Taka ostra krytyka pod adresem prezydenta Olsztyna ze strony aż 17 firm budowlanych zrzeszonych w Olsztyńskiej Izbie Budowlanej, które podpisały się pod Listem Otwartym, to rzecz niespotykana w historii Olsztyna. Tak zdenerwowanego prezydenta Piotra Grzymowicza chyba jeszcze nie widziałem. Pod Listem podpisały się największe olsztyńskie firmy budowlane i to tak różne, jak uwłaszczona WPB, które z PRL-u wyniosło w posagu hektary gruntów i Arbet, firma, która 15 lat temu startowała od zera.
Firmy te zarzucają prezydentowi, iż kryteria w przetargach są tak ustawiane, żeby wyeliminować lokalne przedsiębiorstwa. Jako przykład podali przetarg na budowę infrastruktury sportowo-rekreacyjnej nad Jeziorem Krzywym. Rzeczywiście przyjęte kryterium faworyzowało gigantów na polskim rynku, bowiem kluczowa w punktacji była liczba zrealizowanych podobnych budów. Prezydent tłumaczy, że przyjął taki klucz, gdyż miał tylko 3 miesiące na realizację przetargu, więc wolał nie ryzykować i postawił na sprawdzone, duże firmy. Ale prezydent zawsze posługuje się tym argumentem przy inwestycjach: przekroczymy terminy, to stracimy środki unijne. Potem się okazuje, że terminy są przekroczone, a środków nie tracimy.
Doskonale też wiemy, bo na to są tysiące przykładów, że można specyfikację istotnych warunków zamówienia ustawić tak, by wygrał konkretny podmiot.
Prezydent przedstawił dziennikarzom wykaz inwestycji,które realizowały miejscowe podmiot. Ma ich być sumie 80%.
Na to prezesi firm budowlanych odpowiadają, że te 80% to są groszowe inwestycje, a inwestycje idące w dziesiątki milionów, jak budowa Aquasfery, Parku Naukowo-Technogicznego, linii tramwajowej czy infrastruktury nad Jez. Krzywym dostają się w ręce gigantów, których właścicielem są podmioty zagraniczne i zysk nie zostaje w Polsce. W efekcie mieszkańcy Olsztyna z roku na rok coraz bardziej ubożeją.
Dlatego konieczna jest otwarta debata, co tak naprawdę leży w interesie mieszkańców? Powinno jak szybciej do niej dojść.
Gdy 7 stowarzyszeń kilka lat temu zorganizowało wspólną konferencję oskarżając prezydenta o złą politykę inwestycyjną, to była to konferencja otwarta dla wszystkich zainteresowanych i sala była pełna, wywiązała się dyskusja.
Tutaj stało się inaczej, delegacja Izby nie zwróciła się do mieszkańców Olsztyna, by przedstawić im swoje problemy i uzyskać poparcie, a tak naprawdę firmy te skierowały swój List do prezydenta niczym wierni poddani do cara, by wejrzał na ich los i ulżył. Rzeczywiście można ten list odebrać jako element przetargu przedwyborczego.
Przypomniał mi się przy tej okazji wieczór wyborczy Piotra Grzymowicza w lokalu PSL, gdy wygrał swoje pierwsze wybory w skróconej kadencji. Salę przy Kajki wypełniła PRL-owska nomenklatura. Z przedsiębiorców rozpoznałem Romualda Centkowskiego, który wyznał mi, że firmy budowlane bardzo liczą na Grzymowicza, że da zlecenia, bo ledwo zipią.
I rzeczywiście wkrótce sprzęt Centbetu pojawił się na wielu olsztyńskich budowach. Finał znamy, jest oskarżenie prokuratorskie. Dzisiaj prezydent Grzymowicz odżegnuje się od Centbetu, twierdzi że sam się właściciel wkręcał jako podwykonawca i bezpodstawnie powoływał na układy z Piotrem Grzymowiczem.
Jako mieszkańcy chyba nie chcielibyśmy, żeby efektem Listu otwartego było wykreowanie prezydenta, który będzie marionetką w ręku deweloperów? Już to przerabialiśmy za kadencji Andrzeja Ryńskiego, gdy ratusz opanowali ludzie ze spółek komunalnych, by się na nich uwłaszczyć.
Jeśli to nie ma by kolejny skok na ratusz, ale tym razem w wykonaniu firm budowlanych, to należałoby taki List skierować przede wszystkim do mieszkańców Olsztyna.
Tym bardziej, że zarzut, iż deweloperzy są traktowani instrumentalnie musi budzić co najmniej zdziwienie. Patrząc na realizowane od lat przez deweloperów inwestycje trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z ich dyktatem, począwszy od budowy „katafalku" przy ratuszu zwieńczonego LED-owym ekranem wyświetlającym reklamy i betonowego schronu (galeria handlowa Alfa).
Deweloperzy starają się wycisnąć z każdego cm2 gruntu maksimum zysku, stąd ciasna zabudowa, bloki wchodzące na siebie, brak w osiedlach terenów zielonych i rekreacyjnych. Sam tego doświadczam w osiedlu zbudowanym w Redykajnach przez WPB. O bucie i arogancji niektórych deweloperów świadczy choćby grożenie przez WPB członkini Rady Osiedla Redykajny pani dr Annie Mackowicz procesem sądowym za to, że ośmieliła się skrytykować projekt inwestycji mieszkaniowej nad jez. Podkówka. Jak pewni siebie są deweloperzy świadczy to, że WPB rozpoczęło tam budowę mimo protestów sąsiadów. Dopiero sąd ich musiał poskromić. WPB zwinęło sprzęt i zostawiło ogromny wykop pod fundament.
Ostatni kwiatek z łączki spełniania przez miasto życzeń deweloperów, to przymiarka do wyrażenia zgody na budowę przy al. Warszawskiej budynków o wysokości do 8 kondygnacji.
Być może jest tak, że są równi i równiejsi. Jak mi powiedział prezes Olsztyńskiej Izby Budowlanej, owszem ratusz ma tylko 30 dni na wydanie decyzji, ale wystarczy, że przyczepi się do przecinka w podaniu i przedsiębiorca czeka kolejne 30 dni i w ten sposób deweloper, który nie jest w układzie, może czekać na decyzję i 9 miesięcy.
Czy sygnatariuszom Listu rzeczywiście chodzi o to, by WSZYSTKIE podmioty gospodarcze były traktowane tak samo, a WSZYSTKIE decyzje urzędników były transparentne? Jednym słowem, czy chodzi im o prezydenta, który będzie dbał o interesy wszystkich mieszkańców, czy tylko pewnej uprzywilejowanej grupy?
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość