Do napisania niniejszego tekstu sprowokował mnie ksiądz redaktor naczelny* swoją notką pod moim artykułem o koronacji Mikołaja I na króla Polski. Ponieważ notką tą dystansował się od mojego tekstu, postanowiłem wytłumaczyć się rozszerzając temat.
W potocznej opinii oraz, niestety, w podręcznikach szkolnych przyjęło się pisać, że Polska była przez 123 lata w niewoli, że w tym czasie (1795–1918) państwa polskiego zwyczajnie nie było. Stąd zapewne reakcja na mój tekst o koronacji. No bo jak można być królem nieistniejącego państwa?
Otóż ta opinia, to nic bardziej fałszywego. Nie jest prawdą, że Polski nie było na mapach. Jak najbardziej istniała i była państwem powszechnie uznanym międzynarodowo. Podstawy istnienia i uznania miała bardzo mocne, bo jej istnienie było zagwarantowane zgodną wolą ówczesnych mocarzy świata w traktacie zawartym na Kongresie Wiedeńskim. W stosunku do Polski używano nawet, zgodnie z ówczesnym obyczajem, określenia „mocarstwo”. Dzisiaj to brzmi zabawnie, ale mile dla polskiego ucha.
Więc w końcu – co z tą Polską? Była, czy jednak jej nie było?
Preludium
We wrześniu 1806 roku Prusy przystąpiły do wojny z Francją, 27 października Napoleon wkroczył do Berlina, a tydzień później do Poznania. Zaczęła się cyniczna gra Polską. Wezwał Polaków do tworzenia armii. Powiedział: „Zobaczę, czy Polacy godni są być narodem”. Domagał się 30 tys. żołnierzy, a dostał znacznie więcej. Jednak już pół roku później doszedł do wniosku, że Polacy nie są godni być narodem i 25 czerwca w Tylży, podczas spotkania z carem Aleksandrem, postanowił ubić interes naszym kosztem. Zaoferował carowi wszystkie ziemie polskie wraz z tytułem króla Polski. Do tego jeszcze: sojusz francusko-rosyjski, porozumienie handlowe, udział w blokadzie kontynentalnej Anglii, itd. Car zgodził się na wszystko, ale prezentu w postaci Polski nie przyjął. Słusznie uznał to za pułapkę. Napoleon kosztem Polaków chciał doprowadzić do zerwania sojuszu rosyjsko-pruskiego i jednocześnie osłabić pozycję cara w Rosji jako tego, który przyjmuje koronę z rąk cesarza Francji.
Skoro nie dało rady nas przehandlować, trzeba było nas wykorzystać. Napoleon utworzył Księstwo Warszawskie, połączone unią personalną z Królestwem Saksonii.
Księstwo Warszawskie było tworem specyficznym. Było państwem w sensie prawa wewnętrznego. Księciem Warszawskim był formalnie król Saksonii Fryderyk August, ale rządy faktyczne sprawował rezydent francuski, biorący stały udział w posiedzeniach rządu Księstwa, nazywany zresztą przez Stanisława Staszica drugim Stackelbergiem. Konstytucja Księstwa została nadana przez cesarza Francji, a nie formalnego suwerena, zaś armia nie podlegała księciu lecz cesarzowi Francji. Wierności cesarzowi pilnował 30-tysięczny francuski korpus okupacyjny, utrzymywany przez zrujnowane społeczeństwo.
Księstwo byt swój ściśle związało z Napoleonem i razem z jego upadkiem powinno byt swój zakończyć. Tak się jednak nie stało.
Już w roku 1809, podczas wojny z Austrią, chwilowym sojusznikiem była Rosja. Gdy wojska rosyjskie wkroczyły do Galicji, ich głównodowodzący, książę Dmitrij Golicyn, zwrócił się do cara z projektem odbudowy Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku, pod berłem cara jako króla Polski. Golicyn miał nadzieję zostać namiestnikiem odbudowanej monarchii. Projekt, jeden z kilku podobnych, upadł, ale myśl ciągle kiełkowała. W miarę psucia się stosunków z Francją, narastało znaczenie opcji rosyjskiej w Polsce. Tacy ludzie, jak książę Michał Ogiński, książę Franciszek Drucki-Lubecki czy hrabia Ludwik Plater proponowali utworzenie pod berłem cara Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jak to tłumaczyli rodakom: wygra wojnę Rosja, to Księstwo Warszawskie przyłączy się do Litwy, a jak Napoleon – to Litwę do Księstwa. W obu przypadkach efektem miało być zjednoczenie ziem dawnej Rzeczypospolitej.
Gdy już sojusze się posypały, Napoleon w rozmowie z ambasadorem Rosji (15 sierpnia 1811 roku) wyłożył kawę na ławę:
„Nie myślę przywracać Polski, interes mych ludów nie jest związany z tym krajem. Lecz jeśli mnie zmusicie do wojny, posłużę się Polską jako środkiem przeciwko wam.”.
Tym razem słowa dotrzymał. Rok później rzucił Księstwo do wojny przeciwko Rosji. Jak się to skończyło, wszyscy wiemy. Kozacy poili konie w Sekwanie, a rosyjscy żołnierze „wprowadzili” nazwę „bistro”, poganiając podających im jedzenie: „bystro, bystro”.
I na tym powinien być koniec.
Car Rosji Aleksander I i król Polski Aleksander II w polskim mundurze
Nie wszystko stracone
Car jednak nie zlikwidował Księstwa. Rząd wprawdzie wyjechał, ale pozostał na miejscu Senat. Imperator powołał polsko-rosyjski rząd tymczasowy i utrzymał istniejącą administrację.
Armia Księstwa Warszawskiego dochowała wierności cesarzowi do końca. Dłużej nawet niż Francuzi. W końcu resztki wojska zostały osamotnione w jakimś pałacu, nawet nikt ich nie rozbroił. Niepotrzebni Francuzom, zignorowani przez koalicję, nie mający dokąd się udać.
I wtedy przyszła odmiana. 13 kwietnia 1814 roku w Paryżu odbyła się rozmowa delegacji polskich wojskowych z Aleksandrem I. Na pytanie: „Czy wojsko zatrzyma kokardę narodową?", cesarz odpowiedział twierdząco. 24 kwietnia 1814 roku w Saint-Denis odbyła się rewia wojska polskiego, po której Aleksander I, chwaląc postawę żołnierzy, powiedział: „Do zobaczenia się w Warszawie".
Car Aleksander wrócił do planów odbudowy państwa polskiego pod swoim berłem. Jego decyzja była z wielu powodów zadziwiająca. Niosła wielkie ryzyko osobiste. Przecież już wcześniej grupa oficerów zawiązała spisek, mający na celu zamordowanie cara, żeby nie dopuścić do odbudowy Polski. W dodatku na Kongresie Wiedeńskim zmuszony był samotnie wystąpić przeciwko całej Europie.
Niechęć do odbudowy Polski pod jego berłem była tak silna, że połączyła wczorajszych wrogów. 3 stycznia 1815 roku Austria, Francja i Wielka Brytania zawarły sojusz, mający uniemożliwić powstanie Królestwa Polskiego. Wielki Książę Konstanty wydał rozkaz mobilizacji i obrony granic Księstwa. Kryzys został zażegnany kosztem oddania Prusom Wielkopolski. Tocząc bój z Europą Aleksander przeforsował powstanie Królestwa Polskiego jako monarchii konstytucyjnej. Zostało to usankcjonowane uchwałą Kongresu, tak że z dniem 20 czerwca 1815 roku Księstwo Warszawskie stało się Królestwem Polskim, z Aleksandrem jako władcą.
Mapa Królestwa Polskiego z 1820 roku
Flaga Królestwa
Jaka była ta Polska?
Aleksander nadał Królestwu konstytucję, opracowaną przez zespół pod kierunkiem księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Królestwo nie było częścią Rosji. Wspólną z Rosją miało tylko osobę monarchy, bo każdorazowy car miał być jednocześnie królem Polski. Wspólną z Rosją miało też politykę zagraniczną, aczkolwiek przy wielkim księciu Konstantym Pawłowiczu była kancelaria dyplomatyczna, do której wpływały dokumenty dotyczące spraw polskich. Wszystko pozostałe było oddzielne. Nie tylko własna armia, własny Sejm, rząd, skarb, waluta, ale nawet oddzielna była regencja w wypadku śmierci panującego. Językiem urzędowym był język polski, a językiem kontaktów dyplomatycznych pomiędzy Polską i Rosją był francuski. Z ciekawostek dodam, że w przypadku wkroczenia wojsk rosyjskich do Polski, miały być one utrzymywane przez rząd rosyjski, a ich pobyt nie mógł obciążać budżetu Królestwa, i vice versa. Wojsko Polskie nie mogło być użyte poza obszarem Europy. W praktyce, nie zostało użyte nawet w Europie, bo gdy rozpoczęła się wojna rosyjsko-turecka w 1828 roku, to wódz naczelny, wielki książę Konstanty, odmówił Mikołajowi I wysłania wojsk polskich i car ustąpił.
Car Rosji i król Polski Mikołaj I
Dziwne jest to, że Królestwo Polskie nie ma dobrej opinii. Nie tylko w podręcznikach, ale i w mających się za naukowe opracowaniach malowany jest jego zdecydowanie czarny obraz. Oficjalnie mówi się o 123 latach niewoli i braku państwowości, gdy tymczasem Królestwo jako państwo istniało od 1815 aż do 1874 roku, kiedy to został zlikwidowany urząd Namiestnika Królestwa. Wtedy też jedynymi pozostałościami były nazwa na mapie i Prokuratoria Generalna KP, której nie zlikwidowano.
Powszechnie głoszona jest również teza, że carowie, zwłaszcza Mikołaj I, z czasem zamierzali ograniczyć, a potem zlikwidować, autonomię Królestwa. Jako argument podaje się fakt, że w końcu tak się stało. Jest to argument z gruntu fałszywy, mylący przyczynę ze skutkami. Mikołaj I nie po to koronował się w Warszawie na króla Polski, żeby Polskę likwidować. Nie po to kazał uczyć języka polskiego swojego syna, przyszłego cara Aleksandra II, żeby nie przekazać mu w spadku Królestwa. Zniesienie konstytucji Królestwa (26 lutego 1832 roku) było skutkiem buntu, czyli powstania listopadowego, a nie wynikiem jakiegoś wcześniejszego planu.
Na aberrację umysłową zakrawa fakt, że Księstwo Warszawskie – tak naprawdę eksploatowany do granic wyniszczenia obóz wojskowy, rządzony „z buta” przez rezydenta francuskiego – cieszy się dobrą opinią. Natomiast dysponujące o wiele większą samodzielnością, lepszą konstytucją, bardziej praworządne Królestwo Polskie jest przedstawiane jako twór nam obcy i nie do zniesienia.
Piejemy z zachwytu nad Napoleonem, pierwszym na taką skalę nowoczesnym zbrodniarzem, który swoimi wojnami przez dwadzieścia lat wyludniał Europę. Jesteśmy dumni z tego, że byliśmy jego narzędziem w ujarzmianiu narodów walczących o wolność. Gdzie tu powód do dumy? Chwalimy się, że dławiliśmy walczącą o wolność Hiszpanię? Księstwa włoskie? Albo może San Domingo? Przecież tak naprawdę powodem do dumy może być wojna z Austrią w 1809 roku, w tym bitwa pod Raszynem, ale nie ta cała reszta w ochotniczej służbie tyrana. Przeciwstawiamy temu wyolbrzymione szaleństwa Konstantego i rzekomo nieuniknione powstanie listopadowe. O nieobliczalnym Konstantym pisze się wiele. O tym, jak obrażał oficerów. Ale o tym, że ten sam gwałtowny Konstanty, gdy ochłonął, potrafił podczas parady publicznie przeprosić obrażonych oficerów, to już mało kto wspomina, bo fakt ten psuje nieprzeniknioną czerń obrazu wroga.
Sztab Generalny Wojska Polskiego
Pamiętamy o żołnierskiej chwale Księstwa Warszawskiego, która przyniosła nam ruiny i zgliszcza. W Warszawie pod rządami Napoleona nie zbudowano ani jednego domu. Dosłownie – ani jednego. Za to kto dziś pamięta o niewyobrażalnie dużych osiągnięciach Królestwa pod berłem króla-cara, ale pod polskimi rządami? O wspaniałym rozwoju budownictwa nie tylko w stolicy, o utworzeniu Banku Polskiego, Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego, Instytutu Agronomicznego, Instytutu Politechnicznego i Akademii Górniczej w Kielcach? Kto wie, że w Królestwie zbudowano dwa razy więcej dróg bitych niż w całym Cesarstwie Rosyjskim? Weźmy taki np. trakt uściługski, jedną z głównych dróg budowanych w latach 30. XIX w. przez Dyrekcję Jeneralną Dróg i Mostów Królestwa Polskiego, z Warszawy przez Lublin, Chełm w kierunku Uściługa. Droga ta, jak inne trakty budowane w latach 1819–1846, była wytyczana od zera, idealnie prosta i omijała centra wsi.
Zmierzch
Nieszczęsne powstanie listopadowe zaprzepaściło większość wcześniejszych zdobyczy politycznych, ale gospodarcze i znaczna część administracyjnych – pozostały. Ograniczenie swobód nie było celem cara, lecz rezultatem naszego szaleństwa. Mikołaj I spotkał się w Moskwie, w listopadzie 1831 roku, z generałem Tomaszem Łubieńskim. Rozmowa miała burzliwy przebieg.
„Ja wam wszystko przebaczam – zawołał w uniesieniu – bunt, zdradę, nawet detronizację, ale czego wam wybaczyć nie mogę, to żeście mi zwichnęli cały plan panowania. Ja chciałem przez was cywilizować Rosyę, zbratać w postępie te dwa narody; wyście temu stanęli na przeszkodzie, przez waszą głupią rewolucję, i zmusiliście mnie rzucić się w objęcia Niemców, tych największych moich i waszych wrogów...” (za: S. Smolka, Polityka Lubeckiego przed powstaniem listopadowym).
Wydawałoby się, że po powstaniu powinien nastąpić koniec Królestwa. Tymczasem Mikołaj I wprawdzie zlikwidował wojsko, Sejm, odrębną regencję, a konstytucję zastąpił Statutem Organicznym dla Królestwa Polskiego, jednak kurs gospodarczy utrzymał. Nowy namiestnik, książę Iwan Paskiewicz, kontynuował, a nawet wzmocnił politykę samodzielności gospodarczej Królestwa. Wbrew temu, co można wyczytać w Wikipedii, był przeciwnikiem zbędnych represji. Na czas jego namiestnictwa przypada okres największego rozwoju gospodarczego Królestwa Polskiego. Wprawdzie instytucje polityczne Królestwa zostały bardzo ograniczone, ale administracja pozostała polska i autonomiczna w stosunku do Rosji. Sam Paskiewicz, paradoksalnie, był najskuteczniejszym obrońcą odrębności Królestwa przed zakusami rosyjskiej oligarchii. Kres tej polityce położyło dopiero powstanie styczniowe. Po tym naszym zrywie zapadła decyzja o końcu odrębności Polski, przynoszącej Rosji tyle kłopotów. Rozpoczęto proces likwidacji polskich instytucji, zakończony w 1874 roku zniesieniem urzędu Namiestnika Królestwa. Zaczęła się era rusyfikacji, trwająca aż do 1907 roku. Ale to już inna opowieść.
Fakt, że nie pamiętamy o tym wszystkim, wpisuje się w obraz naszej niewiedzy o własnej przeszłości. Dramatycznie kiepski jest poziom nauki historii w szkole, która czasem uczy, kto i z kim toczył bitwy, ale o co – to już nie zawsze. Absolwent polskiej szkoły nie ma – i nie może mieć – zielonego pojęcia, kto w naszej Ojczyźnie zakładał szkoły, unowocześniał gospodarkę i tworzył infrastrukturę. Nie wie, skąd się wzięły choćby domy, które można było burzyć w czasie kolejnych powstań. A przecież to polskie elity Królestwa Polskiego nie zmarnowały tych kilkunastu lat, oddzielających kolejne wojenne awantury, lecz stworzyły mocne podstawy rozwoju gospodarczego.
To niesuwerenne Królestwo Polskie w pełni zasłużyło na naszą pamięć i dobre słowo. Nie powinno dłużej pozostawać królestwem wyklętym.
Adam Kowalczyk
Literatura:
Andrzej Andrusiewicz, Aleksander I – Wielki gracz, car Rosji – król Polski.
Lech Mażewski (red.), System polityczny, prawo, konstytucja i ustrój Królestwa Polskiego 1815-1830.
Lech Mażewski (red.), Królestwo Polskie w okresie namiestnictwa Iwana Paskiewicza (1832-1856).
Lech Mażewski, Oblany egzamin z polityki. O narodzinach, istnieniu i upadku państwa polskiego w latach 1806–1874.
Violetta Wernicka, Rosjanie w Polsce. Czas zaborów 1795–1915.
*pierwotnie artyluł był publikowany w miesięczniku Debata
Skomentuj
Komentuj jako gość