No i znowu obchodzimy kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego. Obchodzimy najhuczniej jak tylko się da bo gdyby zgiełk obchodów ścichł to jeszcze ktoś rozsądny by zapytał co właściwie czcimy. Pompa związana z tymi obchodami niezmiennie mnie irytuje bo służy zaciemnianiu prawdy o Powstaniu i wychowywaniu kolejnego pokolenia ludzi skłonnych doprowadzić własny naród do zagłady.
Adam Kuź napisał artykuł zamieszczony na tym portalu pt. „Powstanie Warszawskie - fakty i mity”. Tytuł sugeruje rozprawianie się z mitami a w rzeczywistości ręce opadają gdy czyta się ten tekst. Nie robią na mnie wrażenia wzniosłe słowa, ja kalkuluję i używam logiki. Dlatego napisałem co myślę.
Po co się bić?
Pierwsza podstawowa sprawa. Po co jest armia? Otóż armia jest zbrojnym ramieniem narodu mającym zapewnić mu możliwość przetrwania. Inaczej mówiąc, po to część mężczyzn idzie do wojska i ryzykuje życie by reszta, zwłaszcza kobiety i dzieci mogły w miarę bezpiecznie przetrwać. Jeżeli armia podejmuje działania w wyniku których ginie własna ludność cywilna to oznacza, że armia przykładając rękę do eksterminacji własnego narodu przeszła na stronę wroga. Od żołnierzy oczekujemy w potrzebie ofiary z własnego życia dla dobra narodu. Innymi słowy żołnierz ma się bić gdy to przynosi korzyść narodowi lub złożyć broń gdy walka przestaje temu celowi służyć. Gdy honor żołnierski nie pozwala żołnierzowi złożyć broni ma strzelić sobie w łeb ale nie pociągać za sobą ludności cywilnej. Z tego to powodu podpisano konwencje genewskie i haskie, które wyraźnie określają obowiązki walczących stron oraz to kto ma prawo walczyć. Z żalem trzeba stwierdzić, że strona polska konwencje te regularnie łamała choćby poprzez dopuszczenie do walki dzieci.
Nie piszę tego by zdezawuować patriotyzm powstańców lecz po to by odróżnić bohaterów od ludzi, którzy zwiedli tych bohaterów i cały naród.
Brak kompetencji dowódców
Ciężkim błędem naszego myślenia jest traktowanie patriotyzmu jako certyfikatu na bohatera i jako cnoty zastępującej wszystkie inne zalety. Patriotyzm bez rozumu jest śmiertelnym zagrożeniem dla państwa i narodu. Na kilka dni przed powstaniem toczyły się spory o jego wybuch. Z Londynu przybył specjalnie wysłany Jan Nowak-Jeziorański mający odwieść KG AK od decyzji o wybuchu powstania. Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski był przeciwny powstaniu, jego dwie depesze w tej sprawie z 25 i 28 lipca skierowane do Bora-Komorowskiego zostały w Londynie zablokowane. Gen. Sosnkowski pisał przed powstaniem do „Bora”: „O losie Polski przesądzili alianci w Teheranie. Nasza rola w tej fazie wojny jest skończona. Należy powstrzymać się od wielkich wykrwawiających działań, gdyż szkoda już każdej kropli krwi, szczególnie młodzieży polskiej”. Przeciwko powstaniu protestował dowódca Obszaru Warszawskiego AK gen. Albin Skroczyński „Łaszcz” w związku z czym gen. Tadeusz Pełczyński „Grzegorz” wyłączył z pod jego komendy Okręg Warszawski czyli samo miasto. Jeszcze rano 31 lipca zdecydowano nie wywoływać powstania (głosowanie 4:3). Na kolejnej naradzie, po południu, pod nieobecność przeciwników powstania, wobec nacisku gen. Leopold Okulickiego „Niedźwiadka” i wobec fałszywej informacji przedstawionej przez płk. Antoniego Chruściela „Montera” o rzekomych sowieckich czołgach na Pradze, „Bór” podjął decyzję o wybuchu. Rozkazy wydano natychmiast, gdy zjawiła się reszta oficerów KG AK było już po sprawie. Szefa wywiadu KG AK płk. Kazimierz Iranek-Osmecki „Makary” raportujący coś wręcz przeciwnego nie był obecny a jego pisemny raport nie został przeczytany. Warszawy już nic nie mogło uratować.
Stosunek sił
W Warszawie było ok. 47 tys. żołnierzy AK, 900-2000 NSZ, ok. 900 AL znikome siły PAL. Żołnierze podziemia w większości młodzi ludzie bez wyszkolenia, nawet tego podstawowego strzeleckiego. Po stronie niemieckiej ok. 25 tys. w większości sił policyjnych lecz również zaprawione w bojach oddziały karne Dirlewangera i niewielki siły pancerne.
Swoistym kuriozum było to, że przed powstaniem wyprowadzono z Warszawy większość uzbrojenia na potrzeby oddziałów leśnych. Stan uzbrojenia na 1 sierpnia rano:
-
karabiny – 2629 szt – użyto ok. 1000 szt.
-
ręczne karabiny maszynowe (rkm) – 145 szt. - użyto 60 szt.
-
ciężkie karabiny maszynowe (ckm) – 47 szt. - użyto 7 szt.
-
pistolety maszynowe (pm) – 657 szt. - użyto ok. 300 szt.
-
karabiny ppanc i piaty ok. 35 szt.
-
działka przeciwpancerne – 2 szt.
-
moździerze i granatniki – 16 szt.
-
pistolety – 3846 szt. - użyto 1700 szt.
-
granaty – 44 387 szt. - użyto ok. 25 000
-
materiały wybuchowe ok. 1300 kg
-
amunicja brak danych – ogólnie sytuacja rozpaczliwa
Ilość uzbrojenia pozwalała na sformowanie 70 plutonów zdolnych do prowadzenia działań bojowych przez dwa dni. W godzinie „W” uzbrojonych było 3500 powstańców na 36 500 zmobilizowanych. Użyto dużo mniej uzbrojenia niż posiadano ponieważ nieprzygotowana i gorączkowa mobilizacja wraz z brakiem zaskoczenia uniemożliwiła dotarcie do części magazynów broni.
Wydano rozkaz walki. Wspomina prof. Wiesław Chrzanowski:
„Nasza kompania "Genowefa" miała za zadanie zdobycie koszar żandarmerii na tyłach dzisiejszego Ministerstwa Kultury. Ale gdy nasz dowódca major Ludwik Gawrych ps. "Genowefa" dowiedział się od płk. Radwana, że nie będzie przewidzianego przydziału broni, to odmówił wykonania rozkazu. Zagrożono mu sądem wojennym, ale on powiedział, że sam gotów jest ponieść wszelką odpowiedzialność, ale nie będzie narażał podwładnych na oczywistą śmierć. Bardzo go za to ceniłem, bo w pierwszej godzinie Powstania była największa rzeź, dlatego że szereg dowódców ślepo wypełniał samobójcze rozkazy takie, jak na przykład atak bez broni na dom akademicki przy pl. Narutowicza, gdzie były bunkry z karabinem maszynowym. Niektóre oddziały w ciągu kilkunastu minut straciły połowę stanu. Granaty, które dostarczyliśmy, miały posłużyć do ataku na uniwersytet, który mimo wielu prób do końca Powstania nie został zajęty. Może dzięki temu przetrwała Biblioteka Uniwersytecka.”
Później było podobnie. W środę 30 sierpnia "Monter" decyduje, że tej nocy wszystkie doborowe siły ze Śródmieścia zostaną rzucone do ataku na niemieckie pozycje oddzielające Stare Miasto od Śródmieścia. Natarcie jakoś nie może ruszyć. O 1.30 "Monter" idzie na pierwszą linię. Melduje się por. Janusz Domański "Janusz". Tłumaczy, że atakować się nie da bo niemieckie granatniki ostrzeliwują otwór w murze, którym mają wyjść i podwórko.
"Monter" krzyczy „Wykonać rozkaz”. Gdy podwórko wypełnia się powstańcami, uderzają w nich pociski granatników. Rzeźnia. Eksplodują butelki z benzyną przyszykowane na niemieckie czołgi. Wszędzie zabici, ciężko ranni i palący się powstańcy. Masakra przy pl. Grzybowskim, w której zginęła setka doborowych żołnierzy powstania, a drugie tyle odniosło rany, była zupełnie niepotrzebna. W ciągu następnych dwóch dni wszyscy obrońcy Starówki wycofają się kanałami do Śródmieścia.
Albo atak na most Poniatowskiego. Przyczółek miała zdobyć grupa szturmowa zgrupowania „Konrad”. Potem miały iść trzy plutony AK. Most był obsadzony przez 1 oficera, 3 podoficerów i 25 żołnierzy na umocnionych stanowiskach. Grupa szturmowa dowodzona przez Jerzego Sienkiewicza liczyła 11 żołnierzy w tym tylko 7 miało broń...
Straty polskie
Straty polskie nie są dokładnie policzone. O ile straty poniesione przez powstańców można w miarę dokładnie ocenić na 17 tys. żołnierzy o tyle straty wśród ludności cywilnej są trudne do oszacowania. Według różnych opracowań wyniosły od 130 tys. do 180 tys. ludzi. Nikt nigdy nie policzył strat poniesionych przy próbach udzielenia pomocy powstaniu. Ginęły całe oddziały. Nikt nie doszedł. Mój ojciec miał szczęście. Jego dowódca, porucznik Wyszyński, gdy już byli otoczeni pod Warszawą, uzyskał zgodę na rozwiązanie oddziału i część ludzi przedarła się z powrotem. Sąsiedni batalion został wybity do nogi.
Poza ludźmi zginęło całe miasto z dorobkiem pokoleń, zlikwidowana została Armia Krajowa jako licząca się siła militarna i polityczna. Rozsypała się cała struktura konspiracyjna Komendy Głównej AK, której już nie udało się nigdy odtworzyć.
Co uzyskaliśmy?
Straty niemieckie wg raportu gen. von dem Bacha-Zelewskiego z dnia 5 października 1944 roku wyniosły:
zabici: 1570 żołnierzy w tym 73 oficerów, 1453 podoficerów i żołnierzy oraz 44 obcokrajowców
ranni: 7474 żołnierzy w tym 242 oficerów, 7054 podoficerów i żołnierzy oraz 178 obcokrajowców.
Zapis dotyczący obcokrajowców jest nieco mylny. Obejmuje wyłącznie Flamandów, Norwegów (zginęło 2) i podobne formacje sojusznicze. W brygadzie karnej Dirlewangera walczyło wielu obcokrajowców ze wschodu – Rosjanie, Ukraińcy i cała plejada innych. Podlegał mu też pułk wschodniomuzułmański. Duże straty Dirlewangera wynikają z tego, że wg von dem Bacha „pędził swoich ludzi do ataku jak bydło na rzeź”. Gdy ich policzymy to okazuje się, że straty nieniemieckie to 1/3 strat niemieckich. Tu jest jeszcze jedna sprawa. KG AK wydała rozkaz traktowania byłych żołnierzy radzieckich w służbie niemieckiej jak zdrajców i rozstrzeliwania ich. Niemcy oczywiście dostarczyli im ten rozkaz i w efekcie tacy np. Ormianie, dotąd zawsze nam przyjaźni, w powstaniu z prostej zemsty rozstrzeliwali wziętych do niewoli akowców.
Do wybuchu powstania kierunek zachodni był dla Stalina najważniejszy ze względu na podporządkowanie Polski. Po zniszczeniu AK jako siły politycznej i militarnej uzyskał wolną rękę i już nie miał powodu forsować Wisły. Skierował swoje główne uderzenie na południe dzięki czemu mógł uprzedzić aliantów zachodnich na Bałkanach i podporządkować sobie pół Europy. Warszawę Sowieci zajęli dopiero w styczniu 1945 roku bez jakichś specjalnych starć. Wbrew oczekiwaniom nie znaleziono tam żadnego śladu umocnień niemieckich, okopów, bunkrów czy czegokolwiek. Jedynie 200 tys. niepochowanych trupów. Niemcy Warszawy bronić nie próbowali.
Celem strategicznym powstania było przejęcie władzy i wystąpienie w roli gospodarza wobec wkraczających wojsk radzieckich. Na taką ewentualność Stalin przygotował cztery dywizje NKWD. Siły dwukrotnie większe od niemieckich... Cel ten nie został osiągnięty, wręcz przeciwnie, zdekonspirowano AK i zlikwidowano Warszawę jako źródło potencjalnego oporu przeciwko komunizacji Polski.
Czy można było przerwać rzeź?
Dowódcą powstania na Pradze był ppłk. Antoni Żurowski „Andrzej Bober” stary oficer jeszcze z I wojny. Walczył wyłącznie przeciwko jednostkom regularnym i jako jedyny osiągnął pewne sukcesy. Jednak już drugiego dnia zorientował się w sytuacji i za pośrednictwem księży podjął rozmowy z Niemcami. 6 sierpnia walki na Pradze zakończono, AK wróciło do konspiracji – część żołnierzy ok. 2500 zbuntowała się i przepłynęła Wisłę – Niemcy odstąpili od represji a Praga wraz z ludnością ocalały.
Począwszy od połowy sierpnia gen. von dem Bach-Zelewski sześciokrotnie próbował składać propozycje kapitulacji lecz strona polska nie udzieliła żadnej odpowiedzi.
Nie można było też liczyć na odsiecz. Alianci zachodni ani nie byli w stanie, ani nie zamierzali drażnić najsilniejszego sojusznika. Stalin nie pomógł bo nie był idiotą. W końcu powstanie miało zrujnować jego plany polityczne.
Powtórzę to co napisałem wcześniej, patriotyzm bez rozumu jest śmiertelnym zagrożeniem dla państwa o narodu. Powtarza się to z takim samym skutkiem bez żadnej nauki. Przykłady to Madaliński w 1794 r., Wysocki w 1830, czerwoni w Powstaniu Styczniowym 1863, Rydz-Śmigły w 1939 i Bór-Komorowski w 1944.
Szans nie było żadnych ale Okulicki, Pełczyński, Rzepecki, Komorowski czy Chruściel wiedzieli lepiej. Czy nie czas rozliczyć ich choćby moralnie na decyzję, która była zbrodnią, była błędem, była zwykłym partactwem. Zapytam brutalnie – czy ciała tych ludzi powinny spoczywać na Kwaterze Powstańców obok tych, którzy im zawierzyli, obok tych którzy zostali wysłani przez nich na pewną śmierć, obok prawdziwych bohaterów?
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość