Debata marzec2023 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 10-686 Olsztyn, ul. Boenigka 10/26.

wtorek, marzec 21, 2023
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Blogi
  • Adam Kowalczyk

Adam Kowalczyk

Niepodległość

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 04 grudzień 2021 13:44
Adam Kowalczyk

Niepodległość nie jest Polakom dana raz na zawsze
(Józef Piłsudski)
Całą Polska świętuje kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, ale czy rzeczywiście? Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że niepodległość to najwyższa wartość polityczna, coś niezbędnego do utrzymania własnego państwa, które jest najlepszą gwarancją zabezpieczenie bytu narodu polskiego. Okazuje się jednak, że dla sporej grupy Polaków(?) nie jest to wcale wartość godna szacunku.

Zaczęło się od pewnego dysonansu jakim było deklarowane pragnienie zabezpieczenia niepodległości poparte wstąpieniem do Unii Europejskiej, która ewidentnie naszą suwerenność ogranicza – wtedy mniej, dzisiaj ją otwarcie kwestionuje. Do tego doszły usilne próby sprowadzenia do Polski wojsk amerykańskich. Może mam przestarzałe poglądy ale uważam, że podległość innemu organizmowi politycznemu niepodległością nie jest. Nawet dobrowolna podległość jest tylko podległością. Podobnie stacjonowanie wojsk obcego mocarstwa przy najszczerszych nawet chęciach nie da się uznać za dowód suwerenności.

Trudno mi przeniknąć myśli naszych polityków, ale zarówno rządzący jak i opozycja prześcigają się w zapewnieniach o wierności wielkiemu bratu i potwierdzają chęć przynależności do Unii Europejskiej. Największym zarzutem jaki współcześni targowiczanie z opozycji stawiają rządzącym to rzekoma chęć wystąpienia z UE. Żeby to chociaż była prawda. Ale gdzie tam. Rząd wprawdzie różne rzeczy gada, a nawet nadyma się patriotycznie, ale gdy przychodzi co do czego, to w te pędy podpisuje wszystko, co mu unijni komisarze podsuną i potem narzeka, że miało być inaczej. Dziecinada po prostu.

Z opozycją jest znacznie gorzej. Nazwałem ich współczesnymi targowiczanami, co nie do końca jest uprawnione. Dawni targowiczanie wykazali się głupotą polityczną i warcholstwem, ale wrogami Rzeczpospolitej nie byli. Oburzeni zamachem stanu w postaci bezprawnego uchwalenia Konstytucji 3 maja wezwali wojska rosyjskie żeby przywróciły istniejący porządek prawny w kraju. Głupota polegała na tym, że im nawet do głowy nie przyszło, iż wojska obcego mocarstwa będą realizowały własne cele polityczne, a nie marzenia tych durniów. A czyje cele realizują wojska amerykańskie? Ja rozumiem, że nie do końca spełnione marzenie o bazach amerykańskich w Polsce jest podyktowane pragnieniem bezpieczeństwa. Ale czy mogą je zapewnić inne wojska niż własne? Zmiana koniunktury w polityce i związana z tym zmiana priorytetów mocarstwa może spowodować, że zamiast przy stole rokowań politycznych znajdziemy się na nim jako danie.

Nie zrozumcie mnie źle. Uważam, że gdy pełnej niepodległości nie da się utrzymać, to należy wybrać bezpieczeństwo. Tak jak było po wojnach napoleońskich, gdy najlepszym co można było uzyskać było przyjęcie decyzji Kongresu Wiedeńskiego o powołaniu Królestwa Polskiego pod berłem Romanowów. Nawet wtedy jednak można i należy pracować dla Polski, tak jak to robili tacy Polacy, jak choćby Stanisław Staszic czy książę Adam Czartoryski.

Dzisiaj pomimo dobrej sytuacji gospodarczej, pomimo możliwości materialnych niewyobrażalnych kiedyś, znowu znaleźliśmy się w sytuacji zagrożenia niepodległości. Może jestem w błędzie, ale zagrożenia ze strony Rosji wcale nie uważam za najpoważniejsze. Rosjanie, jak przystało na poważny kraj, chcą wzmocnić swoją pozycję m.in. naszym kosztem. Nic osobistego, zwykła polityka. Ale co mogą? Co najwyżej ograniczyć nas politycznie, bo na polu cywilizacyjnym przegrywają na całej linii. Każdy okres podporządkowania Polski Rosji kończył się znaczącym wzrostem wpływów kultury polskiej w Rosji. Tak było za caratu i tak było za Związku Radzieckiego.

Znacznie bardziej obawiam się Niemców i rodzimych zdrajców, którzy odwołują się do Unii Europejskiej. Z najgłębszym przekonaniem nazywam ich zdrajcami, bo oni odwołują się do obcych stolic czyli do Brukseli, ale de facto do Berlina, z apelem o pozbawienie Polski resztek suwerenności, o złamanie obowiązującego prawa i przekazania władzy ustawodawczej i sądowniczej do obcych stolic. O to targowiczanie w Rosji nie zabiegali.

Zagrożenie uważam za naprawdę poważne, ponieważ Niemcy są krajem bogatym i stojącym cywilizacyjnie o kilka szczebli wyżej od Rosji. O ile model rosyjski w niczym nie jest dla nas atrakcyjny, o tyle z Niemcami jest inaczej. Niemiecki dobrobyt, organizacja pracy i niemiecki porządek – teraz może już mniej – ale ciągle są przedmiotem zazdrości w Polsce. Dlatego tak łatwo jest nam przeoczyć konsekwentną politykę Niemiec prowadzącą do pozbawienia Polski niezależności energetycznej i wszelkiej konkurencyjności na rynku europejskim. Dalsze bierne podporządkowywanie się unijnym komisarzom nieuchronnie prowadzi do roli kraju półkolonialnego, gdzie łąki zielone, a tubylcy będą robią śliczne gliniane dzbanuszki dla turystów z Niemiec. A ci co zechcą więcej zarobić znajdą lepszą pracę za Odrą. Taki kraj nie potrzebuje niezależności energetycznej ani taniej energii, ani jakichkolwiek nowoczesnych technologii. Taki kraj znajduje się w totalnej zależności i pułapce dochodu, co najwyżej, średniego.

Dziś nadchodzi czas decyzji czy chcemy być gospodarzami we własnym kraju czy też dać sprowadzić się do roli europejskich aborygenów.

Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”

Czytaj więcej: Niepodległość

Komentarz (76)

Atrybut wolnego człowieka

Szczegóły
Opublikowano: środa, 27 październik 2021 21:54
Adam Kowalczyk

„Najmocniejszym powodem, by utrzymać prawo do posiadania i noszenia broni przez ludzi jest to, że stanowi ono dla nich ostateczny środek do obrony przed tyranią rządu.” - Thomas Jefferson

Atrybut wolnego człowieka

Dość powszechnie w Polsce przyjmuje się za pewnik to, że cywilny posiadacz broni palnej, stanowić może zagrożenie dla współobywateli. Podobno Polacy są narodem skrajnie nieodpowiedzialnym, który ma skłonności samobójcze i korzystając z dostępu do broni urządzi sobie masakrę. A jak to było w przeszłości?

Dawno, dawno temu, jeszcze zanim lewacy pojawili się na świecie i ludzie byli normalni, prawo do posiadania broni i jej użycia w obronie było tak oczywiste, że nie podlegało żadnym regulacjom. Podobnie jak oddychanie czy drapanie się w różne części ciała. Nikt tego nie podważał. Żeby być precyzyjnym, zdarzało się ale to była polityka. Najstarszą znaną nam wzmianką na ten temat jest zakaz posiadania broni przez helotów w starożytnej Sparcie. Związane to było z tym, że heloci – najniższa ludności Sparty, składała się z mieszkańców podbitej Lakonii i Mesenii. Byli niewolnikami stanowiącymi własność państwa, które ze strachu przed nimi nie tylko zabroniło im posiadania broni ale nawet zawarło sojusz z Atenami w celu uzyskania pomocy w zwalczaniu ewentualnego buntu.

Nie wszystkie państwa aż tak bardzo boją się swoich obywateli. W takiej np. Szwajcarii każdy pełnoletni obywatel przeszkolony wojskowo dostaje od państwa do domu mundur i broń wraz z zapasem amunicji żeby w razie czego nie tracić czasu na wyposażanie ludzi. I jakoś Szwajcarzy ani sami się nie mordują ani na władzę ręki nie podnoszą.

W średniowieczu problem nie istniał bo broń miał każdy kogo było na nią stać. Była droga więc skoro dobra zbroja kosztowała tyle co kilka wsi to wiadomo, że tylko bogaci byli rycerzami a „chamy” jej nie nosiły. Miecz też był na tyle drogi, że nosili go tylko rycerze. Co nie znaczy, że nie mogli mieć broni. Chłopi jej specjalnie nie potrzebowali bo nie byli zobowiązani do służby wojskowej. Co najwyżej do obrony własnej wsi – używali do tego lekkiej broni i narzędzi rolniczych. Nie radzę tego lekceważyć. Stań z mieczem czy szablą wobec człowieka z włócznią, widłami czy toporem. Pierwsze są długie a topora szablą nie odparujesz.

Wybrani chłopi z królewszczyzn mieli obowiązek stawiać się na ćwiczenia wojskowe z własną rusznicą, toporem lub mieczem. W dawnych miastach było podobnie. Od średniowiecza obowiązek obrony miast leżał po stronie mieszczan, którzy w tym celu musieli samodzielnie się uzbroić i wyszkolić. Każdy z nas słyszał nazwy baszta młyńska, ciesielska, szewska itd. Nazwa oznaczała, że w razie oblężenia, stanowiska na niej zajmowali młynarze, cieśle czy szewcy. W celu wykonania tego zadania powstały tak zwane bractwa kurkowe, w których ćwiczono mieszczan z posługiwania się łukiem, kuszą, a w późniejszych czasach i bronią palną.

W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów szlachta zarezerwowała prawo do noszenia szabli dla siebie. Nie było to jednak podyktowane troską o bezpieczeństwo lecz chęcią podkreślenia swojego wyższego statusu społecznego. Szablę mógł nosić „urodzony” a nie „łyk” czy „cham” „nikczemnego pochodzenia”.

W dawnej Rzeczpospolitej obywatel mógł nie tylko posiadać i nosić broń lecz nawet zbudować sobie twierdzę i utrzymywać własny zbrojny oddział. Co zdarzało się wcale nie tak rzadko jakby ktoś mógł dzisiaj pomyśleć.

Sytuacja nieco zmieniła się w czasie zaborów. Bractwa kurkowe w zaborach Pruskim i Austriackim działały dalej, natomiast w zaborze Rosyjskim ich działalność została zakazana. Ale broń pozostała w rękach Polaków. Gdy wybuchło Powstanie Listopadowe i pojawiły się braki w uzbrojeniu to okazało się, że w każdym dworze szlacheckim czy domu bogatszego mieszczanina były karabiny z wojem napoleońskich. Po Powstaniu władze wszystkich trzech zaborów nakazały oddanie broni wojskowej. Jak się okazało w czasie Powstania Styczniowego w każdym dworze była broń palna. I nie chodzi tu wcale o gładkolufowe dubeltówki, bo te zawsze wolno było mieć. Polacy posiadali nowoczesne gwintowane sztucery myśliwskie, broń o zasięgu, celności i skuteczności, o której Rosjanie nie mogli nawet marzyć. Ich wojska wyposażone były jeszcze w gładkolufowe karabiny z czasów wojny krymskiej za co przyszło im zapłacić krwią swoich żołnierzy. Po powstaniu rozbrojono społeczeństwo dokładniej. Ale znowu z broni wojskowej. Bo dubeltówki można było mieć a o pozwolenie na sztucery gwintowane trzeba było wystąpić do władz.

Nawet wtedy jednak, nawet w tak restrykcyjnym zaborze jak rosyjski potrzebę posiadania broni do obrony własnej uważano za coś oczywistego. Przecież każdy ma prawo się bronić. W efekcie rewolucji 1905 rozplenił się bandytyzm co skłoniło władze carskie do umożliwienia ludziom skutecznej samoobrony. Od roku 1906 Polacy mogli bez pozwoleń kupować rewolwery i amunicję do nich, natomiast posiadacze zezwoleń mogli kupować każdą dostępną broń.

System ten nie był chyba szczelny skoro Igor Newerly opisuje w swojej książce „Zostało z uczty bogów” jak obawiając się, że mu w sklepie nie sprzedadzą broni jako nieletniemu, zamówił karabin korespondencyjnie i przysłano mu go do domu.

Gdy Polska odzyskała niepodległość wydawało się, że wrócimy do staropolskiej tradycji swobodnego dostępu do broni. Jednak nieco ponad dwa miesiące po 11 listopada 1918 roku, w dniu 25 stycznia 1919 roku, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisał dekret o nabywaniu i posiadaniu broni i amunicji. Bezpośrednio po wojnie niezbędne okazało się nadanie kształtu prawnego zasadom posiadania broni palnej tym bardziej, że w poszczególnych dzielnicach porozbiorowych obowiązywały prawa jeszcze zaborcze aż do 1932 roku. Zachowano samą instytucję „Pozwolenia na broń”. Była to jednak decyzja administracyjna, wydawana przez władze samorządowe czyli starostę, w oparciu o opinię Policji. W praktyce kto nie był skazanym, włóczęgą, alkoholikiem, narkomanem czy chorym psychicznie to pozwolenie dostawał. Ważne jest co innego. Otóż ciągle jeszcze uznawano za oczywiste prawo obywatela do obrony koniecznej z użyciem broni palnej.

Życie Warszawy w artykule „Warszawiacy do broni!” opisało kiedyś przygodę kapitana Nowakowskiego, który napadnięty przez bandytę postrzelił go z rewolweru. Prokurator miał do niego tylko jedno pytanie – czy zamierza złożyć dodatkowo prywatną skargę na postrzelonego przez siebie napastnika.

Przed wojną ograniczenia w dostępie do broni palnej rozpowszechniły się w państwach totalitarnych. W Związku Radzieckim zakazano prywatnego posiadania broni palnej dopiero w 1929 r., chociaż nie powinno to nikogo zwieść bo posiadacz legalnej broni mógł dostać czapę gdy uznano go za kontrrewolucjonistę. Jednak uzyskanie pozwolenia na posiadanie broni myśliwskiej, zwłaszcza na wschodzie, było możliwe do końca istnienia ZSRR.

W faszystowskich Włoszech Benito Mussolini zakazał posiadania obywatelom broni palnej jednak największym orędownikiem ograniczenia obywatelom dostępu do broni palnej był wielki przywódca niemieckiego ruchu narodowosocjalistycznego Adolf Hitler. 18 marca 1938 r. Hitler, już jako wódz i kanclerz Rzeszy, podpisał niemieckie „Prawo o broni" – ograniczające wszelką prywatną własność jakiegokolwiek rodzaju broni miotającej.

Po II wojnie nowa władza unieważniła przedwojenne pozwolenia na broń, a bractwa kurkowe zostały rozwiązane. Wszelkie kompetencje w wydawaniu pozwoleń na broń przejęły organy MO.

Dziś ludzie boją się broni. Komunistom udało się to, o czym nawet nie marzyli zaborcy. Nie tylko udało im się nas rozbroić, ale i przekonać Polaków, że to dla ich dobra. Podobno jesteśmy warchołami, którym nie można dać broni bo się wystrzelamy.

Ciekawie to wygląda w zestawieniu z innymi krajami. W Rosji, w 2014 roku, uchylono sowieckie przepisy i bardzo ułatwiono obywatelom dostęp do broni palnej. I co? I nic. Ilość zabójstw z użyciem broni palnej wcale nie wzrosła natomiast zmalała ilość napadów na domy majętnych obywateli co zrozumiałe bo ci kupili sobie broń a przestępcy nie lubią ryzykować.
Wg raportu ogłoszonego przez Small Arms Survey pod względem ilości broni palnej w rękach prywatnych zajmujemy 142. miejsce na świecie, razem z Ekwadorem i Kazachstanem. Uwzględniono w tym ok. 200 000 szt broni, której właściciele posiadają ją nielegalnie. Swoją drogą kto i jak policzył broń nielegalną?

Dla porównania nasi sąsiedzi zajmują w tym rankingu kolejno:
15. miejsce - Niemcy
38. miejsce - Czechy
68. miejsce - Rosja
73. miejsce - Słowacja
79. miejsce - Białoruś
84. miejsce - Ukraina
Nawet Putin czy Łukaszenka bardziej ufają swoim obywatelom niż polskie władze. Przykre.

Żyjemy w świecie i w czasach gdy wolność obywatela nie jest w cenie. Teraz dla odmiany w Unii Europejskiej pojawiają się, forsowane przez lewicę, pomysły ograniczenia dostępu do broni. Skąd im się to wzięło? Hitler po podpisaniu wspomnianej wyżej ustawy pozbawiającej ludzi dostępu do broni palnej wygłosił znamienne słowa: „Ten rok przejdzie do historii. Pierwszy raz w cywilizowanym kraju istnieje pełna rejestracja broni. Nasze ulice będą bezpieczniejsze, a nasza policja bardziej sprawna. W przyszłości cały świat będzie nas naśladował".

Niestety naśladuje.

Dlatego należy ciągle i głośno przypominać, że niezależnie od miejsca i czasów możliwość posiadania broni to atrybut wolnego człowieka.

Adam Kowalczyk

Czytaj więcej: Atrybut wolnego człowieka

Komentarz (33)

Zaczęło się!

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 28 wrzesień 2021 21:24
Adam Kowalczyk

Już kilkakrotnie pisałem na tych łamach o rozpadającym się porządku świata i związanych z tym zagrożeniach. Jednym z nich jest narastający problem z łańcuchami dostaw, co odbije się negatywnie na gospodarkach, czyli na poziomie życia każdego z nas. Ale to mniejszy i bardziej oddalony w czasie kłopot. Drugim, znacznie bliższym, jest rozpoczynająca się gra o status poszczególnych państw. Do tej pory znaczna, a już na pewno nasza część świata wiedziała, że wszyscy gramy według demoliberalnych reguł narzuconych przez hegemona świata czyli Stany Zjednoczone. Ten świat właśnie rozsypuje się na naszych oczach. Jeszcze imperium się sroży, jeszcze udaje, że ma moc sprawczą, ale tak naprawdę to, jak mówią Amerykanie, trup w zbroi. Od momentu jak Amerykanie w żenujący sposób uciekli z Afganistanu, wydarzenia przyśpieszyły.

Kraje niezadowolone z dotychczasowych porządków zwietrzyły swoją szansę na zmiany. Inne zaczęły się bać. Rządy wykonują nerwowe ruchy w celu przygotowania się na nadejście nowego. Słabi szukają obrony, a silni pretekstu. I to właśnie widać na naszej granicy wschodniej. Rosja, korzystając z idiotycznej polityki Zachodu, w tym Polski, wpychającej Białoruś w łapy rosyjskiego niedźwiedzia, podporządkowała sobie ten kraj niemalże do końca. Nastąpiła prawie całkowita integracja wojskowa. Potrzeba im jeszcze tylko przerzucenia wojsk rosyjskich z Bramy Smoleńskiej pod Brześć. Wtedy granica polsko-rosyjska wydłuży się nam z 210 do 618 km. Już teraz nasza sytuacja strategiczna uległa dramatycznemu pogorszeniu. Rosjanie mogą to zrobić w ramach manewrów Zapad 2021. Brakuje im tylko pretekstu. Np. jakiegoś zagrożenia militarnego dla Białorusi. I tu jest miejsce na prowokację cudzymi rękami. W tym przypadku są to ręce prezydenta Aleksandra Łukaszenki.

Rosja ma do ugrania trzy cele. Pierwszy to dalsze podporządkowanie sobie Białorusi. Nie chce zrobić tego przy użyciu brutalnej siły. Chce, jak to w zwyczaju mają imperia, jakiegoś, choćby lipnego uzasadnienia. Najlepiej wystąpić w roli zbawcy albo altruistycznego obrońcy Białorusi przed wrednym sąsiadem. Drugi to przetestowanie spójności NATO po żałosnym upokorzeniu w Kabulu. Wreszcie trzeci to przetestowanie Polski. Chodzi o sprawdzenie zdolności naszych polityków do podejmowania decyzji w sytuacji kryzysu, sprawności działania służb, szybkość, skuteczność, aktywność radiowa i cyfrowa, umiejętność rozpoznawania sytuacji. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że rosyjski wywiad elektroniczny śledzi wszelkie transmisje po polskiej stronie, satelity śledzą każdy ruch, z pieszym włącznie, w rejonie kryzysu. Oczywiste jest, że Rosjanie czy też działający na ich zleceni Białorusini, niekoniecznie z własnej woli, będą brnęli „w miękkie”, póki nie poczują twardego oporu. Wysłanie na granicę migrantów pozwala ocenić jej szczelność i rozpocząć kampanię medialną robiącą z nas nieczułych na ludzkie cierpienie egoistów. Jeżeli ich przepuścimy, to pojawią się następni, tym razem tysiące. To będzie sygnał, że można posunąć się dalej. Jeżeli ich zatrzymamy, to będą wpierw (już są) opowieści o nieludzkim traktowaniu przez nas.

Ważny jest moment. Zamęt na świecie po klęsce Amerykanów i związana z tym utrata wiarygodności oraz manewry Zapad 2021. W sytuacji napięcia na granicy wystarczy przypadkowy (albo i nieprzypadkowy) strzał po naszej stronie albo skuteczne przekroczenie granicy przez posła-kretyna, żeby zrobić z tego polską agresję i powód do pozostawienia wojsk rosyjskich na Białorusi po manewrach. Tu wyłania się zdradziecka rola osób, w tym niektórych polityków opozycji, w tym całym granicznym zamęcie. Uskutecznienie ich starań może dramatycznie pogorszyć sytuację. Roli ich nie waham się nazwać zdradziecką, bo z nienawiści do PiS-u wystąpili przeciwko interesowi Polski. Nie wiem czy robią to z głupoty, z nienawiści czy dlatego, że takie dostali polecenie od swoich zagranicznych mocodawców. Zastanawiające jest jednak to, że ludzie do tej pory czynnie występujący przeciwko rządowi PiS-u w imię interesów Unii Europejskiej teraz, gdy Unia poparła działanie rządu w uszczelnianiu granicy, nagle wystąpili również przeciwko Unii. Gdy przyszło wybierać pomiędzy interesami Unii i Białorusi czyli Rosji, wybrali Rosję. Jak wiedzą moi czytelnicy, nie jestem zwolennikiem PiS. Wiem jednak, że w sytuacji kryzysu międzynarodowego należy skupiać się wokół flagi. Dlatego nielubiany przeze mnie rząd w takiej sytuacji popieram.

Białorusko-rosyjska prowokacja w jednym odniosła pożądany skutek. Obnażyła małość i sprzedajność polskich elit, które jak w XVIII w., w sytuacji zagrożenia bez żenady żrą się między sobą, niwecząc wszelkie starania w obronie polskiego interesu.

Wracając do kryzysu granicznego, jest on tylko pierwszym, ale na pewno nie ostatnim. Po nim przyjdzie następna prowokacja w innym stylu. Jaka? Nie wiem. Wiem jednak, że musimy w tej grze wziąć czynny udział, bo przy takich działaniach poniżej progu zastosowania artykułu 5 NATO, czyli poniżej progu wojny, powstrzymywanie poprzez obronę jest klęską. Musimy odpowiedzieć czynnymi działaniami o podobnym charakterze. Nie możemy dać sobie narzucić rodzaju gry, trzeba przejąć inicjatywę, żeby pokazać, że prowokowanie nas zwyczajnie się nie opłaca. Ukraina bezradnie patrzyła jak „zielone ludziki” wkraczają na Krym i go straciła. Nas raczej nikt zajmować nie zamierza ale też i nie to jest celem. Tu chodzi o sprawczość. Chodzi o przekonanie Zachodu, że ma interesy rozbieżne z nami, że tak naprawdę Polska nie tyle jest partnerem, co raczej uciążliwą zawalidrogą psującą interesy z Rosją i zagrożeniem dla pokoju. Po czymś takim rząd polski samotnie się nie oprze i będzie robił to co będzie pasowało Rosji i Zachodowi, a gdy coś pasować nie będzie, to robić to przestanie. Dlatego we wspólnym interesie Rosji, Niemiec i Francji leży potulność Polski. a inicjatywy takie jak Trójkąt Lubelski założony przez Polskę, Litwę i Ukrainę wywołują irytację i próby rozbicia. Próby przeciwdziałania jakimś inicjatywom są miernikiem ich ważności. Dobrze, że takie próby są podejmowane. Źle, że zainteresowani zaczynają się budzić dopiero po latach wzajemnego lekceważenia albo nawet wrogości. Dopiero gdy okazało się, że jeśli nie ogarniemy się jakoś razem, to naszą niepodległość może zwyczajnie szlag trafić, bo nasi sojusznicy nie mają interesu jej bronić.

Boję się obecnej sytuacji, bo w moim odczuciu zagraża nam w Europie totalny zamęt z wojną włącznie. Ktoś się obudził i zlecono np. budowę satelitów wojskowych. Minister Mariusz Błaszczak mówił też o podniesieniu liczebności Wojska Polskiego. Pięknie, tylko albo trzeba dużo zapłacić, albo ogłosić pobór. A kto odważy się na pobór do wojska skoro grozi to spadkiem poparcia. Słupki w sondażach opadną i co?

Pamiętajmy – rozpad naszego świata już się rozpoczął, a to jakie miejsce zajmiemy w nowym porządku zależy od nas.

Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”

Czytaj więcej: Zaczęło się!

Komentarz (15)

Abramsy dla Polski

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 28 sierpień 2021 23:26
Adam Kowalczyk

Od kilku tygodni media, zwłaszcza internetowe, grzeją temat zakupu czołgów. I rzeczywiście, 14 lipca 2021 roku podczas wizyty w 1 Brygadzie Pancernej w Wesołej Jarosław Kaczyński, przewodniczący Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych oraz Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak ogłosili plan zakupu czołgów M1A2 SEP v3 Abrams. Zakupione czołgi mają za kilka lat trafić do tworzonej obecnie 18 Dywizji Zmechanizowanej. Na zakup przeznaczono kwotę 23,3 mld zł spoza budżetu MON.

Sprawa z miejsca wzbudziła kontrowersje. Pomijam tu głosy anonimowych internetowych głupków w stylu: zamiast na czołgi można przeznaczyć te pieniądze na przedszkola czy szpitale, albo pomoc komuś tam. Pojawiły się jednak głosy poważniejsze podważające zasadność zakupu oraz głosy popierające. Wśród tych ostatnich dość głośny stał się raport sporządzony przez Redutę Dobrego Imienia. Autorzy tego raportu obszernie, na 22 stronach, rozwodzą się nad licznymi zaletami tego, według nich najlepszego na świecie czołgu, i nad tym, jak to wzmocni on siłę naszej armii. Zwraca uwagę namolne uzasadnianie przyjętego z góry założenia, że jest to najlepsze co mogło nam się przytrafić. Piszę tyle o tym raporcie, bo jest on przejawem postawy dość charakterystycznej dla ludzi, którzy nie ogarniając całości zagadnienia albo bardzo nie chcąc mówić o realnych problemach, zajmują się detalami czy wręcz, przepraszam za określenie, duperelami.

Prawie całość raportu stanowi opis licznych zalet tego czołgu. Od razu zaznaczam, że podawane parametry są jak najbardziej prawdziwe. Nie zamierzam tu podważać dobrej opinii o nim. To naprawdę dobry czołg, choć jego konstrukcja pochodzi z lat osiemdziesiątych, to do dziś zachował potencjał modernizacyjny i ciągle powstają jego nowe odmiany. Z opinią, że jest to najlepszy czołg świata byłbym jednak ostrożny, bo nie ma czegoś takiego. Czołgi, jak każdą inną broń, konstruuje się pod potrzeby konkretnego pola walki i określona broń doskonała np. na afrykańskiej pustyni niekoniecznie będzie dobra na zamarzniętej Alasce.

Jak już napisałem, pierwsze nowe czołgi już w przyszłym roku mają znaleźć się na wyposażeniu 18 Dywizji Zmechanizowanej. Wraz z czołgami zakupione zostaną wozy wsparcia technicznego, mosty oraz znaczny zapas nowoczesnej amunicji programowalnej. Zgryźliwie dodam, że z tą amunicją to dobry znak, bo do Leopardów, które mamy z Niemiec, do dzisiaj nie mamy zapasu amunicji przeciwpancernej, a do PT-91 i T 72 też brakuje nowoczesnej amunicji. Ciągle mamy tą z PRL.

Wracając do Abramsów to minister Błaszczak wielokrotnie podkreślał, że Abramsy zdecydowanie wzmocnią obronę wschodniej części kraju. Wizja ta mnie mocno niepokoi, bo sugeruje ulokowanie czołgów na wschód od Wisły, co wystawia je na zniszczenie w pierwszych godzinach konfliktu. Czołgi nie są bronią obronną lecz ofensywną, zdolną do kontrataku czy potężnego uderzenia. Do obrony to się niezbyt nadają. I tu kłania się cała chora struktura polskiego wojska, a raczej sposobu zarządzania nim przez różnej proweniencji cywilnych polityków nasyłanych na wojsko przez kolejne partie polityczne. I tu taka drobna informacja. Żaden z ministrów obrony po 1989 r. nie służył w wojsku. A to ministrowie decydują o wojsku, a Błaszczak to nawet prowadzi politykę kadrową w Sztabie Generalnym pozbawiając na to realnego wpływu szefa sztabu. Piszę o tym, bo decyzje o zakupie sprzętu podejmowane są przez cywilnych polityków z pominięciem wojska. Powiem nawet złośliwie, że decyzję o zakupie czołgów podjęto po to, żeby minister mógł zrobić sobie zdjęcie na tle pancerza.

Historia uzbrajania naszego wojska w nowoczesne czołgi to, według mnie, historia realizowania cudzych interesów kosztem interesów Polski. Po PRL odziedziczyliśmy liczną i dość nowoczesną broń pancerną. Budowaliśmy też własne czołgi PT-91 stanowiące rozwiniecie licencyjnych radzieckich T 72. Ostatnim takim produktem był budowany na eksport do Malezji PT-91M Malaj, już z nowoczesnym zachodnim działem 120 mm. Przygotowywano program głębokiej modernizacji czołgów przez polski przemysł zbrojeniowy. I wtedy pojawił się dobry wujek z Niemiec oferując nam „za darmo” czołgi Leopard 2A4. Ówczesny wiceminister ON Romuald Szeremietiew, jedyny cywilny polityk, który kształcił się wojskowo (studiował na Akademii Obrony Narodowej), stawił opór. Konkretnie podważał warunki transakcji m.in. Ograniczenie prawa Polski do remontów i modernizacji, jako kosztowne i niebezpiecznie uzależniające nas od niemieckiego łańcucha logistycznego w czasie wojny. Oskarżono Szeremietiewa o korupcję i zwolniono ze stanowiska. Wybronił się przed sądem, ale jego następca, Janusz Onyszkiewicz, nie miał żadnych wątpliwości, że niemiecka wersja umowy jest dobra. Nie muszę chyba dodawać, że po otrzymaniu używanych poniemieckich czołgów program modernizacji polskich czołgów upadł, a wraz nim zaczął konać polski przemysł zbrojeniowy. Dla pewności doprowadzono do upadłości zakłady PZL Wola, jedynego w Polsce producenta silników czołgowych.

Z czasem też okazało się, że Szeremietiew miał rację. Program pozyskania Leopardów okazał się być spektakularną klęską. Mamy łącznie 247 Leopardów i ta liczba wymieniana jest we wspomnianym raporcie jako ilość sprzętu jakim dysponujemy. Trudno o większą lipę. Używane Leopardy pozyskaliśmy z rezerw Bundeswehry w 2002 r. Potrzeba jest modernizacja. Wspólnie z Niemcami przygotowano modernizacje do standardu Leopard 2PL. No i okazało się, że coś z tą współpracą jest nie tak. Połowa polskich Leopardów jest niesprawna, w trakcie modernizacji. Nie wiem czy to z winy Bumaru czy też Niemców, którzy remontują podzespoły, ale remontowane jest 10 sztuk rocznie. Ładna perspektywa – będą gotowe za kilkanaście lat.

Według niektórych komentatorów nagły zakup Abramsów bez przetargu, zbierania ofert itd. jak to zwykle przy zakupie od Amerykanów, podyktowany jest pilną potrzebą uzupełnienia sprzętu w obliczu narastającego zagrożenia. Może i tak jest. Zwracam jednak uwagę, że w efekcie mamy kompletny horror logistyczny. Mamy w linii czołgi T 72 i PT-91. Do tych czołgów wszystko produkowaliśmy sami, więc łańcuch logistyczny jest prawie kompletny. Prawie, bo zapasy silników się kończą (patrz los PZL Wola), a pasujące nowe możemy zakupić w sympatyzującej z Rosją Serbii albo na Białorusi czy wręcz w Rosji. Słaba opcja w razie wojny z Rosją, o której ciągle gadamy. Wiemy przynajmniej tyle, że póki co, my sami zdecydujemy o użyciu tych czołgów.

Gorzej z Leopardami. Nie dość, że czynna jest połowa z nich, to jeszcze w razie konfliktu o ich użyciu na większą skalę zadecyduje nie polski Sztab Generalny lecz rząd RFN. Jesteśmy związani z ich łańcuchem logistycznym, i już widzę jak Niemcy pchają się w konflikt z Rosją, tracąc gaz i zyski z Nord Stream tylko dlatego, że zachciało się nam wojować z Rosją o jakąś Litwę czy choćby Suwałki.

Trzeci łańcuch logistyczny to Abramsy. To już prawdziwa perełka. Producent czołgów i dostawca części zamiennych znajduje się za oceanem, a my będziemy jedynymi użytkownikami tych czołgów w Europie. Podobno jednym z kandydatów na centrum naprawczo-serwisowe dla polskich Abramsów mogą być Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne w Poznaniu, które mają duże doświadczenie w naprawie Leopardów. Być może i są, ale tu trzeba zorganizować wszystko. Nawet zwykłe klucze, śrubki i nakrętki muszą być inne, bo Amerykanie nie stosują systemu metrycznego tylko calowy odziedziczony po imperium brytyjskim. Z poważniejszych spraw wspomnę tylko o silnikach turbinowych stosowanych w Abramsach. Tego w Polsce nie serwisuje nikt. Tylko Wojskowe Zakłady Mechaniczne nr 1 w łodzi serwisują silniki odrzutowe, no bo o zakładach Lufthansy w Środzie Śląskiej, robiących przeglądy silników do samolotów, to chyba nie ma co mówić. To wszystko trzeba będzie zorganizować od zera i wyszkolić, też od zera, ludzi. W razie działań wojennych to koszmar tym bardziej, że nasz przeciwnik będzie się starał nam to wszystko zniszczyć. I znowu nawet nie ma co myśleć o prowadzeniu samodzielnej wojny, co najwyżej cudzą.

No i taka jeszcze sprawa. Ponieważ zaczęto w Polsce mówić o potrzebie zakupu nowych czołgów zgłosili się do nas Koreańczycy. Ich oferta okazała się być interesująca. Mianowicie zaproponowali uruchomienie w Polsce produkcji najnowszego w tej chwili na świecie czołgu K2 w zmodyfikowanej pod polskie potrzeby wersji K2PL. Zaoferowali przekazanie nam wszystkich technologii i daleko idącą pomoc. Mamy z nimi dobre doświadczenia przy produkcji licencyjnej podwozi do armatohaubicy Krab. Ich interes polega na tym, że dzięki nam wchodzą do Europy. Produkcja może ruszyć w 2028 r. Sprawa K2PL wydaje się być pogrzebana wobec nagłego zakupu Abramsów, które też będą dostępne za kilka lat tym bardziej, że dopiero wysłano list intencyjny do Amerykanów. Przed nami jeszcze uzyskanie zgody Kongresu USA na sprzedaż nam czołgów, o którą producent czołgów General Dynamics jak na razie nie wystąpił.

Jeszcze słowo o 18 Dywizji Zmechanizowanej. Ta dywizja jest tworzona od kilku lat z dość marnym rezultatem. Dla picu oddelegowano kilka pododdziałów wyłączonych z innych jednostek, ale problemem jest brak żołnierzy. Mści się zaniechanie poboru do wojska i brak chętnych na żołnierzy zawodowych. Kto obsadzi te czołgi?

Jak się słucha naszych polityków to widać, że przygotowują się do odparcia uderzenia kolumn pancernych Armii Czerwonej idących na Berlin. Szykują się do wygrania II wojny światowej w oparciu o naszych zachodnich sojuszników. Może warto pamiętać jak nas wtedy oni potraktowali.

To wszystko jest postawione na głowie. Nie zaczyna się od zakupu uzbrojenia. To ostatnia i, paradoksalnie, mniej istotna rzecz. Pierwsza i absolutnie podstawowa sprawa to przygotowanie teoretyczne odpowiedzi na pytanie, jaka to będzie wojna. Czy będzie to powtórka z II wojny światowej z użyciem nowszych zabawek? Wojna w licznym gronie sojuszników, ale taka znana nam z filmów wojennych? Czy może jednak wojna nowej generacji z użyciem zupełnie innych środków, nie mająca na celu okupacji kraju lecz „tylko” przekonanie go, żeby realizował interesy agresora zamiast własnych?

Gdy już dowiemy się jaki rodzaj wojny jest najbardziej prawdopodobny, zapytamy wojskowych o to, jaki sprzęt jest im potrzebny. Po przeprowadzeniu gier wojennych wojskowi będą wiedzieli, rzeczą polityków jest dostarczyć im potrzebnych narzędzi. Kolejność musi być taka, a nie inna. Jeśli jednak ktoś myśli, że wydając pieniądze na nagły i niespodziewany zakup w USA, kupimy sobie przyjaźń prezydenta Joe Bidena albo Kamali Harris to jest w koszmarnym błędzie. Pieniądze od frajerów przyjmą, ale nic w zamian za to nie uzyskamy. Nawet roszczeń żydowskich nie przestaną popierać.

Pan minister Błaszczak podnieca się obecnością żołnierzy amerykańskich w Polsce. Moim celem jako szefa MON jest doprowadzenie do tego, żeby Polska była bezpieczna. Dzięki czołgom Abrams poziom tego bezpieczeństwa znacznie wzrośnie. Mamy w Polsce wysunięte Dowództwo V Korpusu Sił Lądowych USA, polski generał obejmuje właśnie obowiązki zastępcy dowódcy tego korpusu. Współpraca polsko-amerykańska znacząco się rozwija. Tworzymy warunki do przyjęcia większej liczby żołnierzy USA w Polsce. – stwierdził minister Mariusz Błaszczak w wypowiedzi dla portalu Wpolityce.pl. Mogę tylko zapytać pana ministra jak myśli, czyje rozkazy będą wykonywać żołnierze amerykańscy w Polsce jeśli my uznamy, że powinniśmy walczyć, a rząd USA będzie akurat innego zdania? W końcu trwają zabiegi chińskie o rosyjskie wsparcie przeciwko USA, a Amerykanie starają się o wsparcie rosyjskie przeciwko Chinom. Rosjanie mogą i będą łudzić i jednych i drugich, ale nie są tak durni, żeby tych umizgów nie wykorzystać. I może tak być, że w trakcie poważnych rozmów amerykańsko-rosyjskich coś się wydarzy. Np. rozwinie się w Kaliningradzie nowa mutacja koronawirusa i z Rosji ruszy przez Białoruś i Litwę kolumna sanitarna z pomocą medyczną nie czekając na zgodę Litwy. I nagle okaże się, że w miejscowości Łoździeje, po przejechaniu Druskiennik, pokazała się kolumna sanitarna ochraniana przez uzbrojonych Wagnerowców. Próba zatrzymania powoduje reakcję Rosji. Litwa potrzebuje naszej pomocy, bo czas nagli, a tylko my jesteśmy pod ręką. I co? Zaczynamy wojnę? Jeśli tak, to czy taką wojnę będziemy toczyli ze wsparciem militarnym i logistycznym Amerykanów i Niemców czy może sami? Może prezydent Biden wstrząśnięty wiadomością, że Rosjanie są Łoździejach wyśle swoich marines. Może. Ja obstawiam jednak, że tę wojnę stoczymy sami. A jak sami, to zapomnijmy o obsłudze logistycznej z zagranicy.

Jest jeszcze gorzej. Sami będziemy ślepi. Jest takie odwieczne pytanie jakie zadają sobie dowódcy wojskowi na polu bitwy: co jest po drugiej stronie wzgórza? My nie wiemy. Wojsko Polskie nie ma ani jednego satelity. Nawet Aleksandr Łukaszenka zafundował Białorusi własnego, niezależnego od Rosjan, satelitę wojskowego. A my nic. My polegamy na Amerykanach. Do dzisiaj nie dorobiliśmy się własnego systemu świadomości sytuacyjnej. Nasze czołgi, nieważne czy to PT-91, Leopardy czy Abramsy muszą wiedzieć do kogo mają strzelać. To nie druga wojna światowa, te dane dostarczają satelity i drony. Bez tych informacji nawet Abramsy będą stanowić tylko cel dla przeciwpancernych pocisków kierowanych, przeciwnika nawet nie zobaczą.

I to jest główny powód dla którego uważam, że priorytetem jest budowa własnego systemu świadomości sytuacyjnej, a nie zakup Abramsów, samolotów F35 czy budowa kolejnej fregaty. Tym bardziej, że stać nas na to. Za cenę jednego F35 możemy mieć taki system oparty na satelitach i dronach. Nie twierdzę, że to jest łatwa sprawa. Pierwsi będą przeciwni Amerykanie, bo to zmniejsza nasza zależność od nich. Będą naciski żeby tego nie robić. Jednak musimy ten system zbudować, bo póki go nie mamy, to zakup czy to Abramsów czy F35 jest tylko podstawianiem pod nos Rosjanom celów pozwalających na spektakularne zwycięstwo.

Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”

Czytaj więcej: Abramsy dla Polski

Komentarz (10)

Państwo poważne czy pozostałe?

Szczegóły
Opublikowano: sobota, 21 sierpień 2021 13:51
Adam Kowalczyk

Stanisław Michalkiewicz często powtarza, że państwa dzielą się na poważne i pozostałe. Polska należy do tej drugiej grupy. O tym czy państwo jest poważne czy tak nie do końca, decydują jego elity. A tych my zwyczajnie nie mamy. Są oczywiście, jednostki mogące się do nich zaliczać ale nie mamy elity jako masy na tyle znaczącej, że wymuszającej prowadzenie spraw państwa zgodnie z jego interesami i ludzi jego terytorium zamieszkujących.

Weźmy choćby przedmiot zainteresowania naszych polityków i publicystów politycznych. Od lat trwa wzajemne obrzucanie się błotem i wytykanie sobie różnych świństw i prywat. Udało się podzielić społeczeństwo na dwa odrębne plemiona wzajemnie się nienawidzące i niezdolne do współpracy w interesie Polski. Tym bardziej, że z wypowiedzi i postępowania różnej maści działaczy wynika, iż za interes Polski uważają doraźny interes polityczny swojego ugrupowania. I tak dzisiaj tematem dominującym jest powrót Donalda Tuska. Tak jakby to cokolwiek znaczyło. Wrócił człowiek miałki, nie mający zbyt wiele wspólnego z Polską i w dodatku całkowicie pozbawiony charyzmy, którą miał przed laty. Różnica pomiędzy Tuskiem dawnym, sprzed lat, a dzisiejszym jest mniej więcej taka, jak pomiędzy czarodziejką a czarownicą. I trwa i trwać będzie dyskusja na temat Tuska, Szymona Hołowni czy innego Borysa Budki. I co na to Jarosław Kaczyński?

Dwa miesiące temu ogłoszono Polski Ład. Miały być zmiany, nowe ustawy. Po prostu coś wielkiego. I co mamy dzisiaj? Nic, ani śladu jakiejś nowej ustawy, żadnego ruchu w tym kierunku. Po prostu nic. Nadęto balon, a ten nawet nie pękł, tylko powietrze cicho zeszło.

Nasi politycy i publicyści nawet nie zauważyli, że świat wokół nas dramatycznie się zmienia. W skali krajowej opozycja zajmuje się donoszeniem na Polskę do mocarstw ościennych. Swoją drogą czy kiedyś za to nie wieszano? A w skali lokalnej szef olsztyńskich struktur partii rządzącej publikuje w odcinkach swoje - nazwijmy to zapiski frustrata - których tematem są skargi i żale na wydawcę „Debaty” i na piszącego w niej dziennikarza. Taki poziom widzenia świata.

Tymczasem sytuacja na świecie zmienia się dramatycznie i w nieciekawą dla nas stronę. Po upadku Związku Radzieckiego otworzyło się dla nas okienko strategiczne, które właśnie się zamyka. O ile w gospodarce od biedy jakoś je wykorzystaliśmy, o tyle w polityce zagranicznej sprawy zostały zawalone kompletnie. Wspólnym, niestety wysiłkiem kolejnych ekip rządzących.

Nie wiadomo jak i kiedy okazało się, że Rosja przestała być konkurentem dla Stanów Zjednoczonych. Stała się pożądanym partnerem w starciu z nowym przeciwnikiem NATO Chinami. Jakby tego było mało, o jej względy usilnie zabiegają Francja i Niemcy. Po szczycie Joe Biden - Władimir Putin zorganizowanym z inicjatywy Bidena, zauważono wreszcie, że coś się dzieje. No i wytłumaczono sobie. Nasz minister Spraw Zagranicznych Zbigniew Rau powiedział, że Amerykanie popełniają błąd. Podobnie liczni publicyści pisali o błędach, nowej Jałcie i takie tam bzdety. Taka typowa polska naiwność. Tu nie ma mowy o błędach. Prezydent USA, prezydent Francji czy kanclerz Niemiec realizują interesy swoich krajów tak jak je widzą. Interesy swoje, nie polskie. I żadne piękne słowa nie mogą przesłonić tego faktu. Oczekiwanie od nich czegoś innego jest głupotą gorszą od zbrodni. Warto może tu przypomnieć pewien dialog. Po konferencji w Teheranie premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill spotkał się z przedstawicielem Brytanii przy Josipie Broz Tito w Jugosławii sir Fitzroy Macleanem. Maclean powiedział, że dalsze intensywne wspieranie Tity doprowadzi do tego, że po wojnie władzę w Jugosławii obejmą komuniści. Churchill zapytał:
– Czy zamierza pan po wojnie zamieszkać w Jugosławii?
– Nie.
– Ja też nie.
Tak dla wyjaśnienia. W tym czasie Wielka Brytania gościła w Londynie emigracyjny, królewski rząd Jugosławii, który oficjalnie uznawała za sojusznika a komunistów nie.

W Polsce przez ostatnie 30 lat zrezygnowaliśmy z polityki zagranicznej zostawiając ją naszym sojusznikom. Ograniczyliśmy się do ciągłego obszczekiwania Rosji za wszystko. Za historię, za obecną politykę i za to, co zamierza zrobić w przyszłości. Nic nam nie groziło bo choć armię ograniczyliśmy o 3/4 to osłaniała nas Ameryka. A tu nagle parasol został zwinięty. Sprawa ta powinna być w Polsce tematem nr 1 we wszelkich dyskusjach. Bynajmniej nie dlatego, że nas zdradzili, że Jałta, itd., bo to żałosne. Po prostu czas najwyższy, jeśli nie za późno, pomyśleć jakie mamy interesy własne, nie światowe, i co możemy zrobić żeby je zabezpieczyć. Na pewno trzeba pomyśleć jakie są zagrożenia i jak się możemy samodzielnie im przeciwstawić. Pod tym kątem należy budować siły zbrojne i powiązania gospodarcze. W Europie mamy trzy kraje, które mogą nam narobić problemów militarnych. Rosję, Niemcy i Ukrainę. Mogą, nie muszą. Rosja tradycyjnie, Niemcy bo odzyskują swobodę i nie wiadomo jak to się skończy. Ukraina ma wystarczający potencjał, ale zbyt jest zajęta Rosją. I do potencjalnych wojen z tymi państwami powinniśmy przygotować siły zbrojne. Wtedy nie będziemy musieli z nimi walczyć. Moje większe obawy budzi jednak amerykańskie gadanie o tym, że nowym przeciwnikiem NATO są Chiny. Na wojnę z tradycyjnie nam przyjaznym Irakiem już daliśmy się wysłać, do Afganistanu również. Brakuje nam jeszcze tylko udziału w wojnie z Chinami. Nie możemy się na coś takiego zgodzić nawet jeśli zepsuje nam to relacje z USA.

W gospodarce sprawa jest podobna. Trzeba budować powiązania handlowe poza Unią Europejską. Ze wschodem i południem. To zwiększa nam swobodę manewru. Nie do przyjęcia jest sytuacja, że nasi „kumple” z Unii zamykają nam elektrownię Turów, bo wydobycie węgla dla niej zagraża środowisku, a dla pozostałych 6 elektrowni (ale niepolskich) na tym samym złożu już nie.

Ale te tematy są nieciekawe, ciężkie i wymagające rozpoznania tematu. Więc jak przystało na państwo pozostałe dalej debatujemy nad powrotem Tuska, głupotami opowiadanym przez posłankę Klaudię Jachirę czy zawodem jaki sprawiła „Debata” lokalnemu politykowi.

Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”

Czytaj więcej: Państwo poważne czy pozostałe?

Komentarz (17)

Więcej artykułów…

  1. Demokracja jaka jest, każdy widzi
  2. Czas się obudzić
  3. Zakraplanie socjalizmu trwa od 4 czerwca 1989 roku
  4. Truchło demokracji

Strona 3 z 44

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

A ty, co popierasz... ? https://twitter.com/Jack471776/status/1637620374853632000?cxt=HHwWgIC-gb7D_7ktAAAA

https://kresy.pl/wydarzenia/banderowskie...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
55 minut(y) temu
a ty co popierasz moskwę?
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
1 godzinę temu
Ale bełkot - chyba poszczepienny.
Przemija postać świata*
2 godzin(y) temu
Źle skopiowany link: https://isws.ms.gov.pl/pl/baza-statystyczna/publikacje/download,3502,14.html
Modlitwa kardynała de Richelie...
3 godzin(y) temu
Nie we wszystkim, co napisał mój kolega Bogdan się zgadzam, ale wnioski mamy podobne...

Najpierw nieco statystyki: Jest też taki dokument opublikow...
Modlitwa kardynała de Richelie...
3 godzin(y) temu
Solidarna Polska Pana Zbigniewa Ziobry jest najlepszym wyborem dla Polski i Polaków. Szkoda tylko, że prawdopodobnie pójdą w koalicji z PiS. Ale może ...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
4 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Modlitwa kardynała de Richelieu Bogdan Bachmura Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z… Zobacz
  • Nienasycenie Adam Kowalczyk Na początku istnienia Rosji, a właściwie Moskwy, niewiele wskazywało na to, że stanie się ziemią ludzi nienasyconych. Ludzi, których mózgi… Zobacz
  • Suwerenność na miarę naszych możliwości Bogdan Bachmura Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o… Zobacz
  • Bezpieczeństwo na Wschodzie Adam Kowalczyk Pół roku temu pisałem o podniesionym przez Marka Budzisza temacie sojuszu, a nawet federacji z Ukrainą. To o czym pisał… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Uchwała Sejmu w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II
  • Prowokacja rosyjskiego ambasadora i "polskich patriotów" w Pieniężnie
  • Łajba "Olsztyn" tonie, a "kapitan" szykuje się do ucieczki
  • Wójt Gietrzwałdu zaatakował lidera komitetu referendalnego. Oświadczenie Jacka Wiącka
  • "Wójt mija się z prawdą i manipuluje mieszkańcami Gietrzwałdu". Sprostowanie wywiadu z J.Kasprowiczem
  • Olsztyńskie Wodociągi nie uzyskały zgody na nowe taryfy. Grożą upadłością
  • Kim jest Marek Żejmo (autor książki "Liderzy podziemia Solidarności")? (cz.2)
  • Polecamy lutowy numer miesięcznika "Debata"
  • Holenderska gazeta zastanawia się, czy olsztyńskie "szubienice" wytrzymają atak polskich ikonoklastów?
  • Debatka czyli polityczne prztyczki i potyczki (3)
  • Ks. K. Paczos: "Czy Kościół umiera?" Zapis audio wykładu w Olsztynie
  • "Prezydencie Olsztyna, pracownicy nie najedzą się pana tramwajami i betonem"

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.