Zgłosiła się do mnie grupa pracowników olsztyńskiej Polikliniki z prośbą o wyjaśnienie, jak to możliwe, że Janusz Chełchowski odwołany z funkcji dyrektora szpitala z powodu doprowadzenia go de facto do bankructwa, został powołany na funkcję prorektora Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie? Czy dlatego, że jest w nowej nomenklaturze, jako działacz PO? Przecież do kierowania taką uczelni powinni być wybierani ludzie kryształowo uczciwi, a na Chełchowskim ciąży zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentach i ma dwa wnioski o ukaranie skierowane do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych?
„Znakomity przywódca”
Pracownicy wręczyli mi Protokół Zespołu Kontrolnego MSW z 14 grudnia 2014 roku, z kontroli Polikliniki, za okres 31 styczeń 2013 – 30 sierpień 2014 roku. Po jego lekturze, postawiłem sobie dodatkowe pytania: jak to było możliwe, że resort spraw wewnętrznych zareagował dopiero wtedy, gdy zadłużenie szpitala sięgnęło 90 milionów złotych? Dlaczego poważnych nieprawidłowości w zarządzaniu szpitalem, nie wykryły wcześniejsze rutynowe, coroczne kontrole?
By odpowiedzieć na to pytania, starałem się prześledzić całą karierę Janusza Chełchowskiego, na ile to było możliwe. Jak sam mi powiedział, z Polikliniką MSW związany jest od urodzenia, bo urodził się w 1961 roku właśnie w tym szpitalu. Chociaż zaprzecza, iż coś łączy go z jednym z sekretarzy KW PZPR w Olsztynie Wincentym Chełchowskim, ale nie zdradza też, kim byli jego rodzice.
Do Polikliniki powraca w 1986 roku – jak sam mnie poinformował – po ukończeniu Politechniki Gdańskiej (budownictwo), jako kierownik budowy szpitala MSW zatrudniony w Warmińskim Przedsiębiorstwie Budowlanym. Budową kierował do 1990 roku. Wówczas otrzymał od dyrektora Polikliniki Antoniego Celmera propozycję objęcia funkcji zastępcy dyrektora szpitala ds. technicznych i administracyjnych. Dzisiaj żałuje tej decyzji, gdyż 2 lata później WPB zostało sprywatyzowane. - Gdybym został w WPB, dzisiaj byłbym współwłaścicielem dużej firmy budowlanej – mówi.
Zastępcą dyrektora Polikliniki był przez 10 lat. W 2001 roku dyrektor Celmer odszedł na emeryturę. - Nowy dyrektor Marek Załęcki (z nadania AWS – przypis AS) nie widział ze mną współpracy – wyjaśnia Chełchowski. Wrócił do WPB S.A. na stanowisko prezesa. W tym czasie broni doktorat na Wydziale Zarządzania UWM (2002 rok), tytuł pracy: „Zarządzanie projektem inwestycyjnym finansowanym przez budżet państwa”.
Gdy władzę przejmuje SLD Janusz Chełchowski powraca w 2004 roku do szpitala MSW, już jako dyrektor i będzie nim przez 10 lat, do 13 czerwca 2014 roku. Poliklinika w tym czasie ma mocną pozycję dzięki przejęciu, stworzonego przez dr Stanisława Niepsuja, Regionalnego Centrum Onkologii, jedynej takiej placówki w województwie.
Gdy Janusz Chełchowski został dyrektorem, szpital miał zadłużenie 12 milionów złotych (ok. 50% przychodu). Według Janusza Chełchowskiego szpital nie płacił ZUS-u, miał zaległości we wpłatach na ZFŚS i od kilku miesięcy wynagrodzenia wypłacał w ratach. Twierdzi, że przez 10 lat z „zaściankowego” szpitala, zatrudniającego 380 osób z przychodem około 24 mln zł, stworzył duży, liczący się szpital w skali kraju, zatrudniający około 1200 osób, z przychodem prawie 150 mln złotych. Potwierdzeniem rangi szpitala było, zdaniem Chełchowskiego, przyznanie Poliklinice za 2010 rok Polskiej Nagrody Jakości. On sam otrzymał w tym konkursie statuetkę "Znakomitego przywódcy" dla najlepszego menadżera w służbie zdrowia. (Dodajmy, że organizatorzy konkursu przyznają tytuły tylko tym firmom, które opłacą dość wysokie koszty, w przypadku firmy zatrudniającej do 1000 osób - 21.500 złotych).
Odwołany, bo kierował się dobrem pacjentów?
Dlaczego więc 13 czerwca 2014 roku kariera Janusza Chełchowskiego, jako dyrektora Polikliniki dobiegła końca? Tego dnia ukazał się komunikat PAP o jego odwołaniu. Rzecznik służby zdrowia MSW Jarosław Buczek, pytany przez PAP o przyczyny odwołania poinformował, iż decyzję podjęto po analizie raportu z wizytacji, którą przeprowadzili pracownicy departamentu zdrowia MSW. - Wyniki wizytacji utwierdziły kierownictwo w podjęciu tej smutnej i przykrej decyzji o odwołaniu dyrektora - powiedział Buczek. Nie chciał ujawnić żadnych szczegółów. Pytany powiedział jedynie, że kontrola była efektem sytuacji finansowej jednostki, rozminięciu się przychodów i wydatków.
Natomiast Janusz Chełchowski tłumaczył dziennikarzowi PAP, iż długi szpitala wynikają z braku płatności z NFZ za tzw. nadwykonania na ok. 34 mln zł - głównie wobec pacjentów onkologicznych. Wyjaśnił, iż kierował się dobrem pacjentów, bowiem ograniczanie przyjęć pacjentów ze zdiagnozowanym nowotworem byłoby nie tylko nieetyczne, ale - jego zdaniem - stanowiłoby złamanie konstytucji oraz ustaw o działalności leczniczej i zawodzie lekarza.
Wszystkie media „kupiły” tę narrację i Janusz Chełchowski odchodził z Polikliniki w glorii znakomitego menadżera, który stracił stołek, bo wyżej stawiał zdrowie i życie chorych na nowotwory niż zachowanie stanowiska. Wówczas nikt nie podał rzeczywistej kwoty zadłużenia – 91 milionów złotych, z czego tylko 34 mln zł stanowiły nadwykonania. Ujawnił to dopiero nowy dyrektor Marian Stempniak w wywiadzie dla „Gazety Olsztyńskiej” (12.08.2015r.), dodając, że na same odsetki od tych długów, oprocentowanych w większości na 10-12%, szpital wydaje rocznie 9 milionów złotych! W rozmowie ze mną Janusz Chełchowski, twierdzi że powiększenie długu z 34 mln do 91 mln zł, to wina jego następczyni, p.o. dyrektora Brygidy Kondrackiej. Czy w przeciągu pół roku, bo tyle tę funkcje sprawowała Kondracka, była w stanie zwiększyć zadłużenie o prawie 60 mln zł?
Dodam, co już sam ustaliłem, iż „Znakomity przywódca” zdobył palmę pierwszeństwa jeszcze w jednej konkurencji. Jak odpowiedział mi rzecznik prasowy resortu spraw wewnętrznych, na koniec 2014 roku olsztyńska Poliklinika miała największy poziom zobowiązań wymagalnych w grupie resortowych placówek ochrony zdrowia. Na moje zapytanie wysłane do dyrekcji pozostałych olsztyńskich szpitali, o ich poziom zadłużenia, odpowiedziano mi, że nie mają żadnego zadłużenia.
Zupełnie inny obraz Janusza Chełchowskiego, niż z pochwalnych artykułów w mediach, i jako człowieka, i jako menadżera, wyłania się z rozmów z byłymi i obecnymi pracownikami szpitala oraz innymi osobami, które z racji pełnionych funkcji miały do czynienia z dyrektorem Polikliniki, a także z protokołu kontroli zespołu kontrolnego MSW z 19 grudnia 2014 roku
Co zawiera protokół kontroli z 19 grudnia 2014 roku.
W odpowiedzi na pytania poseł PiS z Olsztyna Iwony Arent, zadane podczas sesji Sejmu 2 grudnia 2015 roku Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Sebastian Chwałek odpowiedział, iż podczas przeprowadzonej w 2014 roku kontroli Polikliniki negatywnie oceniono prowadzoną politykę kadrową, pozyskiwanie środków z funduszy europejskich oraz stosowanie ustawy Prawo zamówień publicznych. - W tych obszarach niestety nie zdano egzaminu w tym szpitalu – powiedział Chwałek. Ministerstwo zawiadomiło rzecznika dyscypliny finansów publicznych o dwóch przypadkach naruszenia dyscypliny finansów publicznych w szpitalu, za które odpowiada Janusz Chełchowski.
Negatywna ocena za zarządzanie Polikliniką
Z Raportu z kontroli wynika, iż w administracji była grupa faworyzowanych przez dyrektora pracowników, którzy otrzymywali awanse, nagrody i premie, pomimo że fundusz płac Polikliniki był przekraczany, pogłębiając zadłużenie szpitala. Awanse, nagrody i premie zależały od widzimisię dyrektora, nie podlegały żadnym regułom. „Decyzje były przygotowywane na podstawie ustnych poleceń Dyrektora – czytamy w raporcie – trudno zatem uznać, że przy awansach i przyznawaniu nagród pracownikom kierownictwo Szpitala stosowało obiektywne i sprawiedliwe kryteria oceny pracowników i wyników ich pracy oraz przestrzegało podstawowych zasad prawa pracy: równego traktowania pracowników z tytułu jednakowego wypełniania takich samych obowiązków oraz zakazu dyskryminacji”.
Z moich własnych ustaleń wynika, iż Janusz Chełchowski bardzo inwestował w dział administracji, zwiększając zatrudnienie w tym dziale z 38 pracowników na koniec 2003 roku do 108 pracowników na koniec 2013 roku, gdy w tym samym czasie liczba lekarzy zwiększyła się o 10 osób (z 40 do 50). Dla porównania Szpital Wojewódzki zatrudnia ogółem 668 osób, w tym 205 lekarzy i 62 pracowników administracji.
Jeden z przykładów polityki kadrowej Janusza Chełchowskiego (informacja pochodzi nie z Raportu, a od pracowników szpitala). Dyrektor powołał kilkuosobową sekcję organizacyjno-prawną, a na jej czele, jako kierownika postawił młodą, ładną kobietę, ratownika z SOR, bez wyższego wykształcenia. Dyrektor Chełchowski tłumaczył mi tę decyzję tym, że nikt po prawie administracyjnym nie chciał przyjąć tego stanowiska, jako zbyt mało płatnego. Sekcję rozwiązała p.o. dyrektora Brygida Kondracka, a jej kierownik odeszła z Polikliniki.
Kontrolerzy ustalili, że w 2013 roku spośród 114 pracowników administracji 57 osób otrzymało łącznie 143 nagrody, w 2014 roku spośród 112 pracowników administracji 24 osoby otrzymały łącznie 38 nagród. Wysokość nagród na stanowiskach pracowniczych wyniosła w 2013 roku od 40 zł do 4.300 złotych, a na stanowiskach kierowniczych od 200 do 22.900 złotych.
Wysokość przyznanych w 2013 r. nagród pracownikom przekroczyła wartość określoną planem finansowym, o kwotę 652 782,40 zł co stanowi naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Mimo skali zadłużenia szpitala dyrektor zaplanował na 2014 rok na premie (nagrody) kwoty 810 tys. złotych.
Nagminnym zjawiskiem było dorabianie do pensji przez personel administracyjny godzinami nadliczbowymi, których liczba urastała do monstrualnych rozmiarów. Pracownicy ci w 2013 r. wypracowali 4.427, a w 2014 r. około 5.800 godzin nadliczbowych. Z tego tytułu wypłacono im łączną kwotę około 188 000,00 zł w 2013 roku, a w okresie od 1 stycznia 2014 r. do dnia 31 sierpnia 2014 r. około 210 000,00 złotych. Wynagrodzenie z tytułu pracy w godzinach nadliczbowych pobierali również zastępcy głównego księgowego, kierownicy i zastępcy kierowników komórek organizacyjnych (11 osób w 2014 roku i 10 osób w 2014 roku). Zespół kontrolny uznał wypłacenie tych wynagrodzeń przez kierownictwo Polikliniki „za nielegalne i niegospodarne”, a całe zjawisko nabijania nadgodzin podsumował:
„Biorąc pod uwagę powyższe oraz liczbę wypracowanych przez pracowników Szpitala godzin nadliczbowych i wysokość wypłacanych środków finansowych z tytułu wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych uznano, że sposób organizacji pracy w Szpitalu był niegospodarny i nieoszczędny”.
Nepotyzm
Kolejne zjawisko patologiczne wykryte przez Zespół kontrolny to nepotyzm. Jaskrawym tego przykładem było zatrudnienie przez dyrektora Chełchowskiego trzech jego kuzynek i jednego kuzyna, a przez zastępcę dyrektora Brygidę Kondracką – syna. Kierownik Administracyjno – Gospodarczy była szefem męża na stanowisku konserwatora, a w szpitalu zatrudniono też dwie jej siostry, Kierownik Sekcji Organizacyjno – Prawnej - zatrudniono jej dwie siostry (w stosunku do jednej wystąpiła podległość służbowa ), Kierownik Działu Spraw Pracowniczych – zatrudniono jej siostrę (brak podległości służbowej). Ponadto, w Szpitalu wystąpiło 20 przypadków zatrudniania osób ze sobą spokrewnionych wśród personelu medycznego i pielęgniarskiego, wśród których znalazł się 1 przypadek podległości służbowej (pomiędzy dwojgiem lekarzy będących małżeństwem).
Zespół kontrolny wykrył też poświadczenie nieprawdy w dokumentach przez dyrektora Janusza Chełchowskiego. (Dwóch pracowników, w tym syn zastępcy dyrektora Brygidy Kondrackiej otrzymało zaświadczenie, niezgodne ze stanem faktycznym, iż zatrudnieni są na stanowiskach kierowniczych. Dzięki temu mogli uczestniczyć w kursie dla kadry kierowniczej opłacanym ze środków unijnych).
(Janusz Chełchowski stwierdził w rozmowie ze mną, że ktoś posłużył się faksymile jego podpisu i sprawę bada prokuratura).
Bałagan i dziwne umowy
Z winy pracowników administracji Szpital nie uzyskał ponad 29 milionów złotych na realizację projektu ze środków unijnych, a wydał na opracowanie wniosku 250 tys. zł. By ukryć własne niedbalstwo pracownicy CELOWO WPROWADZILI W BŁĄD Ministra Zdrowia, za co odpowiedzialność ponosi dyrektor Szpitala, jak i za brak właściwego nadzoru nad podległym personelem – czytamy w Raporcie.
Negatywnie oceniono zawarcie przez Szpital dwóch wybranych do kontroli umów. Obie umowy podpisano z naruszeniem ustawy Prawo zamówień publicznych. W dniu 16 lipca 2013 r. dyrektor Janusz Chełchowski zawarł umowę zlecenia z Januszem Kaczmarkiem – adwokatem prowadzącym Kancelarię Adwokacką w Gdyni (eksminister spraw wewnętrznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, odwołany po tym, jak składał wizytę biznesmenowi Ryszardowi Krauzemu na 40. piętrze hotelu „Marriot” w Warszawie). Kancelaria za obsługę prawną szpitala otrzymywała 10 tys. złotych miesięcznie.
Podczas badania wyrywkowo faktur kontrola wykryła, że zastępca dyrektora, jednocześnie główna księgowa w Poliklinice Jadwiga Brzozowska zatwierdziła fakturę na kwotę 5 000 złotych, którą wystawiła jako Kancelaria Biegłego Rewidenta Jadwiga Brzozowska. Kontrolerzy nie wiedzieli, że Janusz Chełchowski i Jadwiga Brzozowska znali się wcześniej, z czasów gdy Chełchowski był prezesem spółki Warmińskie Przedsiębiorstwo Budowlane, a Jadwiga Brzozowska była w tej spółce księgową.
Poliklinika dopłacała do kawiarni i kiosku
Okazało się, że Poliklinika, jak za PRL-u prowadzi aptekę, sklep medyczny, bar, bufet, kawiarnię i kiosk. Mało tego, że prowadzi, to jeszcze do nich dopłaca! Wszystkie inne szpitale na takich punktach zarabiają, dzierżawiąc prywatnym firmom pomieszczenia. Szpital prowadzi również pralnię, kuchnię i zatrudnia armię sprzątaczek. Wszystkie inne szpitale powierzają te zadania firmom zewnętrznym. Gdy tak zrobił nowy dyrektor Marian Stempniak – o czym poinformował w Sejmie Podsekretarz Stanu w MSWiA Sebastian Chwałek - oddał wyżywienie, sprzątanie i pranie firmom zewnętrznym - oszczędził 3,5 mln złotych.
Dyrektor nie jest winny, winny jest podległy personel
Janusz Chełchowski w rozmowie ze mną właściwie nie zgadza się z żadnym zarzutem zawartym w Raporcie, wszystkiemu zaprzecza. Jeśli ktoś jest winny, to podległy personel. - Ja odpowiadam za wszystko, ale stosowna służba powinna mi powiedzieć: „panie dyrektorze, z miesiąca na miesiąc przekraczamy fundusz płac”. Powiedziałem na Komisji Dyscypliny Finansów Publicznych: jestem odpowiedzialny za to, ale niewinny – mówi Chełchowski.
- Na tak wielki protokół, tylko dwie śmieszne sprawy znalazły się u Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych? - pyta Chełchowski i odpowiada. - W czerwcu 2014 roku dostaję wypowiedzenie, idę do sądu pracy o uzasadnienie, a we wrześniu przysyła się kontrolę, pół roku później? Czy nie musiano znaleźć kija na Chełchowskiego? Jak pan ładnie się daje wpuszczać przez ludzi z Warszawy. Dlaczego nie sformułowano zarzutów o niegospodarność, nie dano protokołu do służb?
Mnie też w tej kontroli wiele spraw dziwi. Dlaczego, pomimo że nieprawidłowości potwierdziły się, nie rozszerzono zakresu kontroli i nie objęto kontrolą dłuższego okresu? Dlaczego do Polikliniki nie wkroczyła ABW i prokuratura, zważywszy kwotę zadłużenia szpitala – 91 milionów złotych, z której nadwykonania stanowiły tylko 34 miliony złotych? Na co wydano 57 mln złotych? Zapytałem o to ówczesną minister spraw wewnętrznych Teresę Piotrowską. Nie otrzymałem odpowiedzi. Zapytałem też, czy tak łagodne potraktowanie Janusza Chełchowskiego, skierowaniem jedynie dwóch wniosków do Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych i nagrodzenie mu tej przykrości stanowiskiem prorektora Wyższej Szkoły Policji, zawdzięcza on temu, że jest kolegą partyjnym pani minister z Platformy Obywatelskiej? Nie uzyskałem odpowiedzi.
Dyrektor „czyści” ordynatorów
Przewodniczący Rady Społecznej Polikliniki (do 2013 roku) Janusz Dzisko powiedział mi, że dyrektor Chełchowski nigdy nie informował Rady, iż sytuacja finansowa szpitala jest dramatyczna. Chełchowski twierdził, że kwotę za nadwykonania odzyska od NFZ w sądzie. Jednak nie poinformował, że zadłużenie sięga tak gigantycznych kwoty, 90 milionów złotych.
Częstym tematem posiedzeń Rady były konflikty personalne. - Bez przerwy były jakieś konflikty w szpitalu, ciągle dyrektor tracił do kogoś zaufanie – mówi Janusz Dzisko.
Z Polikliniki MSW, na przestrzeni kilku ostatnich lat dyrektorowania Chełchowskiego odeszli wszyscy ordynatorzy, a wszyscy mieli tytuły naukowe, co najmniej doktora nauk medycznych. Odeszli nie tylko z Polikliniki, ale kilku z nich, znakomitych fachowców, wyjechało z Olsztyna. Dzisiaj nikt z ordynatorów w Poliklinice, poza jednym, nie ma tytułu naukowego, a ich zarobki praktycznie pozostały na tym samym poziomie. Kolejni ministrowi spraw wewnętrznych byli o tym odejściach informowani w licznych pismach. W czerwcu 2012 roku w sprawie zwolnienia prof. Michała Tenderendy „niekwestionowanego najlepszego chirurga onkologa w tej części Polski” do ministra Jacka Cichockiego napisał dziekan Wydziału Nauk Medycznych UWM prof. Wojciech Maksymowicz. „Nie stać naszego województwa na pozbywanie się tak wybitnego fachowca, którego wiedzy i umiejętności potrzebują chorzy. W mojej opinii działania dyrektora Chełchowskiego upośledzają dostęp chorego na nowotwór do dobrych świadczeń zdrowotnych, zagrażają rozwojowi kształcenia lekarzy i pielęgniarek, a także wpływają na bardzo złą atmosferę pracy wewnątrz zakładu, traktowanego, jak zwykły zakład usługowo-produkcyjny”.
W rozmowie ze mną prof. Maksymowicz wystawił Januszowi Chełchowskiemu, jako dyrektorowi Polikliniki, z którym współpracował z racji umowy z Wydziałem Nauk Medycznych UWM, bardzo negatywną ocenę.
W tym samym czasie podobne pismo do resortu wystosowało Okręgowa Rada Lekarska w Olsztynie, zaniepokojona odwołaniami ordynatorów oraz formą wypowiedzenia.
W marcu 2013 roku pismo do ministra Bartłomieja Sienkiewicza wystosował w tej sprawie wojewoda warmińsko-mazurski Marian Podziewski:
„Z niepokojem obserwuję realizowaną politykę kadrową, polegającą na usuwaniu wysokiej klasy specjalistów i zastępowanie ich – według mojej wiedzy często z pominięciem obowiązujących procedur – osobami o nieekwiwalentnych kwalifikacjach i doświadczeniu. W przeciągu ostatniego roku odeszli m.in. prof. dr hab. n. med. Michał Tenderenda – ordynator oddziału chirurgii onkologicznej, dr n. med. Sławomir Piotrowski – ordynator oddziału laryngologii, dr n. med. Joanna Białkowska – ordynator oddziału rehabilitacji, dr n. med. Tadeusz Żechowicz – ordynator oddziału chorób wewnętrznych z pododdziałem kardiologii czy Joanna Żechowicz – kierownik pracowni diagnostyki laboratoryjnej. Ponadto, z uwagi na atmosferę jaka panuje w jednostce z pracy zrezygnował dr n. med. Wojciech Rogowski – ordynator oddziału chemioterapii”.
- Nic mi nie udowodniono, nie złamałem żadnej procedury – komentuje Janusz Chełchowski w rozmowie ze mną to pismo wojewody. - Wojewoda jest z PSL i dyrektor Departamentu Zdrowia MSW Stanisław Rakoczy. Ze dwóch czy trzech lekarzy poszło do wojewody ze skargą. Chcieli ze mnie zrobić „czarnego luda”.
Janusz Chełchowski twierdzi, że odejścia ordynatorów, to były naturalne ruchy kadrowe. - Części skończyły się kontrakty – tłumaczy. - Ogłaszałem konkursy, a oni uważali że powinni nadal być ordynatorami, bez konkursów. Ja ich nie wyrzucałem.
Zupełnie inaczej przedstawiają mi historię swojego odejścia byli ordynatorzy, którzy porównują sposób, w jaki dyrektor Chełchowski ich się pozbył do „czystek w stylu esbeckim”.
Pierwszą ofiarą była ordynator chemioterapii Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld, zarazem wojewódzki konsultant ds. onkologii. Naraziła się dyrektorowi tym, że zaproponowała, by jej oddział przeszedł na własny rozrachunek. Przekonywała, że dzięki temu będzie więcej pieniędzy na leczenie pacjentów. Wówczas dyrektor Chełchowski wytoczył jej proces. Domagał się, by lekarka zapłaciła 90 tys. zł za niestandardowe lekarstwa dla 10 pacjentów. Poszło o to, że Jagiełło-Gruszfeld nie wysłała do NFZ wniosków o refundację leczenia. W ocenie dyrekcji polikliniki umyślnie spowodowała tym szkodę, choć jako ordynator powinna troszczyć się o mienie zakładu pracy.
Tylko że ordynator rocznie pisała po 800 takich wniosków, a nad przesyłaniem dokumentów do NFZ czuwało pięć osób w szpitalnej komórce administracyjnej - tłumaczy lekarka. Tym razem, dziwnym trafem, nie alarmowali, że brakuje 10 wniosków.
Sąd kazał ordynator zapłacić 9 tys. złotych, a przegrana sprawa zdyskredytowała ją w oczach komisji konkursowej, która miała wybrać ordynatora chemioterapii na kolejną kadencję. Na nic się zdała petycja w obronie doktor, podpisana przez 225 pacjentów oraz apel do dyrektora lekarzy i pielęgniarek.
Jak donosiły media, Janusz Chełchowski, nie ukrywał satysfakcji. - Spodziewałem się, że nie wygram całej sumy, ale walczyłem o zasadę, że lekarz ma traktować oddział tak, jak swój własny biznes i równie mocno o niego dbać - mówi. - Taki precedensowy w skali kraju wyrok to przykład dla wszystkich pracujących w służbie zdrowia. To nie atak na lekarzy. Ja po prostu muszę dbać o swoją placówkę.
Jeszcze ostrzej rozprawił się z ordynatorem oddziału laryngologii dr n. med. Sławomirem Piotrowskim. Na niego złożył zawiadomienie do prokuratury. Oskarżenia brzmiały bardzo poważnie, dr n. med. Sławomir Piotrowski miał w latach 2010 – 2012 przyjmować na oddział małoletnich pacjentów, których naraził na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, gdyż znieczulał miejscowo przy wycinaniu III migdałka. Ponadto wraz z drugim lekarzem z oddziału miał wyłudzać środki z NFZ w ten sposób, że za zabieg wykonany na oddziale laryngologii w Poliklinice mieli brać pieniądze z NFZ i na oddział, i na gabinet prywatny. Śledztwo Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą KWP w Olsztynie trwało rok. Policjanci przesłuchali wszystkich rodziców małoletnich pacjentów i przestudiowali 1514 kart pacjentów na oddziale i 1656 w poradni, po czym śledztwo umorzyli. Śledczy stwierdzili, że oddział od lat przyjmuje małoletnich pacjentów na życzenie rodziców, którzy nie chcieli oczekiwać w długiej kolejce do szpitala dziecięcego. Było to zgodne z przepisami i o wszystkim wiedział dyrektor Chełchowski, który każdego roku podpisywał raport ordynatora oddziału, z wykazem wykonanych zabiegów (zresztą sam dyrektor oddał syna na operację dr. Piotrowskiemu). Nie wystąpiło też narażenia życia małych pacjentów, a lekarze nie mogli pobierać refundacji za operacje na gabinety prywatne, gdyż nie mieli umów z NFZ.
Jeszcze inaczej dyrektor Chełchowski postąpił z prof. Michałem Tenderendą – ordynatorem oddziału chirurgii onkologicznej. - Sam mnie zapewniał, że chce, abym został, dlatego nie będzie ogłaszał konkursu – opowiedział mi prof. Tenderenda. - Rzeczywiście, na 4 dni przed wygaśnięciem umowy, 10 kwietnia 2012 roku dyrektor wręczył mi umowę na p.o. ordynatora. Gdy 2 miesiące później, 31 maja 2012 roku, zostałem poproszony do dyrektora, niczego się nie spodziewałem. Dyrektor Chełchowski patrząc mi prosto w oczy wręczył mi odwołanie, zarzucając w nim zaniedbywanie obowiązków. Osłupiałem... .
Jednak jeszcze większy wstrząs czekał profesora następnego dnia, gdy stawił się w pracy, już nie jako ordynator, ale jako lekarz, gdyż na oddziale leżeli jego pacjenci, kilku czekało na operacje. Za nim, jak burza wpadł na oddział dyrektor Chełchowski, kazał mu natychmiast opuścić szpital i więcej się w nim nie pokazywać.
Do dzisiaj ani prof. Tenderenda, ani pozostali ordynatorzy nie mogą zrozumieć motywów postępowania Janusza Chełchowskiego. Czy chodziło o to, żeby doprowadzić szpital do bankructwa, a następnie przejąć? - spekulują.
Gdy pytam Janusza Chełchowskiego, czym się kierował pozbywając się wysokiej klasy specjalistów z Polikliniki, odparł: - Proszę prześledzić ścieżki ich późniejszej kariery, opinie o tych lekarzach w nowych miejscach pracy – dając do zrozumienia, iż byli marnymi lekarzami. - Szanuję każdego człowieka, ale nie mogłem tolerować pewnych rzeczy, które były na szkodę firmy.
Spełniłem życzenie Janusza Chełchowskiego, sprawdziłem, kim zostali byli ordynatorzy po odejściu z olsztyńskiej Polikliniki. Prof. Michał Tenderenda wygrał konkurs na Kierownika Kliniki Onkologicznej Centrum Onkologii - Instytutu im. M.Skłodowskiej-Curie w Warszawie, nadal jest konsultantem wojewódzkim, prof. Sergiusz Nawrocki jest kierownikiem Katedry Onkologii i Kliniki Radioterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, dr n. med. Joanna Białkowska jest adiunktem w Katedrze Neurologii i Neurochirurgii Wydziału Medycznego UWM, koordynatorem na Oddziale Klinicznym Rehabilitacji Neurologicznej, dr n. med. Tadeusz Żechowicz jest adiunktem w Katedrze Chorób Wewnętrznych, Gastroenterologii, Kardiologii i Infekcjologii UWM,
Joanna Żechowicz jest kierownikiem Przychodni Specjalistycznej w Olsztynie, dr n. med Sławomir Piotrowski prowadzi prywatną praktykę.
Wszystko przez pracę habilitacyjną
Zapytałem osobę od dziesiątków lat związaną z olsztyńską Polikliniką, jakie – zdaniem tej osoby – były przyczyny rozłożenia szpitala przez Janusza Chełchowskiego. „Zaangażował się w pracę w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie, w której pisał pracę habilitacyjną i w romans, więc nie miał czasu na Poliklinikę”.
Powtórzyłem tę opinię Januszowi Chełchowskiemu. Zaprzeczył, by te sprawy miały wpływ na sprawowanie funkcji dyrektora Polikliniki.
Pytam, jak możliwe było pogodzenie pracy na dwóch pełnych etatach? W październiku 2008 roku Janusz Chełchowski został zatrudniony na pełny etat, jako adiunkt w WSPol na kierunku Administracja, a od 2009 roku do 2012 dodatkowo robił pracę habilitacyjną?
- Na uczelni mam 100 godzin dydaktycznych w roku do wypracowania, to 2 godziny tygodniowo, zajęcia w 90% odbywały się w soboty i niedziele, więc nie było konfliktu z pracą dyrektora Polikliniki – twierdzi Chełchowski. - Od 7 lat nie mam urlopu, w weekendy siedziałem nad książkami, zarywałem noce, by napisać habilitację. Przyznaję, przy takim natężeniu cierpi zarządzanie w tak wielkim szpitalu. Ale to był okres 2 lat i nie lekceważyłem obowiązków. Nie zna pan ludzi na 3 etatach? Ja mam pozytywne ADHD, bardzo dużo pracuję.
Chełchowski twierdzi, że to wnioski zawarte w pracy habilitacyjnej pt. „Model procesu restrukturyzacji resortowej służby zdrowia MSW w Polsce” były prawdziwą przyczyną odwołania go z funkcji dyrektora Polikliniki. Stwierdził w niej, że resortowa służba zdrowia nie spełnia oczekiwań i wymagań bezpieczeństwa państwa i należy ją zrestrukturyzować, z 28 jednostek zostawić 6 góra 8.
- Po ukazaniu się mojej pracy w 2012 roku minister spraw wewnętrznych (w tym czasie Jacek Cichocki – przypis mój) i koledzy-dyrektorzy pozostałych szpitali resortowych nie byli zadowoleni z „czarnej owcy” w swoich strukturach – twierdzi Janusz Chełchowski. - Od listopada 2013 zacząłem odczuwać zmiany w podejściu do mnie.
Dwie rzeczy się nie zgadzają, w tym co twierdzi Janusz Chełchowski. Gdy jego praca się ukazała, ministrem był Jacek Cichocki, ale wkrótce jego miejsce zajął Bartłomiej Sienkiewicz. Ponadto, na moje pytanie wysłane do resortu spraw wewnętrznych na temat pracy habilitacyjnej J. Chełchowskiego odpowiedziano mi, że w resorcie nikt nie wie o istnieniu takiej pracy i nikt z resortu takiej pracy nie zamawiał! Natomiast autor we wstępie do swojej pracy napisał: „Zebrane w ramach badań wnioski i wypracowane modele przekazane zostaną do MSW”.
Jest i inna wątpliwość związana z tą pracą. Skoro nie była taka praca zamawiana przez ministerstwo spraw wewnętrznych, to dlaczego Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie wyłożyła na nią pieniądze, w sumie 80 tysięcy złotych a następnie wydała w formie książkowej, płacąc kolejne ponad 6 tys. złotych?
Zdziwiło mnie też, gdzie ta praca została obroniona: w Akademii Marynarki Wojennej. Chełchowski tłumaczy, że tylko dwie uczelnie mogą habilitować z tematu „bezpieczeństwo wewnętrzne państwa”: Akademia Obrony Narodowej i Akademia Marynarki Wojennej.
Płonąłem z ciekawości, by poznać tak cenną pracę i tak ważną dla „bezpieczeństwa wewnętrznego państwa”. Niestety, okazało się, że nie ma jej w bibliotece UWM, musiałbym więc jechać do Szczytna. Na szczęście wypożyczył mi ją sam autor. Książka wydana w twardej okładce, ma 272 strony. Autor przedstawia w niej strukturę i organizację resortowej służby zdrowia, analizę finansową jednostek, streszczenie ustaw regulujących funkcjonowanie służby zdrowia, wyniki badań ankietowych w jednostkach resortowych oraz proponowane modele restrukturyzacji resortowej służby zdrowia: 1. pozostawienie sieci placówek bez zmian, 2. utworzenie sieci 16 wieloprofilowych jednostek regionalnych, 3. utworzenie sieci 8 wieloprofilowych jednostek ponadregionalnych, 4. podział resortowej służby zdrowia na 4 makroregiony, 5. likwidacja sieci resortowej służby zdrowia. 6. połączenie służby zdrowia MSW i MON.
Autor uznał, że obecna organizacja resortowej służby zdrowia i regulujące jej działanie przepisy prawa nie gwarantują bezpieczeństwa medycznego państwa. Pozostawienie resortowej sieci placówek bez zmian autor uznał za bezcelowe i pociągające wiele zagrożeń. Trzeba przyznać, że jako dyrektor Polikliniki w Olsztynie tę tezę swojej pracy udowodnił w sposób dobitny, doprowadzając de facto do jej bankructwa.
Zdaniem przewodniczącego Rady Społecznej Polikliniki (do 2013 roku) Janusza Dzisko, istnienie resortowej służby zdrowia jest anachronizmem. W jego opinii działalność Polikliniki powinna ograniczyć się do Regionalnego Centrum Onkologii. W Olsztynie jest kilka szpitali, w których dublują się te same oddziały, dublują się też SOR-y: w Poliklinice i Szpitalu Wojewódzkim.
Sprzątanie w Poliklinice
Po Januszu Chełchowskim „sprząta” w Poliklinice Marian Stempniak, który objął funkcję dyrektora w grudniu 2014 roku. Zaskoczyła go skala zadłużenia szpitala. Jego pytania o przyczyny tego stanu rzeczy doprowadziły Brygidę Kondracką, przez wiele lat prawą rękę dyrektora Chełchowskiego, a po nim przez pół roku p.o. dyrektora, do rozstroju nerwowego. Odeszła na długoterminowe zwolnienie lekarskie i podała dyrektora Stempniaka do sądu o mobbing (najpierw zgodziła się na rozmowę ze mną, ale po konsultacji ze swoim prawnikiem, odmówiła).
Janusz Chełchowski też nie ukrywa swojej niechęci do nowego dyrektora. - Dlaczego dyrektorem została osoba z Dolnego Śląska, zastanawiał się pan? - pyta. - Przecież tylu dobrych ludzi z naszego terenu startowało.
Mówię Chełchowskiemu, że na miejscu resortu również wziąłbym człowieka z zewnątrz, z drugiego krańca Polski, spoza lokalnych sitw i układów.
Dyrektor Stempniak zabiega o kredyt z BGK na niskie oprocentowanie (5-6%), by spłacić zadłużenie Polikliniki (same odsetki od nich, oprocentowane na 10-12%, stanowią 9 mln złotych rocznie). Bank potrzebuje zabezpieczenia. Ma nim być działka i budynek szpitala. W styczniu 2016 roku mają się zakończyć procedury związane z przekazaniem mienia Skarbu Państwa szpitalowi. Dyrektor Stempniak jest dobrej myśli. Udało mu się znacząco zmniejszyć liczbę nadwykonań.
Prorektor Wyższej Szkoły Policji z konkursu
Do komendanta Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie wysłałem pytanie, dlaczego prorektorem wybrano człowieka, na którym ciąży zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz odpowiada przed Rzecznikiem Dyscypliny Finansów Publicznych? Otrzymałem odpowiedź, iż Janusz Chełchowski wygrał konkurs na to stanowisko, zgodnie z prawem i statutem WSPol.
Moje pytanie było retoryczne, gdyż taki dobór na najwyższe stanowiska w tej uczelni, staje się regułą. Wcześniej komendantem Szkoły, która kształci ludzi mających stać na straży prawa i ścigać przestępców, został Arkadiusz Letkiewicz. Awansował, choć w tamtym czasie Prokuratura Okręgowa w Białymstoku badała aferę na WSPol (nie pierwszą i nie ostatnią), w której był podejrzanym. Dzisiaj panowie Janusz Chełchowski i Arkadiusz Letkiewicz wspólnie prowadzą biznes, wraz z byłym kanclerzem WSPol Janem Chojnowskim. W Olsztynie otworzyli prywatną przychodnię lekarską Prof Med. Właśnie w luksusowej przychodni, świeżo wyremontowanej na parterze kamienicy przy Jagiellońskiej Janusz Chełchowski przyjął mnie na rozmowę.
Przed rozmową uzyskałem jego zgodę na jej nagrywanie. Po rozmowie Janusz Chełchowski wręczył mi wizytówkę i własnoręcznie napisał adres mailowy, na który mam przesłać wywiad do autoryzacji. Zgodnie z umową, 14 grudnia wysłałem zapis rozmowy. Ku memu zaskoczeniu Janusz Chełchowski wysłał mi sms, cytuję:
„Panie redaktorze, nie wyrażałem zgody na nagrywanie mnie. Nie pytał i nie uprzedził mnie Pan. Nagranie jest nielegalne, a więc nie ma czego autoryzować”.
Po 2 tygodniach oczekiwania na autoryzację, wysłałem kolejnego maila, informując, że posyłam tekst do druku.
Adam Socha
Na zdjęciu: Janusz Chelchowski ze statuetką "Znakomity przywódca"
Tekst ukazał się w styczniowym nr miesięcznika "Debata"
Skomentuj
Komentuj jako gość