzebna do wykorzystania nas. W rzeczywistości jesteśmy osamotnieni. Jeśli w porę nie zmienimy polityki, to przyjdzie drogo nam za to zapłacić.
Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”
Skomentuj
Komentuj jako gość