Do Polski przyjeżdża z wizytą znany brytyjski historyk David Irving, przyjeżdża prywatnie, nie jest żadnym działaczem politycznym ani społecznym, nie reprezentuje żadnej uczelni. Więc w czym rzecz, dlaczego o tym piszę? Otóż pan Irving, znany jako wybitny znawca historii III Rzeszy posiada jedną nieprzyjemna cechę. Podważa obowiązujący w demokracji obraz historii a dokładnie głosi, że ma poważne wątpliwości co do zakresu i wielkości holocaustu. Zaliczany jest do tzw negacjonistów holocaustu. I tu robi się ciekawie.
Okazuje się, że w czasie całego pobytu w Polsce ma być pilnowany przez służby specjalne. Już wcześniej wsadzono go do więzienia za to, że na wykładzie mówił nie to co potrzeba. Teraz ściganie znowu się zaczyna z naszym tym razem udziałem. Pan Irving nie lubi Polaków, głosi też rzeczy nieprawomyślne. Wielu uważa, że bzdury po prostu. Może jestem mało inteligentny ale czy ktoś mi może wytłumaczyć dlaczego akurat podważanie istnienia komór gazowych czy opowiadanie kłamstw na temat Żydów jest przestępstwem, a opowiadanie innych kłamstw nie jest? Dlaczego polskie służby specjalne nie łażą za polskimi historykami mającymi na koncie zaprzeczanie Katyniowi? Mało takich mamy? Podstawą swobody badań historycznych jest poddawanie w wątpliwość posiadanej wiedzy. To podstawa dochodzenia do prawdy. Nigdy nie unikniemy głoszenia rzeczy nieprawdziwych czy przez omyłkę, czy też z powodu złej woli. Ale karą za głoszenie ewidentnych bredni powinno być lekceważenie delikwenta przez środowisko naukowe a nie interwencja państwa! Przypomina mi się jak w styczniu 1650 r. poseł rosyjski Jerzy Gawryłowicz Puszkin zażądał spalenia wydanej w Warszawie książki, w której niewłaściwie tytułowano ojca cara. Oczywiście autor też miał dać głowę. Boję się czy aby nie podążamy w tą właśnie stronę.
Adam Kowalczyk
P.S. To następny felieton jaki nie przecisnał się przez redakcyjne sito w Gazecie Olsztyńskiej.
Skomentuj
Komentuj jako gość