Niemiecki dziennikarz Klaus Bachmann twierdzi w „GW", że wielu „żołnierzach wyklętych" (pisownia oryg.) walczyło nie za wolność i demokrację, a za Polskę wolną od mniejszości narodowych, wolną od Żydów i za ustrój autorytarny.
Bachmann swoje rewelacje opublikował w ramach dorocznej ankiety „GW" „Majstersztyk i bubel 2013 roku". Przewrotnie majstersztykiem dla dziennikarza było to: „jak dzięki polskim narodowcom „żołnierze wyklęci" zostali powszechnie uznanymi bohaterami polskiej historii". Powracam do tego artykułu, gdyż do dzisiaj nikt go nie skomentował.
Rzeczywiście, to majstersztyk, gdyż celem morderców, agentów Moskwy, którym Stalin oddał Polskę w pacht było nie tylko dokończenie dzieło zaczętego w Katyniu, ale także zabicie pamięci po wsze czasy o najwierniejszych Ojczyźnie patriotach polskich. W tym celu wrzucali ciała storturowanych bohaterów do bezimiennych dołów, a na nich stawiali pomniki ich oprawcom.
Nie udało się ani jedno, ani drugie, mimo ogromnego zaangażowania „Gazety Wyborczej", która kontynuowała dzieło swoich dziadków i ojców z KPP, zohydzając polskich patriotów, Powstanie Warszawskie sprowadzając do polowania na ocalałych z getta Żydów, a postawę całego narodu podczas okupacji hitlerowskiej redukując do stodoły w Jedwabnem. Mokotowska Łączka oddaje kości bohaterów ich najbliższym i Ojczyźnie, które zostaną z szacunkiem pochowane.
Jeśli ta narracja nie dziwi w przypadku redaktorów „GW" korzeniami tkwiących w KPP, to atak na polskich bohaterów w wykonaniu niemieckiego dziennikarza musi szokować. Tak jak zaszokowało nas zaproszenie przez lewaków z „Krytyki Politycznej" bojówkarzy z Berlina do pacyfikacji Marszu Niepodległości.
Bachmann napisał:
„Określenie „żołnierze wyklęci" ma ustawiać pod wspólnym dachem prześladowanych przez władze ludzi, którzy ze sobą wiele wspólnego nie mieli. To, co ich łączy, ale niemal wyłącznie pośmiertnie, to to, że ktoś ich rzekomo wyklął, cokolwiek to ma znaczyć – represje, morderstwa, tortury czy po prostu to, że się o niektórych formacjach nie mówiło (...). W ten sposób walczący z przekonania, zwykli rabusie, ludzie bez wyjścia i nadziei znajdują się w jednym wspólnym worku ofiar komunistów".
Oczekuje od Bachmanna, że wskaże tych „rabusiów", których czczą dzisiaj w Polsce patrioci? Czy ma na myśli 17-letnią sanitariuszkę „Inkę" Danutę Siedzikównę, gen. Fieldorfa-Nila, rotmistrza Pileckiego, a może Łukasza Cieplińskiego „Pługa", o którym wstrząsający tekst ukazał się na portalu Wolnych Związków Zawodowych.
Kto z tej długiej listy, których kości odkopano na Mokotowskiej Łączce był „rabusiem"? Bo właśnie tych bohaterów czcimy, jako „żołnierzy wyklętych" . Rabusiem, owszem był bohater sztandarowej lektury PRL-u „Popiół i diament". Prawdziwy bohater tej powieści, z którego Andrzejewski zrobił szlachetnego PPR-owca zginął podczas bandyckiego napadu na mieszkańców jednego z domów. Ujawnił to w swojej książce przed laty Krzysztof Kąkolewski (nb. pierwowzór Maćka Chełmickiego, który strzelił do bandziora mieszkał w Olsztynie)
Skąd Bachmann czerpał wiedzę, oprócz łamów „GW", o tym, że wielu żołnierzy wyklętych było rabusiami? Niech niemiecki dziennikarz wskaże źródła, na których się oparł pisząc, iż „wielu z nich nie walczyło ani za demokrację, ani za wolność, lecz na przykład za Polskę wolną od mniejszości narodowych, wolną od Żydów i za ustrój autorytarny".
Naszym prawdziwym problemem, redaktorze Bachmann jest jeszcze bardzo silna partia moskiewska, która właśnie dała o sobie znać po tym, jak samorząd Pieniężna podjął uchwałę, iż chce aby usunięto spod tego miasta pomnik kata żołnierzy AK (idąc tropem Bachmanna zapewne Czerniachowski zamordował polskich faszystów, więc należy mu się pomnik i wieczna cześć potomków tych żołnierzy). Jak silna jest w Polsce partia moskiewska zobaczyliśmy na ostatniej sesji sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego. Wicemarszałek J. Słoma (PO) bronił pomnika i straszył radnych PiS Moskwą. I to jest najbardziej smutne, bo walka o pomnik w wykonaniu jego budowniczego, b. I sek. KM PZPR w Pieniężnie Władysława Mańkuta, obecnie szefa SLD na WiM, czy posła SLD T. Iwińskiego nikogo nie zaskoczyła.
Polskim problemem są komunistyczni patroni wielu ulic, placów, szkół. W Bartoszycach Hufiec Chorągwi Warmińsko-Mazurskiej ZHP nosi imię Aleksandra Kowalskiego "Olka" – sowieckiego szpiega zrzuconego na teren okupowanej Polski, który został członkiem KC PPR. Phm. Jarosław Góral ani myśli zmieniać patrona na harcerzy „Szarych Szeregów". Jak zwykle przy takich okazjach zasłania się brakiem pieniędzy na zmianę sztandaru i pieczątek. Chce na to 10 tys. zł.
Artykuł Bachmanna wpisuje się w politykę Niemiec, które konsekwentnie od lat z ludobójcy stają się ofiarą jakiś „nazistów", a z prawdziwych ofiar, jak w serialu „Nasze matki, nasi ojcowie", robią wspólników nazistów.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość