Każdego dnia, konwulsyjnie i bez sensu, publika podnieca się wojną pomiędzy PiS i PO. Im głupsze starcie tym emocje większe. Czekam na dzień kiedy uruchomione zostaną wszystkie służby specjalne, policja i prokuratura, bo w przedszkolu wnuczek jednego polityka przyłoży zabawką w glacę wnuczkowi drugiego. Wystarczy jednak na jakiś czas odstawić telewizor i nie słuchać tego całego chłamu informacyjnego, żeby zacząć dostrzegać sprawy ważniejsze. A to co widać nie jest zbyt budujące.
Od bieżących sporów ważniejsze są ogólne trendy. I tu widać wyraźnie, że ustrój polityczny państwa, bieżące działania partii politycznych i mentalność społeczeństwa na dłuższą metę wyklucza sukces Polski. Drogi rozwoju bowiem mamy dwie.
Jedna to społeczeństwo ludzi wolnych. Ale ludzi wolnych nie w obecnym, prostackim rozumieniu tego słowa. To ma być społeczeństwo ludzi wolnych, samodzielnie wybierających swoją drogę i ponoszących pełną odpowiedzialność w związku z dokonanym wyborem i za podejmowane decyzje. Społeczeństwo, w którym każdy liczy na siebie a nie na państwo, gdzie jedynym sposobem utrzymania siebie i rodziny jest własna przedsiębiorczość lub praca u przedsiębiorcy. W takim społeczeństwie to nie państwo ma zapewniać swoim obywatelom dach nad głową i utrzymanie lecz własna inicjatywa. W takim społeczeństwie podatki są niskie a posady publiczne nieliczne i niepewne. Takie państwo wydaje pieniądze na zapewnienie osobistego bezpieczeństwa przed bandytami i obronę terytorium i ludzi przed agresją z zewnątrz. W takim państwie – powtórzę za amerykańską Deklaracją Niepodległości „każdy ma prawo do dążenia do szczęścia”. I państwo chroni te jego dążenia ale tego szczęścia mu nie zapewnia bo to jego prywatna sprawa. W takim społeczeństwie myśli obywateli kierują się ku śmiałym przedsięwzięciom gospodarczym, nauka i inicjatywa jest nagradzana powodzeniem finansowym i zaspokojonymi aspiracjami. Oczywiście, część działań zakończy się klęską ale takie społeczeństwo ceni śmiałków i daje im nową szansę. Ewentualne i dość częste niepowodzenia nie są powodem do utraty szacunku czy zyskania miana nieudacznika. W cenie natomiast jest uczciwość. W takim społeczeństwie trudno oszukać państwo bo wszelkie działania dotyczą innych ludzi. Każde oszustwo, każda nieuczciwość skierowana jest bezpośrednio przeciwko drugiemu człowiekowi. Dlatego jest widoczne i powszechnie potępiane. Takie państwo nie daje materialnych korzyści swoim obywatelom. Pozwala za to im zarabiać na różne sposoby i ze względu na swoje umiarkowane potrzeby, nie odbiera im owoców ich własnej zapobiegliwości.
Jest też druga droga, droga równości. Postępujący rozwój demokracji powoduje, że rozwija się przekonanie, że ludzie powinni być równi. Początkowe pojęcie równości wobec Boga i prawa zastąpiono równością startu, następnie wyeliminowano Boga i wprowadzono pojęcie równości w ogóle, co sprowadza się do równości na mecie. Ponieważ takie pojęcie równości jest wbrew naturze, gwałci wszelkie prawa boskie i ludzkie, państwo musi wprowadzać je przemocą. Aby to robić musi zatrudniać urzędników, którzy będą wdrażali w życie pojęcia, które bez tego nigdy by się nie przyjęły. Do tego potrzebuje coraz więcej środków, których jedynym źródłem jest obywatel i nakładane na niego, coraz bardziej wymyślne, podatki. Obywatele broniąc się przed obciążeniami zaczynają uczyć się takie państwo oszukiwać i mają w tym społeczną aprobatę i wsparcie. Zaciera się granica pomiędzy oszustwem a uczciwością. Upada moralność publiczna i osobista. Ponieważ różnice pomiędzy ludźmi nie chcą zniknąć, państwo wprowadza coraz to nowe regulacje prawne krępując życie obywateli kolejnymi przepisami, bo prawami trudno to nazwać. Zmienia się mentalność społeczeństwa. Ponieważ wzrastające obciążenia powodują ograniczanie rentowności działań własnych więc ludzie zaczynają szukać pewniejszego sposobu wzbogacenia się. Wzrastająca ingerencja państwa, wzrastająca ilość potrzebnych urzędników powoduje, że takim sposobem pewnego utrzymania zaczyna być posada państwowa. Ale państwo nie potrzebuje śmiałków czy ryzykantów. Państwo i jego urzędy potrzebują spokoju i przewidywalności. Ludzie przedsiębiorczy i innowacyjni stają się nagle oszołomami, ekstremistami i w ogóle ludźmi odstawianymi na margines, ludźmi nieprzystającymi do sztancy. Przewagę uzyskują ludzie średni, miałcy i nijacy, ludzie nade wszystko pragnący bezpieczeństwa. I państwo stara się im to bezpieczeństwo zapewnić. Państwo daje pracę, mieszkania, zasiłki, wykształcenie i tępi wszelką odmienność. Jak nowotwory rozwijają się całe nowe twory zżerające zdrowe komórkach czyli partie polityczne. U szczytu swojej bezczelności sięgają po bezpośrednie finansowanie z budżetu państwa. Powstaje nowa dyktatura. Jest to dyktatura miękka i łagodna, ogarniająca człowieka zewsząd jak woda. Ta dyktatura pozwala a nawet każe głosować nazywając to wolnością. Pozwala wybierać wśród niczym nie różniących się partii i ich polityków. Jednocześnie jednak pozbawia prawa do decydowania o sobie pod pozorem zabezpieczenia równości i bezpieczeństwa. Nie można decydować o noszeniu kasku na motorze, o zapięciu pasów, o ubezpieczeniu, o sposobie zapewnienia sobie bytu na starość. Nie można też decydować o swoim własnym domu czy firmie. Pod kontrolą jest wszystko. Zmiana sklepu na bar i z powrotem z baru na sklep wymaga zgody państwa. Działalność gospodarcza jest koncesjonowana i nie ma swobody zawierania umów, swobody zatrudniania o odmowy zatrudniania czy zwalniania pracowników. Takie państwo powoli wysysa krew z gospodarki. Ono nie nie zabiera obywatelom wszystkiego. Co to to nie. Ono raczej sprawia, że nic nie rośnie, że nie powstają nowe dobra i usługi.
W takim państwie ludzie pozbawieni możliwości dojścia do pieniędzy własnym wysiłkiem, szukają tej możliwości na posadach państwowych. Posady te liczne, stabilne i relatywnie dobrze płatne stają się obiektem pożądania dla obywateli. Partie sprawujące władzę, niezależnie od swoich etykiet, nagradzają tymi posadami swoich zasłużonych działaczy. Im więcej tych posad tym bardziej są one atrakcyjne w porównaniu z powoli duszoną działalnością prywatną. Wzbogacenie się kosztem państwa staje się jeśli nie jedynym to najpewniejszym sposobem poprawy swojego bytu. Przedsiębiorczość obywateli skierowana zostaje wówczas na zdobycie intratnych posad państwowych. Ale ich nigdy nie będzie wystarczająco dużo. Skoro nie można uzyskać satysfakcji własnym wysiłkiem lecz tylko kosztem państwa, to zawsze będą rzesze tych co posad takich nie otrzymali. Im bardziej będą te posady pożądane tym niezadowolenie będzie większe. Rząd w takim państwie ma do czynienia ze stałą opozycją ze strony pożądających tych posad. Niezadowolenie jest stałe i stale rosnące. Żadne wysiłki przywódców państwa nie są w stanie zaspokoić oczekiwań. To droga donikąd. To źródło nieuchronnego upadku państwa wraz z żerującymi na nim partiami.
Patrząc z tej strony widać, że opis ten jak ulał pasuje do Rzeczpospolitej. I widać też, że różnic pomiędzy naszymi partiami, pomiędzy Tuskiem i Kaczyńskim, Pawlakiem i Napieralskim, tak naprawdę po prostu nie ma.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość