„Nie obrzydzajmy sobie naszego zwycięstwa. Cieszmy się wolnością” – zaapelował redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski w związku z 24 rocznicę wyborów 4 czerwca. Jego apel zdobi jakiś dziwny ptak, chyba replika czekoladowego orła? No tak, żyjemy w dwóch różnych państwach, teraz nawet każde z nich ma inne godło – w jednym żyją beneficjenci Okrągłego Stołu, w drugim ci, którym wyznaczono rolę nawozu historii i parobków tych pierwszych. Dlatego to nie jest „nasze” a wasze zwycięstwo.
Dlatego Jarosław Kurski and company ma powody, by dzisiaj wznosić toasty szampanem i radować się ze stanu swoich kont, swoimi rezydencjami, wczasami w egzotycznych częściach świata i przynależnością do „europejskiej elity”.
I tak powinienem się cieszyć, gdyż Jarosław Kurski łaskawie godzi się na to, że Polska „jest domem dla wszystkich, bez względu na to, kto z demokratycznego mandatu sprawuje władzę”, a więc i dla niedorżniętej watahy, moherowego bydło i smoleńskiej sekty, która niedawno została zaliczona przez Adama Michnika do faszystów.
Muszę uczciwie przyznać, że dostałem zaproszenie do tego eksluzywnego klubu właścicieli PRL-bis i je odrzuciłem. A było to tak... Grupa spiskowców, która powołała stowarzyszenie „Olsztyński Klub Obywatelski” spotkała się w domu parafialnym przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Olsztynie, by wytypować kandydatów do powstającego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie oddział Olsztyn, a de facto kandydatów na posłów i senatorów (nielegalne stowarzyszenie OKO powołało środowisko związane z dwutygodnikiem katolickim „Posłaniec Warmiński”). Z Jerzym Szmitem otwarcie odrzucaliśmy Okrągły Stół (uzasadnialiśmy naszą decyzję na łamach „Posłańca Warmińskiego”), ale nie było nam obojętne, kto z naszego grona zostanie dopuszczony do zrobienia sobie zdjęcia z Lechem Wałęsą. Szczególnie nie chcieliśmy dopuścić, by tym kandydatem został człowiek, co do którego prawdziwej roli w opozycji mieliśmy coraz silniejsze podejrzenia. Człowiek ten był bardzo zaangażowany w budowę ustroju komunistycznego, pisał przemowy I sekretarzom KW PZPR, (pierwszy raz dwuznaczną rolę odegrał w olsztyńskim Październiku 1956 roku, ale o tym wiem dopiero od niedawna z opracowań historyków IPN).
Czy znał nasze rozmowy i wiedział, że zgłosimy stanowczy protest przeciwko jego kandydaturze, czy nas wyczuł? W każdym razie wyprzedził nas oświadczeniem, że był współpracownikiem UB i dlatego nie będzie kandydował. Po tym wyznaniu wszyscy oniemieli. Odebrało nam mowę. Szybko wyłoniliśmy kandydatów (Erwin Kruk, Józef Lubieniecki, Zenon Złakowski) i wyszliśmy przed kościół. Podszedł do mnie zdruzgotany prof. Antoni Żebracki ciągle nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał.
Nieoczekiwanie były (?) agent podszedł też do mnie i zaprosił do swojego auta. Tam złożył mi propozycję: „Wiesz, że powstaje „Gazeta Wyborcza”, poszukują korespondenta z Olsztyna, zaproponowałem ciebie”. „ A kogo potrzebują – zapytałem bez namysłu – propagandysty czy dziennikarza?”. „No wiesz, na tym etapie, czekają nas wybory, potrzebna jest propaganda” - usłyszałem w odpowiedzi. „A to ja dziękuję” - rzuciłem i wysiadłem z auta.
Później już tylko bezsilnie obserwowałem jak ów człowiek stał się szarą eminencją Komitetu Obywatelskiego w Olsztynie, jako jego sekretarz, a prof. Żebracki stał się kukiełką w jego ręku, jak następnie przeprowadził operację przekazywania „Gazety Olsztyńskiej” we właściwe ręce. Nie podaję jego nazwiska, bo człowiek ten zmarł.
No więc, wystarczyło wówczas pod kościołem NSPJ powiedzieć „tak”, a dzisiaj nie byłbym zmarginalizowanym dziennikarzem. Mój wybór. Ale milionom nie dano takiego wyboru. Od samego początku mieli stać się pokornym bydłem. I trzeba przyznać bardzo długo te miliony godziły się na tę rolę. Ale „bydło” w folwarku zwierząt się przebudziło i chciałoby przegonić z domu świnie i „ludzi honoru”, więc trzeba wmówić oświeconej Europie, że to faszyści. Oświecona Europa, dla której katolik=faszysta wyśle nawet swoje siły policyjne, gdyby „bydło” wyszło na ulice i zaczęło szturmować pałace władzy. Na szczęście serwery Państwowej Komisji Wyborczej są w Moskwie, więc pijcie szampana, radujcie się, paradujcie z czekoladowym orłem, tylko nie każcie mi cieszyć się razem z wami.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość