Gdyby Anglicy podjęli współpracę z niemiecką opozycją, udałoby się odsunąć Hitlera od władzy i nie doszłoby do wybuchu II wojny światowej – wynika z lektury książki Marion hrabiny Donhoff „W imię honoru". Właścicielka majątku w Kwitajnach pod Pasłękiem opisuje w nim swoich przyjaciół, kluczowe osoby, które wzięły udział w zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 rok i zostały przez niego zgładzone. (naz zdj. 1938 rok, Monachium premier Chamberlain oddaje Hitlerowi czeskie Sudety).
Pierwszy sygnał, iż istnieje w Niemczech opozycja wobec Hitlera gotowa go obalić miał zostać przekazany Anglikom 7 września 1938 roku. „Spiskowcy postawili na tajne kontakty z Anglikami, by skłonić Londyn do zdecydowanego wystąpienia przeciwko Hitlerowi. W celu udaremnienia planów zajęcia Czechosłowacji, Hans Oster z Abwhery postanowił jesienią 1938 roku podjąć ściślejszą współpracę z sekretarzem stanu Ernstem von Wiezsackerem z MSZ. Szefem ministerialnego biura oraz zaufanym Weizsackera był wtedy Erich Kordt, którego brat Theo pracował w niemieckiej ambasadzie w Londynie jako radca ambasady. Postanowiono więc za pośrednictwem braci Kordt przekazać Anglikom konieczne informacje" - czytamy w książce hrabiny Donhoff. Kordt wykonał polecenie Weizsackera, dotarł do ministra spraw zagraniczny Anglii lorda Halifaxa. Opozycjoniści sądzili, iż misja się powiodła i 15 września 1938 roku Chamberlain przyleci do Monachium, by zdecydowanie wystąpić przeciwko Hitlerowi, ale Neville Chamberlain przyleciał do Monachium, by ustąpić Hitlerowi, a zatem spełnić jego życzenie dotyczące Sudetów.
Latem 1939 roku członkowie tajnej opozycji podjęli jeszcze raz próbę dotarcia do rządzących Anglią z ofertą obalenia Hitlera, pod warunkiem, że Anglia wyśle do Gdańska eskadrę okrętów, zaprezentuje niemieckiemu szefowi Luftwaffe swoje nowo powstałe siły powietrzne i opracuje pakt wojskowy ze Związkiem Radzieckim. Z tą misja w lipcu 1939 roku udał się do Anglii podpułkownik hrabia Swcherin. Jednak Anglicy nie chcieli go słuchać. Za zgodą generałów z opozycji w tym samym jeszcze roku jako nowy emisariusz wysłany został do Anglii Goerdeler. Miał za zadanie poinformować Churchilla, Vansittarta oraz Daladiera o sytuacji w Niemczech. Nikt jednak nie był gotowy wyjść mu naprzeciw.
Już po wybuchu wojny, gdy uczestnicy spisku jako żołnierze zobaczyli na własne oczy, czym jest nazizm z jednej strony robili przygotowania do zamachu na Hitlera, a z drugiej strony w dalszym ciągu kontaktowali się i z Anglikami, i Amerykanami, ponawiając ofertę.
W czerwcu 1942 roku minister Anthony Eden otrzymał list od Adama von Trotta. Odpowiedź Edena brzmiała: Nie będzie odpowiadał tym ludziom (którzy w jego mniemaniu byli zdrajcami własnego kraju). Eden zanotował: „Uważamy, że są to osoby, które nie są pożyteczne ani dla nas, ani dla Niemiec, i o ile się nie ujawnią i nie uczynią wyraźnych znaków, świadczących o ich chęci współpracy w celu pozbawienia nazistowskiego reżimu władzy". Takim samym fiaskiem spotkał się list do prezydenta Roosevelta. W sumie w latach 1942-44 Adam von Trott odbył 16 podróży do Ameryki i Anglii, które w większości służyły spiskowcom. Bez skutku.
Jakie sygnały miała wysłać grupa spiskowców, przecież w III Rzeszy zlikwidowano parlamentaryzm i wszystkie partie polityczne, poza NSDP? Jedynym sygnałem, jaki pozostał spiskowcom było zgładzenie Hitlera. Podejmowali próby wielokrotnie. Planowano misje samobójcze. Jednej z nich podjął się m.in. Axel Bussche, który obwiązany ładunkami wybuchowymi miał się rzucić na Hitlera i wraz z nim wylecieć w powietrze.
Hitler im się wymykał, zmieniając nagle miejsca spotkań i podróźy. Zawodziła też technika, np. na pokładzie samolotu z Hitlerem nie zadziałała spłonka bomby.
Również w Wilczym Szańcu wystarczyłoby, żeby narada z udziałem Hitlera odbyła się betonowym bunkrze, jak pierwotnie planowano, a nie w drewniany pawilonie na zewnątrz, a Hitler by zginął.
W sumie po zamachu 20 lipca 1944 roku stracono zostało ponad 200 osób.
Zaskoczyła mnie w książce hrabiny Donhoff informacja, że historia spiskowców nie jest w Niemczech znana! Dlaczego ZDF, która zrealizowała serial „Nasze matki, nasi ojcowie" nie zrobił serialu o niemieckim ruchu oporu, powstałby trzymający w napięciu thriller wojenny. Nic więcej nie trzeba dla pokazania istoty nazizmu od sfilmowanej na polecenie Hitlera każni spiskowców, których kat podżartowując wbija na rzeźnickie haki. Hitler przeżywał rozkosz oglądając film z wielogodzinnej agonii spiskowców.
Bardzo ważne byłyby w tym serialu sceny z procesu spiskowców przed Trybunałem Ludowym. Peter Yorck tak wyjaśniał przed sądem istotę nazizmu: „totalitarny wymóg państwa wobec jego obywateli, aby zaniechali swych religijnych oraz moralnych obowiązków wobec Boga"
Czy dzisiaj te słowa nie brzmią aktualnie?
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość