Iran, czyli jak zaprzepaścić pięć wieków współpracy
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 16 luty 2019 23:50
- Adam Kowalczyk

Stosunki polsko-irańskie mają pradawną tradycję. Odkryte w trakcie nowych wykopalisk archeologicznych na terenie Polski monety irańskie z epoki Samanidów, świadczą o kontaktach handlowych obydwu krajów sięgających tysiąca lat wstecz. Trwały zresztą one nadal lecz pierwszy dokument stanowiący pisemne świadectwo oficjalnych kontaktów pomiędzy Persją, jak wówczas z grecka nazywaliśmy Iran, i Polską, pochodzi z 1474 r. i jest to pismo Uzun Hasana, władcy Iranu z rodu Ak Kojunlu do Kazimierza Jagiellończyka, ówczesnego króla Polski. Na dworze Safawidów w Persji stale byli obecni Polacy, a kontakty te sprawiły, że język, kultura i rzemiosło irańskie zajęły szczególne miejsce wśród ówczesnej szlachty polskiej. Od tej też pory stroje szlachty polskiej nabierają coraz bardziej orientalnego charakteru na co, obok Turcji, swój wpływ miała Persja.
Wobec narastającego zagrożenia ze strony Turcji król Stefan Batory postanowił zawrzeć sojusz z Persją, na tronie której zasiadał wówczas szach Ismaił II. Pośrednikami w rozmowach polsko-perskich byli posłowie weneccy, jednak śmierć króla w 1586 r. przerwała te rokowania.
Znaczne ożywienie kontaktów nastąpiło za panowania Zygmunta III Wazy, którego perskim partnerem był szach Abbas I Wielki panujący na przełomie XVI i XVII stulecia. Jego tolerancyjna polityka pozwoliła polskim misjonarzom na krzewienie chrześcijaństwa na perskiej ziemi. Już wtedy Persja słynęła ze swoich dywanów i koni. Panująca wówczas w Rzeczpospolitej moda na orientalizm dawała nieźle zarobić całym tabunom kupców. Jednym z nich był Ormianin Sefer Muratowicz, którego w 1601 r. na dwór szacha wysłał sam Zygmunt III. Oficjalnie w celu nabycia dywanów z królewskim herbem i broni u miejscowych rzemieślników. Nieoficjalnie, chodziło o wybadanie gruntu w kwestii podjęcia stałej współpracy międzynarodowej, przede wszystkim w odniesieniu do Turcji.
Muratowicz dzięki znajomości perskiego zyskał przychylność władcy. Abbas I rzekomo miał o nim powiedzieć: Miałem w moich salach wielu różnych posłów, moskowitów, angielskich, weneckich i papieskich, ale żaden nie był mi bardziej miły niż z ten człowiek, z którym mogę rozmawiać we własnym języku.
Szach wysłał w 1609 r. do Zygmunta III Wazy posła z propozycją, by zjednoczone siły państw chrześcijańskich oraz Persja rozprawiły się z Turcją. Poseł przywiózł dość ściśle opracowany plan kampanii i działań wojennych sprzymierzonych sił chrześcijańsko- perskich. Jednak porozumienie nie doszło do skutku ponieważ w tym jeszcze czasie szlachta nie była skora do zadrażniania stosunków z Imperium Osmańskim, ale wkrótce sytuacja uległa zmianie. W 1618 r. zawarto pokój persko-turecki co pozwoliło Turcji na wzmocnienie kontroli hospodarstwa mołdawskiego. Polska chciała odzyskać swoje dawne lenno, ale interwencja skończyła się w wrześniu 1620 r. dotkliwą klęską w bitwie pod Cecorą, w której zginął hetman Stanisław Żółkiewski. Armia sułtańska stanęła u granic Rzeczpospolitej. Zygmunt III szukał pomocy, ale chętnych było mało. Swoją pomoc ofiarowali jedynie król Anglii Jakub I i właśnie szach perski. Oddziały angielskie i szkockie nie zdążyły dotrzeć do Polski na czas. Inaczej było z Persami. Gdy wojska Rzeczpospolitej pod komendą hetmana Jana Karola Chodkiewicza walczyły pod Chocimiem, szach Abbas I uderzył od wschodu na państwo Osmanów. Pomogło to nam wygrać wojnę, a przyjazne stosunki z Persją jeszcze się zacieśniły.
Jan III Sobieski po zwycięstwie pod Wiedniem w 1683 r. zaczął planować generalną rozprawę z Imperium Osmańskim. Sojusz z Habsburgami to było za mało więc postanowił zawrzeć przymierze z Persją. Niewiele brakowało do sukcesu. Niezależnie od kontaktów dyplomatycznych, polscy misjonarze prowadzili działalność na terenie dzisiejszego Iranu. Dość skutecznie, podobno zmarły w 1666 r. szach Abbas II miał na łożu śmierci przyjąć chrzest z rąk polskiego karmelity, ojca Rafała.
Następca Abbasa II Soliman na wieść o wiedeńskiej wiktorii miał wtedy powiedzieć polskiemu posłowi, rotmistrzowi królewskiemu Bogdanowi Grudzieckiemu Powiedz twemu Panu, że gdy tylko zdobędzie Konstantynopol, ja sam wraz z moim dworem i wszystkimi urzędnikami w mojem państwie, zaraz przyjmę chrześcijaństwo!
Janowi III Sobieskiemu nadano zaszczytny tytuł El Ghazi - „Zwycięzca”. Jednak Persja przeżywała jednak w tym czasie zmierzch swej potęgi i nie przyjęła propozycji wspólnej wyprawy.
Stosunki dyplomatyczne utrzymywane były też w okresie panowania Sasów i później aż do schyłku niepodległego bytu Rzeczypospolitej. Do Persji posłowali zazwyczaj polscy Ormianie.
Choć różniliśmy się wiarą, żywe były również stosunki w tym zakresie. W próbach chrystianizacji Persji, znaczną rolę odgrywali także polscy misjonarze, m.in. ks. Tadeusz Krusiński, orientalista, autor historii Persji czy ks. Tomasz Młodzianowski, tłumacz polskich utworów religijnych na język perski. W XVII w. pod opieką Rzeczpospolitej znajdowały się misje i kościoły chrześcijańskie w Persji. Tym misyjnym związkom przypisać należy wielki wpływ ikonografii polskiej na sztukę perską.
W roku 1795, w okresie rozbiorów, Iran jako jeden z dwóch krajów na świecie (obok Turcji) nigdy oficjalnie nie uznał zaborów. Wraz z rozbiorami do Persji przybyli Polacy, którzy musieli opuścić ojczyznę.
W 1838 r. w wojnie z Turkmenami walczył Izydor Borowski (1776–1838), generał i wezyr perski, żołnierz Insurekcji Kościuszkowskiej, oficer Legionów Polskich. Przybył on do Persji około 1821 r., uzyskał nominacje kolejno na emira, potem na wezyra i dowódcę wojsk operujących przeciwko Afganom i emiratom arabskim. Zreorganizował nowoczesną armię perską na wzór francuski. Poległ jako dowódca wojsk oblegających twierdzę Herat. Pochowany w Teheranie, uznawany jest za bohatera narodowego Persji.
Jego syn Antoni, jak ojciec, odznaczył się w walkach przeciwko Afganom, uwieńczonych zdobyciem w 1850 r. Heratu – za co dostał stopień generała.
Nieco wcześniej, bo w 1826 r., w skład armii perskiej weszła, dowodzona przez następcę tronu Abbasa Mirzę, kompania polska walcząca przeciwko Rosjanom.
Po odzyskaniu niepodległości już w 1919 r. Polska została uznana przez Presję a 19 marca 1927 r. został podpisany w Teheranie traktat o przyjaźni pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Cesarstwem Perskim.
Podczas II wojny światowej, w wyniku ewakuacji żołnierzy Armii Polskiej z ZSRR w obozach dla wojskowych i ich rodzin, utworzonych w Iranie, bo tak od lat trzydziestych nazywano Persję, znalazło się około 116 tys. Polaków (w tym 45 tys. osób cywilnych, wśród nich 13 tys. dzieci). Polacy znaleźli w Iranie wsparcie i opiekę. Powstały szkoły polskie, towarzystwa oświatowe. Irańczycy nie robili żadnych trudności w praktykach religijnych. Dali dowody prawdziwej przyjaźni.
Tradycje dobrych kontaktów utrzymane zostały w okresie PRL. Początkowo mniej aktywne z czasem zostały ożywione, zwłaszcza na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kontynuując je w latach dziewięćdziesiątych. Polskie przedsiębiorstwa budowały tam przede wszystkim zakłady przemysłu cementowego, hutniczego oraz energetycznego. Powstały m.in. elektrownia w Bakhtaranie, cementownia i walcownia gorących blach, dwa kompleksy petrochemiczne oraz stalownia Mobarekhu.
W 1966 r. odwiedził nas szach Mahammed Reza Pahlawi, kilku premierów i ministrów. Były też nasze rewizyty. Dobre kontakty dyplomatyczne utrzymywane były aż do dzisiaj, czemu sprzyjała ugruntowana w Iranie opinia o Polakach jako dawnych przyjaciołach Iranu.
Niestety to się właśnie skończyło.
Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo w czasie swojej wizyty w Kairze ogłosił plany zorganizowania w dniach 13 - 14 lutego w Warszawie konferencji w sprawie Bliskiego Wschodu. Telewizja Fox News, która jako pierwsza podała tę informację, określiła to jako "kolejny krok administracji Trumpa w kampanii przeciwko Iranowi. (...)Ważnym elementem będzie upewnienie się, że Iran nie będzie destabilizującą siłą w regionie" - mówił o konferencji w Warszawie Pompeo.
Jej gospodarzami mają być Stany Zjednoczone i Polska, teoretycznie, bo wszystko wskazuje na to, że o konferencji Polska dowiedziała się z mediów. Według polskiego MSZ zaproszono na spotkanie około 70 państw, w tym Rosję i Chiny, a także przedstawicieli UE, a Polska miała wpływ na listę zaproszonych. Nie zaproszono jednak Iranu. A jak wynika z amerykańskich zapowiedzi, to ten kraj ma być głównym tematem spotkania w Warszawie. W administracji Donalda Trumpa dominują obecnie tzw. „jastrzębie”, czyli osoby o agresywnych poglądach, skłonne do eskalacji. Jednym z nich jest właśnie Mike Pompeo, który przez rok za kadencji Trumpa był szefem CIA. Krytykując negocjacje umowy nuklearnej w 2014 r. mówił, że lepszym rozwiązaniem byłoby "wykonanie dwóch tysięcy nalotów, by zniszczyć możliwości nuklearne Iranu".
To wystarczyło żeby podważyć pięćset lat przyjaznych stosunków z Iranem.
- Dowiedziałem o tej konferencji dokładnie 28 grudnia ubiegłego roku w trakcie spotkania z wiceministrem Maciejem Langiem, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP. Powiadomił mnie wtedy, że ma się odbyć taka konferencja we współpracy Rzeczypospolitej Polskiej i Stanów Zjednoczonych. Iran, który jest ważnym i wpływowym krajem w rejonie Bliskiego Wschodu, nie został na nią zaproszony – mówił ambasador Iranu.
- Uważamy konferencję za antyirańską. Oświadczyłem panu ministrowi, że traktujemy ją jako zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa narodowego i jako krok wrogi. Oczywiście w czasie tego spotkania poprosiłem stronę polską w osobie pana wiceministra o odwołanie tej konferencji. A jeżeli już musi się odbyć, to o taki dobór tematyki, żeby nie miała tego antyirańskiego charakteru – dodał Masoud Edrisi Kermanshahi.
W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” szef MSZ Jacek Czaputowicz wykluczył udział Teheranu w obradach, nazywając Iran zagrożeniem i określając język używany przez jego władze jako "trudne do zaakceptowania".
Z kolei szef MSZ Iranu Mohammed Dżawad Zarif skrytykował na Twitterze Polskę za współorganizowanie konferencji. Zarzucał m.in., że "podczas gdy Iran ratował Polaków w czasie II wojny światowej, obecnie (Polska) jest gospodarzem rozpaczliwie antyirańskiego cyrku".
W chwili gdy piszę te słowa wiele wskazuje na to, że konferencja jednak nie odbędzie się. Bynajmniej nie dlatego, że rząd polski zmądrzał. My zrobimy wszystko czego oczekują od nas Stany Zjednoczone i Izrael. Okazuje się, że ochoty na udział nie mają sojusznicy USA z Europy Zachodniej. Swoją odmowę zakomunikowała szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini, czyli jeden z najważniejszych zaproszonych gości. Niemcy rozważają czy brać udział, a jeśli tak to na jakim szczeblu. Jednak nawet jeśli do tej konferencji nie dojdzie – co niewątpliwie będzie upokorzeniem dla Stanów Zjednoczonych – negatywne konsekwencje i tak poniesie Polska. Irańczycy nam to zapamiętają.
Pozostaje tylko zapytać w imię jakich to polskich interesów psujemy sobie stosunki z Iranem. Co takiego nam Iran zrobił? Jakie zobowiązania mamy w stosunku do USA i Izraela? Z USA jesteśmy w NATO czyli w Pakcie Północnoatlantyckim. NATO powstało w 1949 r. jako odpowiedź na zagrożenie ze strony ZSRR i jego sojuszników. Może mam słabą pamięć ale ZSRR został rozwiązany w 1991 r. a Rosja jest jedynie bladym cieniem jego dawnej potęgi. Rozwiązano też Układ Warszawski. Może też jestem kiepski z geografii, ale według mojej wiedzy Iran nie leży nad północnym Atlantykiem ani w Europie, tylko na Środkowym Wschodzie, i w niczym nie zagraża naszym interesom. Wręcz przeciwnie, jest dostawcą doskonałej jakości ropy naftowej ułatwiając nam dywersyfikację dostaw.
Izrael za to wcale nie jest naszym sojusznikiem.
Wygląda na to, że psujemy sobie stosunki z tradycyjnie nam przyjaznym Iranem na życzenie USA, naszego sojusznika o wrogich w stosunku do nas zamiarach, oraz Izraela, równie nam nieprzyjaznego, który naszym sojusznikiem nie jest.
W średniowieczu istniało coś takiego jak zależność lenna. Pokonany w walce władca musiał oddać swoje dominium w ręce zwycięzcy. Pokonany składał homagium czyli publiczny hołd lenny oznaczający oficjalne uznanie zwycięzcy za swego seniora. Senior mógł lenno odebrać i przekazać innemu wasalowi. Wasal za to musiał militarnie i politycznie służyć seniorowi. Czy składaliśmy jakiś hołd lenny?
Adam Kowalczyk
Posłowie do artykułu
W czasie gdy pisałem powyższy artykuł była jeszcze nadzieja, że konferencji nie będzie. Jednak nadzieje rozwiały się i konferencja się odbyła. Ale nie to było najgorsze. W najczarniejszych koszmarach nie przypuszczałem, że konferencja będzie nie tylko antyirańska ale w nie mniejszym stopniu antypolska.
Przyjęliśmy gości do naszego domu, którzy nasrali nam na dywan, zażądali oddania majątku, by następnie zacząć nas obrażać. A co na to nasz rząd. Ano nic. W głównych mediach przedstawiciele sfer okołorządowych, różni mądrzy inaczej dziennikarze czy, pożal się Boże, politycy, mówią o wielkim sukcesie Polski.
Jak wygląda ten „sukces”?
Sekretarz stanu USA, Mike Pompeo, stojąc obok polskiego ministra SZ Jacka Czaputowicza wezwał polski rząd, aby przyspieszył pracą nad ustawą, dzięki której amerykańscy obywatele żydowskiego pochodzenia będą mogli... otrzymać od Polski odszkodowania za mienie stracone podczas Holokaustu. Jaka reakcja. Ano żadna. Zareagował na to dopiero na Twitterze były premier Leszek Miller.
- "Warto przypomnieć Panu Pompeo, że mocą umowy z 16 lipca 1960 rząd USA przejął na siebie wszelkie roszczenia własnych obywateli i zobowiązał się, że nie będzie wysuwał, ani popierał żadnych dalszych roszczeń" – napisał.
Tego jednak było mało. W tym samym przemówieniu Pompeo wygłosił peany na cześć Franka Blajchmana – zmarłego niedawno w USA komunistycznego oprawcy.
– Życie Franka Blajchmana było świadectwem odporności polskiego narodu oraz świadectwem amerykańskiego ideału. Ideału, który mówi że każdy, kto ma duże marzenia, może wznieść się na wyżyny - powiedział Mike Pompeo podczas konferencji prasowej przed szczytem - Blajchman był jednym z wielu dzielnych żydowskich partyzantów w Polsce, którzy ryzykowali życie, stawiając opór nazistowskiej machinie wojennej - dodał sekretarz stanu USA.
Oddział Armii Ludowej Franciszka Blajchmana zamordował m. in. dwóch żołnierzy Armii Krajowej. Zbrodnią tą Blajchman pochwalił się we wspomnieniach, który ukazały się w 2009 r. w USA. Rok później wydano je w Polsce
(…) drapieżczo antysemicka Armia Krajowa i wykonujące rozkazy nazistów Narodowe Siły Zbrojne (…)
— pisał Blajchman w „Wolę zginąć walcząc. Wspomnienia z II wojny światowej”.
Przedstawione przez niego fakty wskazują raczej na udział w operującej na Lubelszczyźnie, komunizującej, rabunkowej grupie walczącej z podziemiem. W książce Blaichman chwali się m.in. udziałem w zabójstwie dwóch żołnierzy Armii Krajowej, których określa mianem „podrostków”, i opisuje nieudaną akcję przeciw dowódcom lokalnego oddziału AK
— pisała w 2010 r. „Rzeczpospolita”.
Jak przystało na takiego bohatera w 1945 roku został kierownikiem Wydziału Więzień i Obozów Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Od 2010 r. IPN prowadzi śledztwo w jego sprawie.
W tym samym stylu wystąpiła również gwiazda amerykańskich stacji telewizyjnych NBC i MSNBC Andrea Mitchell, która stwierdziła w swojej relacji z Warszawy, że powstańcy w Getcie Warszawskim w 1943 r. walczyli przeciwko "polskiemu i nazistowskiemu reżimowi".
Za to ostatnie dziennikarka przeprosiła po 24 godzinach ale jak.
- „Przejęzyczyłam się we wczorajszym reportażu, gdy mówiłam o powstaniu w getcie warszawskim w 1943 roku. By było jasne, polski rząd nie był zaangażowany w te przerażające czyny. Przepraszam za tę niefortunną nieścisłość”– napisała Mitchell na Twitterze.
Jej relacja z Warszawy była przedstawiona we wszystkich ważniejszych telewizjach angielskojęzycznych na świecie. Wysłuchały jej dziesiątki milionów ludzi. A słowa o niefortunnej nieścisłości napisała na Twitterze.
Dla mnie jest oczywiste, że ani w przypadku pana Pompeo, ani tej Mitchell, nie było żadnego nieporozumienia, nieścisłości czy niewiedzy. Dyplomacja amerykańska, podobnie telewizja taka jak NBC są na to zbyt profesjonalne. Wszystko było wcześniej dobrze przemyślane i zaplanowane. Po prostu tresują nas jak zwierzęta w cyrku. Oćwiczą a potem trochę odpuszczą. Będą to robić tak długo aż upodleni do końca będziemy bezmyślnie robić wszystko czego tylko od nas zażądają. Rząd już wytresowali teraz czas na resztę narodu.
Ten cyrk polską odpowiedzialnością za holokaust służy realizacji osławionej ustawy 447. Musimy być winni bo wtedy można spokojnie twierdzić, że przecież oprawcy nie mogą dziedziczyć po swoich ofiarach.
Zobaczycie. Następnym krokiem będzie wysłanie nas na wojnę z Iranem. Usłyszycie niedługo, że jeśli napadniemy na Iran to może zasłużymy na zniesienie wiz do Ameryki.
Baliśmy się Wielkiego Brata. Teraz mamy nowego Wielkiego Brata występującego w dodatku w towarzystwie Małego Brata, który chce od nad dwóch rzeczy – naszego majątku i naszej godności.
W świetle tego co się dzieje nijak nie mogę pojąć przed czym bronią nas Amerykanie.
Przed utratą niepodległości? Jaka niepodległość, przecież o "naszej" polityce decydują Amerykanie. Nawet taki komunista jak Władysław Gomułka potrafił postawić się Sowietom. A obecne władze tylko robią w portki.
Przed ograbieniem? Przecież sami próbują nas obrabować.
No to może przed wojną? Wolne żarty - wysłali nas do Iraku, potem do Afganistanu a teraz mamy iść na wojnę z Iranem.
I jeszcze sposób w jaki nas traktują. Ambasador Katarzyny II książę Nikołaj Repnin w porównaniu z taką np. ambasadorką USA, Georgettą Mosbacher, to prawdziwy arbiter elegantiarum. No ale czego się spodziewać po tej, no, sami popatrzcie na dowolne zdjęcie?
Za Katarzyny II Żydzi też nam nie podskakiwali.
Do cholery, co takiego grozi nam ze strony Rosji czego nie robią nam Amerykanie? Tak, wiem, straszna Rosja nie zniesie nam wiz amerykańskich. A Ameryka zniosła?
Adam Kowalczyk
Czytaj więcej: Iran, czyli jak zaprzepaścić pięć wieków współpracy
https://kresy.pl/wydarzenia/banderowskie...
Najpierw nieco statystyki: Jest też taki dokument opublikow...