- W Polsce jak kraść, to tylko miliony – taką naukę wyciągnął młody olsztyński przedsiębiorca Marcin Kurantowicz, po tym, jak prokurator umorzyła śledztwo w sprawie podejrzenia oszustwa na jego szkodę, na kwotę prawie 3 mln złotych, wcześniej odrzucając wnioski dowodowe. - Jeśli ukradniesz miliony, będziesz bezkarny.
- Jeśli nie odzyskam pieniędzy do czerwca 2021 roku, to banki mnie zjedzą – tłumaczy mi Kurantowicz. Rozmawiamy w jego firmie IFSC w Gutkowie, zajmującej się sprzedażą części samochodowych. Gdy startował w 2013 r. w biznesie miał zaledwie 23 lata i żadnego doświadczenia. Nie wiedział więc, że nie robi się biznesu z własnym księgowym. Ale po kolei...
Trzech przyjaciół, których połączył biznes
Ukończył studia informatyczne i zaczynał karierę zawodową jako nauczyciel matematyki. Dzisiaj żałuje, że odszedł ze szkoły. Wówczas jednak praca była tylko na rok, na czas zastępstwa, więc w 2012 r. zatrudnił się w firmie Artura Car Parts Export Import handlującej hurtowo częściami do aut, głównie dla klientów zagranicznych. Dla Artura to też było pierwsze doświadczenie w biznesie, wystartował w 2011 r., gdy miał 23 lata. W założeniu spółki pomagał mu księgowy, wówczas 32-letni Marian (imię zmienione), prowadzący biuro rachunkowe w Olsztynie, obsługujące 140 firm. Poleciła go znajoma. - Marian szybko zdobył moje zaufanie – opowiada Artur. - Zaprzyjaźniliśmy się, spotykaliśmy się na stopie towarzyskiej.
Po roku pracy w firmie Artura, Marcin Kurantowicz postanowił spróbować własnych sił w biznesie, Artur polecił mu biuro rachunkowe Mariana. Marian zaproponował, że odsprzeda Marcinowi jedną ze swoich spółek, IFSC, co oszczędzi mu formalności i ułatwi uzyskanie kredytu kupieckiego. Marcin zgodził się. Marian zaprzyjaźnił się również z Marcinem. Marcin, jako informatyk opracował własny program do wyszukiwaniu najniższych cen u producentów części zamiennych do aut i budowania ofert dla klientów. Włożył dużo pracy i czasu, by znaleźć i zdobyć zaufanie zagranicznych dostawców. Kupował od nich towar i sprzedawał w całej Polsce i Europie. Pomysł na biznes okazał się bardzo trafiony, w tym czasie nie było na rynku podobnej firmy o tym profilu w branży motoryzacyjnej. Rosnące szybko obroty nie uszły uwadze Mariana, który miał wgląd w finanse obsługiwanych przez jego biuro rachunkowe firm.
W 2014 r. zaproponował Arturowi i Marcinowi wspólny biznes - poprzez swoje spółki (miał ich 6), poszerzy rynek zbytu, poprowadzi sprzedaż części dla klientów spoza ich listy, których sam pozyska. Zgodzili się, podpisali z nim umowę, Marcin i Artur mieli dostawać po 20% z zysku. Marian nie ponosił żadnych kosztów, poza transportem. Towar kierowca odbierał bezpośrednio z magazynu Artura i Marcina i wiózł do klienta. - Na umowę-zlecenie wystawiałem za Mariana faktury jego klientom, bo tylko ja potrafiłem obsługiwać program - mówi Marcin Kurantowicz. - Płacił mi za to 5 tys. zł miesięcznie w ramach umowy-zlecenia. Dzięki temu nie musiał zatrudniać dodatkowego pracownika.
Pierwsze ostrzeżenie – księgowy zatrzymany
Pierwsza „czerwona lampka” powinna była im się zapalić w maju 2014 r., gdy ich księgowy, „przyjaciel” i wspólnik w interesach został zatrzymany przez policję. Szybko wyszedł. - Zrobił z siebie ofiarę przestępców, którzy go wrobili – opowiada Kurantowicz. - Twierdził, że został uniewinniony. Uwierzyliśmy mu, był bardzo przekonywujący. Teraz wiemy, że nie powiedział nam prawdy, a granie roli ofiary, to jego stały chwyt. Może, gdyby w tym czasie wpadła im do ręki „Gazeta Olsztyńska”, dowiedzieliby się o co tak naprawdę chodzi z tym zatrzymaniem.
"Policjanci rozbili grupę zajmującą się wyłudzeniami kredytów na terenie dwóch województw - przeczytaliby komunikat olsztyńskiej policji przedrukowany przez gazetę. - Zatrzymali sześć osób – przedsiębiorcę, księgowego, pracowników banków oraz tzw. słupy. Szacuje się, że banki mogły stracić nawet 1 mln złotych. Rolą 35-letniego księgowego Mariana było przygotowywanie dokumentów finansowych. On również przygotowywał dokumenty potrzebne do rejestracji podmiotów gospodarczych, wystawiał nieprawdziwe zaświadczenia o zarobkach i zatrudnieniu. Zatrzymani członkowie zorganizowanej grupie przestępczej wyszli za poręczeniem majątkowym".
Screen strony "Gazety Olsztyńskiej" z komunikatem i zdjęciem biura prasowego olsztyńskiej Policji, na zdjęciu odwrócony tyłem zatrzymany Marian.
Mimo dowodów w postaci m.in. sfałszowanych dokumentów, pieczątki Urzędu Skarbowego oraz stenogramów z podsłuchów telefonicznych i grożącego wyroku do 8 lat pozbawienia wolności, Marian K. dostaje tylko karę grzywny 10 tys. zł (bronił go dr Paweł Łobacz, były prokurator). Po zatrzymaniu Marian wszystkie swoje spółki przepisuje na rodziców, zostawiając sobie udziały. Ojca robi prezesem 4 spółek, w tym dwóch (Canoba i Tortila), które współpracują ze spółkami Artura i Marcina, a matkę prezesem spółki Auto Części Polska. Zatrudnia się w nich jako „menedżer”
Ale o tym wszystkim Artur i Marcin wówczas nic nie wiedzą. Ich czujność uśpiło też to, że wspólny interes wypalił. W 2015 r. Marian zaproponował, że dodatkowo otworzy spółkę Citus na brata Kazimierza w Anglii i będą tam sprzedać części samochodowe na platformie internetowej Ebay. Marcin i Artur akceptują pomysł.
Drugie ostrzeżenie – przedłużenie do 120 dni zwrotu za towar
Przyjaźń kwitnie, w 2015 r. Marcin zakłada rodzinę i zaprasza Mariana na wesele. Interes kręci się znakomicie. Obroty w 2016 r. przez kilka miesięcy osiągały nawet po 2 mln zł. Z tego tytułu spółka Marcina została umieszczona na 4. miejscu listy Diamentów Forbsa, w woj. warmińsko-mazurskim. Duży zysk przypadł na jedną ze spółek Mariana - Tortila. Aby uniknąć płacenia podatku, wpadł na pomysł, że weźmie w leasing 3 scanie ciężarowe do wożenia towaru. Marcin mu w tym pomaga, bo zna dilera scanii, dzięki czemu Marian uzyskuje atrakcyjny rabat. W tym czasie Marian prosi o wydłużenie terminu płatności faktury za towar o 120 dni, bo proszą go o to jego klienci, którzy w zamian mają zamawiać więcej towaru.
- Mając zaufanie do tego człowieka i wiedząc, że czasami taka sytuacja na rynku ma miejsce, zgadzam się - tłumaczy Marcin Kurantowicz. - Obrót jaki generowaliśmy, kontrola Urzędu Skarbowego oraz zaufanie uśpiły moją czujność, co Marian bezwzględnie wykorzystał.
Mimo tak niezwykle przedłużonego okresu płatności, pod koniec 2018 roku przeterminowane faktury przekroczyły wartość 600 tys. zł. Marian przestaje im też płacić 20% zysku. Tłumaczy to trudnościami w ściągnięciu należności od klientów i długiem spowodowanym zakupem ciężarówek.
W październiku 2018 r. Marcin stawia Marianowi ultimatum, jeśli nie spłaci zaległych faktur i nie przedstawi kondycji swoich spółek, to kończy współpracę. Marian przedstawił rozliczenia swoich spółek, z których wynika, że jest na plusie, a jedynie klienci zalegają. Zapewniał, że z angielskiej spółki Citus towar schodzi „zajeb…..”. Później się okaże, że pokazał tylko wybrane wyciągi z kont, a jego klienci płacili mu terminowo, najpóźniej po 14 dniach.
Prawda wychodzi na jaw
W maju 2019 r. Marcin domaga się przedstawienia wyciągów bankowych spółek Mariana, by ustalić, dlaczego Marian ciągle skarży się na brak pieniędzy i twierdzi, że ponosi straty? Marian okazał mu wyciągi tylko za okres od stycznia do marca 2019 r. Na tych wyciągach było widać, że Marian wyprowadza z tych spółek duże ilości gotówki. Tłumaczył, że to nie są jego pieniądze, tylko firm, którym „pierze” gotówkę. Firmy wystawiają fikcyjne faktury za usługi na jego spółki i on te pieniądze przepuszcza przez konta swoich spółek i im wypłaca, po potrąceniu prowizji. Marcin te wyciągi i faktury przekazał do Urzędu Skarbowego.
Przełomową datą w ich współpracy jest 27 maj 2019 r. Tego dnia zwolnił się pracownik Marcina, Patryk J., kierownik działu zakupów, jego zaufany człowiek, który znał wiele tajemnic firmy. Rzekomo dostał pracę w banku. Jednak kilka dni później prawda wychodzi na jaw. Marian pomylił się i wysłał wiadomość do Patryka J. na adres firmy Marcina zamiast na jego nową skrzynkę. Marcin otworzył mail z instrukcją dla Patryka od Mariana, którym klientom z listy Marcina ma wysłać oferty, jako oferty spółki Mariana. Marian prowadząc księgowość spółek Artura i Marcina znał wszystkich ich dostawców i klientów, ceny oraz marże. Mail ujawnił również, że za ich plecami Marian wynajął magazyn na spółkę Auto Części Polska i kupuje części od dostawców Marcina w celu przejęcia rynku i ich klientów. Później okazało się, że Marian za ich plecami także kontaktował się z ich klientami, oferował towar z niższą o 2% marżą. - W lipcu 2019 r. Marian składa mi propozycję, żebyśmy pozbyli się z interesu Artura i wykorzystali jego pieniądze, które był mu winny za pobrany towar i te środki miały stać się fundamentem naszej dalszej, wspólnej działalności – wspomina Marcin. - Odrzuciłem jego ofertę. Marian powiedział, że i tak nigdy nie odda pieniędzy Artura.
Po tej rozmowie Marcin żąda zwrot towaru z angielskiej spółki Citus, który miał być, zgodnie z zawartą umową, zabezpieczeniem na wypadek braku wypłacalności spółek Mariana. Ten mu oznajmia, że pracownik spółki Citus zniszczył dokumentacje księgową i ukradł towar. Marian rzekomo zawiadomił brytyjską policję. Marcin nie uwierzył w kradzież, gdyż ten pracownik to długoletni kumpel jego brata Kazimierza, prezesa Citusa, a potwierdzeniem zgłoszenia kradzieży był tylko mail rzekomo od policjanta. W tym czasie Marian opłacił transport z Anglii, a identyczny towar pojawił się w magazynie spółki Mariana Auto Części Polska.
Koniec współpracy, tracą 3,5 miliona zł
Do ostatecznego zerwania współpracy dochodzi 12 sierpnia 2019 r., gdy monity telefoniczne i mailowe o zwrot za towar nie skutkują. Tego dnia w biurze Marcina, w obecności jego pracowników, dochodzi do ostrej wymiany zdań. - Marian oświadczył mi, że jest przygotowany do wojny, nie zapłaci mi więcej za żadną fakturę i zniszczy moją firmę, a bez współpracy z nim, upadnę w przeciągu miesiąca – relacjonuje przebieg kłótni Kurantowicz. (Potwierdzi to później na przesłuchaniu świadek tej rozmowy).
Po tym zimnym prysznicu Kurantowicz zrywa współpracę z biurem rachunkowym Mariana, (w tym momencie przez 2 dni ma zablokowany dostęp do swojego konta i do swojego programu, który był na serwerze firmy Mariana, Marcin podejrzewa kradzież programu, gdyż Marian nadal handluje częściami do aut, a bez tego programu nie mógłby tej działalności prowadzić). Marcin i Artur wysyłają też poleconym przedsądowe wezwania do zapłaty. Marian ich nie odbiera, tymczasem jeden z banków wypowiada Marcinowi umowę na kredyt obrotowy. W związku z tym, że firmy Mariana nie zapłaciły za faktury w terminie, Marcin Kurantowicz ma 2,5 milionowy dług. Z kredytu na 800 tys. zł natychmiast musi spłacić 200 tys. zł.
- Musiałem sprzedać cały prywatny majątek, włącznie z mieszkaniem (wróciłem z żoną i dzieckiem do rodziców), wyleasingowany sprzęt firmy, inaczej banki by mnie zjadły – mówi Marcin Kurantowicz. Spłaca część kredytu i odracza śmierć firmy do czerwca 2021 r. Ze sprzedanego mieszkania ma też środki na wynajęcie adwokata (dr. Roberta Szostaka) i złożenie pozwów cywilnych o uzyskanie nakazów komorniczych. Nie jest jednak finansowo w stanie złożyć pozwu na całą kwotę, którą jest mu winien Marian, gdyż musiałby wpłacić 5% opłaty sądowej od wartości roszczenia, czyli 133 tys. zł od kwoty 2,664 tys. zł. Marcin uzyskał pierwszy nakaz komorniczy na 215 tys. zł od spółki Tortila, ale komornik odzyskał tylko 160 złotych. Artur złożył pozew też z powodu opłaty sądowej nie na 840 tys. zł, a tylko na 188 tys. zł, odzyskał ze spółki Canoba 5 tys zł. Okazało się, że Marian wyczyścił konta spółek Canoba i Tortila, na które odbierał od nich towar i sprzedał spółki za symboliczną złotówkę przez pośrednika „słupom” z Ukrainy.
Sprzedał też w pośpiechu dwie ciężarowe scanie, majątek spółki Tortila. Jak później zezna kierowca Marek K., był w szoku, gdy Marian oznajmił mu, że zwalnia kierowców i sprzedaje auta. Twierdził, że przyniosły mu 400 tys. zł straty. Zdziwiło to kierowcę, gdyż liczba zleceń na transport towarów nie spadała, przeciwnie, a Marian mówił mu, że chce jeszcze dokupić 2 auta i kazał mu szukać zaufanych kierowców. Scanie, 2 i 3-letnią, jedna była z najwyższej półki, w doskonałym stanie, Marian oficjalnie sprzedał za podejrzanie niską cenę.
Piramida finansowa
Niepodważalnym dowodem w tej sprawie są wyciągi z kont spółek Mariana, ale te może uzyskać tylko prokurator, o co nie chce wystąpić. Jednak komornik uzyskał z banku wyciąg jednego z 6 kont spółki Canoba. Wyciąg obejmuje 2 lata, od maja 2018 do maja 2020 r. Gdy go przestudiowali, zrozumieli co się stało.
- Marian zbudował na nas piramidę finansową – tłumaczy Marcin Kurantowicz. - Jesteśmy przekonani, że przystępował do współpracy z planem, że nas okradnie, doprowadzi nasze spółki do upadku i przejmie rynek. Z analizy uzyskanego wyciągu wynika, że Marian prowadził z nami grę, płacił od czasu do czasu za jakąś zaległą fakturę, żebyśmy żyli w przekonaniu, że odda całość, a od czerwca 2018 r. do maja 2019 r, z premedytacją zamawiał od nas duże ilości towaru wiedząc, że za niego nie zapłaci. W tym czasie pieniądze za nasz towar terminowo mu spływają, ale nie płaci nam, tylko te środki przelewa na konta innych swoich spółek i na konto prywatne. Przyzna to później, podczas zeznania, jego matka, prezes spółki Auto Części Polska, która do dzisiaj handluje częściami do aut i świetnie prosperuje. Marian celowo sprzedaje na inne swoje spółki majątek firm Canoba i Tortila, na które brał od nas towar, żeby wierzyciele nic nie odzyskali.
Przepisy tego zabraniają. Przepisy mówią też, że jeśli spółka nie jest stanie spłacić wierzycieli, to prezes musi ogłosić upadłość. Marian tego nie może zrobić, bo jak wynika z bilansu na koniec września 2019 r., a więc w chwili sprzedaży spółki Canoba Ukraińcom, spółka dysponowała kwotą 1,8 miliona zł, więc sąd by taki wniosek odrzucił. Nie wiadomo, co Marian zrobił z tą kwotą. Możemy się tylko domyślać, że poszły na zakup towaru na spółkę Auto Części Polska. Prezes tej spółki, matka Mariana zezna, że na kwiecień 2020 r. miała w magazynie towar za prawie 2 mln złotych. - Za co, skoro Marian twierdzi, że przez nas zbankrutował? - pyta Kurantowicz. Gdy zrozumieli całą grę Mariana, złożyli w listopadzie 2019 r. zawiadomienie do prokuratury zarzucają Marianowi oszustwo (art. 286 kk), nadużycie zaufania i działaniew na szkodę spółki - w ciągu 3 miesięcy Marian wypłaca na swoje prywatne konto 1 mln zł bez podstawy (art. 296 kk), pozorowanie bankructwa (art, 301 kk), udaremnienie lub uszczuplenie zaspokojenia wierzyciela (art. 300 kk). Sprawa trafiła na biurko prok. Anny Szelugi-Skłodowskiej w Prokuraturze Rejonowej Olsztyn-Północ (na prokuratora awansowała w 2018 r., w wieku 40 lat, asesurę zaczęła w 2015 r.). Śledztwo rusza po 5 miesiącach, na wiosnę 2020 r. Gdy Marian i jego rodzice otrzymują wezwania na przesłuchanie jako świadkowie, Marian odpala „bombę”. Składa wniosek do sądu o upadłość spółki Marcina IFSC. Przedkłada dwie przeterminowane faktury na 28 tys. złotych. Sąd stwierdzi, że faktury były fikcyjne i 13 listopada 2020 r. oddali wniosek. Marian składa apelację i Sąd Okręgowy w Olsztynie 25 lutego 2021r rawomocnie oddala jego zażalenie. Marian doskonale wiedział, że taki będzie finał, ale chodziło mu o stworzenie wrażenie w trakcie śledztwa, że to nie on zalega Marcinowi, ale Marcin jemu.
Kto kogo oszukał i okradł?
Do pierwszych przesłuchań dochodzi 19 maja 2020 r. Tego dnia zeznają rodzice Mariana, których w 2014 r., po aresztowaniu, zrobił prezesami swoich 5 spółek. Widać, że mówią wyuczoną lekcję. Przedstawiają się jako ofiary Marcina i Artura. To oni mieli o wszystkim decydować, gdyż ich syn i oni, nie mieli żadnego doświadczeniu w handlu częściami samochodowymi. Choć przyznają, że poszkodowani nie mieli wglądu do wyciągów bankowych i wpływu na decyzje, komu płacić.
Towar był od Marcina i Artura, magazyn był ich, zarobili na nich, a następnie ich spółki celowo zadłużyli, obniżając marżę do 1% i przerzucając na ich spółki swoje koszty, żeby upadły i wypadły z rynku - zeznają. - Zbankrutowali i musieli sprzedać spółki Canoba i Tortila Ukraińcom.
(Wskazują koszty, które w rzeczywistości nie miały miejsca, co pokazały wyciągi pozyskane przez komornika już po umorzeniu sprawy - kopmentuje Marcin).
Jednak, gdy pokrzywdzeni zaczęli zadawać pytania, ta narracja się posypała. Prezes Canoba i Tortila, ojciec Mariana przyznał, że Marcina Kurantowicza widzi po raz pierwszy w życiu. Audi 6, jako prezes zadłużonej spółki Canoba musiał sprzedać. Tyle że auto kupiła spółka Ikart, której prezesem jest… ojciec Mariana. Spółka Ikart za to była na plusie. Matka Mariana przyznała, że pieniądze ze spółek Canoba i Tortila, były przelewane na konta innych spółek zarządzanych przez syna. To jednoznacznie pokazuje, gdzie podziały się pieniądze ze spółek Canoba i Tortila i daje podstawy prokuratorowi do pozyskania takich wyciągów z wszystkich kont, jako dowodów postępowaniu. W grudniu 2018 r spółka Auto Części Polska, której matka Mariana jest prezesem, miała w magazynie towar na kwotę prawie 2 mln zł. Skąd miała 2 mln złotych na zakup towaru, nie umiała wytłumaczyć, choć twardo twierdziła, że to ona prowadzi całą spółkę.
Po nich 5 czerwca 2020 r. zeznawał Marian. Tak jak wcześniej rodzice, również kreował się na ofiarę Marcina i Artura. On był w zasadzie bezwolnym „słupem” w ich rękach. Wszystkie decyzje podejmowali za niego. Rynek na części samochodowe w pewnym momencie się załamał, Artur i Marcin doprowadzili do zadłużenia jego spółek, obniżając marże i przerzucając swoje koszty na jego spółki, ich działalność przestała być opłacalna i musiał je sprzedać. (A w tym samym czasie budował swój magazyn i podbierał klientów poszkodowanym). W momencie gdy pokrzywdzeni zaczynają mu zadawać pytania i wydaje się, że „pęknie”, jego pełnomocnik dr Paweł Łobacz (bronił go już skutecznie w sprawie grupy wyłudzającej kredyty) prosi o przerwę i wychodzi z klientem na korytarz. Gdy wracają Marian oświadcza, że nie odpowie już na żadne pytanie, powołuje się na prawo do odmowy udzielania odpowiedzi, jeśli mogą zaszkodzić jemu lub rodzinie, co dla prokurator powinno być czytelnym sygnałem, iż mogło dojść do przestępstwa. Wezwany ponownie 25 czerwca, konsekwentnie odmawia odpowiedzi na pytania pokrzywdzonych.
Przesłuchano głównie świadków, pracowników Mariana, którzy zeznawali na jego korzyść. Brata Mariana – Kazimierza prokurator wezwała na przesłuchanie na 27 lipcu 2020 r, a więc po umorzeniu śledztwa! A na przesłuchanie Kazimierza czekali poszkodowani, żeby móc odnieść się do zeznań Mariana i jego rodziców.
Prokurator oddaliła wszystkie wnioski dowodowe pokrzywdzonych, w tym dla nich najważniejszy, o pozyskanie wyciągów bankowych ze wskazanych kont od 2014 r. i powołanie biegłego rewidenta celem przeprowadzenia analizy transakcji na rachunkach spółek Mariana na okoliczność wykazania, iż Marian mógł dokonywać wypłat gotówki z rachunków tych spółek, działając na ich szkodę, by udaremnić zaspokojenie wierzytelności Marcina i Artura. Prokurator stwierdziła, że „przeprowadzenie dowodu jest niedopuszczalne”, a byłyby to prawdopodobnie niezbite dowody na winę Mariana oraz na to, że Marian i jego rodzice mijali się z prawdą na przesłuchaniach, co można by stwierdzić bez rewidenta.
Prokurator Anna Szeluga-Skłodowska 30 czerwca 2020 r. zatwierdza umorzenie śledztwa. W uzasadnieniu powtarza niemal słowo w słowo wersję Mariana i jego rodziców, przedstawia ich jako ofiary Artura i Marcina. Czytając uzasadnienie ma się wrażenie, że tak naprawdę, to Marcin i Artur powinni być ścigani jako oszuści. Prokurator poradziła im, jeśli czują się pokrzywdzeni, by dochodzili swoich roszczeń na drodze postępowania cywilnego, co jest adresem na Berdyczów, gdyż Marian w trakcie postępowania zadłużył spółki Canoba i Tortila, pozbył się majątku spółek i sprzedał je na „słupy” z Ukrainy, za przysłowiową złotówkę.
Prośba o wznowienie śledztwa
Napisali skargę do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, prosząc o wznowienie śledztwa i oddanie go innej, pozaolsztyńskiej prokuraturze. Podnieśli, że Marian, który jest członkiem stowarzyszenia prowadzącego strzelnicę sportową pod Olsztynem przechwalał im się, że goszczą tam stale policjantów, prokuratorów i sędziów, wyrobił sobie znajomości i włos mu z głowy nie spadnie. Wskazali też, że prokurator pominęła fakt, iż Marian był już skazany za udział w grupie wyłudzającej kredyty. Argumentowali też, że pełnomocnik Mariana, dr Paweł Łobacz był wcześniej prokuratorem w tej samej prokuraturz (do 2010r), a także, że prokurator Anna Szeluga nie powołała biegłego rewidenta.
Skarga została oddalona. Złożyli więc 5 sierpnia 2020 roku zażalenie do sądu na umorzenie śledztwa i czekają na decyzję.
W tym momencie o opisanie walki Marcina i Artura o rzetelne śledztwo zwrócił się do mnie prezes Stowarzyszenia Wspierania Przedsiębiorczości Inceptum Krzysztof Kamiński, który wysłał mi List otwarty Marcina pt. „W Polsce jak kraść, to tylko miliony…”. Przesłałem jego List do Prokuratora Okręgowego w Olsztynie i wystąpiłem o dostęp do akt śledztwa (uzyskałem). Rozmawiałem też telefonicznie z prokurator Anną Szelugą. Była wzburzona Listem Marcina, mówiła że będzie go ścigać za podważanie autorytetu funkcjonariusza państwowego. Z przebiegu rozmowy wynikało, że dla niej podejrzanym jest Marcin a nie Marian.
Marian odmawia spotkania i rozmowy
Próbowałem spotkać się z Marianem. Tak jak uprzedził mnie Marcin, nie odebrał telefonów, na podane mi 3 numery. Pojechałem wobec tego do jego biura rachunkowego. Pracownicy powiedzieli, że Marian jest w biurze rzadkim gościem. Pojechałem więc do podolsztyńskiej wsi, do jego domu, który zrobił na mnie duże wrażenie. W domu go nie zastałem, więc jego córce przekazałem numer telefonu. Nie dojechałem do Olsztyna, gdy Marian zadzwonił. Był wzburzony, że nachodzę go w jego domu. Ostrzegł, że jak jeszcze raz się do niego zbliżę, wezwie policję. Odmówił spotkania się i odpowiedzi na pytania.
- Na jaki temat chce pan pisać? - zapytał.
- Chcę ustalić, kto kogo oszukał, bo pan w zeznaniach twierdzi, że to Marcin i Artur pana skrzywdzili i oszukali
- Jest proces – odparł.
- Nie ma żadnego procesu, prokuratura umorzyła postępowanie.
- Skoro prokuratura nie widzi podstaw, jak ktoś robi z siebie ofiarę, że jest oszukany, to fajnie. Dla dobra wszystkich spraw czekam, bo to oni teraz będą oskarżeni, niech pan spokojnie poczeka z tym artykułem i wtedy pan zobaczy, kto będzie winnym, a kto przestępca w tej sprawie. Tylko chwilę trzeba poczekać – mówił szybko i nerwowo.
- Czyli to pan jest pokrzywdzony?
- Nie, wszyscy są pokrzywdzeni. W biznesie jest tak, że ponosi się ryzyka. Jak ktoś podejmuje ryzyko, to podejmuje ryzyko, ale jeśli ktoś nie rozumie, że podjął ryzyko, a potem ma pretensje, że podjął ryzyko, to jest jego problem. Ja jestem pokrzywdzony, bo jestem szkalowany, że kogoś okradłem. Gdybym okradł kogoś, to nie musiałbym zapieprzać, od początku wszystkie robić i brać tysiące kredytów, żeby wyjść na prostą, a nie stać się ich niewolnikiem, prosta rzecz.
Toczą się sprawy. Ja niczego nie muszę wyjaśniać, jestem spokojny, bo nie potrzebuję prasy. Zobaczy pan, niedługo będzie pan wszystko wiedział. Dla dobra sprawy nie mogę komentować. Jeżeli pan czytał akta, to powinien pan wiedzieć, że osoby, które panu to zleciły, nie do końca mówią prawdę i tyle w temacie.
- Chciałbym rozwikłać, kto mówi prawdę?
- Ale pan nie jest od tego, od tego są sądy, prokuratura, a ja wierzę w prawo. Prawdy pan się dowie z sądów, pan przed szereg nie wyjdzie i tyle.
Wysłałem Marianowi 51 pytań, wszystkie wynikały z dokładnej analizy jego zeznania. Odpisał:
„Jako osoba prywatna nie życzę sobie zainteresowania jakichkolwiek mediów moimi sprawami (do czego w świetle przepisów prawa, w tym prawa prasowego mam prawo). Naruszenie mojego prawa do prywatności spotka się ze stosowną reakcją prawną”.
- Jeśli to Marian jest pokrzywdzony a nie ja, to dlaczego to ja musiałem sprzedać mieszkanie i zamieszkać z żoną i dzieckiem u rodziców, a on mieszka w dom za 1,5 miliona - pyta wzburzony Marcin. - Ja jeżdżę dostawczym busem, a on nowym Audi Q5, jego żona Hondą CR-V? Dlaczego moja spółka jest zadłużona i na skraju upadku, a jego spółka Auto Części Polska doskonale prosperuje, mimo że na przesłuchaniu twierdził, że rynek na części samochodowe się skończył?
- Przez ostatnie dwa lata moje życie to koszmar. Staję na głowie, żeby ratować firmę, żeby w czerwcu 2021 roku nie zapukały do mnie banki, jeśli nie spłacę 600 tys złotych. Jeśli ich nie spłacę, to zostanę bez firmy i do końca życia nie będę mógł legalnie pracować – kontynuuje Marcin. - Jak obliczyłem, Marian zarobił na nas przez 5 lat 8,5 miliona złotych. Mnie nie zależy na tym, by go posadzić. Nie jestem człowiekiem, który chce latać po sądach. Wielokrotnie wręcz błagałem Mariana, żeby się z nami uczciwie rozliczył i możemy się rozstać w zgodzie. Nawet nie mam nic przeciwko temu, żeby prowadził taki sam biznes, rynek jest duży starczy miejsca dla wszystkich. Chcę tylko, żeby oddał mi za zabrany towar, za który dostał nasze pieniądze.
- Nie rozumiem, dlaczego państwo, na które od tylu lat uczciwie płacę podatki, wypięło się na mnie? Na zeznaniach świadek może powiedzieć co chce, ale wyciągi z kont spółek Mariana są nie podważalnym dowodem, jasno z nich wynika co zrobił Marian. Zastanawia mnie, dlaczego pani prokurator nie chciała wystąpić do banków o ten koronny dowód? Przecież to nic nie kosztuje? - pyta wzburzony Marcin.
Ostatnio do Artura i Marcin zadzwonili kolejni poszkodowani, zagraniczni dostawcy, którzy dostarczają towar spółce Mariana Auto Części Polska. Poszukują pomocy prawnej, by odzyskać swoje należności…
Adam Socha
Nazwy spółek Mariana zostały zmienione.
Skomentuj
Komentuj jako gość