Debata marzec2023 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 10-686 Olsztyn, ul. Boenigka 10/26.

wtorek, marzec 21, 2023
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Blogi
  • Adam Kowalczyk

Adam Kowalczyk

Po maju…

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 28 maj 2020 20:31
Adam Kowalczyk

W dniach 12-15 maja 1926 roku miał w Polsce miejsce zbrojny zamach stanu dokonany przez byłego Naczelnika Państwa marszałka Józefa Piłsudskiego. Piłsudski objął władzę kosztem życia 379 osób w tym 215 żołnierzy i oficerów oraz 164 cywilów. Rannych zostało 920 osób. Na tym zakończył się okres demokracji parlamentarnej w Polsce.

Trudno jednoznacznie określić system sprawowania władzy w Polsce. Marszałek Piłsudski zadbał wprawdzie o legalizację władzy i zachowanie demokratycznych instytucji ale tak naprawdę pozostając osobą prywatną sprawował niepodzielną władzę w państwie. Jednak jego poczucie legalizmu było dość szczególne. Jako metodę sprawowania władzy przyjął tworzenie zamętu m.in. przez podważanie autorytetu instytucji państwowych faktycznie czyniąc z nich przez nikogo nie szanowane wydmuszki. 31 maja zebrało się Zgromadzenie Narodowe by wybrać nowego prezydenta Piłsudski spokojnie wyczekał i gdy został wybrany prezydentem oświadczył, że nie przyjmuje stanowiska ze względu na zbyt mały zakres uprawnień jaki daje mu konstytucja. Marszałek wskazał Zgromadzeniu Narodowemu Ignacego Mościckiego jako właściwą osobę na to stanowisko co Zgromadzenie Narodowe skwapliwie zatwierdziło. W ten sposób pozycja marszałka Piłsudskiego jako osoby prywatnej a jednak stojącej ponad konstytucyjnymi organami władzy państwowej została ustalona.

Zaskakująca jest bierność społeczeństwa wobec coraz dalej idących patologii władzy. Współcześni adoratorzy sanacji twierdzą, że rządy Marszałka przyniosły stabilizację po niepokojach demokracji parlamentarnej. Ale to też nieprawda. Przed przewrotem majowym było 14 premierów, a po przewrocie również 14 premierów. Polityka gospodarcza była też dziwna. Jak przystało na władzę rozmiłowaną w państwowym etatyzmie dysponowała cierpiała na dotkliwy brak dewiz. Tak więc rząd wymyślił sobie, że trzeba koniecznie poprawić bilans handlu zagranicznego i wobec tego należy sprzedawać cukier za granicę po 17 groszy za kilogram. Przemysł cukrowniczy musiał jakoś powetować sobie straty ponoszone na eksporcie. Tymi którzy mieli je pokryć byli polscy konsumenci. Wyszło więc na to, że biedny jak mysz kościelna Jan Kowalski (roczny dochód per capita to 666 zł) zostawał sponsorem bogatego Johna Smitha (roczny dochód w Wielkiej Brytanii to 3682 zł). Taka polityka fiskalna doprowadziła do tego, że w 1928 roku w Warszawie kilogram cukru kosztował aż 1,56 złotego (ok. 16-19 dzisiejszych złotych). Dla porównania kancelista w urzędzie zarabiał 180 złotych. Natomiast płaca robotników fizycznych rzadko przekraczała 100, góra 120 złotych miesięcznie.

Drugim ciekawym przykładem jest motoryzacja. W 1931 roku wprowadzono w cenę paliwa podatek na Państwowy Fundusz Drogowy dzięki czemu na początku lat trzydziestych litr benzyny kosztował powyżej 80 groszy, czyli w przeliczeniu ponad 8 współczesnych złotych. Gdy do tego doliczymy zaporowe cło na import samochodów skutki były piorunujące.
Ilość samochodów w Polsce
1.01.1929r. - 29.423 szt.
1.01.1935r. - 24.821 szt.
i, dla porównania, w mniejszej Czechosłowacji stan samochodów
1.01.1929r. - 60.000 szt.
1.01.1935r. - 112.000 szt.
Dlatego jako datę końcową wybrałem rok 1935 ponieważ po śmierci Piłsudskiego podejście do motoryzacji zmieniło się i ilość samochodów zaczęła zauważalnie rosnąć.

Zmieniło się też pojęcie dialogu społecznego, prowadzono go za pomocą karabinów, i to w sensie dosłownym. Premier i minister spraw wewnętrznych, gen. Felicjan Sławoj-Składkowski, w wystąpieniu przed komisją budżetową Sejmu 24 stycznia 1938 r. podał następujące liczby zabitych w wyniku siłowego tłumienia przez policję strajków i manifestacji w latach 1932-1937: 1932 r. – 141 zabitych, 1933 r. – 145 zabitych, 1934 r. – 118 zabitych, 1935 r. – 143 zabitych, 1936 r. – 157 zabitych, 1937 r. – 114 zabitych, w tym 44 podczas tłumienia powszechnego strajku chłopskiego. Razem 818 osób. Sam Czytelniku porównaj to z ilością ofiar stanu wojennego z 1981 roku.

Do tego doszły drakońskie kary nakładane na dziennikarzy, pobicia tychże przez umundurowanych oficerów (np. Tadeusza Dołęgi-Mostowicza). Utworzono obóz w Berezie Kartuskiej gdzie w nocy z 9 na 10 października do cel trafili pierwsi więźniowie – 20 opozycyjnych polityków w tym trzykrotny premier Wincenty Witos, Karol Popiel, Adam Ciołkosz i Herman Lieberman. Do uwięzienia nie potrzebowano wyroku – wystarczała decyzja administracyjna.

Jednak największych chyba szkód wyrządziły pomajowe rządy w sprawach obronności kraju. Zaraz po zamachu, 22 maja, Piłsudski wydał rozkaz do wojska, w którym zapowiedział niewyciąganie konsekwencji wobec pokonanych oraz zgodę i pojednanie. Wkrótce część internowanych oficerów zwolniono. Natomiast generałów: Rozwadowskiego, Zagórskiego, Malczewskiego i Jaźwińskiego oskarżono o przestępstwa natury kryminalnej i odstawiono do Wojskowego Więzienia Śledczego nr III na Antokolu w Wilnie.

Minister Spraw Wojskowych gen. Juliusz Malczewski został przez stronników Piłsudskiego uwięziony, początkowo w drewutni w Wilanowie gdzie został pobity przez grupę oficerów, był głodzony i poniżany. Dopiero po tej wstępnej „obróbce” został przeniesiony do więzienia na Antokolu. Gen. Włodzimierz Zagórski oficjalnie został wypuszczony z więzienia ale nigdzie nie doszedł. Po prostu znikł i do dzisiaj nie wiadomo co się z nim stało. Zaczęły się jednak rozchodzić różnego rodzaju pogłoski. Jak pisze w swoich wspomnieniach Maria Bartel, żona premiera Kazimierza Bartla, porucznik Stanisław Zaćwilichowski dowiedział się, iż podczas podróży z Wilna do Warszawy generał Zagórski został wyrzucony z samochodu do Niemna przez starszego żandarma Stanisława Koryzmę i do stolicy już nigdy nie dojechał. I porucznik zginął w wypadku. Z kolej starszy żandarm Koryzma został zastrzelony w nocy z 4 na 5 grudnia 1928 r. w parku otaczającym Belweder. O starszym żandarmie Stanisławie Koryzmie napisał w swoich zapiskach z 13 października 1930 roku generał Kordian Zamorski: "Człowiek, który nosił w sobie taką tajemnicę, musiał zginąć".
Gen. Tadeusz Rozwadowski po wyjściu z więzienia czuł się coraz gorzej, zmarł 18 października 1928 roku. Po konsylium pułkownik dr Bolesław Szarecki stwierdził, że otrucie jest pewne. Władze zabroniły jednak dokonania sekcji zwłok. Gen. Bolesław Jaźwiński po uwięzieniu bez postawienia zarzutów uwolniony ciężko chorował, został sparaliżowany. Zmarł w Warszawie w 1935 r. Gen. Jan Hempel został zastrzelony na polowaniu a gen. Władysław Sikorski pozbawiony przydziału pozostał w zawieszeniu aż do 1939 roku.

Piłsudski nie posiadający żadnego wykształcenia wojskowego, uważał się za fachowca zdolnego zarówno do dowodzenia w czasie wojny jak i organizowania armii w czasie pokoju. Po zamachu majowym pozbył się z wojska praktycznie wszystkich wyższych oficerów sztabowych, fachowców z doświadczeniem jeszcze z armii zaborczych i doprowadził do regresu strukturalnego i szkoleniowego armii nawet w stosunku do wojny w 1920 r. Piłsudski był dumny ze swojej polityki kadrowej. W 1930 r. podczas obrad Rady Gabinetowej, stwierdził: "W wojsku ja przez cztery i pół lat poświęcam bardzo dużo czasu personaliom i mam wojsko obecnie tysiąc razy lepsze niż dawniej, ale zmniejszyłem o trzy tysiące ilość oficerów i – specjalnie - ilość starszych rang. Zostawiłem tylko naprawdę dobrych".

Czystka kadrowa w największym stopniu dotknęła generałów wywodzących się z c.k. armii Austro-Węgier, zazwyczaj gruntownie wykształconych z doświadczeniem bojowym nabytym w czasie I WŚ, objęła liczne stanowiska decyzyjne i sztabowe, paraliżując „system nerwowy” sił zbrojnych. Zastąpiono ich w większości niewykształconymi generałami wywodzącymi się z Legionów, zaufanymi ludźmi Piłsudskiego. W 1932 r. a więc w momencie gdy „sanację” wojska można uznać za zakończoną, udział legionistów wśród korpusu generalskiego wzrósł aż do 65%. Tylko w okresie 30 kwietnia – 30 czerwca 1927 r. usunięto z armii 30 generałów i 551 oficerów niższych rang. Na niższych szczeblach hierarchii o czystkach decydowało Biuro Personalne MSWojsk. kierowane przez gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego. Wg mjr Stanisława Kopańskiego „... W wojsku nastąpił podział na uprzywilejowanych, tolerowanych i niewygodnych. Niedługo przyszły czystki tych ostatnich. Pojawili się oficerowie, poufni donosiciele. Zastosowano jako główny sprawdzian wartości oficerów, pochodzenie legionowe...”

W Legionach łatwo można było zostać oficerem nie mając wykształcenia wojskowego, dla zaufanych były tam szybkie ścieżki awansów. Opisał to Marian Porwit w swoich „Spojrzeniach poprzez moje życie”. Autor sam nie jest pewny, czy był obiektem żartów, czy też został awansowany z zachowaniem wszelkich formalności: "w poniedziałek – starszym legionistą, we wtorek – kapralem, w środę – plutonowym i w czwartek – sierżantem."

Nie ulega wątpliwości, że polityka kadrowa i personalna Piłsudskiego była fatalna i odbiła się bardzo negatywnie. Zaczynając od upokorzenia Sztabu Generalnego, zwłaszcza po nominacji gen. Janusza Gąsiorowskiego, przez kuriozalną politykę awansową. To przecież Piłsudskiemu zawdzięczamy, że w 35 roku nie mieliśmy żadnego generała broni i garstkę generałów dywizji. To Piłsudskiemu zawdzięczamy, że w 39 roku Armią Kraków dowodził generał brygady, który miał pod sobą dowódcę grupy operacyjnej w stopniu generała brygady i dowódcę dywizji piechoty w tejże w stopniu, a jakże, generała brygady, w dodatku z jeszcze wyższym starszeństwem niż dowódca GO. O pułkownikach jako dowódcach dywizji piechoty nie wspominam. O tym jaki to miało fatalny wpływ na decyzyjność dowódców świetnie pisał Marian Romeyko w swoich wspomnieniach „Przed i po maju”. Rozumiał to marszałek Edward Rydz-Śmigły, który próbował stopniowo naprawiać to co zdążył zepsuć Piłsudski. Niestety nie zdążył. W 4 lata mianował więcej generałów broni i więcej generałów dywizji niż Piłsudski przez 9 lat.

Marszałek Piłsudski osobiście zablokował modernizację sił zbrojnych, zabronił nawet wspominać o motoryzacji armii i nowoczesnych rodzajach broni. Przykładem mogą być losy projektu utworzenia brygady lekkiej jako nowoczesnej jednostki szybkiej. W lipcu 1926 r. szef Departamentu V Wojsk Technicznych Ministerstwa Spraw Wojskowych płk SG Marian Przybylski przedłożył Ministrowi Spraw Wojskowych, za pośrednictwem szefa Sztabu Głównego, projekt samodzielnej brygady lekkiej na samochodach wraz ze szczegółową analizą porównania kosztów zakupu, amortyzacji i utrzymania samodzielnej brygady kawalerii z samodzielną brygadą lekką na samochodach, w której za podstawę naliczeń uznano 15 lat, czyli okres amortyzacji samochodów. Rezultat porównania wypadł niekorzystnie dla samodzielnej brygady kawalerii, na której utrzymanie w ciągu 15 lat trzeba było przeznaczyć 167 953 478 zł, podczas gdy na utrzymanie brygady lekkiej na samochodach w analogicznym okresie tylko 93 944 132 zł. Dawało to oszczędność 74 009 346 zł powiększoną o sumę 95 224 zł zaoszczędzonych w związku ze zmniejszoną liczbą karabinków kawaleryjskich w brygadzie lekkiej (łącznie 74 104 560 zł). Obliczenia te nie znalazły jednak swego odzwierciedlenia w działaniach władz wojskowych. To znaczy znalazły bo autor pomysłu nie występuje na listach awansowych w późniejszym okresie. Oficjalnie powodem był brak pieniędzy ale argument upada gdy sięgniemy do wydatków na marynarkę wojenną, będącą najdroższym rodzajem sił zbrojnych ale w polskich warunkach przejawem megalomanii i działań na pokaz. Kupiliśmy np. oceaniczne okręty podwodne ORP "Orzeł" i ORP „Sęp”. Do tego trzy niewiele mniejsze okręty podwodne ORP „Wilk”, ORP „Ryś” i ORP „Żbik”. ORP „Orzeł” ze względu na swą budowę i rozmiary niezbyt nadawał się do operowania w szelfowych, płytkich wodach Bałtyku. Ale za to koszt wybudowania i wyposażenia "Orła" to ponad 9 359 000 zł.

Za samego "Orła" można było kupić w Szwecji albo wyprodukować u nas (produkowaliśmy je na licencji) 408 szt. świetnych 37 mm dział przeciwpancernych Bofors. To znaczy, że np. można było potroić artylerię ppanc. we wszystkich brygadach kawalerii, albo wystawić broń ppanc. dla 11 Brygad Pancerno - Motorowych! Można też było wzmocnić wszystkie DP (czynne i rezerwowe) bronią ppanc - po 12 szt. Boforsów na dywizję …

Po śmierci Marszałka w 1935 roku podjęto przyśpieszone próby unowocześnienia Wojska Polskiego i trzeba przyznać, że jak na ten krótki, zaledwie czteroletni okres osiągnięto stosunkowo niezłe rezultaty.

Największą reformę wojskowości w dziejach Polski rozpoczęliśmy w 1936 r. za marsz. Śmigłego-Rydza. Wojsko Polskie dostało wreszcie skuteczny oręż do walki z bronią pancerną, licencyjne, szwedzkie działko Boforsa 37 mm, a obronę miał dodatkowo wspomagać trzymany w tajemnicy karabin przeciwpancerny Ur, doskonałe działo przeciwlotnicze 40 mm - także Boforsa. Do linii wszedł dobry bombowiec średni PZL 37B "Łoś", rozpoczęto produkcję czołgu lekkiego 7TP, którego uzbrojenie pozwalało zwalczać wszystkie niemieckie pojazdy pancerne i większość radzieckich, weszły nowe, zunifikowane wzory mundurów i wyposażenia, i co najważniejsze - w 1937 r. podjęto decyzję i rozpoczęciu motoryzowania Brygad Kawalerii. Efektem było zmotoryzowanie 10 Brygady Kawalerii pułkownika Stanisława Maczka oraz sformowanie Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej płk. Stefana Roweckiego. Na więcej zabrakło po prostu zmarnowanego wcześniej czasu …

Adam Kowalczyk

Czytaj więcej: Po maju…

Komentarz (20)

Koronawirus – skutki uboczne

Szczegóły
Opublikowano: środa, 29 kwiecień 2020 20:10
Adam Kowalczyk

Druga połowa XX wieku przyniosła nam niebywały rozwój gospodarczy i jeszcze większy rozwój medycyny. Niedługo przed II wojną światową Szkot Alexander Fleming wynalazł, czy raczej odkrył, pierwszy antybiotyk – penicylinę. Po wojnie, na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych penicylina rozpowszechniła się i pomogła w zwalczaniu wielu chorób. W tym samym czasie wyeliminowano w Europie takie choroby jak ospa, tyfus, odra i cały szereg innych. Ostatnie pół wieku wprawiło nas w przekonanie, że chorób zakaźnych w Europie zwyczajnie nie ma. Może poza oswojoną już nieco grypą. O takich epidemiach jak hiszpanka po I wojnie, ebola w Afryce, myśleliśmy w taki sam sposób jak o powieści „Dżuma” Alberta Camusa. Ktoś tam słyszał też o dżumie w XIV wieku czy za cesarza Justyniana. Takie tam, nie przemawiające do wyobraźni, opowiastki. No bo przecież epidemie to mogą się zdarzyć w Afryce u jakichś tam bambusów albo w Azji, czyli poza naszym przyjaznym światem, ale nie u nas.

Dlatego obecna epidemia jest takim wstrząsem. Nie dlatego, że jest poważna. Tak jak w Polsce choruje kilka tysięcy ludzi. Gdzie indziej więcej. Umierają setki ludzi, ale ludzi chorych na inne choroby i mających po 80 i więcej lat. Cóż to jest w porównaniu z hiszpanką z 50 milionami ofiar czy dżumą XIV wieku, która uśmierciła 1/3 mieszkańców Europy.

Przyczyną obecnego szoku i spowodowanej nim paniki jest zburzenie psychologicznych podstaw naszego świata. Istniejący dobrobyt materialny, odejście od Boga i rozpowszechniony egoizm zlikwidowały istniejące wcześniej tabu, np. dotyczące seksu. Stworzył też jednak nowe, takie do których nie przyznajemy się. Takim tabu jest nieuchronna śmierć. Bo my chcemy żyć wiecznie. Kiedyś człowiek wiedział, że może przedłużyć życie poprzez posiadanie dzieci, a życie doczesne to tylko etap. Teraz śmierć jest tabu, bo nie ma nic w co ludzie wierzą. A teraz śmierć wróciła i znowu nam towarzyszy. Dzięki mediom stała się jakaś taka realna, czyhająca za rogiem. Możemy ją spotkać. Wcześniej też mogliśmy, ale nie myśleliśmy o tym. Teraz nie da się nie myśleć. Pod moim domem, na dachu przedszkola, postawiono olbrzymi megafon, który regularnie ryczy jakieś ostrzeżenia zagłuszając mi telewizor. Nie da się zapomnieć.

I tu pojawiają się dramatyczne skutki uboczne. Ludzie w strachu godzą się na wszystko. Potrafią zrezygnować z wolności, o którą tak ciężko walczyli nie szczędząc ofiar z własnego życia. Ludzie akceptują ograniczenie ich własnej wolności w stopniu nieznanym nawet w czasach komuny. Wolności najprostszej, najbardziej osobistej, ograniczanej kretyńskimi zarządzeniami władz. Bo naprawdę doszliśmy do obłędu. Zarządzenia dotyczące zredukowania kontaktów do niezbędnego minimum, czy separacji ludzi w sklepie czy na ulicy są rozsądne i uznane za oczywiste i dlatego są przestrzegane bez problemu. Co jednak powiedzieć o zakazie wspólnego wyjścia małżeństwa na ulicę? Ludzie, którzy mieszkają w jednym domu i śpią w jednym łóżku na ulicy mają zachować odstęp minimum 2 metry. Co ciekawe, żaden z widzianych przeze mnie dwuosobowych patroli policyjnych tej odległości nie zachowywał. Co można powiedzieć o tym, że matka nie może wysłać siedemnastoletniego syna do sklepu po zakupy, musi iść razem z nim – oczywiście zachowując odległość dwóch metrów. To zwykły kretynizm. I nie przemawiają do mnie argumenty, że to ułatwia pracę policji. Państwo, w którym przepisy są od tego żeby ułatwić pracę organom porządkowym kosztem obywateli jest państwem represyjnym, a nie państwem wolnych ludzi.

W dniu 2 marca Sejm uchwalił ustawę o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 oraz innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych. Ustawa zawiera szereg szczegółowych przepisów, z którymi trudno dyskutować. Część tych przepisów traci moc po 180 dniach, a część po 365. Ale nie wszystkie. Nie wszystkie, bo nie wszystkie rozwiązania są częścią wyłącznie tej ustawy. Np. część z nich wprowadzono jako zmiany do stale obowiązującej ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Do tej ustawy dodano zapisy, że drogą rozporządzenia można ustanowić np. czasowe ograniczenie korzystania z lokali lub terenów oraz obowiązek ich zabezpieczenia, nakaz lub zakaz przebywania w określonych miejscach lub i obiektach, nakaz określonego sposobu przemieszczania się. To oczywiście wyrywki. Te przepisy pozostają na stałe i nie wymagają wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Przypominam – to wszystko drogą rozporządzenia bez uchwalenia stanu nadzwyczajnego. Jak do tego dodamy 21 dni kwarantanny z możliwością jej przedłużania i kolejne 21 dni, a potem kolejne to przestaje się to robić zabawne.

Te wszystkie rozwiązania, oraz wiele innych, już były, ale wymagają wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych. To kłopot. No to władza sobie ułatwiła. Oczywiście mając ku temu przemawiający do wszystkich powód. Ale epidemia koronawirusa przeminie, a uprawnienia władzy pozostaną. I wcześniej czy później jak nie ta, to inna władza z nich skorzysta.

Adam Kowalczyk

Czytaj więcej: Koronawirus – skutki uboczne

Komentarz (12)

Pierwszą ofiarą jest prawda

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 06 marzec 2020 00:05
Adam Kowalczyk

W ostatnich latach ciągle słyszymy o potrzebie uprawiania własnej polityki historycznej. To taki eufemizm zastępujący słowo łgarstwo. Największa wrzawa podniosła się po przedostatnim przykładzie rosyjskiego nowego odkrycia, z którego wynikało, że to Polska jest odpowiedzialna za wybuch wojny a nawet namówiła Niemców do holokaustu. Po co Władimir Putin to zrobił jest raczej niejasne. Być może chciał się wpisać w izraelską politykę szkalującą Polskę. Nic go to nie kosztuje a pomaga izolować Polskę od reszty Zachodu. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, zwłaszcza, że Izrael na uroczystości w Jerozolimie zaprosił prezydenta Rosji z prawem wygłoszenia mowy a naszego jedynie jako niemego świadka bez prawa do obrony. Nasz Prezydent, spodziewając się kolejnych kalumnii rzucanych na Polskę i Polaków, słusznie odwołał swój udział.

Co jednak zdarzyło się w Jerozolimie? Trzeba przyznać, że Putin umie stawiać na swoim. Za swój udział i wsparcie dla Izraela kazał sobie słono zapłacić. Już wcześniej Żydzi musieli postawić w Netanji pomnik upamiętniający żołnierzy Armii Czerwonej. Teraz, jeszcze przed oficjalnym otwarciem obchodów, odsłonięto w Jerozolimie pomnik ofiar obrony Leningradu nazwany Zniczem Pamięci. Pewnym zaskoczeniem było jednak wystąpienie Putina. Wśród licznych wyrazów uznania pod adresem gospodarzy pokazał Żydom, że tak naprawdę to nie mogą oni liczyć na to, że go sobie kupili. Powiedział mianowicie:

„naziści przygotowywali taki sam los wielu innym narodom: za ‘podludzi’ uznano Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Polaków, przedstawicieli wielu innych narodowości. Ich ziemia ojczysta miała stać się dla nazistów przestrzenią życiową, zapewnić im dostatnie życie, a dla Słowian i innych narodów przewidziano albo zagładę, albo status pozbawionych praw, własnej kultury, pamięci historycznej i języka niewolników”.

Tego się gospodarze nie spodziewali. Tymi dwoma zdaniami podważył wyjątkowość holokaustu przypominając o ofiarach wśród innych narodowości nie pomijając również Polaków. Interesujący jest brak reakcji na te słowa. Wyobraźcie sobie państwo, że to Prezydent Duda powiedziałby, że taki los jak Żydom, zgotowano innym narodom. Toż podniósłby się wrzask na cały świat. Że to podważanie wyjątkowości holokaustu, kłamstwo i obraza wołające o pomstę do nieba i dodatkowe pieniądze tytułem odszkodowań. Wygląda na to, że Żydzi będą musieli dać Rosji coś więcej niż dwa pomniki.

A skoro już zacząłem pisać o tej ofierze z prawdy i Putinie napiszę może kto tak naprawdę wywołał II wojnę światową. Pierwsza, instynktowna odpowiedź jaka mi się nasuwa to Franek Dolas. W PRL nawet film o tym nakręcono. A tak na poważnie to sprawa jest nieco bardziej złożona. W podświadomości mamy zakodowane, że winien jest KTOŚ, Hitler albo Stalin, a może obydwaj. Nic nie umniejszając zbrodniczego charakteru obu tych pensjonariuszy piekieł, nie bardzo się z tym zgadzam. Oni tylko wyznaczali datę przy pewnej pomocy innych.

Czasy wspólnot rodowych minęły. We współczesnym świecie wojny nie wybuchają dlatego, że Adolf Hitler czy Józef Stalin wstali lewą nogą z łóżka i postanowili urządzić światu fajerwerki i utoczyć trochę krwi. Wojny wybuchają na skutek narastających sprzeczności interesów nie dających się usunąć innymi sposobami. Patrząc z tego punktu widzenia II wojna była tylko dogrywką pierwszej. To była jedna i ta sama wojna z dwudziestoletnim zawieszeniem broni po drodze. Była nieunikniona - ale dlaczego?

Porządek świata został trwale – jak sądzono – urządzony na Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku. Jego gwarantami była morska potęga Wielkiej Brytanii, potęga tak wielka, że od wojen napoleońskich do I WŚ flota brytyjska nie miała z kim walczyć. Na kontynencie gwarantem była Rosja i, w mniejszym stopniu, Francji i Austro-Węgier. I trwał, nawet wojny rosyjsko-tureckie czy nasze powstania nie były w stanie go ruszyć. Ten bezprzykładnie długi okres pokoju o wolnego handlu spowodował jednak przyśpieszenie wzrostu gospodarczego. Rozwój, jak to zwykle bywa, nie był równomierny. W miarę wzrostu znaczenia stopnia rozwoju gospodarczego okazało się, że co najmniej trzy kraje rozwijają się za szybko. Stany Zjednoczone, które w roku 1815 były niczym, w ostatnich latach XIX wieku stały się pierwszą gospodarka świata, czymś na kształt współczesnych Chin, tylko bardziej lekceważonych. Zjednoczone Niemcy czyli II Rzesza Niemiecka, która wyrosła po podporządkowaniu sobie przez Prusy reszty państw niemieckich. Niemcy przodowali w rozwoju technologicznym. Japonia, która od kraju średniowiecznego feudalnego, którym była gdy 8 lipca 1853 roku amerykańskie okręty komodora Matthew Perry’ego wtargnęły do portów Japonii w celu wymuszenia ich otwarcia. Efektem był zawarty 31 marca 1854 roku Traktat z Kanagawy otwierający Japonię jako rynek zbytu dla amerykańskiej produkcji. Nawiasem mówiąc skutki były zdumiewające. Japonia zamiast się stawiać Amerykanom poszła w nowoczesność jak w dym o czym świat przekonał się już pół wieku później. Rozwój spowodował, że kraje te przestały się mieścić w istniejącym świecie. Chciały zająć lepszą pozycję w nowym świcie a stare potęgi starły się im w tym przeszkodzić.

Dla współczesnych upadek starego świata zawsze jest zaskoczeniem. Stare potęgi próbują powstrzymywać młodych i głodnych a narastające napięcia powodują powstawanie kolejnych, pozornie nie związanych ze sobą, kryzysów. Kryzysy te, jak wojna burska, wojna rosyjsko-japońska, wrzenie na Bałkanch, wojna amerykańsko-hiszpańska itd. są kolejno rozwiązywane i zaraz pojawiają się następne. Robi się coraz cieplej. Coraz wyraźniej widać, że ci „starzy” blokują rozwój „młodych”. W efekcie w Europie zabrakło miejsca dla Rosji i Francji z jednej strony a zjednoczonych Niemiec z drugiej, podobnie na morzu Anglicy przypomnieli Niemcom, że ich towary mogą nie dopłynąć do odbiorcy. A za ich plecami na swój czas czekali Amerykanie.

Aż trzasło. Gawriło Pricip, Serb ale poddany turecki, zastrzelił austriackiego arcyksięcia Ferdynada. Kolejny kryzys, który zaskoczył wszystkich. Tym razem nie udało się niczego zrobić. Lokalna, zdawałoby się sprawa, spowodowała konflikt ogólnoświatowy. Wojna nie przyniosła nic poza zniszczeniem. Co najgorsze, nie przyniosła rozstrzygnięcia. Wprawdzie unicestwiono Austro-Węgry ale reszta problemów pozostała. Osłabiła potęgę Wielkiej Brytanii i Francji znacznie wzmacniając Stany Zjednoczone. Błędnie myślano, że Rosja została trwale wyeliminowana ale Niemcy pobito nie wyrywając im jednak zębów. Pozostały potęgą ekonomiczną. Nowy porządek zbyt przypominał stary i w dodatku poza stolikiem pozostały Niemcy i ZSRR, dwa kraje, które były w stanie stolik ten wywrócić. Dogrywka wojenna był nieunikniona. Nikt jednak do tej wojny się nie palił. Skoro takie kraje jak Francja i Wielka Brytania odpuściły sobie zbrojenia i jawnie wojny nie chciały to niezadowoleni podnieśli głowy. Niemcy, jeszcze jako Republika Weimarska, tylko czekali na okazję do odzyskania swojej pozycji. Na długo przed Hitlerem. Rosja Sowiecka a potem ZSRR spokojnie przygotowywały się do udziału w kolejnej wojnie. Czekali tylko na to kto ją rozpocznie. Sowieci po lekcji z 1920 roku nie zamierzali być pierwszymi do walki. Lepiej podpuścić Niemcy a samemu wkroczyć pod koniec, gdy już wszyscy się wykrwawią.

To w Europie. Na dalekim wschodzie powoli narastało napięcie pomiędzy rosnącymi ambicjami Japonii a Stanami Zjednoczonymi, które z niepokojem obserwowały zbyt szybko rosnącą potęgę Japonii. W końcu nie po to wysłali komodora Perry’ego żeby wypuścił Dżina z butelki lecz żeby zarobić. Natomiast na Atlantyku role się odwróciły. Tu Wielka Brytania broniła swoich pozycji a Amerykanie usiłowali Anglików wypchnąć. Amerykanie szybko tracili cierpliwość. Już za prezydentury Franklina Delano Roosevelta, w 1936 roku, przygotowali plan wojny z Wielką Brytanią. Planowali uderzenie na Kanadę w celu zmuszenia Anglików do wojny i następnie przejęcie imperium brytyjskiego. Do tego jednak nie doszło bo w Europie pojawił się ktoś kto mógł podpalić świat pozwalając Amerykanom zachować opinię tego dobrego. Nie sądzę żeby udzielanie przed wojną kredytów na dogodnych warunkach Niemcom i Sowietom było kwestią wyłącznie handlową.

O tym, że powersalska pauza pokojowa kończy się pokazały kolejne, szybko po sobie następujące kryzysy. Nadrenia, Austria, Monachium, wojna z Abisynią, wojna japońsko-chińska. Początkowo dawało się je jakoś pokojowo kończyć kosztem tych słabszych. Ale kryzysy te nie były w stanie rozładować narastającego ciśnienia. Wojna była nieunikniona.

Gdyby zabrakło Hitlera to jego miejsce zająłby jakiś inny Hans Miller czy Schleicher, albo ktoś tam. Gdyby zabrakło Stalina to byłby jakiś Tuchaczewski czy ktokolwiek inny. Może wojna nie byłaby podyktowana taką ideologią tylko inną, może Żydzi by ją przeżyli. Ale by wybuchła. Może w Kanadzie, może na Pacyfiku. Ostateczny rezultat byłby taki sam.

Po II wojnie pokój pomiędzy mocarstwami trwał tak długo bo wojna starła w proch potęgę starych mocarstw zostawiając tylko dwa – USA i Związek Radziecki. Żadne z nich nie było w stanie wypchnąć drugiego więc pokój trwał. Po nagłym rozpadzie Związku Radzieckiego nikt już nie był w stanie podważyć hegemonii Stanów Zjednoczonych. Ład światowy był zapewniony. Aż urosły Chiny… Codziennie widać pojawiające się kolejne kryzysy. Na razie załatwiane są pokojowo lub kosztem maluczkich. Któregoś z następnych tą metodą załatwić się już nie da…

Adam Kowalczyk

Czytaj więcej: Pierwszą ofiarą jest prawda

Komentarz (3)

Ojczyznę kochać rozumnie

Szczegóły
Opublikowano: niedziela, 26 styczeń 2020 12:35
Adam Kowalczyk

Swoje stosunki ze wschodnimi sąsiadami rozpoczęliśmy tak. „Najpierw tedy zapisać należy z kolei, jak sławnie i wspaniale pomścił swą krzywdę na królu Rusinów, który odmówił mu oddania swojej siostry za żonę. Oburzony tym król Bolesław najechał z wielką siłą królestwo Rusinów (...). Nie opóźniał jednak swojego pochodu zajmowaniem miast i gromadzeniem łupów, (...) lecz pospieszył na Kijów, stolicę królestwa, aby pochwycić jego ośrodek i króla samego. A król Rusinów z prostotą właściwą temu ludowi właśnie wówczas łowił z czółna ryby na wędkę, gdy mu niespodziewanie doniesiono o nadejściu króla Bolesława. Zrazu nie mógł w to uwierzyć, lecz nareszcie (...) przekonał się i wpadł w przerażenie. Wtedy dopiero włożył do ust palec duży i wskazujący i obyczajem rybaków pomazując śliną wędkę, na hańbę swego narodu miał powiedzieć te pamiętne słowa:
» (...) Bóg postanowił wydać w jego [Bolesława] ręce to miasto, królestwo Rusinów i bogactwa!« To rzekł i nie tracąc więcej słów rzucił się do ucieczki.” [Gall Anonim, Kronika polska, I, 7, tłum. R. Grodecki.]

Potem bywało różnie, np. zdobyliśmy Moskwę a jeszcze później sami padliśmy ofiarą rozbiorów. Ciekawe jednak, że obok silnego i obłędnego w swym zapamiętaniu nurtu antyrosyjskiego ciągle istniały spore grupy zdolne do porozumienia. Po okresie zauroczenia Napoleonem, który wydrenował finansowo i wykrwawił namiastkę Polski zwaną Księstwem Warszawskim Polacy autentycznie byli wdzięczni za przywrócenie Królestwa Polskiego przez cara Aleksandra, który ogłosił się królem Polski. Aby swą wdzięczność wyrazić napisano znany i do dziś śpiewany w kościołach hymn Boże, coś Polskę.

Pierwotny tekst opublikowany w „Gazecie Warszawskiej” 20 lipca 1816 roku:

Boże! Coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Naszego Króla zachowaj nam Panie!

Nic nie trwa wiecznie i z czasem zmieniono drugi wiersz refrenu na Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie.

medal Dobroczyncy swemu 1826

Ale to potem. W międzyczasie po śmierci Aleksandra wybito w Warszawie następujący medal. Niedługo potem nastroje miały się zmienić choć na dobra sprawę nie zaszło nic co by to usprawiedliwiało. No, może poza sprzedaniem monopolu alkoholowego w ręce żydowskiego kupca co spowodowało upadek polskich gorzelni i browarów i drastyczny wzrost cen alkoholu. Stąd ten nieczynny browar na Solcu, którego podpalenie było znakiem do rozpoczęcia Powstania Listopadowego.

Swoją drogą zawsze będę podziwiał bezmiar głupoty autorów tego powstania, którzy nie poszli na wojnę w 1826 gdy po śmierci cara panował w Rosji niezły zamęt i bunty ani w roku 1828 gdy Rosja toczyła ciężka wojnę Persją a potem z Turcją. Za to zamachnęliśmy się w 1830 gdy Rosja miała wolne nie tylko ręce ale też liczne i zaprawione w boju oddziały do dyspozycji.

Po klęsce 1831 r., pod ciężką ręką hrabiego erywańskiego, księcia warszawskiego, namiestnika Królestwa Polskiego, generała marszałka polnego Iwana Fiodorowicza Paskiewicza, zapanował spokój, gospodarka mocno się rozwinęła. I tak może by pozostało na dłużej ale po przegranej wojnie krymskiej władzę w Rosji objął Aleksander II, car reformator, który nie odczuwał potrzeby odkuwania się za rok 1831 i w ramach odwilży postanowił odpuścić Polakom i zmienić Rosję. Nastał czas pośpiesznych reform realizowanych w Polsce przez margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. I tu pojawił się problem. Wrogami zmian byli nie tylko przedstawiciele rosyjskich kręgów wojskowych, którym wydarto z rąk władzę cywilną w Królestwie i nieco spętano w Rosji. Okazało się, że i Polacy nie są zainteresowani pozytywnymi zmianami w myśl zasady wszystko albo nic. W Polsce rząd dusz dzierżyli intelektualiści zwolnieni przez siebie samych od logicznego myślenia i zwykłego rozsądku. Taki np. Mickiewicz napisał „Dziady, część III”, które, co ciekawe, w czasach PRL były lekturą obowiązkową. Napisał tam o najbardziej liberalnym w Europie Królestwie: „Całą administrację nakręcono jako jedną wielką Polaków torturę, której koło obracali carewicz Konstanty i senator Nowosilcow”.

Nienawiść Mickiewicza do Rosji ciekawie wygląda w zestawieniu z jego osobistymi doświadczeniami. Jak pisze profesor Bronisław Łagowski: W zmitologizowanej i niesamowicie wyolbrzymionej sprawie prześladowań filomatów i filaretów śledztwem objęto niewiele ponad 100 osób, a na więzienie (12 i 6 miesięcy) skazano dwie osoby. Podręczniki historii podają, że pozostałych „dwudziestu zesłano w głąb Rosji”. Temu „zesłaniu” w głąb” warto poświęcić parę zdań. Mogli oni sobie wybrać dowolne miasto na osiedlenia i starać się o posadę w dowolnej instytucji państwowej. Były wówczas dwie uczelnie, dwa licea o najwyższym poziomie i najsławniejsze: jedno w Carskim Siole, drugie w Odessie, założone przez księcia Richelieu. Minister oświaty Szyszkow skierował Mickiewicza do tego liceum na stanowisko profesora, mimo że jego kwalifikacje pozostawiały nieco do życzenia. Akurat nie było wówczas wolnego etatu, ale mimo to Mickiewicz mieszkał i żywił się na koszt liceum. […] Jego utwory „Konrad Wallenrod” i inne , ukazywały się drukiem i były omawiane z wielkimi pochwałami w prasie polskojęzycznej. […] Senator Nowosilcow przeczytał „Konrada Wallenroda” i sporządził raport dla cara, podkreślając, że wprawdzie utwór ma wymowę niemoralną – pochwala zdradę – i cenzura nie powinna była na publikację pozwolić, ale o jakimkolwiek pociąganiu autora do odpowiedzialności nie może być mowy.

Takie oderwanie myślenia polskich elit intelektualnych od rzeczywistości doprowadziło do kolejnej tragedii. Zaczęło się dobrze gdy twardy realista Wielopolski rozpoczął wprowadzanie reform wspierany przez nowego namiestnika Wielkiego Księcia Konstantego Mikołajewicza. Pominę tu różne liczne i ważne reformy i wskażę jedną. 20 maja 1862 roku ukazał się ukaz wprowadzający ustawę o wychowaniu publicznym w Królestwie Polskim. Powstała ona z inicjatywy Aleksandra Wielopolskiego, a jej twórcami byli Józef Korzeniowski i Stanisław Przystański. Nakazano utworzenie 3 tys. szkół ludowych, 24 szkół powiatowych, 15 gimnazjów, liceum w Lublinie, Wyższy Instytut Politechniczny w Puławach i Szkołę Główną w Warszawie czyli uniwersytet z pięcioma wydziałami. Oczywiście wszystko z polskim językiem wykładowym. Przekładając to na język współczesny wprowadzono powszechną oświatę z obowiązkowym językiem polskim.

Niestety podgrzewany przez takich Mickiewiczów czy Słowackich z jego Kordianem, nurt powstańczy był silniejszy i kompletnie nie licząc się z rzeczywistością odrzucał wszelkie reformy jako niewystarczające. Zgodnie z zasadą wszystko albo nic. Paradoksalnie podając sobie tym samym ręce z rosyjskimi siłownikami. Rosyjski minister wojny Dymitr Aleksiejewicz Milutin ostrzegał cara, że celem Wielopolskiego jest Królestwo Polskie z własnymi prawami, własnymi finansami i własną armią.” Dodawał, że „Wielopolski bezwarunkowo eliminował z zarządu Królestwem wszystko co rosyjskie, także pragnął spolonizować inne narodowości zamieszkujące na terenie Królestwa.

Natomiast uważany za patriotę Stefan Bobrowski, członek Komitetu Centralnego Narodowego, głosił jesienią 1862 r.: Wywołując powstanie, do którego czynimy przygotowania, spełniamy ten obowiązek w przekonaniu, iż dla stłumienia naszego ruchu Rosja nie tylko kraj zniszczy, ale nawet będzie zmuszona wylać rzekę krwi polskiej; ta zaś rzeka stanie się na długie lata przeszkodą do wszelkiego kompromisu z najeźdźcami naszego kraju , nie przypuszczam bowiem, aby nawet za pół wieku naród polski pościł tę krew w niepamięć i aby wyciągnął rękę do nieprzyjaciela, który tę rzekę wypełnił krwią polską.

Stało się zgodnie z przewidywaniami Bobrowskiego. Polska została zniszczona i przelano rzekę krwi polskiej. Tym, którzy dalej twierdzą, że warto było robić powstanie bo to podtrzymało polskość przypomnę o skutkach dla polskości.

Tworzenie nowych szkół utknęło a za to już w 1864 wprowadzono poprawkę do ukazu o szkołach. Żeby wstrzymać proces polonizacji od tej pory miano nauczać dzieci mniejszości w językach narodowych a kilka lat potem odrzucono pozory i rozpoczęto pełną rusyfikację dopuszczając język polski tylko na lekcjach religii. Potem zabroniono mówienia po polsku nawet na korytarzu szkolnym.

Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę 30 września 1921 roku miał miejsce pierwszy spis powszechny. Wśród 27,4 mln mieszkańców kraju 7,5 mln nie umiało czytać ani pisać, co stanowiło 33,1%. Udział osób potrafiących przynajmniej czytać („wykształconych") kształtował się na poziomie 62,4%. W stolicy analfabetów było 10%.

Gdyby utrzymały się reformy Wielopolskiego, gdyby nie Powstanie Styczniowe, w niepodległość weszlibyśmy nie tyle bez analfabetów ile z analfabetyzmem bez porównania mniejszym. O ile byłoby łatwiej budować nowoczesną ojczyznę. Czy dalej ktoś uważa, że efekty przegranej w powstaniu pozwoliły nam na lepsze zachowanie polskości niż przyniosłoby wprowadzenie powszechnej oświaty polskiej?

Ojczyzny nie wystarczy kochać, trzeba ją jeszcze kochać rozumnie.

Adam Kowalczyk

Czytaj więcej: Ojczyznę kochać rozumnie

Komentarz (36)

Polityka zagraniczna – co dalej?

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 20 grudzień 2019 20:12
Adam Kowalczyk

Nie zamierzałem tak szybko wracać do tego tematu, ale ostatnia wypowiedź prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który palnął coś na temat śmierci mózgowej NATO, skłoniła mnie do tego. Ciekawa zresztą była reakcja prezydenta Turcji Recepa Erdogana, który poradził Macronowi, żeby sam się przebadał na okoliczność własnej śmierci mózgowej. Ta riposta najlepiej świadczy o tym jak postrzegane są obecnie stare europejskie mocarstwa. A przynajmniej Francja. Wraz z utratą potęgi kończy się też i respekt.

Nie piszę o tym żeby zabawiać czytelników anegdotami. Chodzi mi o coś więcej. Poza twierdzeniem o zmierzchu NATO Macron po raz kolejny podkreśla, że przyszłość Europy widzi we współpracy z Rosją. Kryje się za tym wspólna z Niemcami chęć wypchnięcia Stanów Zjednoczonych z Europy. Zarozumiali Francuzi gadają coś nawet, że amerykański parasol atomowy nad Europą może być zastąpiony francuskim. Rosjanie muszą być zachwyceni. Na szczęście póki co, Niemcy pod tym względem są mocno sceptyczni. Dlatego jeszcze widzą sens istnienia sojuszu północnoatlantyckiego. Wracając do francuskiego parasola atomowego, jakoś nijak nie potrafię sobie wyobrazić użycia przez Francję broni atomowej, czy choćby tylko groźby jej użycia, w wypadku gdy Rosjanie weszli do Suwałk czy Gołdapi. Jednak te wypowiedzi świadczą o zmianie sposobu myślenia. Dla krajów Europy Zachodniej Rosja nie jest już zagrożeniem. Jest traktowana jako partner do wypchnięcia USA i jako ktoś z kim należy siąść do stołu w celu poukładania Europy od nowa. Do stołu mają zasiąść poważne państwa jak Francja i Niemcy czy Rosja. Reszta ma się dostosować do ustaleń. Znamienna jest tu reakcja Erdogana. Nie była przypadkowa. Turcy uznali, że to już się dzieje i w ten sposób przypomnieli o swoim powrocie do grona silnych graczy europejskich, o tym, że jeśli jej do stołu nie zaproszą, to ona może ten stół przewrócić do góry nogami. Sytuacja ta powoduje konieczność redefiniowania polskiej polityki zagranicznej. Musimy opracować kilka wariantów na przyszłość. W każdym z nich musimy wzmacniać swoją gospodarkę i przynajmniej podwoić ar- mię zapewniając jej też samodzielność operacyjną. To jest warunek podstawowy żebyśmy, podobnie jak Turcja, byli w stanie wywrócić ten stolik jeśli nas do niego nie zaproszą.

Przede wszystkim powinniśmy podtrzymywać obecność USA w Europie jak długo się da. Ta obecność daje nam czas na wzmocnienie się i zabezpiecza nas przed skutkami europejskiego koncertu mocarstw. Aby przedłużyć żywot amerykańskiego parasola nad nami musimy uświadomić im, że bez nas to oni wylatują w Europy w ciągu tygodnia i w ich interesie leży gospodarcze i militarne wsparcie Polski. I nie przez żądanie obniżenia podatków od amerykańskich firm czy wciskanie nam ichniego uzbrojenia, które możemy sami wyprodukować. Powinni część produkcji przenoszonej z Chin przenieść do nas i, podobnie jak Izrael, podeprzeć nas kwotą kilku miliardów dolarów na uzbrojenie zamawiane w polskich fabrykach. Jeśli tego nie zrobią stracą swoje oparcie w Europie.

Jednak Stany Zjednoczone wcześniej czy później, raczej wcześniej, będą zmuszone wycofać się z Europy. Wtedy zacznie się jazda. W mentalności takich Francuzów nie mieści się nawet myśl o tym, że kraje Europy środkowo-wschodniej, w tym Polska, mogą być samodzielnym podmiotem polityki zagranicznej. Od czasu rozbiorów przyzwyczajono się do tego, że bez Polski panuje pokój, tylko od czasu do czasu zakłócany przez Polaków. Symbolem myślenia Francuzów jest niesławne zdanie Lordre règne à Varsovie, czyli “porządek panuje w Warszawie” wypowiedziane przez ministra spraw zagranicznych Francji, generała Horacego Sebastianiego bezpośrednio po stłumieniu Powstania Listopadowego. Podobnie podczas I wojny światowej, gdy w Rosji oficjalnie zaczęto mówić o odbudowie Królestwa Polskiego pod berłem Romanowów, we Francji był zapis cenzury na artykuły przedrukowywane z prasy rosyjskiej. O Polsce wolno było pisać dopiero po rewolucji październikowej, gdy dotychczasowa Rosja upadła. Już na więcej możemy liczyć ze strony Niemiec, bynajmniej nie dlatego, że nas pokochali. Muszą się z nami trochę liczyć, bo ich gospodarka jest już tak mocno powiązana z naszą, że upadek Polski czy nawet tylko jakaś istotna zmiana polityczna, zbyt wiele strat by im przyniosła. Z Francją tak silnych powiązań nie mamy.

Mamy wtedy dwie możliwości. Jedna to pogłębić integrację z Unią czyli Niemcami i Francją. Jednak nie możemy dopuścić do tego żeby to Francja czy Niemcy narzucały nam politykę zagraniczną w stosunku do wschodu. To musi być nasza domena. Obawiam się jednak, że Zachód nigdy się na to nie zgodzi. Wtedy integracja z Unią traci wszelki sens. Po prostu w razie dogadania się z Rosją może i będziemy zaproszeni do stołu ale raczej jako główne danie, a nie współgospodarz. Wtedy musimy być w stanie kopnąć ten stół. Żeby móc wywrócić ten stół powinniśmy odbudować kontakty handlowe z innymi krajami będące w podobnej sytuacji czyli Europy środkowo-wschodniej – Białoruś, Ukraina i Rumunia plus pomniejsze. Tylko we współpracy z nimi możemy osiągnąć swoje cele. Problem polega na tym, że do tanga trzeba dwojga. Bez współpracy regionalnej będziemy musieli wybierać z kim dogadamy się jako junior partner, wasal po prostu.

Sytuacja jest naprawdę trudna, wymagająca niebywałej zręczności politycznej. Ale przynajmniej możemy walczyć o swoją pozycję i mamy jakąś szansę. Mniejsze kraje, jak np. republiki bałtyckie mogą tylko czekać na to kto je przytuli. Albo zadusi.

Adam Kowalczyk

Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”

Czytaj więcej: Polityka zagraniczna – co dalej?

Komentarz (11)

Więcej artykułów…

  1. Przemija postać świata
  2. Co zrobiliśmy z Polską?
  3. Wrzesień 1939 – nowe spojrzenie
  4. Raz jeszcze o tym samym

Strona 6 z 44

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

A ty, co popierasz... ? https://twitter.com/Jack471776/status/1637620374853632000?cxt=HHwWgIC-gb7D_7ktAAAA

https://kresy.pl/wydarzenia/banderowskie...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
1 godzinę temu
a ty co popierasz moskwę?
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
2 godzin(y) temu
Ale bełkot - chyba poszczepienny.
Przemija postać świata*
3 godzin(y) temu
Źle skopiowany link: https://isws.ms.gov.pl/pl/baza-statystyczna/publikacje/download,3502,14.html
Modlitwa kardynała de Richelie...
4 godzin(y) temu
Nie we wszystkim, co napisał mój kolega Bogdan się zgadzam, ale wnioski mamy podobne...

Najpierw nieco statystyki: Jest też taki dokument opublikow...
Modlitwa kardynała de Richelie...
4 godzin(y) temu
Solidarna Polska Pana Zbigniewa Ziobry jest najlepszym wyborem dla Polski i Polaków. Szkoda tylko, że prawdopodobnie pójdą w koalicji z PiS. Ale może ...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
5 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Modlitwa kardynała de Richelieu Bogdan Bachmura Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z… Zobacz
  • Nienasycenie Adam Kowalczyk Na początku istnienia Rosji, a właściwie Moskwy, niewiele wskazywało na to, że stanie się ziemią ludzi nienasyconych. Ludzi, których mózgi… Zobacz
  • Suwerenność na miarę naszych możliwości Bogdan Bachmura Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o… Zobacz
  • Bezpieczeństwo na Wschodzie Adam Kowalczyk Pół roku temu pisałem o podniesionym przez Marka Budzisza temacie sojuszu, a nawet federacji z Ukrainą. To o czym pisał… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Uchwała Sejmu w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II
  • Prowokacja rosyjskiego ambasadora i "polskich patriotów" w Pieniężnie
  • Łajba "Olsztyn" tonie, a "kapitan" szykuje się do ucieczki
  • Wójt Gietrzwałdu zaatakował lidera komitetu referendalnego. Oświadczenie Jacka Wiącka
  • "Wójt mija się z prawdą i manipuluje mieszkańcami Gietrzwałdu". Sprostowanie wywiadu z J.Kasprowiczem
  • Olsztyńskie Wodociągi nie uzyskały zgody na nowe taryfy. Grożą upadłością
  • Kim jest Marek Żejmo (autor książki "Liderzy podziemia Solidarności")? (cz.2)
  • Polecamy lutowy numer miesięcznika "Debata"
  • Holenderska gazeta zastanawia się, czy olsztyńskie "szubienice" wytrzymają atak polskich ikonoklastów?
  • Debatka czyli polityczne prztyczki i potyczki (3)
  • Ks. K. Paczos: "Czy Kościół umiera?" Zapis audio wykładu w Olsztynie
  • "Prezydencie Olsztyna, pracownicy nie najedzą się pana tramwajami i betonem"

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.