Usiłując opisać jakoś postać Jarosława Kaczyńskiego pogubiłem się. Zawsze ceniłem go za jego talent do taktycznego rozgrywania przeciwników. Nie chcę udawać, że go lubiłem. Od czasu naszej (było nas tam kilku – początek lat 90) rozmowy z nim zakończonej starciem, nie jestem jego fanem. Przyznam też, że rozumiem – choć nie podzielam uczuć - tych, których Jarosław Kaczyński samą swoją osobą doprowadza do ataków nieopanowanego szału i śmieszności – vide Bartoszewski. Ale tak było dotąd.
Teraz obserwując prezesa PiS i byłego premiera przecieram oczy ze zdumienia i bez podpierania się medycyną nie potrafię wyjaśnić jego zachowania. Opanowała go jakaś furia zniszczenia. Rozwala wszystko co sam zbudował, gorzej – rozwala państwo. Jak może ktoś pamięta, zaraz po wyborach pisałem, że zachowanie umiaru i powściągliwości w kampanii przyniosło PiS duży sukces w postaci podwojenia poparcia, i że czuję się w tej partii nową energię, która dobrze pokierowana może przynieść jej zwycięstwo w wyborach. Byłem przekonany, że autorzy dobrej kampanii zostaną docenieni a prezes poprowadzi PiS do sukcesu w wyborach i wreszcie odkuje się na Tusku. Tymczasem raptem miesiąc po wyborach widzimy totalną destrukcję na wszystkich frontach, wojnę na zniszczenie a nie na zwycięstwo, wojnę która odstrasza od PiS ludzi umiarkowanych. Efektem jest zaprzepaszczenie szans PiS w nadchodzących wyborach i, w konsekwencji, ograniczenie w rychłej przyszłości partii do prezesa, Macierewicza i kilku osób z zakonu PC. A te sławne umiejętności taktyczne? W sprawie krzyża smoleńskiego pan prezes dał się platformie rozegrać jak jakiś szczeniak ze żłobka bo w przedszkolu są już na to za cwani. Wystarczyła jedna drobna uwaga prezydenta elekta i Jarosław Kaczyński skoczył w przepaść zaczynają totalną rozróbę w sprawie pomnika dla swego brata. Niestety używa do tej rozróby krzyża znieważając go w nie mniejszym stopniu niż przeciwnicy krzyża. Źle to świadczy o jego katolicyzmie, podobnie jak o religijności Komorowskiego, że walczy tym krzyżem. Dlatego uważam, że skoro doświadczeni politycy postępują z krzyżem jak jakaś nieodpowiedzialna smarkateria to kościół powinien im ten krzyż odebrać.
Po tym jak prezes ugotował PiS i całą polską prawicę to Donald Tusk wypił już pewnie nie butelkę szampana lecz całą jego beczkę. W końcu nie co dzień zdarza się, że przeciwnik polityczny trudny do pokonania przez lata całe, nagle wariuje i popełnia jakieś sepuku. Sam upadek PiS-u nie moim jest zmartwieniem ale gorzej z Polską. Prezes własnymi rękami niszczy jedyną poważną opozycję w stosunku do PO co spowoduje, że platforma uzyska wkrótce pełnię władzy przez nikogo nie kontrolowanej. Wynikające stąd patologie zaszkodzą Polsce a w przyszłości wyniosą na drugą partię i alternatywę dla PO Napieralskiego z jego SLD, ale to zdaje się nie mieć dla Kaczyńskiego żadnego znaczenia.
Do tego doszła, a może jest przyczyną wszystkiego, jakaś chora osobista zawziętość, której najlepszym przykładem jest przeprowadzony zupełnie „od czapy” atak na Pawła Lisickiego, redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej”, który w felietonie z ubiegłego piątku zawarł raptem sugestię, że może Kaczyński błąd popełnił. Do tej pory red. Lisicki znany był z tego, że raczej wspierał PiS niż krytykował. I co się stało? Prezes drugiej co do wielkości partii w kraju, były premier uwikłał się w trwającą już prawie tydzień, absurdalną medialną polemikę z dziennikarzem, zamiast ze swoim politycznym konkurentem, wypisując jakieś zarzuty wsparte nieeleganckimi określeniami. Od choćby takie, że Paweł Lisicki pisze bzdury wierutne, odrażające, że nie odciął się od PO, że nie pisze tego czego pan prezes od niego oczekuje. Teraz to już na pewno się nie doczeka. Zarzuca też w tych wypowiedziach Tuskowi ni mniej ni więcej tylko zdradę stanu, bo jak inaczej zrozumieć słowa „wymierzoną w prezydenta własnego państwa katyńską grą Donalda Tuska z Władimirem Putinem".
Zresztą inne też publiczne wypowiedzi mają wszelkie znamiona dewastacji państwa. Rozumiem osobistą niechęć. Ale mówienie, że Komorowski „w dużej mierze został wybrany przez nieporozumienie”, używanie w stosunku do prezydenta określeń ten pan, pan Komorowski, nieobecność na zaprzysiężeniu. To ostatnie to przypadek szczególny. Nie dość, że sam nie przyszedł – co jeszcze mógłby wytłumaczyć nagłą chorobą – to te oświadczenia, ze dla PiS-u to jest normalny dzień pracy i parlamentarzyści mają obowiązki wobec wyborców etc., to już po prostu mały Jareczek nie wylosował zabawki i się obraził na tego co ją ma. Ale tak właśnie podważa się autorytet organów państwa co w porównaniu z propaństwową retoryką wskazuje na to, że to całe dotychczasowe gadanie o działaniach propaństwowych było zwykłym bajaniem dla głupków. Przypomnę, ze po ciężkiej kampanii wyborczej w USA przegrany kontrkandydat Baracka Obamy, John McCain po ogłoszeniu wyników wyborów podszedł do mikrofonu i na oczach całej Ameryki oświadczył mówiąc o Obamie „On jest moim Prezydentem”. I tu właśnie widać różnicę klasy pomiędzy politykami w Polsce i w Stanach Zjednoczonych. Ma to pewnie jakiś związek z różnicą pozycji obu krajów.
Reasumując, PiS ma problem ze swoim prezesem, problem też, niestety, mamy i my wszyscy.
Skomentuj
Komentuj jako gość