Ostatnia koronacja
- Szczegóły
- Opublikowano: poniedziałek, 29 maj 2017 19:56
- Adam Kowalczyk

W roku pańskim 1829 Warszawa żyła w niepewności co do dalszych losów. Życiem publicznym w Polsce wstrząsnął spisek zawiązany przez członków Towarzystwa Patriotycznego. Zwołany przez Mikołaja I sąd sejmowy obradował od 15 czerwca 1827 do maja 1828 roku i zakończył się wyrokami uniewinniającymi. Początkowo wzburzony łagodnością sądu Mikołaj w marcu 1829 roku zatwierdził jego wyrok. Atmosfera pozostała jednak napięta i ludzie czekali co będzie dalej. I w tej ciężkiej atmosferze opublikowano dekret z 5/17 kwietnia 1829 roku zapowiadający dopełnienie przez Mikołaja I, cara Rosji i tytularnego króla Polski, zawartego w konstytucji obowiązku koronacji w Warszawie wyznaczając jej termin na 24 maja. Wieść o tym rozniosła się po Królestwie lotem błyskawicy, zwłaszcza po najlepszych domach. Atmosfera w stolicy zmieniła się nie do poznania.
„Gorączka trawiła Warszawę i kraj cały. Myśl, że cesarz rosyjski ma się koronować królem Polski wszystkie umysły owładnęła jedynie” – zapisała w pamiętniku Natalia z Bispingów Kicka.
Dla wszystkich było jasne, iż Mikołaj I chciał dać wszystkim do zrozumienia, że byt niezależnego Królestwa Polskiego jest zabezpieczony. Już wcześnie, w 1828 roku władca wykonał szereg gestów pokazujących życzliwe nastawienie do Polaków. Rozkazał odnowić kaplicę serca króla Jana III Sobieskiego oraz ofiarował stołecznej katedrze chorągiew Mahometa, trofeum ze zwycięskiej wojny z Turcją. Tak na marginesie też mieliśmy brać udział w tej wojnie ale Wlk. Ks. Konstanty sprzeciwił się wysłaniu naszego wojska ponieważ – jak to określił - „wojna wala mundury i psuje charaktery”.
W stolicy ruszyły wielkie przygotowania, wybudowano nawet tymczasowy most przez Wisłę tak aby od razu wjechać na odpowiednio szerokie ulice pozwalające na pomieszczenie dużych tłumów jakich się spodziewano.
Mikołaj I w polskim mundurze
Uroczysty wjazd do Warszawy nastąpił 17 maja. Biły dzwony i grzmiały działa gdy król Mikołaj wjechał konno w towarzystwie jedenastoletniego cesarzewicza Aleksandra i młodszego brata Michała. Ubrani byli w polskie mundury generalskie. Na Pradze dołączył do nich Wlk. Ks. Konstanty ubrany w mundur rosyjski. Nie zabrakło też cesarzowej podążającej za nimi w przeszklonej karecie. Dalszy orszak był zaiste imponujący. Poza licznymi dostojnikami cesarstwa był tam np. książę pruski Wilhelm, późniejszy król Prus i cesarz Niemiec Wilhelm I.
Zgodnie z oczekiwaniami tłumy były były przeogromne na całej trasie przejazdu wiodącej przez ulice Długą, Miodową, Senatorską i Krakowskie Przedmieście. Cała ta trasa obstawiona była wojskiem w mundurach jak spod igły.
W kościele Franciszkanów gości powitał prymas Jan Paweł Woronicz wraz z duchowieństwem. Ale to nie był koniec powitań. Przed wejściem na Zamek czekała już żona Wlk. Ks. Konstantego, księżna łowicka Joanna, której towarzyszyły księżna Aleksandra Zajączkowa, wdowa po byłym namiestniku Królestwa, i Zofia Zamoyska, małżonka prezesa Senatu. Kolejne było spotkanie z senatorami i ministrami. Część ceremonialną kończyła modlitwa pary królewskiej w zamkowej kaplicy Greckiej. Jak zwykle w takich ceremoniach zdarzają się też rzeczy nieprzewidziane ale w zamian za to stanowiące wdzięczny temat plotek. Jak wspominał hrabia Fryderyk Skarbek: "wielki mistrz obrzędów i szambelani [...] czekali konno na przybycie monarchy i mieli go poprzedzać w uroczystym pochodzie, ale na nieszczęście dla nich dano w pobliskości ognia z dział, skutkiem czego nieostrzelane konie postrachały się i dwóch szambelanów legło na ziemi, nie mogąc się utrzymać na siodłach przy konieczności piastowania długich lasek mistrzów obrzędów" .
W oczekiwaniu na koronację zaczął się ciąg parad wojskowych, festynów i zabaw dla elit i oraz dla ludu. Panowała atmosfera karnawału.
Wreszcie nadszedł ten uroczysty dzień, niedziela, 24 maja. Publiczność na dachach kamienic, salwy armatnie, podniosła atmosfera narodowego święta. Para królewska przeszła na Zamek Królewski. Delegacja senatorów wniosła do katedry insygnia koronacyjne: łańcuch Orderu Orła Białego, pieczęć, chorągiew, miecz, płaszcz, jabłko, berło i na końcu - koronę, specjalnie sprowadzoną ze skarbca moskiewskiego i noszoną niegdyś przez carycę Annę Iwanowną. Koronę trzeba było sprowadzić ponieważ oryginalne polskie insygnia koronacyjne już nie istniały. Gdy po upadku Insurekcji Kościuszkowskiej w 1794 roku do Krakowa wkroczyli Prusacy, włamali się do skarbca i wywieźli insygnia do Prus. Cierpiący na chroniczny brak gotówki król Prus Fryderyk Wilhelm III 17 marca 1809 roku rozkazał przetopić złoto na monety a uzyskane klejnoty po cichu sprzedać.
Poświęcone insygnia przyniesiono na Zamek.
W huku wystrzałów (oddano 71 salw armatnich) towarzystwo przeszło do Sali Senatorskiej, służącej za salę koronacyjną. Trochę to trwało ponieważ przed parą królewska szli wszelkiej maści dostojnicy dworscy, różni kamerjunkrzy, szambelanowie, ministrowie, mistrzowie ceremonii, damy dworu, członkowie rodziny panującej oraz oficerowie gwardii.
Na miejscu czekał już prymas z duchowieństwem. Gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca. Mikołaj dał znak prymasowi, który zbliżył się i zmówił modlitwę. Następnie podał koronę, którą król rosyjskim zwyczajem sam sobie włożył na głowę. Prymas głośno wymówił formułę "Vivat Rex in aeternum!" Zwyczajowo zgromadzeni powinni gromko powtórzyć jego słowa, lecz z powodu ominięcia ich w programie nastąpiła niezręczna cisza. W tym samym czasie na zewnątrz oddano kolejnych 101 salw, a we wszystkich kościołach miasta odezwały się dzwony.
Pani Kicka w pamiętniku zanotowała: „Po skończonej przysiędze cesarz stał, a cesarzowa i wszyscy przytomni uklękli i klęczeli w czasie modlitwy dziękczynnej mówionej głośno przez prymasa, po ukończeniu której Woronicz wstając, głośno po trzykroć zawołał: »Vivat rex in aeterna [sic!]« [...]. Serca polskie mocno biły w tej chwili, lecz mimowolna nieufność zamykała wszystkie usta”.
To jeszcze nie był koniec, król przeszedł do katedry na uroczyste odśpiewanie "Te deum". Prymas i duchowni rozpoczynali orszak a nad królem 16 polskich generałów niosło baldachim. Lud gorąco wiwatował na cześć władcy w koronie, którą powszechnie choć błędnie utożsamiano z koroną dawnych królów polskich. Najbardziej uroczysty dzień w dziejach Królestwa Polskiego zwanego Kongresowym zakończył się uroczystym obiadem na 300 gości. Była to druga koronacja w Warszawie (pierwsza była koronacja Stanisława Augusta Poniatowskiego) i ostatnia w ogóle koronacja Króla Polski. Wprawdzie tytuł króla Polski nosili jeszcze kolejni carowie Rosji ale odrębnej koronacji w Warszawie już nie było. W dodatku Aleksander II, po zdławieniu Powstania Styczniowego, przystąpił do likwidacji odrębnych instytucji Królestwa kończąc ten proces likwidacją urzędu Namiestnika w 1874 roku. Ale to było później.
Jeszcze przez kilka dni po koronacji król przebywał w Warszawie dając okazję do spotkań warszawiakom podczas spacerów po mieści. Wprawdzie policja pilnowała porządku ale najwyraźniej Mikołaj czuł si ę w Warszawie bezpiecznie bo dostęp do niego był dość powszechny a nawet czasem zabawny. Ale oddajmy głos hrabiemu Skarbkowi: "razu jednego podczas tych przechadzek po dolnym ogrodzie za Zamkiem przelazł ulicznik przez sztachety, pobiegł wprost do monarchy i rzucił mu się do nóg. - Czego chcesz? - zapytał go cesarz. - Niczego - odpowiedział chłopak - tylko założyłem się z innymi, że ucałuję nogi królewskie". - Uśmiechnął się cesarz i puścił chłopaka, udarowawszy go kilku rublami".
Jednak król nie był aż tak bezpieczny jak mu się zdawało.
Mikołaj I w mundurze rosyjskim
Hrabia Adam Gurowski, pochodzący z arystokracji rewolucjonista wraz z innymi spiskowcami, m.in. Piotrem Wysockim, postanowili wykorzystać okazję i zabić cara. Nieudacznicy ci, bo inaczej trudno ich nazwać, od początku wizyty nie mogli zdecydować jaki moment jest najdogodniejszy. Aż doczekali ostatniej już okazji. Kilka dni po koronacji nieopodal Zamku Ujazdowskiego urządzono wielką ucztę dla ludu. Niezamożni warszawiacy przybyli tłumnie, mogąc się za darmo napić i najeść, a wśród nich, na specjalnym podwyższeniu Mikołaj w otoczeniu rodziny. I tym razem, na szczęście dla Romanowów i ich gości, spiskowcy nie zdecydowali się na działanie.
Półtora roku później ci sami spiskowcy wywołali Powstanie Listopadowe, którego upadek zapoczątkował proces likwidacji państwa polskiego.
Adam Kowalczyk
Na zdjęciu tytułowym obraz przedstawiający gen. Dwernickiego defilującego przed królem na czele II pułku ułanów.