Zdumiałem się w jaki sposób olsztyńska „Gazeta Wyborcza” odnotowała 32. rocznicę stanu wojennego. Mianowicie wywiadem z Andrzejem Smolińskim, obecnie działaczem PO. Ku swemu zdumieniu dowiedziałem się, że był w grupie organizującej strajk 13 grudnia w OZOS-ie?!
Gdyby tak było, to by zasiadł na ławie oskarżonych wraz z rzeczywistymi organizatorami strajku: Anną Żurawek-Niszczak, Włodzimierzem Romaniukiem, Józefem Kociubą i przewodniczącym Komitetu Strajkowego Zbigniewem Przewłockim, którzy zostali skazani na kary więzienia.
Jak było naprawdę i jaką rolę odegrał w tych wydarzeniach Andrzej Smoliński dowiedziałem się robiąc audycje dokumentalne i przeprowadzając wywiady z rzeczywistymi bohaterami. Przeczytajmy wspomnienie Anny Żurawek-Niszczak i inż. Zbigniewa Przewłockiego.
Najpierw jednak, to co powiedział dziennikarce „Gazety Wyborczej” Andrzej Smoliński:
„Byłem wówczas u rodziny pod Miłomłynem. Kiedy tylko dowiedziałem się o wprowadzeniu stanu wojennego, od razu wróciłem do Olsztyna i pojechałem do fabryki opon. Na głównej bramie stał strażnik, więc wszedłem boczną i odnalazłem swoich kolegów. Było nas około dziesięciu. Zaczęliśmy przygotowywać strajk. O północy złapali mnie mundurowi i zaprowadzili do gabinetu dyrektorskiego. Po jednej czy dwóch godzinach przewieźli mnie na milicję, na ulicę Partyzantów.
- Jak długo tam pana trzymali?
- Moi koledzy o godz. 6 ogłosili strajk i przerwali pracę. Jedno spośród ich żądań dotyczyło wypuszczenia mnie. Około godz. 8 milicjanci mnie zwolnili. Kazali mi namawiać kolegów do zaprzestania protestu. Wróciłem do fabryki, ale oczywiście nikogo nie namawiałem do podjęcia pracy.
- Jak długo trwał strajk?
- Około godz. 18 stwierdziliśmy, że nie mamy najmniejszych szans i zdecydowaliśmy, że opuszczamy zakład pracy. Za zorganizowanie strajku cztery osoby dostały wysokie wyroki. Ja nie dostałem. Byłem jednak pod nadzorem milicji. Co jakiś czas wzywali mnie na przesłuchania pod byle jakim, często wymyślonym zarzutem. Podczas tych przesłuchań byli bardzo wulgarni. Trwało to kilka miesięcy”.
Cały tekst TUTAJ:
Wspomnienie inż. Zbigniewa Przewłockiego, założyciela „S” w OZOS-ie i przewodniczącego KZ „S”:
- 12 grudnia 1981 roku wracałem ze spotkania „Sieci” (porozumienie KZ „S” największych fabryk w PRL), w domu byłem tuż przed północą. Przed pierwszą w nocy pukanie do drzwi, dwoje ludzi z OZOS-u, mówią że w mieście coś się dzieje, telefony nie działają, a szyby w drzwiach wejściowych do biurowca przy Dąbrowszczaków, gdzie mieści się ZR „S” są wybite. Udałem się do OZOS-u. Co rusz ktoś przybiegał z wieściami o aresztowaniach. Pomyślałem, że jest to prowokacja podobna do bydgoskiej. Wysłałem paru kolegów do Ani Żurawek, żeby sprawdzili, czy nie została aresztowana i ewentualnie poradzili jej, by na resztę nocy poszła do znajomych.
I tak przyszedł ranek w niedzielę 13 grudnia. Przed 7.00 przyszedł do nas, do KZ „S” (pokój znajdował się w biurowcu) dyr. Oziębło i zaprosił do swojego gabinetu, gdzie wysłuchaliśmy przemówienia gen. Jaruzelskiego. Wszyscy byliśmy zszokowani.
Wokół OZOS-u zaczęli gromadzić się mieszkańcy Olsztyna. Z zewnątrz przyszła do nas polonistka, działaczka ZR „S” Grażyna Langowska z Ireną Czinczoł-Włudyką z wykładowczynią ze szkoły muzycznej. Zredagowały odezwę do mieszkańców. Ok. godz. 14.00 dyr. Oziębło po powrocie od wojewody zażądał byśmy opuścili swoje pomieszczenie. Poprosiłem osoby spoza OZOS-u, by opuściły zakład. Nie chciałem ich narażać. Przenieśliśmy się na halę, zabraliśmy dokumenty, kasetkę i plakaty strajkowe przygotowane przez Annę Żurawek i udaliśmy się do dyżurki mechaników.
Powiedziałem tej garstce, która była ze mną, że każdy musi gdzieś się ukryć na noc na terenie fabryki, bo jak będziemy siedzieć razem, to nas zgarną. Od trzech dni nie spałem, więc z radościa przyjąłem propozycję Włodka Koprowskiego i jego kolegi, że znajdą mi kryjówkę w elektrociepłowni. Ukryli mnie 4 metry nad podłogą, na takiej półce. Ale w pewnym momencie telefon do elektrociepłowni od Wiesława Rondomańskiego i Andrzeja Smolińskiego którzy nie ukryli się, tylko siedzieli na widoku w mistrzówce. Bardzo nalegali, że chcą się ze mną zobaczyć. Poszedłem do nich, do tej mistrzówki PWR (dział opon radialnych). Nalegali, żebym zadzwonił do dyr. Oziębły. Zadzwoniłem. Odebrał dyr. Wrzosek i koniecznie chciał się spotkać w „bardzo ważnej sprawie”. Powiedziałem, że idę do niego, ale przed Smolińskim i Rondomańskim udałem tylko, że idę do biurowca, by przemknąć do ciepłowni. W czasie kluczenia po fabryce natknąłem się na przerażonego kolegę z KZ „S”. Opowiadał, że został zaatakowany przez głównego mechanika Zygmunta D. i dyr. Wrzoska, którzy mieli wymachiwać pistoletami i grozić, że wystrzelają wszystkich z „S”. Nakazali mu, żeby mnie odszukał. Powiedziałem, że właśnie idę do dyrektora i poradziłem, widząc w jakim jest stanie, by poszedł do domu. Sam ukryłem się w ciepłowni na tej swojej półce. Pół godziny później słyszę głosy i przez konstrukcję widzę z góry mundury wojskowe i dyr. Oziębło. Szukali mnie. Dyrektor mówi „on tu musi być!”. Nie wpadli na to, że jestem 4 metry wyżej i poszli dalej. Tak przetrwałem noc.
Relacja z wydarzeń nocnych inż. Wiesława Rondomańskiego członka ZR „S”, delegata na I Krajowy Zjazd „S”:
- Byłem ze Smolińskim w mistrzówce, wchodzi ekipa z dyrekcji, z dyr. Wrzoskiem. Że chcą z nami porozmawiać, poszliśmy, ale Zbyszek Przewłocki się nie pojawił w biurowcu, a mnie i Smolińskiego wzięli na komendę. Sami nie wiedzieli co z nami robić. Przyniósł lojalkę, ja że muszę uzgodnić z kolegami, czy to można podpisać, odwieźli mnie do domu i kazali nie ruszać się. Nad ranem dyrektor przysłał po mnie auto, że mam przyjechać do OZOS-u. Na miejscu dowiedziałem się, że załoga strajkuje, bo mnie i Smolińskiego aresztowano, więc mieliśmy pokazać się załodze i wezwać do przerwania strajku, ale ja do niczego nie nawoływałem. Można powiedzieć, że wziąłem udział w strajku na zaproszenie dyrektora.
Ciąg dalszy wspomnień Zbigniewa Przewłockiego:
- W poniedziałek 14.12. przed 6 rano zszedłem do hali. Było już z 300 – 400 ludzi, ale tłum szybko rósł i doszedł chyba do 1200 ludzi. Poinformowałem załogę o aresztowaniach, powiedziałem, że mamy niezbywalne prawo do poszanowania naszej godności, do związku zawodowego, i że powinniśmy żądać zwolnienia aresztowanych, odwołania zawieszenia związków. Mówiłem, że jest zbrodnią używanie wojska, które przysięgało bronić Ojczyzny do walki z własnym narodem. Powinniśmy przeciwko temu zaprotestować. Uzmysłowiłem jednocześnie powagę sytuacji i dałem chwilę do namysłu. Jednak ludzie nie wahali się. Największe zaskoczeniem było dla mnie gotowość wielu ludzi na wszystko. Jeden z robotników, który miał rodzinę, powiedział mi: „nie chcę znów żyć jako niewolnik, wolę zginąć”. Brakowało jednak wielu kolegów z KZ „S”. Ci, co przyszli, schowali się w tłumie. Zostali ze mną: Ania Żurawek, Jurek Kociuba i Włodek Romaniuk. W związku z tym zaproponowałem, by ludzie skupili się wydziałami i wybrali spośród siebie przedstawicieli do Komitetu Strajkowego. Wybrani do KS zgromadzili się w mistrzówce opon radialnych. Pojawił się dyr. Oziębło. Robotnicy zaczęli krzyczeć do niego, że „partia i Jaruzelski wydali wojnę narodowi”, że „nie wystrzelacie nas wszystkich, bo kto będzie na was pracował?” Pojawił się też płk Józef Gierałtowski. Zaczął ostro pokrzykiwać. Osadziłem go, że nie jest w koszarach, a my nie jesteśmy rekrutami, by na nas wrzeszczeć. Przeprosił. Ludzie pytali go, komu składał przysięgę? Narodowi, a teraz walczy z własnym narodem?
Następnie pojawili się prokuratorzy, którzy odczytali dekret o stanie wojennym, gdy doszli do zagrożenia karą śmierci Jerzy R. zaintonował hymn „Jeszcze Polska nie zginęła”. Nigdy jeszcze nie słyszałem tak gromkiego śpiewu. Prokuratorzy wyszli (jak mi po latach wyznał prok. M. Orzechowski, który był wysłany do OZOS-u, widział jak funkcjonariuszom ZOMO i wojsku wydano ostrą amunicję – przyp. Adam Socha).
- Zarządziłem, by stołówka wydała ludziom posiłek regeneracyjny. Okazało się że, kierowniczka stołówki dostała polecenia zamknięcia jej. Tuż przed godz. 13.00 dyr. Oziębło ogłosił, że zakład jest zamknięty i pracownicy mają opuścić fabrykę. Ludzi przychodzących na II zmianę zawrócono spod bramy do domu. Przybyły dodatkowe siły milicyjne, wzmocniono kordon wokół OZOS-u.
Czułem ogromny ciężar odpowiedzialności. Mogła polać się krew, bo władze były wściekłe, że sztandarowy czerwony zakład regionu stał się bastionem Solidarności. Nie mogłem dopuścić do rozlewu krwi, bo jak bym później mógł wdowom, albo osieroconym dzieciom spojrzeć w oczy. Dlatego postanowiłem odesłać do domu kobiety, które miały dzieci, a więc praktycznie wszystkie panie. Jednak ok. 30-40 kobiet odmówiło wyjścia i zostało z nami. Wybranym do komitetu strajkowego poleciłem by rozesłali część ludzi do domów celem zorganizowania prowiantu. Józek Kociuba i ja kazaliśmy też wyjść najbardziej zaufanym ludziom, żeby kontynuowali działalność w konspiracji, po naszym aresztowaniu. Zostało nas może 300 pracowników.
- Na wypadek „czarnego scenariusza”, gdyby jednak otwarli ogień do bezbronnego tłumu, poleciłem część butelek po wodzie mineralnej napełnić benzyną. Uciekać mieliśmy kanałem energetycznym. Ostatecznie, gdy zaczął po nas iść oddział ZOMO, kazałem odsunąć butelki z benzyną na bok. Bałem się prowokacji, albo, że komuś puszczą nerwy i dojdzie do tragedii. Ok. 21. 30 pojawił się oddział ZOMO i milicjanci po bokach i z tyłu. Walili pałami w tarcze i szli na nas.
Dyrektor wzywa do opuszczenia zakładu, gwarantuje, że na terenie zakładu nic nam nie zrobią. Jednak chciałem dać ludziom poczucie, że ocalili własną godność, chciałem, żeby wyszli z podniesiona głową, więc sami nie wychodzimy, niech nas wypchną. Zaczynają nas wypychać. Dalej stał szpaler żołnierzy pod bronią, jakieś dziewczyny podbiegły do nich pytając o nazwiska widocznie swoich braci, którzy służyli w wojsku, u niektórych żołnierzy widziałem łzy w oczach.
- Za kordonem wojska i milicji pod OZOS-em był spory tłum mieszkańców, więc wmieszałem się w tłum, znalazł mnie brat i zabrał na noc do siebie. Wiedziałem, że nie mam co iść do domu, bo mnie aresztują. Potwierdziła to później żona. Byli o północy, walili w drzwi, pobudzili dzieci (córka – 6 lat, syn – 8 lat).
Następnego dnia, 15.12 dowiedziałem się, że dyrektor nakazał stawienie się służbom technologicznym, więc poszedłem. Wychodząc po 14.00 zobaczyłem, że brama boczna jest już obstawiona, chodził tam Kaczanowski, domyśliłem się, że ma mnie wskazać esbekom w tłumie. Byli zresztą esbecy przydzieli do OZOS-u na stałe: Dziuba i Jaguszewski. Złapali mnie i wepchnęli do auta.
Wspomnienie Anny Żurawek-Niszczak:
- Wprowadzenie stanu wojennego to był zamach na moją godność, na moją wolność, na moją niezależność. We mnie coś pękło... Człowiek był tak zachłyśnięty tym wszystkim, co otrzymał..., bo to co przyniosła Solidarność w 80. roku, to ja to dostałam w darze. Nie chciałam się z tym pogodzić, że nam ten dar zabierają. Była we mnie złość, gniew, frustracja, no i strach, bo jeśli ktoś teraz mówi, że się nie bał, to ja uważam, że kłamie, bo ja się bałam. Nie wiedziałam, co mnie może spotkać.
- O tym, że coś się dzieje dowiedziałam się o 12.00 w nocy z 12 na 13 grudnia. Przyszedł do mnie człowiek z Zarządu Regionu, że SB weszło w nocy do siedziby Zarządu. To ja otworzyłam lodówkę, wzięłam pęto kiełbasy i chleb, i wyszłam na ulicę, akurat jechała „10” do zajezdni, machnęłam, o dziwo, kierowca zatrzymał się i zawiózł mnie do OZOS-u. Poszłam do pokoju komisji zakładowej naszego związku. Tam już zastałam innych członków. Przesiedzieliśmy do rana, a w niedzielę rano dowiedzieliśmy się, że wprowadzono stan wojenny.
- Ale członkowie komisji, to nie byli ludzie, którzy by się rozeszli. Postanowiliśmy przetrwać do poniedziałku, aż przyjdzie I zmiana, bo w niedzielę zakład był pusty. Przyszedł do nas dyrektor i kazał nam opuścić nasz pokój w biurowcu i iść do domu. Biurowiec opuściliśmy, ale poszliśmy na zakład i każdy gdzieś się ukrył. Zakład jest tak duży, że jak ktoś chce się schować, to i tydzień go nie znajdą. Dlatego zaskoczyło mnie, że w nocy SB znalazło ukrytych na terenie zakładu Wieśka Rondomańskiego i Andrzeja Smolińskiego.
- W poniedziałek rano 14.12., gdy przyszła do pracy I zmiana, każdy z nas poszedł na swój wydział i zwołał zebranie. Zapadła decyzja o strajku solidarnościowym w związku z internowaniem działaczy i aresztowaniem naszych kolegów. Drugiej zmiany już do firmy nie wpuszczono. Zakład był obstawiony przez wojsko i ZOMO. Wzywano rodziny do zakładu, żeby wywierali naciski na strajkujących, żony mówiły mężom, że stracą pracę. Ale ludzie byli nieugięci.
Wyszliśmy dopiero, gdy przywieźli Rondomańskiego i Smolińskiego, i gdy weszło do środka ZOMO. Wychodziliśmy w szpalerze wojska. To, że nie doszło do tragedii, to zasługa przewodniczącego Zbyszka Przewłockiego. W zakładzie były noże walcownicze, benzyna; kazał to wszystko pochować, żeby jakiś prowokator tego nie użył. Wyszliśmy z flagą Polski i odśpiewaliśmy hymn.
Mnie aresztowano na drugi dzień. To było dla mnie coś strasznego... Człowiek, który czuje się wolny, nagle zostaje zamknięty, nie wiadomo za co. Wiedział, że strajkował w słusznej sprawie. Samo założenie kajdan, samo zamknięcie kobiety w areszcie, bez sanitariatów... kobieta trudniej to przechodzi, kobietę łatwiej jest poniżyć...
WYROKI
Zbigniew Przewłocki w II 1982 skazany został wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Olsztynie na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, osadzony w ZK w Bartoszycach, następnie w Braniewie i Łęczycy, 17 III 1983 zwolniony na skutek zawieszenia wyroku; zwolniony z pracy. 1983-1986 uczestnik akcji organizowanych przez podziemną „S” w Olsztynie. Pozbawiony pracy. Rzemieślnicy, którzy go zatrudniali byli zmuszani przez SB do zwalniania go. Inni wykorzystywali jego położenie i nie płacili za pracę. Pozbawiony środków do życia, mając na utrzymaniu dwoje małych dzieci, do tego niepełnosprawnych, został zmuszony do emigracji. Wyjechał do Kanady w 1986 roku.
Anna Żurawek-Niszczak 15 XII 1981 zatrzymana, następnie aresztowana, przetrzymywana w AŚ w Ostródzie, 6 II 1982 skazana w trybie doraźnym wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Olsztynie na 3 lata więzienia, osadzona w ZK w Grudziądzu i Bydgoszczy-Fordonie, zwolniona w XII 1982. Zwolniona z pracy; 1982-1983 bez zatrudnienia. Póżniej dostałą pracę w alboratorium, do OZOS-u wróciła po 1989 roku. Działała w podziemiu. Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2009).
Józef Kociuba 15 XII 1981 aresztowany, przetrzymywany w AŚ w Olsztynie, 6 II 1982 skazany w trybie doraźnym przez Sąd Wojewódzki w Olsztynie na 3 lata więzienia i 2 lata pozbawienia praw publicznych, osadzony w ZK w Braniewie, następnie w Łęczycy; zwolniony w III 1983 na mocy aktu łaski.
Włodzimierz Romaniuk 15 XII 1981 aresztowany, osadzony w AŚ w Olsztynie. 6 II 1982 skazany w trybie doraźnym wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Olsztynie na karę 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności oraz 2 lata pozbawienia praw publicznych, osadzony w ZK w Bartoszycach, Braniewie i Łęczycy. Zwolniony w III 1982 na mocy aktu łaski.
*Andrzej Smoliński to wieloletni działacz "Solidarności". Był w komisji zakładowej "Solidarność" w Olsztyńskim Zakładzie Opon Samochodowych. Z 13 na 14 grudnia współorganizował tam strajk, w którym protestujący domagali się uchylenia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. W latach 90. zasiadał we władzach krajowych i regionalnych związku w Olsztynie. Był posłem III kadencji z listy AWS. Rencista. Działacz PO.
Wiesław Rondomański. Pracował bez problemów w OZOS-ie. Po 1989 roku członek prezydium ZR „S” i członek Rady Nadzorzcej OZOS/Michelin. Obecnie na emeryturze.
Opr. Adam Socha
POSŁUCHAJ TEż AUDYCJI NA TEN TEMAT
Skomentuj
Komentuj jako gość